Gryzzelda: powoli ale do przodu
Moderator: infernal
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
Rok urodzenia: 1985
Wzrost: 165
Waga: 50
Dzieci: blizniaki 3 lata
Lokoalizacja: Kraina Deszczowcow (Stavanger)
Nigdy nie lubilam biegac. W ogole nie lubilam wuefu. A jak nam sie trafily biegi 'dookola jeziora' to bylam najnieszczesliwsza osoba na swiecie. Pomimo niklej postury (a moze wlasnie dlatego) nawet krotki biego powodowal u mnie zadyszke, bol miesni, bol gardla, bol glowy i ogolne bardzo zle samopoczucie
No ale stalo sie. Postanowilam poprawic swoja kondycje, jak wszedlszy na 3 pietro mialam taka zadyszke, ze kolega z pracy sie mnie zapytal dlaczego bieglam. No a bieganie to chyba najprostsze co mozna zrobic, nie? Po porstu wyjsc z domu jak jest wolne pol godziny i ruszyc przed siebie. Tak tez zrobilam i chyba podlapalam bakcyla Po miesiacu raczej mniej niz bardziej intensywnych marszobiegow sprawia mi to niesamowita przyjemnosc i nie chce przestac.
Na razie pogoda sprzyja, gorzej jak sie zaczna jesienne ulewy i wichury dlatego postanowilam zalozyc tego bloga, zeby nie stracic motywacji. Zadne bicie rekordow na razie mi nie grozi, w zawodach tez nie chce startowac. Chce po prostu miec lepsza kondycje i spedzac te kilka godzin w tygodniu wylacznie skupiona na sobie i swoich myslach: nie na pracy, nie na domu, nie na dzieciach.
Ostatnio zmieniony 06 sty 2013, 17:05 przez Gryzzelda, łącznie zmieniany 1 raz.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
09.07.2012 Poniedzialek
Tak sobie dodam jeszcze moj najlepszy jak do tej pory bieg uskuteczniony w zeszlym tygodniu.
To byl zdecydowanie moj dzien. Interwaly 3 min biegu, 3 min marszu. Szlo mi tak dobrze, ze postanowilam pobiec troche dookola mojej gorki w drodze do domu i... zgubilam sie. Tak, Panie i Panewki (jak to mowi ulubiony boheter mioch dzieci, Zlomek), zgubialam sie 3 km od domu. Zrobilam petelke i przez to dostalam takiego zastrzyku adrenaliny, ze bieglam bez przerwy przez 6 min pokonujac w ten sposob dystans 1 km.
Oczywiscie nastepnego dnia musialam za to zaplacic nie tylko bolem nog, ale i gardla, przez co jeden trening mi wypadl w zeszlym tygodniu ale domniemane przeziebienie rozeszlo sie po kosciach i do 3 dniach wrocilam do siebie.
Yeah!
Dystans: 5,03 km
Czas: 38 min
Srednia predkosc: 7:39 min/km
17.07.2012 Wtorek
Dzis zroblam najbardziej szalona rzecz w moim zyciu. Jakby ktos mi powiedzial jeszcze rok temu ze bede odstawiac takie akcje, to bym sie tylko w glowe popukala. Ja? Nigdy w zyciu.
N E V E R
Tak wiec po naczytaniu sie tegoz forum i radosnej tworczosci biegaczy zaczelam sie zastanawiac jak to jest z tym bieganiem rano. Czy to rzeczywiscie dodaje energii na caly dzien? Czy czlowiek naprawde lepiej sie czuje? Ja nienawidze porankow i rozne sposoby juz probowalam na ich oslode, ale jakos mi nie wychodzi. Wiec czemu by nie sprobowac tego biegania?
Nastawilam budzik na 6 rano i pelna niepokoju poszlam spac. Obudzilam sie o 5. Pada. Mysle sobie, o, mam wymowke, nie ide. Obudzilam sie o 5.30. Nie pada. Oj. 5.50 dalej nie pada, wiartu brak, 12 stopni na termometrze, mysle sobie, raz kozie smierc. Zwleklam sie z wyra, wdzialam moje niebieskie legginsy, wypilam szklanke soku marchewkowego i ruszylam.
Pierwszy kilometr to rozgrzewka i proba dobudzenia sie. Chod, marsz, wymachy ramion, przystanek na rozciaganie, marsz, podskoki itp. W koncu zrezygnowalam z prob dobudzenia sie i ruszylam ospale. W glowie kolatalo mi tylko 'co ja tu robie?' i 'dlaczego sie tak katuje?'. Nie mialam sil zeby rozwinac jakas predkosc i ledwo dawalam rade moje narzucone interwaly 4 min biegu i 2 marszu. Masakra. Po powrocie do domu powiedzialam sobie 'nigdy wiecej'.
Ale. Caly dzien w pracy bylam jakas taka ozywiona. No czulam sie dobrze. Lepiej niz zwykle. Nie przysypialam nad moim nieszczesnym niedopisanym artykulem. No i moglam sie wszystkim pochwalic jaka to jestem dzielna :D Takze teraz ogarniaja mnie watpliwosci: moze jednak powinnam jeszcze kiedys sprobowac?
Dystans: 3,32 km
Czas: 28 min
Srednia predkosc: 8:26 min/km
Tak sobie dodam jeszcze moj najlepszy jak do tej pory bieg uskuteczniony w zeszlym tygodniu.
To byl zdecydowanie moj dzien. Interwaly 3 min biegu, 3 min marszu. Szlo mi tak dobrze, ze postanowilam pobiec troche dookola mojej gorki w drodze do domu i... zgubilam sie. Tak, Panie i Panewki (jak to mowi ulubiony boheter mioch dzieci, Zlomek), zgubialam sie 3 km od domu. Zrobilam petelke i przez to dostalam takiego zastrzyku adrenaliny, ze bieglam bez przerwy przez 6 min pokonujac w ten sposob dystans 1 km.
Oczywiscie nastepnego dnia musialam za to zaplacic nie tylko bolem nog, ale i gardla, przez co jeden trening mi wypadl w zeszlym tygodniu ale domniemane przeziebienie rozeszlo sie po kosciach i do 3 dniach wrocilam do siebie.
Yeah!
Dystans: 5,03 km
Czas: 38 min
Srednia predkosc: 7:39 min/km
17.07.2012 Wtorek
Dzis zroblam najbardziej szalona rzecz w moim zyciu. Jakby ktos mi powiedzial jeszcze rok temu ze bede odstawiac takie akcje, to bym sie tylko w glowe popukala. Ja? Nigdy w zyciu.
N E V E R
Tak wiec po naczytaniu sie tegoz forum i radosnej tworczosci biegaczy zaczelam sie zastanawiac jak to jest z tym bieganiem rano. Czy to rzeczywiscie dodaje energii na caly dzien? Czy czlowiek naprawde lepiej sie czuje? Ja nienawidze porankow i rozne sposoby juz probowalam na ich oslode, ale jakos mi nie wychodzi. Wiec czemu by nie sprobowac tego biegania?
Nastawilam budzik na 6 rano i pelna niepokoju poszlam spac. Obudzilam sie o 5. Pada. Mysle sobie, o, mam wymowke, nie ide. Obudzilam sie o 5.30. Nie pada. Oj. 5.50 dalej nie pada, wiartu brak, 12 stopni na termometrze, mysle sobie, raz kozie smierc. Zwleklam sie z wyra, wdzialam moje niebieskie legginsy, wypilam szklanke soku marchewkowego i ruszylam.
Pierwszy kilometr to rozgrzewka i proba dobudzenia sie. Chod, marsz, wymachy ramion, przystanek na rozciaganie, marsz, podskoki itp. W koncu zrezygnowalam z prob dobudzenia sie i ruszylam ospale. W glowie kolatalo mi tylko 'co ja tu robie?' i 'dlaczego sie tak katuje?'. Nie mialam sil zeby rozwinac jakas predkosc i ledwo dawalam rade moje narzucone interwaly 4 min biegu i 2 marszu. Masakra. Po powrocie do domu powiedzialam sobie 'nigdy wiecej'.
Ale. Caly dzien w pracy bylam jakas taka ozywiona. No czulam sie dobrze. Lepiej niz zwykle. Nie przysypialam nad moim nieszczesnym niedopisanym artykulem. No i moglam sie wszystkim pochwalic jaka to jestem dzielna :D Takze teraz ogarniaja mnie watpliwosci: moze jednak powinnam jeszcze kiedys sprobowac?
Dystans: 3,32 km
Czas: 28 min
Srednia predkosc: 8:26 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
18.07.2012 Sroda
Dzisiejszy wieczorny bieg byl zdecydowanie przyjemniejszy niz wczorajszy poranny Chociaz slonce juz nie jest tak wysoko nad horyzontem jak jeszcze miesiac temu kiedy zaczynalam biegac, cieszylam sie ze w ogole swiecilo (nawet jesli prosto w moja buzke). Nigdy nie lubilam tych dlugich i jasnych wieczorow, a teraz prosze, zaluje ze sie skracja i z niepokojem mysle o zblizajacym sie jesienno-zimowym mroku: jak ja bede wtedy biegac?
No i pozywtynie sie zaskoczylam. Biegalm trasa na ktora sie nie zapuszczalam od dwoch tygodni i jakiez bylo moje zaskoczenie postepow, jakie uczynilam od tego czasu! No rewelacja. Bardzo mnie to motywuje do dalszych zmagan
Ostatni interwal dosc ciezki, juz myslalam ze nie wydole, ale w radio Kate Bush mi nucila 'Don't give up' wiec jeszcze przyspieszylam i przeciagnelam go do podnoza mojej przydomowej gorki, na ktora wdrapalam sie ciezko wyszac i zaslaniajac usta obiema dlonmi zeby mi jezor nie wypadl.
Dystans: 3,97 km
Czas: 29:41 min
Srednia predkosc: 7:29 min/km
Dzisiejszy wieczorny bieg byl zdecydowanie przyjemniejszy niz wczorajszy poranny Chociaz slonce juz nie jest tak wysoko nad horyzontem jak jeszcze miesiac temu kiedy zaczynalam biegac, cieszylam sie ze w ogole swiecilo (nawet jesli prosto w moja buzke). Nigdy nie lubilam tych dlugich i jasnych wieczorow, a teraz prosze, zaluje ze sie skracja i z niepokojem mysle o zblizajacym sie jesienno-zimowym mroku: jak ja bede wtedy biegac?
No i pozywtynie sie zaskoczylam. Biegalm trasa na ktora sie nie zapuszczalam od dwoch tygodni i jakiez bylo moje zaskoczenie postepow, jakie uczynilam od tego czasu! No rewelacja. Bardzo mnie to motywuje do dalszych zmagan
Ostatni interwal dosc ciezki, juz myslalam ze nie wydole, ale w radio Kate Bush mi nucila 'Don't give up' wiec jeszcze przyspieszylam i przeciagnelam go do podnoza mojej przydomowej gorki, na ktora wdrapalam sie ciezko wyszac i zaslaniajac usta obiema dlonmi zeby mi jezor nie wypadl.
Dystans: 3,97 km
Czas: 29:41 min
Srednia predkosc: 7:29 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
20.07.2012 Piatek
Ale wieje! Teraz rozumiem moich wszystkich sportujacych znajomych z pracy, ktorzy mowia ze deszcz wcale nie jest zly, ale wiatr... brrrr...
Do tego 15 stopni, wiec ani opaski zalozyc na uszy, ani nic. Dlatego pobieglam nad pobliski staw, ktory jest w miare osloniety i zrobilam dwa kolka. Korcilo mnie zeby sprobowac 5 min biegu i 2 min marszu, ale odpuscilam. I dobrze, bo tak:
- pierwszy interwal: cos mi wlazlo w lewe kolano, ale za chwile wylazlo, na szczescie. Ogolnie jak biegne nad jeziorko to pierwszy interwal jest zawsze pod niezla gorke, wiec zdaze sie zasapac
- drugi interwal: odzyskalam oddech, wiatr nie wciskal mi tchu spowrotem w piersi, ale pod koniec zlapala mnie kolka
- trzeci interwal: podkusilo mnie zeby troche zmienic trace i sie wladowalam pod gore. Myslalam ze wyzione ducha. Dwie minuty to bylo za malo na uspokojenie oddechu
- czwarty interwal: znowu podbieg, ale tym razem juz sie nie dalam sprowokowac. Czlapalam w tempie brazowych slimakow przebiegajacych mi droge. W ogole dlaczego ja ciagle biegne pod gorke?
- piaty interwal w drodze do domu: czkawka :D
To se ponarzekalam ale ogolnie nie jest zle, srednia predkosc jak ostatnio. W niedziele atakuje 5 min. Co prawda ma padac, ale jesli nie bedzie wialo to sie wypuszne nad fjord. Tam przynajmniej jest plasko :P
Dystans: 4,42 km
Czas: 33:04 min
Srednia predkosc: 7:29 min/km
Ale wieje! Teraz rozumiem moich wszystkich sportujacych znajomych z pracy, ktorzy mowia ze deszcz wcale nie jest zly, ale wiatr... brrrr...
Do tego 15 stopni, wiec ani opaski zalozyc na uszy, ani nic. Dlatego pobieglam nad pobliski staw, ktory jest w miare osloniety i zrobilam dwa kolka. Korcilo mnie zeby sprobowac 5 min biegu i 2 min marszu, ale odpuscilam. I dobrze, bo tak:
- pierwszy interwal: cos mi wlazlo w lewe kolano, ale za chwile wylazlo, na szczescie. Ogolnie jak biegne nad jeziorko to pierwszy interwal jest zawsze pod niezla gorke, wiec zdaze sie zasapac
- drugi interwal: odzyskalam oddech, wiatr nie wciskal mi tchu spowrotem w piersi, ale pod koniec zlapala mnie kolka
- trzeci interwal: podkusilo mnie zeby troche zmienic trace i sie wladowalam pod gore. Myslalam ze wyzione ducha. Dwie minuty to bylo za malo na uspokojenie oddechu
- czwarty interwal: znowu podbieg, ale tym razem juz sie nie dalam sprowokowac. Czlapalam w tempie brazowych slimakow przebiegajacych mi droge. W ogole dlaczego ja ciagle biegne pod gorke?
- piaty interwal w drodze do domu: czkawka :D
To se ponarzekalam ale ogolnie nie jest zle, srednia predkosc jak ostatnio. W niedziele atakuje 5 min. Co prawda ma padac, ale jesli nie bedzie wialo to sie wypuszne nad fjord. Tam przynajmniej jest plasko :P
Dystans: 4,42 km
Czas: 33:04 min
Srednia predkosc: 7:29 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
22.07.2012 Niedziela
Dzisiaj pomna nieciekawej prognozy pogody na popoludnie, odczekalam dwie godziny po sniadaniu i podekscytowana ruszylam zeby zmierzyc sie z tymi 5 minutami. Mimo wiatru postanowilam zgodnie z planem wybrac sie nad fiord, bo jednak po plaskim mi sie lepiej biega, nawet przy wietrze. A ze zainwestowalam w porzadne buty, asfaltowa sciezka jest mi niestraszna :P
Ogolnie pierwsze dwa interwaly super, bieglo sie rewelacyknie mimo tego wietrzycha. Przy trzecim to juz zaczelam zalowac, ze jestem tak daleko od domu i ze jednak chyba przesadzilam, bo powinnam byla zaplanowac tylko 3 powtorzenia (zgodnie z zaleceniami). Na szczescie jak juz sie zblizalam do zabojczego slimaka zeby zbiec ze sciezki rowerowej w strone domu, endomondo oswiadczylo mi 'two minutes, low intensity'.
Alez sie ucieszylam :D niejako na potweirdzenie moich przemyslen, ze moze 3 powtorzenia wystarcza, program trzeci polskiego radia zgubil sygnal i bylam zmuszona kontynuowac przy dzwiekach RMF ON. Doczlapalam ten ostatni interwal toczac piane i robiac bokami, ale jak zajrzalam w endomondo po przyjsciu do domu wyszlo, ze na odcinkach biegowych urzymywalam w miare rowne tempo 6:00 min/km
Na szczescie po skonczeniu ostatniego interwalu bylam jeszcze 4 min od domu, to uspokoilam oddech i troche ochlonelam, bo dzieciaki niestety nie daly mi zrobic zadnych cwiczen rozciagajacych. Mam nadzieje ze nie bede musiala za to jutro odpokutwac za bardzo.
Ogolnie to byl chyba najszybszy z dotychczasowych treningow
I ciesze sie ze wyszlam rano, bo teraz leje, a mi towarzyszyla jedynie lekka mzawka
Dystans: 4,71 km
Czas: 33:46 min
Srednia predkosc: 7:10 min/km
Dzisiaj pomna nieciekawej prognozy pogody na popoludnie, odczekalam dwie godziny po sniadaniu i podekscytowana ruszylam zeby zmierzyc sie z tymi 5 minutami. Mimo wiatru postanowilam zgodnie z planem wybrac sie nad fiord, bo jednak po plaskim mi sie lepiej biega, nawet przy wietrze. A ze zainwestowalam w porzadne buty, asfaltowa sciezka jest mi niestraszna :P
Ogolnie pierwsze dwa interwaly super, bieglo sie rewelacyknie mimo tego wietrzycha. Przy trzecim to juz zaczelam zalowac, ze jestem tak daleko od domu i ze jednak chyba przesadzilam, bo powinnam byla zaplanowac tylko 3 powtorzenia (zgodnie z zaleceniami). Na szczescie jak juz sie zblizalam do zabojczego slimaka zeby zbiec ze sciezki rowerowej w strone domu, endomondo oswiadczylo mi 'two minutes, low intensity'.
Alez sie ucieszylam :D niejako na potweirdzenie moich przemyslen, ze moze 3 powtorzenia wystarcza, program trzeci polskiego radia zgubil sygnal i bylam zmuszona kontynuowac przy dzwiekach RMF ON. Doczlapalam ten ostatni interwal toczac piane i robiac bokami, ale jak zajrzalam w endomondo po przyjsciu do domu wyszlo, ze na odcinkach biegowych urzymywalam w miare rowne tempo 6:00 min/km
Na szczescie po skonczeniu ostatniego interwalu bylam jeszcze 4 min od domu, to uspokoilam oddech i troche ochlonelam, bo dzieciaki niestety nie daly mi zrobic zadnych cwiczen rozciagajacych. Mam nadzieje ze nie bede musiala za to jutro odpokutwac za bardzo.
Ogolnie to byl chyba najszybszy z dotychczasowych treningow
I ciesze sie ze wyszlam rano, bo teraz leje, a mi towarzyszyla jedynie lekka mzawka
Dystans: 4,71 km
Czas: 33:46 min
Srednia predkosc: 7:10 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
24.07.2012 Wtorek
Normalnie nie moglam sie doczekac dzisiejszego treningu wczoraj bylam na generalnych zakupach odzeizowych z okazji letnich wyprzedazy i zainwestowalam w legginsy do biegania marki H&M. Oglnie na dziale 'dla doroslych byly za 200 NOK, a w dziale na dzleci 99 NOK. Wyszukalam zatem rozmiar 14+, przymierzylam i stwirdziwszy ze pasuja jak ulal dokonalam zakupu pol roku temu zakupilam rowniez w tym samym dziale H&M jeansy mlodziezowe w rozmiarze 14, aczkolwiek od kiedy zaczelam biegac przytylam kg i troche mnie pija :P
No dobra, dosyc o ciuchach, czas przejsc do konkretow.
Dzis nadeszlo nieuniknione. Spodziewalam sie tego od czasu kiedy zaczelam biegac, ale los jak dotad okazywal sie dla mnie nad wyraz laskawy. Coz, dluzej nie mozna bylo czekac.
Dzis odbyl sie moj pierwszy trening w deszczu. Matka Natura stara sie mnie nie zniechecic do biegania i zdaje sie powoli zapoznawac z wyzwaniami, ktore na 100 % spotkam jesienia: deszcz, wiatr i deszcze z wiatrem.
Tak wiec dzisiaj nie wialo, woda byla zupelnie spokoja (bieglam dookola Rajskiej Przystani, nie wiem co w niej rajskiego, ale niech jej bedzie), a temperatura bardzo dobra, bo 16 stopni. Jednak na poczatku cosik sztywna bylam i nie moglam sie rozruszac, poza tym ostry podbieg pod koniec pierwszego kilometra dal mi troche w kosc. Potem bylo juz tylko lepiej, chwycilam wiatr w zagle trzeci interwal zakonczylam (a raczej mialam zakonczyc) jakies 700 m od domu (tak mi wyszlo przy tej trasie), wiec sobie mysle ze zobacze czy dam rade jeszcze 2 min bec bez przerwy (razem 7). No i dalam nie tylko te 2 ale i jeszcze jedna na doczepke, az zatrzymalam sie tradycyjnie u podnoza mojego przydomowego pagorka. Yeah!
Pobilam moj rekord na 1 km: 5:58. Super.
A tu jeszcze widoczek z przytani Paradis. Oczywiscie dzisiaj byla spowita mgla, a nie sniegiem :P
Dystans: 4,02 km
Czas: 28:57 min
Srednia predkosc: 7:13 min/km
Normalnie nie moglam sie doczekac dzisiejszego treningu wczoraj bylam na generalnych zakupach odzeizowych z okazji letnich wyprzedazy i zainwestowalam w legginsy do biegania marki H&M. Oglnie na dziale 'dla doroslych byly za 200 NOK, a w dziale na dzleci 99 NOK. Wyszukalam zatem rozmiar 14+, przymierzylam i stwirdziwszy ze pasuja jak ulal dokonalam zakupu pol roku temu zakupilam rowniez w tym samym dziale H&M jeansy mlodziezowe w rozmiarze 14, aczkolwiek od kiedy zaczelam biegac przytylam kg i troche mnie pija :P
No dobra, dosyc o ciuchach, czas przejsc do konkretow.
Dzis nadeszlo nieuniknione. Spodziewalam sie tego od czasu kiedy zaczelam biegac, ale los jak dotad okazywal sie dla mnie nad wyraz laskawy. Coz, dluzej nie mozna bylo czekac.
Dzis odbyl sie moj pierwszy trening w deszczu. Matka Natura stara sie mnie nie zniechecic do biegania i zdaje sie powoli zapoznawac z wyzwaniami, ktore na 100 % spotkam jesienia: deszcz, wiatr i deszcze z wiatrem.
Tak wiec dzisiaj nie wialo, woda byla zupelnie spokoja (bieglam dookola Rajskiej Przystani, nie wiem co w niej rajskiego, ale niech jej bedzie), a temperatura bardzo dobra, bo 16 stopni. Jednak na poczatku cosik sztywna bylam i nie moglam sie rozruszac, poza tym ostry podbieg pod koniec pierwszego kilometra dal mi troche w kosc. Potem bylo juz tylko lepiej, chwycilam wiatr w zagle trzeci interwal zakonczylam (a raczej mialam zakonczyc) jakies 700 m od domu (tak mi wyszlo przy tej trasie), wiec sobie mysle ze zobacze czy dam rade jeszcze 2 min bec bez przerwy (razem 7). No i dalam nie tylko te 2 ale i jeszcze jedna na doczepke, az zatrzymalam sie tradycyjnie u podnoza mojego przydomowego pagorka. Yeah!
Pobilam moj rekord na 1 km: 5:58. Super.
A tu jeszcze widoczek z przytani Paradis. Oczywiscie dzisiaj byla spowita mgla, a nie sniegiem :P
Dystans: 4,02 km
Czas: 28:57 min
Srednia predkosc: 7:13 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
25.07.2012 Sroda
No nie moglam wysiedziec w domu. Myslalam o spacerze, ale co tam spacer jak mozna poszurac. Pogoda rewelacyjna, slonce, prawie bez wiatru, 17 stopni. Rewelacja.
U mnie w pracy wszyscy bez wyjatku narzekaja na lato. Ze zimno, ze pada, ze wieje. Ja nie wiem jak to jest, bo przeciez biegam co drugi dzien od polowy czerwca i jak dotad to bieglam raz w deszczu, raz w mzawce i moze z 3 razy przy wietrze. I z dzieciakami jestesmy na dworze prawie codziennie. Jak dla mnie tegoroczne lato nas rozpieszcza w zeszlym roku lalo non stop.
Wracajac do mojej dzisiejszej wycieczki: poszuralam nad jeziorko, 5x2 min, dwa kolka i do domu. W przerwie na marsz zrobilam zdjecia Ajfonem co prawda, ale zawsze cos.
I pobilam moj rekord na 1 mile: 10:04
Dystans: 4,01 km
Czas: 30:11 min
Srednia predkosc: 7:32 min/km
No nie moglam wysiedziec w domu. Myslalam o spacerze, ale co tam spacer jak mozna poszurac. Pogoda rewelacyjna, slonce, prawie bez wiatru, 17 stopni. Rewelacja.
U mnie w pracy wszyscy bez wyjatku narzekaja na lato. Ze zimno, ze pada, ze wieje. Ja nie wiem jak to jest, bo przeciez biegam co drugi dzien od polowy czerwca i jak dotad to bieglam raz w deszczu, raz w mzawce i moze z 3 razy przy wietrze. I z dzieciakami jestesmy na dworze prawie codziennie. Jak dla mnie tegoroczne lato nas rozpieszcza w zeszlym roku lalo non stop.
Wracajac do mojej dzisiejszej wycieczki: poszuralam nad jeziorko, 5x2 min, dwa kolka i do domu. W przerwie na marsz zrobilam zdjecia Ajfonem co prawda, ale zawsze cos.
I pobilam moj rekord na 1 mile: 10:04
Dystans: 4,01 km
Czas: 30:11 min
Srednia predkosc: 7:32 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
27.07.2012 Piatek
Mialam dzisiaj nie biegac, bo jutro lecimy do Polski, stres, przygotowania itd. poza tym jakas taka slabosc w piersiach czulam przed poludniem... ale jak przyszedl wieczor to poszlam poczlapac.
Wynik troche odbiegajacy od innych, bo normalnie to 5 pierwszych min to ja robie rozgrzewke, czyli marsz, wymachy rekimi i nogami i co tam jeszcze. A dzisz endo mi sie wylaczylo podczas rogrzewki wiec trening zaczal sie liczyc od pierwszego interwalu biegowego. Takze srednia predkosc troche lepsza niz pozostale, ale tak naprawde bylo znacznie wolniej.
W Polsce nie wiem jak mi sie uda biegac, w kadzym razie ciuchy sie susza przy kominku i zaraz je spakuje. Mialam biegac ze szwagrem, ktory jak mi sie zdawalo 'troche biega', a on mi wczoraj sprzedal wiadomosc ze jutro bierze udzial w polmaratonie to z czym do ludu... nie nadaje sie przeciez zeby z nim czlapac, bo tylko wstyd bedzie... no chyba ze z mama bede wychodzila, mama na rowerze, ja na wlasnych nogach
Bo maz to sie boi o mnie, ze mi ktos krzywde zrobi podczas tego biegania, hehe.
Dystans: 3,62 km
Czas: 25:02 min
Srednia predkosc: 6:55 min/km
Mialam dzisiaj nie biegac, bo jutro lecimy do Polski, stres, przygotowania itd. poza tym jakas taka slabosc w piersiach czulam przed poludniem... ale jak przyszedl wieczor to poszlam poczlapac.
Wynik troche odbiegajacy od innych, bo normalnie to 5 pierwszych min to ja robie rozgrzewke, czyli marsz, wymachy rekimi i nogami i co tam jeszcze. A dzisz endo mi sie wylaczylo podczas rogrzewki wiec trening zaczal sie liczyc od pierwszego interwalu biegowego. Takze srednia predkosc troche lepsza niz pozostale, ale tak naprawde bylo znacznie wolniej.
W Polsce nie wiem jak mi sie uda biegac, w kadzym razie ciuchy sie susza przy kominku i zaraz je spakuje. Mialam biegac ze szwagrem, ktory jak mi sie zdawalo 'troche biega', a on mi wczoraj sprzedal wiadomosc ze jutro bierze udzial w polmaratonie to z czym do ludu... nie nadaje sie przeciez zeby z nim czlapac, bo tylko wstyd bedzie... no chyba ze z mama bede wychodzila, mama na rowerze, ja na wlasnych nogach
Bo maz to sie boi o mnie, ze mi ktos krzywde zrobi podczas tego biegania, hehe.
Dystans: 3,62 km
Czas: 25:02 min
Srednia predkosc: 6:55 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
29.07.2012 Niedziela
No to dzisiaj pierwszy bieg w Polsce zaliczony wedlug planu! A juz sie obawialam, ze sie nie da.
Wczoraj przezylismy szok temiczny. Przylecielismy z naszych bezpiecznych, chlodnych 16 stopni i mazawki w skwierczacy skwar. Od razu zaliczylismy jezioro, dzieciaki nie chcialy wyjsc z wody. Biedy szwagier nie dal rady przebiec polmaratonu, ostatnie kilka km szedl do mety.
Ale jak juz wspominalam, Matka Natura chyba tez kibicuje mojemu bieganiu, bo dzis przyszlo ochlodzenie, burze i generalnie zalamanie pogody. Nie powiem, ze wzgledu na bieg sie ucieszylam, bo chyba bym nie dala rady biegac w tym upale, jednak ze wzgledu na mj urlop i dzieci wolalabym zeby wrocila pogoda barzdiej plazowa
Takze dzisiaj 18 stopni i zachmurzenie, powietrze rzeskie po deszczu i chmary urlopowiczow wracajacych z weekendu na Kaszubach wybaluszajacych oczy na moj widok z aut. No coz, takie uroki biegania po chodnikach malego miasteczka ale maz juz zrobil mamie serwis rowerowy i nastepnym razu wypuscimy sie do lasu. Chociaz tym razem tez bymo calkiem przyjemnie, i nawet jeden odcinek w buczynie zaliczylam. Coz, pochodze z dziury kotra mozna obiec w pol godziny
Co do wynikow.
Nie spodziewalam sie, ze bylo az tak szybko. Nawet jeden koles mnie zatrzymal i zapytal o droge, co od razu nasunelo mi na mysl historie zuzu. I ajfon sie cos zbuntowal przy probie robienia zdjec i mnie wnerwil.
Jednak ci ludzie gapiacy sie na mnie z aut i ogolnie klimat jakos dodaly mi skkrzydel, bo pobilam wszelkie rekordy predkosci.
Najszybszy 1 km: 5:02
Aha, bieglam 6 min, 2 min marszu, 3 powtorzenia (+ standardowe 5 min marszu na poczatek + rozciaganie)
Dystans: 4,59 km
Czas: 29:16 min
Srednia predkosc: 6:23 min/km
No to dzisiaj pierwszy bieg w Polsce zaliczony wedlug planu! A juz sie obawialam, ze sie nie da.
Wczoraj przezylismy szok temiczny. Przylecielismy z naszych bezpiecznych, chlodnych 16 stopni i mazawki w skwierczacy skwar. Od razu zaliczylismy jezioro, dzieciaki nie chcialy wyjsc z wody. Biedy szwagier nie dal rady przebiec polmaratonu, ostatnie kilka km szedl do mety.
Ale jak juz wspominalam, Matka Natura chyba tez kibicuje mojemu bieganiu, bo dzis przyszlo ochlodzenie, burze i generalnie zalamanie pogody. Nie powiem, ze wzgledu na bieg sie ucieszylam, bo chyba bym nie dala rady biegac w tym upale, jednak ze wzgledu na mj urlop i dzieci wolalabym zeby wrocila pogoda barzdiej plazowa
Takze dzisiaj 18 stopni i zachmurzenie, powietrze rzeskie po deszczu i chmary urlopowiczow wracajacych z weekendu na Kaszubach wybaluszajacych oczy na moj widok z aut. No coz, takie uroki biegania po chodnikach malego miasteczka ale maz juz zrobil mamie serwis rowerowy i nastepnym razu wypuscimy sie do lasu. Chociaz tym razem tez bymo calkiem przyjemnie, i nawet jeden odcinek w buczynie zaliczylam. Coz, pochodze z dziury kotra mozna obiec w pol godziny
Co do wynikow.
Nie spodziewalam sie, ze bylo az tak szybko. Nawet jeden koles mnie zatrzymal i zapytal o droge, co od razu nasunelo mi na mysl historie zuzu. I ajfon sie cos zbuntowal przy probie robienia zdjec i mnie wnerwil.
Jednak ci ludzie gapiacy sie na mnie z aut i ogolnie klimat jakos dodaly mi skkrzydel, bo pobilam wszelkie rekordy predkosci.
Najszybszy 1 km: 5:02
Aha, bieglam 6 min, 2 min marszu, 3 powtorzenia (+ standardowe 5 min marszu na poczatek + rozciaganie)
Dystans: 4,59 km
Czas: 29:16 min
Srednia predkosc: 6:23 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
31.07.2012 Wtorek
Dzis kolejna petelka wokol jeziora. Poszlo jeszcze szybciej niz ostatnio jak juz bylam pod koniec ostatniego interwalu to na koncu dlugiego chodnika zobaczylam jednego starego znajomego (taki tam wcale nie dobry, znamy sie raczej z widzenia), ale oczywiscie musialam wyskrobac resztki sily, wyprostowac plecy, piers) wypchnac do przodu i udawac, ze wcale nie jestem az tak zmeczona. W dodatku chyba wcale mnie nie poznal, wiec caly trud na marne
No i musze zaczac biegac do lasu. Chodniki w moim miescie to porazka, dzis czuje kolana i kostki, nawet bardziej kostki od biegania po nierownym polbruku. Juz pol trasy przebieglam po ulicy (nie bylo dzis ruchu, to se bieglam lewa strona jezdni zeby jakby co wskoczyc na chodnik, ale tak byc nie moze. Z drugiej strony w lesie komary. I jak tu dogodzic kobiecie?
Pogoda znow mi sprzyjala, 16 stopni i mzawka, czulam sie jak w mojej Krainie Deszczowcow tyle ze z okazji ochlodzenia, wszyscy mieszkancy domkow jednorodzinnych w okolicy postanowili na hurra spalic smieci zalegajace im w piwnicach. Serio, teraz nad miastem unosi sie chmura smierdzacego dymu. Momentami ciezko bylo oddychac tym swinstwem. Ale przezylam
No i chyba jednak musze sie nauczyc biegac wolniej.
Dystans: 4,51 km
Czas: 28:31 min
Srednia predkosc: 6:19 min/km
Dzis kolejna petelka wokol jeziora. Poszlo jeszcze szybciej niz ostatnio jak juz bylam pod koniec ostatniego interwalu to na koncu dlugiego chodnika zobaczylam jednego starego znajomego (taki tam wcale nie dobry, znamy sie raczej z widzenia), ale oczywiscie musialam wyskrobac resztki sily, wyprostowac plecy, piers) wypchnac do przodu i udawac, ze wcale nie jestem az tak zmeczona. W dodatku chyba wcale mnie nie poznal, wiec caly trud na marne
No i musze zaczac biegac do lasu. Chodniki w moim miescie to porazka, dzis czuje kolana i kostki, nawet bardziej kostki od biegania po nierownym polbruku. Juz pol trasy przebieglam po ulicy (nie bylo dzis ruchu, to se bieglam lewa strona jezdni zeby jakby co wskoczyc na chodnik, ale tak byc nie moze. Z drugiej strony w lesie komary. I jak tu dogodzic kobiecie?
Pogoda znow mi sprzyjala, 16 stopni i mzawka, czulam sie jak w mojej Krainie Deszczowcow tyle ze z okazji ochlodzenia, wszyscy mieszkancy domkow jednorodzinnych w okolicy postanowili na hurra spalic smieci zalegajace im w piwnicach. Serio, teraz nad miastem unosi sie chmura smierdzacego dymu. Momentami ciezko bylo oddychac tym swinstwem. Ale przezylam
No i chyba jednak musze sie nauczyc biegac wolniej.
Dystans: 4,51 km
Czas: 28:31 min
Srednia predkosc: 6:19 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
04.08.2012 Sobota
Jeden dzien treningowy mi wypadl przez grype zoladkowa... zalapalismy ja wszyscy po kolei, a ja na koncu. Po prostu pieknie. Dzisiaj boli mnie gardlo i mam chrype, poza tym caly dzien bylismy w rozjazdach. Wieczorem nie mial kto ze mna biegac, wiec zanim sie sciemnilo wyruszylam na standardowa juz trase dookola jeziora.
.
Z pelnym zoladkiem.
.
Co prawda czyta sie wszedzie na forach, zeby odczekac swoje po posliku, no ale ja sobie mysle: dosc wymowek, potem bedzie za pozno, sobota wieczor to rozne typy sie kreca i niefajnie moze byc wiec se tak wolniutko poszuram, przeciez nic mi nie bedzie.
I dostalam za swoje. W polowie drugiego km zaatakowala mnie zgaga i nie puscila az do konca. Nogi mialam jak z olowiu, pluca jakies chyba dziurawe, no masakra. Czlapalam wolno, staralam sie za to wydluzyc odcinki biegowe tak, zeby byly z gorki a marsz pod gorke. I tak slabo wyszlo, bo stracilam poczucuie czasu, juz nie wiedzialam ile biegne a ile maszeruje.
Oj nie podobalo mi sie dzisiaj nic a nic.
Ale cykla mi moja pierwsza stowka
Dystans: 4,50 km
Czas: 31:21 min
Srednia predkosc: 6:59 min/km
Jeden dzien treningowy mi wypadl przez grype zoladkowa... zalapalismy ja wszyscy po kolei, a ja na koncu. Po prostu pieknie. Dzisiaj boli mnie gardlo i mam chrype, poza tym caly dzien bylismy w rozjazdach. Wieczorem nie mial kto ze mna biegac, wiec zanim sie sciemnilo wyruszylam na standardowa juz trase dookola jeziora.
.
Z pelnym zoladkiem.
.
Co prawda czyta sie wszedzie na forach, zeby odczekac swoje po posliku, no ale ja sobie mysle: dosc wymowek, potem bedzie za pozno, sobota wieczor to rozne typy sie kreca i niefajnie moze byc wiec se tak wolniutko poszuram, przeciez nic mi nie bedzie.
I dostalam za swoje. W polowie drugiego km zaatakowala mnie zgaga i nie puscila az do konca. Nogi mialam jak z olowiu, pluca jakies chyba dziurawe, no masakra. Czlapalam wolno, staralam sie za to wydluzyc odcinki biegowe tak, zeby byly z gorki a marsz pod gorke. I tak slabo wyszlo, bo stracilam poczucuie czasu, juz nie wiedzialam ile biegne a ile maszeruje.
Oj nie podobalo mi sie dzisiaj nic a nic.
Ale cykla mi moja pierwsza stowka
Dystans: 4,50 km
Czas: 31:21 min
Srednia predkosc: 6:59 min/km
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
06.08.2012 Poniedzialek
To ja na poczatku ostrzegam: zuzu, nie czytaj
Dzis w koncu po tygodniu pobytu w Polsce udalo mi sie wybrac na trening ze szwagrem. Nie powiem, mialam treme. Humor mi cos nie dopisywal od wczoraj, powietrze ciezkie, chociaz po burzy sie oczyscilo. Ale sobie mysle: przestan szukac wymowek i idz, przeciez nic sie nie stanie.
Pomna moich ostatnich doswiadczen de volailla z frytkami zjadlam 6 godzin przed planowanym biegiem a 2 godziny przed pol bulki i pol kostki twarogu. Takze git.
Szwagier mieszka zaraz przy lesie wiec ma obcykane wszystkie sciezki i mowi do mnie: to pobiegniemy takie kolko 6 km a mi na to wlosy deba stanely, ze jak to, jeszcze tyle nie marszobiegowalam nawet a co dopiero mowic o bieganiu i w ogole ze ja nie dam rady. No a on do mnie ze mam nie myslec ze nie dam rady tylko ze dam rade, a jak juz nie bede miala sil to bedziemy isc, nie ma problemu.
I po krotkiej rozgrzewce ruszylismy.
I ja od razu poczulam, ze to byl blad.
Do tej pory biegalam tylko po miescie, no ewentualnie parkach. I bylo mi fajnie. Co jakis czas zza budynkow mi mignal fiord, albo gorka, albo jakies drzewo. A dzis mialam bieg po lesie. Po lesnej drodze, pelnej korzeni, kamieni, kaluz, ze w koncu moglam przetestowac moje kilma-odporne buciki (dzialaja, BTW). Jejku, jak ja uwielbiam las!!! Ja juz nie chce biegac po asfalcie!!!! Nawet gorki i dolinki mi nie przeszkadzaly, po podbiegach spokojnie wyrownywalam oddech w pelnym tlenu powietrzu i bieglam dalej. Czuje sie rewelacyjnie. W zyciu bym nie pomyslala, ze na tyle mnie stac. Wystarczylo tylko troche zwolnic i dalam rade wiecej, niz bym sie spodziewala.
W srode idziemy znowu
A szwagier sie pyta, czy tym razem trzepniemy 8,5 km ale mu powiedzialam ze moze w przyszlym tygodniu, przed wyjazdem
Dystans: 6,03 km
Czas: 40:06 min
Srednia predkosc: 6:39 min/km
1 km 06:59
2 km 06:55
3 km 06:38
4 km 06:34
5 km 06:29
6 km 05:42
To ja na poczatku ostrzegam: zuzu, nie czytaj
Dzis w koncu po tygodniu pobytu w Polsce udalo mi sie wybrac na trening ze szwagrem. Nie powiem, mialam treme. Humor mi cos nie dopisywal od wczoraj, powietrze ciezkie, chociaz po burzy sie oczyscilo. Ale sobie mysle: przestan szukac wymowek i idz, przeciez nic sie nie stanie.
Pomna moich ostatnich doswiadczen de volailla z frytkami zjadlam 6 godzin przed planowanym biegiem a 2 godziny przed pol bulki i pol kostki twarogu. Takze git.
Szwagier mieszka zaraz przy lesie wiec ma obcykane wszystkie sciezki i mowi do mnie: to pobiegniemy takie kolko 6 km a mi na to wlosy deba stanely, ze jak to, jeszcze tyle nie marszobiegowalam nawet a co dopiero mowic o bieganiu i w ogole ze ja nie dam rady. No a on do mnie ze mam nie myslec ze nie dam rady tylko ze dam rade, a jak juz nie bede miala sil to bedziemy isc, nie ma problemu.
I po krotkiej rozgrzewce ruszylismy.
I ja od razu poczulam, ze to byl blad.
Do tej pory biegalam tylko po miescie, no ewentualnie parkach. I bylo mi fajnie. Co jakis czas zza budynkow mi mignal fiord, albo gorka, albo jakies drzewo. A dzis mialam bieg po lesie. Po lesnej drodze, pelnej korzeni, kamieni, kaluz, ze w koncu moglam przetestowac moje kilma-odporne buciki (dzialaja, BTW). Jejku, jak ja uwielbiam las!!! Ja juz nie chce biegac po asfalcie!!!! Nawet gorki i dolinki mi nie przeszkadzaly, po podbiegach spokojnie wyrownywalam oddech w pelnym tlenu powietrzu i bieglam dalej. Czuje sie rewelacyjnie. W zyciu bym nie pomyslala, ze na tyle mnie stac. Wystarczylo tylko troche zwolnic i dalam rade wiecej, niz bym sie spodziewala.
W srode idziemy znowu
A szwagier sie pyta, czy tym razem trzepniemy 8,5 km ale mu powiedzialam ze moze w przyszlym tygodniu, przed wyjazdem
Dystans: 6,03 km
Czas: 40:06 min
Srednia predkosc: 6:39 min/km
1 km 06:59
2 km 06:55
3 km 06:38
4 km 06:34
5 km 06:29
6 km 05:42
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
08.08.2012 Sroda
Dzisiaj biegania ze szwagrem ciag dalszy.
Pogoda super, 15 stopni, w lesie 0 wiatru. Ogolnie czulam sie dzis dosc slabo, jakos mnie brzuch bolal po poludniu i juz chcialam odmowic bieganie, ale sobie mysle "dosc wymowek, paluszek i glowka to szkolan wymowka" i poszlam.
Bylo troche szybciej niz ostatnio, ogolnie z tych 40 min urwalam 2, ale to bylo na dzien dzisiejszy tak
z 90% mioch mozliwosci. Nie chcialam probowac wiecej a szwagier sie uparl, zeby jeszcze wplesc przebiezki, dalam rade 1 i powiedzialam ze wiecej na razie nie dam rady moze nastepnym razem, nie ma co szalec. No i ostatnie 2 km to bieglam z kolka, bardzo niefajnie.
Aha, dzis zahaczylam o Delacthlon,kupilam sobie legginsy dlugie, bluze "na pierwsze chlody", chuste czy jak to sie tam zwie (pasek wielofunkcyjny wg opakowania). To teraz chyba mam wszystko na sezon jesienno-zimowy
Dystans: 6,02 km
Czas: 38:08 min
Srednia predkosc: 6:20 min/km
1 km 06:24
2 km 06:31
3 km 06:19
4 km 06:16
5 km 06:17
6 km 06:04
Dzisiaj biegania ze szwagrem ciag dalszy.
Pogoda super, 15 stopni, w lesie 0 wiatru. Ogolnie czulam sie dzis dosc slabo, jakos mnie brzuch bolal po poludniu i juz chcialam odmowic bieganie, ale sobie mysle "dosc wymowek, paluszek i glowka to szkolan wymowka" i poszlam.
Bylo troche szybciej niz ostatnio, ogolnie z tych 40 min urwalam 2, ale to bylo na dzien dzisiejszy tak
z 90% mioch mozliwosci. Nie chcialam probowac wiecej a szwagier sie uparl, zeby jeszcze wplesc przebiezki, dalam rade 1 i powiedzialam ze wiecej na razie nie dam rady moze nastepnym razem, nie ma co szalec. No i ostatnie 2 km to bieglam z kolka, bardzo niefajnie.
Aha, dzis zahaczylam o Delacthlon,kupilam sobie legginsy dlugie, bluze "na pierwsze chlody", chuste czy jak to sie tam zwie (pasek wielofunkcyjny wg opakowania). To teraz chyba mam wszystko na sezon jesienno-zimowy
Dystans: 6,02 km
Czas: 38:08 min
Srednia predkosc: 6:20 min/km
1 km 06:24
2 km 06:31
3 km 06:19
4 km 06:16
5 km 06:17
6 km 06:04
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
12.08.2012 Niedziela
No i skonczylo sie rumakowanie... moj organizm jednak nie jest jeszcze gotowy na takie szalenstwa jak ostatnio cos se zrobilam w noge, tzn. czuje jakbym miala naciagniete sciegna za kolanem (tym razem prawym) i z przodu uda tez prawego. W piatek to bolalo mnie dosc mocno, az zarzucilam voltaren z tego wszystkiego. Ale wczoraj wieczorem poszlam na spacer i po spacerze bylo lepiej, wiec se mysle, ze przydalo by sie te miesnie i sciegna moze rozruszac troche.
Dzisiaj ruszylam na podboj lasu w towarzystiwe mamy na rowerze. Bieglam najwolniej jak umialam a i tak dwa razy musialam sie zatrzymac i na nia poczekac, bo jej sie cos z przrzutkami stalo takze dzis bardzo spokojnie i krotko, z lasu wyszlysmy troche ponad kilometr od domu i jeszcze sie przeszlysmy dosc wolnym krokiem, bo ladny wieczor dzis byl
No i po rozciaganiu i kilkudziesieciu cwiercprzysiadach nogi maja sie jakby troche lepiej, wiec chyba dobrze ze sie odwazylam wyjsc.
Ale dostaly dzisiaj troche w kosc, bo w poludnie bylismy na jarmarku sw. Dominika: 4 godziny lazenia w tlumie
Dystans: 4,16 km
Czas: 28:53 min
Srednia predkosc: 6:57 min/km
No i skonczylo sie rumakowanie... moj organizm jednak nie jest jeszcze gotowy na takie szalenstwa jak ostatnio cos se zrobilam w noge, tzn. czuje jakbym miala naciagniete sciegna za kolanem (tym razem prawym) i z przodu uda tez prawego. W piatek to bolalo mnie dosc mocno, az zarzucilam voltaren z tego wszystkiego. Ale wczoraj wieczorem poszlam na spacer i po spacerze bylo lepiej, wiec se mysle, ze przydalo by sie te miesnie i sciegna moze rozruszac troche.
Dzisiaj ruszylam na podboj lasu w towarzystiwe mamy na rowerze. Bieglam najwolniej jak umialam a i tak dwa razy musialam sie zatrzymac i na nia poczekac, bo jej sie cos z przrzutkami stalo takze dzis bardzo spokojnie i krotko, z lasu wyszlysmy troche ponad kilometr od domu i jeszcze sie przeszlysmy dosc wolnym krokiem, bo ladny wieczor dzis byl
No i po rozciaganiu i kilkudziesieciu cwiercprzysiadach nogi maja sie jakby troche lepiej, wiec chyba dobrze ze sie odwazylam wyjsc.
Ale dostaly dzisiaj troche w kosc, bo w poludnie bylismy na jarmarku sw. Dominika: 4 godziny lazenia w tlumie
Dystans: 4,16 km
Czas: 28:53 min
Srednia predkosc: 6:57 min/km
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
14.08.2012 Wtorek
Z noga juz coraz lepiej, juz prawie nic nie czuje kiedy chodze a podczas biegania na szczescie sie rozgrzewa i jest jeszcze lepiej
Dzisiaj mialabym problem zeby wyjsc pobiegac wieczorem, wiec postanowilam wyjsc rano, po lekkim sniadaniu skladajacym sie z bulki z serem i szynka. Poza tym o 8.30 w lesie nie powinno byc zboczencow
Zaraz po dojsciu do las i rozpoczeciu biegu doszlam do wniosku, ze 16 stopni pokazywane przez termometr jest bardzo zwodnicze i ubralam sie za cieplo (bluzka z dlugim rekawem).
Poza tym juz po pierwszym kilometrze brakowalo mi pary. Jednak poranne bieganie nie jest dla mnie, no jakos zupelnie mi to nie idzie. Ale zrobilam sobie bardzo przyjemna wycieczke po lesie, nawet mi sie udalo nie zgubic, za to przemoczylam nogi bo 2 razy wyladowalam w kaluzy ktora byla glebsza niz by sie wydawalo niestety po ok 20 min natrafilam na szlabam w lesie, ktory musialam obejsc i nie bylam w stanie biec dalej musialam sobie zrobic 2 min przerwe od biegania i szlam. Znowu nawet mialam czarne mysli o telefonie do meza, zeby mnie sciagnal do domu
To nic, i tak bylo fajnie
A jutro wieczorem ostatni bieg po kaszubskim lesie
Dystans: 4,37 km
Czas: 30:35 min
Srednia predkosc: 7:00 min/km
Z noga juz coraz lepiej, juz prawie nic nie czuje kiedy chodze a podczas biegania na szczescie sie rozgrzewa i jest jeszcze lepiej
Dzisiaj mialabym problem zeby wyjsc pobiegac wieczorem, wiec postanowilam wyjsc rano, po lekkim sniadaniu skladajacym sie z bulki z serem i szynka. Poza tym o 8.30 w lesie nie powinno byc zboczencow
Zaraz po dojsciu do las i rozpoczeciu biegu doszlam do wniosku, ze 16 stopni pokazywane przez termometr jest bardzo zwodnicze i ubralam sie za cieplo (bluzka z dlugim rekawem).
Poza tym juz po pierwszym kilometrze brakowalo mi pary. Jednak poranne bieganie nie jest dla mnie, no jakos zupelnie mi to nie idzie. Ale zrobilam sobie bardzo przyjemna wycieczke po lesie, nawet mi sie udalo nie zgubic, za to przemoczylam nogi bo 2 razy wyladowalam w kaluzy ktora byla glebsza niz by sie wydawalo niestety po ok 20 min natrafilam na szlabam w lesie, ktory musialam obejsc i nie bylam w stanie biec dalej musialam sobie zrobic 2 min przerwe od biegania i szlam. Znowu nawet mialam czarne mysli o telefonie do meza, zeby mnie sciagnal do domu
To nic, i tak bylo fajnie
A jutro wieczorem ostatni bieg po kaszubskim lesie
Dystans: 4,37 km
Czas: 30:35 min
Srednia predkosc: 7:00 min/km