Wczoraj ostro zadbałem o regenerację - był i wałek i zimna woda i do tego jeszcze położyłem się spać niemalże z kurami - o 22 już spałem twardo. Pobudka 8:30 - ponad 10 godzin twardego snu, nawet się nie przebudzałem w środku nocy. No i dzisiaj już nogi zupełnie inaczej - luźno, bez zmęczenia.
Trening zaplanowany to wytrzymałość tempowa, tzn. 3 x 2 km w tempie 4:00/km na przerwie 4 minuty. Trochę źle zrobiłem, bo na zegarku ustawiłem widełki 3:55-4:05 (zegarek przyjmuje tylko skoki co 0:05). Przez to i przez moją zarąbistą świeżość pierwsze powtórzenie poleciałem po 3:56/km dość często przekraczając swój hebel ale jednocześnie czując się jak młody bóg. Myślę, że to spowodowało dość spory problem na ostatnim powtórzeniu, które zamknąłem dokładnie po czasie 7:59 ale kosztowało mnie spoooooro wysiłku. Do tego doszedł jeszcze niepozorny, ale odczuwalny około 300-metrowy podbieg i naprawdę zacząłem mieć czarne myśli. Nauka na przyszłość - pierwsze lecimy po 4:00-4:05, następne już 3:55-4:05.
- 3,17 km rozgrzewka
WT 2,00 km / czas 7:52 / śr. tempo 3:56/km
4:00 trucht
WT 2,00 km / czas 7:57 / śr. tempo 3:59/km
4:00 trucht
WT 2,00 km / czas 7:59 / śr. tempo 4:00/km
2,18 km schłodzenie