05.09.2015
IV Nocna Dycha Czerwionka-Leszczyny
10 km - 39'02" (3'54"/km) PB
Warunki wieczorem do biegania idealne,wg.Garmina +16st i wiatr 16km/h.Tyle,że nie było w ogóle czuć wiatru.
Szczelna zabudowa pewnie w tym pomogła.Trasa łatwa jak na Śląskie standardy.
W sumie cały czas było pod górkę lub z niej,na całości wyszło 48m up.Niby nie wiele,ale biegałem dyszki
łatwiejsze,choćby Skawina 28m,Bukowno 15m czy Dębica gdzie tylko 11m było w górę.
Pół godziny przed biegiem zacząłem rozgrzewkę razem z Marcinem(Marjasem) i Jego kolegą.
Założeniem było biec po około 3:55/km a potem przyspieszyć.Trasa to cztery pętle,pierwsza krótsza.
Początek zgodnie z założeniami,Marcin odjechał na kilka metrów,na drugim to już była 10-12 sekundowa strata.
Niemniej biegłem na Garmina(kilometry orgów nie rozjeżdżały się więcej jak o 4-5 sekund) a Marcin odcinał ręcznie
każdy kilometr.Podczas rozgrzewki zrobiliśmy jedno kółko krótszej pętli i zauważyłem,że ostatni kilometr jest za długi.
Nie wiedziałem jednak o ile,bo nie dobiegliśmy do znacznika meta.Przyjąłem,że góra 100m.
Na 4-tym kilometrze na chwilę zgasły światła i zbliżyłem się do Marcina,za chwilę biegliśmy koło siebie.
Półmetek na moim Garminie 19:35 czyli tyle co w Bukownie.Teraz skupiłem się i zacząłem oczekiwać kiedy
nadejdzie kryzys.Zawsze takowy mnie opada pomiędzy 5-7km.Tym razem pełen luz,ale cały czas miałem to
za uszami,że jednak musi być ciężko.
Na 7km pytam Marcina jak? On,że ma bardzo niski puls,taki jak na połówce i chce przyspieszyć.
Chwilę się z Nim zabieram,ale ostatecznie rzucam krótko,że dla mnie za wcześnie.On szybko się oddala,choć
ja cały czas trzymam tempo na 39 minut.
Przy znaczniku 8-my kilometr mam duzy zapas,Garmin się rozjechał,mam coś koło 7,85km.
Czuję się cały czas rewelacyjnie,jak nie na dyszce a na połówce.Nogi świeże,oddechowo jak w II zakresie.
(raczej niemożliwe,ale tak czułem).
Niemniej za chwile jest spory podbieg,więc nie podkręcam a trzymam tempo.Przy znaczniku 9km podświetlam
Garmina i widzę 34:38.
Micha mi się cieszy,bo tego nie mozna spieprzyć.W tym momencie przypominam sobie,że ten kilometr jest dłuższy i
włączam turbo.Jest lekko z górki.Połykam dwóch biegaczy co mnie na 6tym kaemie wyprzedzili i cisnę.
Jednak nie jest to szarża,dwa albo trzy razy zerkam przy latarniach i tempo oscyluje w granicach 3:45/km.
Dziwne,bo nie specjalnie mnie to tempo męczy,widzę z daleka metę i przyspieszam.
Dopiero teraz dostaję prawdziwej zadyszki(powinienem ją mieć już od dawna,znaczy wcześniej przyspieszyć) i
wyprzedzam bardzo dużo osób.Są to biegacze co kończą 5km jak i ci dublowani.Jest gesto,na zakręcie zostaję wybity
z rytmu,muszę zwolnić aby uniknać kolizji bo są barierki i 4-5 biegaczy na całą szerokość.
Może tracę przez to 1-2 sekundy,nie wiem,zaraz wchodzę na ostatnią prostą i ogień.
Wpadam na metę razem z innym biegaczem,którego dogoniłem na tej ostatniej prostej,zatrzymuję Garmina i .
......widzę 39:02.
No i się nie udało.Ostatni kilometr wg.Garmina Marcina miał......1220m!
Mój na calej trasie pokazał 10,06 km tyle co Marcina.
Trasa miała na pewno 10km jak nie więcej.Na wszystkich atestowanych mój zegar raczej nie dolicza 10-40m,wyjątkiem
była Sylwestrowa dycha gdzie też nadłożył 60m.
Marcin nabiegał 38:37,wieeeelkieee graty.Włożył mi 25 sekund na 2,3-2,4km czyli miał chłop spory zapas.
Ja niby też miałem,jednak bałem się wcześniej przyspieszyć aby nie doznać "odcięcia",które mi ostatnio
na dyszkach towarzyszy.
Nie pobiegłem też w trupa,myśląc że 38:59 mam nabiegane.Jakaś blokada nie pozwoliła mi tym razem pojechać na maksa.
Czemu?Nie wiem.Może się wypalam,potrzebny odpoczynek.
Jednak postęp jest i na królewskim postaram się Marjasowi zrewanżować i pierwszy minąć metę.
Tapering się sprawdził,zero kryzysów na całej trasie.Tak lekko i przyjemnie nie przebiegłem nigdy dyszki.
Dziś tylko lekkie zakwasy na czwórkach.
Międzyczasy z Garmina:
1 km - 3'53"
2 km - 3'56"
3 km - 3'58"
4 km - 3'54"
5 km - 3'54" / 19'35"
6 km - 3'53"
7 km - 3'52"
8 km - 3'54"
9 km - 3'53"
10,06 km - 3'55" (3'42"/km) / 19'27"
czas brutto: 39'05"
Open 43/290
M40 - 8