- bieganie: 335 km
- rower: 26,3 km
- rolki: 22,4 km
- ćwiczenia: 27,5 h
- spacery: zarejestrowałem ~133 km
Tydzień 4 - 22-28.03 - 79,8km - bieganie ze szwami
Poniedziałek:
Interwały 5x 9min tempo 4:44-4:37 na przerwie 3min:

Wyszedłem z domu z zamiarem potruchtania na stadionie, szedłem tam nawet na pieszo. W trakcie zobaczyłem co mi Garmin sugeruje i stwierdziłem, że zobaczę jak będzie. Zacząłem wolniej, nie było źle to zrobiłem sugestię do końca.
Szwy trzymały, ropy nie było, zakres ruchu ręki mi się poprawiał więc było OK.
Wtorek:
Spacer 10km, kupiłem po drodze szczecińskie pierniczki


Środa:
Dłuższy żwawszy bieg spokojny. Biegło się dobrze, na początku zapomniałem nawet, że mam szwy, przypomniało mi się na podbiegu jak mocniej ręką zacząłem machać


Jakiś marynarz bezpiecznie zaparkował na kontenerze


Relive: https://www.relive.cc/view/v4OGozY4k5O
Czwartek:
Regeneracyjnie 12,3km, średnie tempo 5:28 min/km, średni puls 125

Piękna pogoda, bieg na krótko.
Piątek:
Wybrałem się na pierwszy rower, w sumie we wrześniu fizjo mi zabroniła ale stwierdziłem, że chyba turystycznie, spokojnie nie zaszkodzi. A jednak ... (ciąg dalszy w sobotę).
26,3km, śr. prędkość 17,0 km/h

Sobota:
10km BS a nawet biegu regeneracyjnego. Wybrałem się zrobić podbiegi, po 3km truchtu dobiegłem do zbiegu i jak leciałem w dół to nagle poczułem ból w odcinku lędźwiowym promieniujący na tyłek.
Zawróciłem, odpuściłem pomysł robienia podbiegów i spokojnie dotruchtałem do domu.
śr. tempo 5:42 /km, śr. tętno 123 bpm

W domu zaczęły te plecy mnie jeszcze bardziej boleć. No wkurzyłem się. Myślałem, ze to już koniec biegania w marcu i miałem nawet zrobić wpis podsumowujący na forum.
Robiłem ćwiczenia, które mam od fizjo, te które nie kolidowały ze szwami.
Niedziela:
Plecy trzymały od rana. Kilka dni wcześniej miałem plan by w niedzielę zrobić spokojną trzydziestkę a tu musiałem zupełnie odpuścić.
Wkurzony postanowiłem wyjść na większy spacer.
Po około 2 km marszu nie czułem się jednak zbyt dobrze z tymi plecami i postanowiłem wrócić.
Przypomniało mi się, że fizjo zalecała mi szybsze marsze. Trochę podkręciłem tempo i zaczęło być lepiej.
W sumie przeszedłem 5,2km.

Zjadłem obiad, zrobiłem ćwiczenia i postanowiłem wyjść i szybciej pomaszerować.
Nie chciało mi się męczyć z maską po mieście, więc poszedłem sobie na stadion.

Jak już doszedłem na stadion i czułem się dobrze, to postanowiłem potruchtać na ile będzie dobrze. W razie jakiegokolwiek bólu będzie stop.

Zacząłem bieg i lapowałem ręcznie co 5 kółek (2025m), nie patrzyłem na zegarek ale delikatnie, na wyczucie przyśpieszałem. Tak dociągnąłem do 16stu km, później już spokojnie, ale biegło się dobrze, to dociągnąłem do połówki. Jak skończyłem to zaczęło padać. Są piosenki, które ryją banię:
https://www.youtube.com/watch?v=p7ti85DXHyU
i są biegi, które ryją banię czyli 53 kółka na stadionie

W sumie wpadł fajny dłuższy BNP:


Relive: https://www.relive.cc/view/vJOKgNe7YwO

Powrót spacerem do domu, już w deszczu.

Tydzień 5 (tylko dni marca): - 47,4km
Poniedziałek:
Z rana wybrałem się na zdjęcie szwów. Tu bym musiał za dużo złego napisać i użyć trochę przekleństw.
W skrócie to brak słów na to co obecnie dzieje się w przychodniach. Oczywiście wcześniej przez teleporadę musiałem umówić wizytę a na miejscu okazało się, że lekarz zapomniała wypisać skierowania

By nie przedłużać, to dodam, że dziś sam sobie wyciągnąłem jeszcze trzy szwy i mam jeszcze jeden, który mi się już wrósł w skórę.

Jak wróciłem z przychodni to się okazało, że żona musi iść na urlop (nie chcem ale muszem). Szybka akcja pakowania i wyjazd do Rawicza.
Po podróży wpadł bieg spokojny:

Zaczynałem o pięknym zachodzie słońca, później biegłem w deszczu a skończyłem jak już było zupełnie ciemno. Tym biegiem zrobiłem 300 km w marcu czyli to co chciałem


Wtorek:
Rolki 22,4km, puls z nadgarstka, pas techniczny przy S5.

Było ciepło, ponad 20 st. w cieniu.

Wieczorem jeszcze 7km spaceru.

Środa:
Upał, 22st w cieniu, no i oczywiście wychodzę przed samym południem zrobić longa


Z każdym kilometrem słońce wysysało ze mnie energię. Cały czas patelnia tylko malutkie chmurki na niebie i mało cienia nawet w lesie - szerokie arterie.
Na koniec biegłem już szybciej bo nie chciałem przedłużać tej męczarni

W końcówce dostawałem już gęsiej skóry i robiło mi się zimno. Zasilanie: 0,5l wody i 0,5l Pepsi - końcówkę leciałem na oparach, picie skończyło się na około 28 km i pod koniec przy tempie 5:05 puls poszedł do 170 bpm



W większości był to bieg crossowy, szkoda że trailówek nie nałożyłem, biegłem w Altra Escalante 1,5 ale nie było źle.
Relive: https://www.relive.cc/view/vxOQrkoXKM6
Dodam, że po tym biegu dziś czułem się dobrze i nawet potruchtałem 11km, więc jest OK.
To już będzie w info za kwiecień.
Kolega Przemek, z którym w zeszłym roku biegłem z apką WFL, namówił mnie na bieg i w tym roku, więc się zapisałem


Prawdopodobnie pobiegniemy razem, ja się dostosuję do możliwości Przemka

Na razie jednak odpuszczam rower. Plecy trochę trzymają, ale nie jest źle. Biegać mogę.
Trochę przeszkód w tym miesiącu miałem, ale założenia biegowe w miarę udało się zrealizować.
Nawet na koniec wpadł porządny long. Z oczywistych powodów nie mogłem robić ćwiczeń siłowych. Jeszcze ten tydzień daję sobie z nimi spokój.
END

