j.go - Bieganie po dłuższej przerwie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 30.03.2014 r. (niedziela)
Godz. 10:00

Waga: 72,3 kg

Obrazek

Zawody: 9. PZU Półmaraton Warszawski
Dystans – 21,097 km (pomiar wg stopera – 21,305 km)
Czas – 1:32:14 (PB)
Tempo - 4:22/km (pomiar wg stopera – 4:20/km)

Międzyczasy (pomiar wg stopera):
05,0 km - 0:22:27 – 5,0 km (5,055 km) – 22:27, tempo: 4:26/km
10,0 km - 0:44:11 – 5,0 km (5,017 km) – 21:44, tempo: 4:20/km
15,0 km - 1:06:09 – 5,0 km (5,045 km) – 21:57, tempo: 4:21/km
20,0 km - 1:27:48 – 5,0 km (5,052 km) – 21:38, tempo: 4:17/km
21,1 km - 1:32:15 – 1,1 km (1,137 km) – 04:27, tempo: 3:55/km

Międzyczasy (oficjalne):
05,0 km - 0:22:23 – 5,0 km – 22:23, tempo: 4:29/km
10,0 km - 0:44:10 – 5,0 km – 21:47, tempo: 4:21/km
15,0 km - 1:06:07 – 5,0 km – 21:57, tempo: 4:23/km
20,0 km - 1:27:47 – 5,0 km – 21:40, tempo: 4:20/km
21,1 km - 1:32:14 – 1,1 km – 04:27, tempo: 4:03/km


Obrazek

Temp.: 7 - 12 st. C
Zachmurzenie: brak, pełne słońce
Opady: brak
Wiatr: brak

Obrazek
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Obrazek
10 sekund !!!
Normalnie poprawiam życiówki w połówce jak elita rekordy świata w maratonie. Ostatnie poprawy to 15 i 21 sekund, czyli bardzo podobnie (u mnie 10 i 21). Dobrze, że częstotliwość mam nieco większą. No ale jak to było? Już w sobotę dokonałem pewnego oszustwa. Gdzieś koło 19 przesunąłem czas do przodu i poszedłem spać ok 22 już wg nowego. Spało mi się tak sobie. Nadal byłem osłabiony, bo spociłem się jak bóbr. Obudziłem się o 5. O dziwo nie miałem jakiegoś koszmarnego kłopotu z wstaniem. Dzięki temu miałem mnóstwo czasu. Dodatkowo wszystko do startu przygotowałem sobie poprzedniego dnia. Jeszcze w sobotę postanowiłem, że będę biegł na letniaka, tylko spodenki i koszulka na ramiączka, także w sumie nie miałem za wiele do spakowania. Całą sobotę nie mogłem się nawodnić mimo tego, że pochłonąłem 6 Poweradów i 1,5l wody. Dlatego postanowiłem, że rano wypiję nieco więcej niż zwykle. Wypiłem zatem 2 pałery oraz duuuużą kawę do śniadania (dwie pszenne bułeczki z Lidla z masłem roślinnym i dżemem własnej roboty). Wykąpałem się i nawet ogoliłem. A co tam, jak święto to święto. Biegowe oczywiście. Posprawdzałem wszystko dwa razy, zaliczyłem 2 razy kibelek i o 7:30 wyruszyłem w stronę Stadionu. Fajnie się jeździ po Warszawie w niedziele o tak wczesnej porze. Cisza, spokój, sennie. Po dwudziestu paru minutach zaparkowałem na parkingu przy Zamoyskiego. Do Stadionu stamtąd jest jakieś 2 kaemy. W sam raz na poranny spacerek zwłaszcza, że postanowiłem, że nie będę robił rozgrzewki. Ot taki eksperyment. Jakieś 15 – 20 min po 8 byłem już w przebieralni, która mieściła się, podobnie jak podczas jesiennego Maratonu, na terenie parkingu stadionowego w podziemiach a raczej na poziomie 0. Aby wejść na teren trzeba było przejść przez bramkę i kontrolę okazując numer startowy. Oczywiście numer miałem już przypięty do koszulki, a tę na samym dnie torby. Fajnie, gdyby organizator informował o takich rzeczach. Byłem bardzo wcześnie i nie było nikogo przy wejściu, ale podejrzewał, że na pół godziny przed biegiem mogła tu być już spora kolejka. No i wtedy szukanie tego numeru. Szybciutko przebrałem się w strój docelowy, założyłem na to bluzę i spodnie dresowe, resztę spakowałem i oddałem do depozytu. Pozostawiłem sobie tylko ten worek, który był w zestawie, z myślą, że spakuję w niego dres tuż przed wyjściem na zewnątrz. Muszę przyznać, że organizacja przebieralni i depozytów była dla mnie wprost idealna. Zaraz po oddaniu depozytu spotykałem Tadzia, kolegę z drużynówki. Mieliśmy się spotkać o 9:15 i pyknąć sobie fotę. Ludzie trochę się spóźniali, wobec czego zrzuciłem dres, włożyłem do worka i oddałem do depozytu. Do fotki stawiło się 6 osób, w tym jedna dama. Kilka osób się nie wyrobiło się na czas. W międzyczasie łyknąłem sobie jeszcze BCAA, którym poczęstował mnie Tadzio. Kiedyś już tego używałem, także wiedziałem, że wszystko będzie ok. Już bez ochrony ciepłych dresów czułem, że jest dość rześko. Na pół godz przed 10 ruszyliśmy w stronę startu. Jako, że praktycznie wszyscy celowaliśmy w inne cele, w tym miejscu rozdzieliliśmy się. Poszedłem na lewą jezdnie Poniatowskiego w stronę strefy na 1:30. Po drodze po raz ostatni zaliczyłem kibelek. Odszukałem baloniki na 1:30 i stanąłem w lekkiej odległości za nim. Słonko ostro przygrzewało i trochę mnie to niepokoiło w obliczu mojego niedowodnienia i ogólnej niechęci wobec takich warunków podczas biegania. Zbliżał się moment startu, tłum wokół mnie gęstniał. Patrzyłem do tyłu, gdzie jest pejs na 1:35. Odpowiednio daleko. Zadanie nr 1 to było nie dać się pożreć lwom. Aby tego uniknąć musiałem zamknąć pierwsze 5 km w tempie lekko poniżej 4:30. Strzał startera i ruszyliśmy. Tzn ruszyła elita, my w podskokach zbliżaliśmy się do linii startu. Włączyłem stoper. Pierwsze moje wrażenie. O rany! Moje nogi! Jak z betonu. Pojawiło się zwątpienie. No ale nie ma co jęczeć. Jak tam lwy? Spojrzałem na tempo. 4:40. Może być. Biegło mi się mimo wszystko dobrze, bo miałem dużo miejsca, nikogo nie musiałem wyprzedzać. Pierwszy kaem zamknąłem kilka sekund poniżej 4:40. Rozgrzewałem się. Po skręcie w Marszałkowską zrobiło się jeszcze bardziej komfortowo. Na trzecim kaemie moje tempo średnie wynosiło już 4:30, czyli osiągnąłem zamierzony cel. Starałem się od tego momentu skupić na ekomonii biegu, bez obiegania, optymalną trasą. Tempo nadal rosło. Pierwszą piątkę zamknąłem w czasie 22:27. Ponad 20 sek różnicy względem wyniku z Wiązownej. Tuż po pomiarze czasu był pierwszy wodopój. Od razu, co sobie pomyślałem, to to, że apele o wyrzucanie kubków do strefy zrzutu nie dały żadnego rezultatu. Dużo już tego leżało na ziemi. Bardzo mi się chciało pić, wziąłem kubek pod koniec strefy. Wody w nim było na jeden łyk, fajnie, bo się nie ulewało. Ale mi się chciało pić. Słońce już swoje zrobiło. Strefy zrzuty nie zarejestrowałem, także pusty kubek cisnąłem na pobocze. Druga piątka otworzyła mi się dość mocno bo lekko powyżej 4:20. Nie było to nawet dziwne, bo powoli rozpoczynał się delikatny zbieg aż do Wisłostrady. Nagle, to już chyba było po 6 km na Konwiktorskiej, jakiś kibic powiedział coś o balonikach. Obejrzałem się. No ładnie. Lwy były jakieś 20-30 metrów za mną. Ależ przyspieszyli. Spojrzałem na moje tempo – 4:18. O co tu chodzi? Robią rezerwę przed Agrykolą? Aż taką? Na zbiegu tuż przed skrętem na Wisłostradę starłem się biec jak najspokojniej. Po skręcie tempo wynosiło 4:14 i rozpoczęła się baaardzo długa prosta. Minąłem znaczniki na 7 i 8 km, tempo delikatnie rosło do 4:16, potem do 4:17. Po 9 km rozpoczął się tunel. Dziwnie się w nim biegło. Słuchać było tylko tupot naszych stóp no i głupawe wrzaski, co niektórych, tych bardziej elokwentnych. Podbieg na koniec tunelu delikatnie zasugerował mi, że nie mam się zbyt dobrze. Trochę się zasapałem. GPS w Garminie szybko oszukał sobie satelity i pokazał tempo 4:19. Na 10 km miałem 44:11, czyli o prawie minutę szybciej niż w Wiązownej. O dziwo trzecia piątka otworzyła mi się w podobnym tempie, czyli 4:20. I takie utrzymywało mi się cała Czerniakowską. Gdzieś ok. 11 km wyprzedzałem znajomego z Wiązownej. Wtedy też go wyprzedzałem, ale pod koniec biegu (18-19 km). Zapamiętałem go, bo biega w takich samych butach, co ja no i mam go na focie z biegu w Wiązownej. W wolnej chwili luknę, jak mu poszło. W Warszawie był już na tym 11 kaemie mocno zchetany. W końcu coś się zmieniło, skręt w Podchorążych. Nie wiem, jak sobie poradzę z psyche na wielokilometrowych prostych na OWM. Gdzieś tutaj minąłem kolegę z drużyny – Krzysztofa. Skończył ponad 6 minut za mną. Także chyba przeszarżował z celem. Kolejny wodopój. Niestety nie byłem w stanie skupić się, gdzie jest izo, a gdzie woda. Kubki były takie same. Dwa razy wziąłem wodę. Tempo – 4:20, czyli jest ok. Lekko ugasiłem pragnienie , minąłem 14 km i zacząłem myśleć o Kilimandżaro. Raz w życiu tylko biegłem ten podbieg, dodatkowo podczas piątki na samym początku biegu. Utrwalił się dość mgliście. Zacząłem się przygotowywać mentalnie, lekko zwalniając. Na 15 km miałem 1:06 i 9 sek, czyli na ostatniej piątce straciłem ponad 20 sek z wypracowanej przewagi na pierwszych dwóch. No i ten podbieg. Tempo czwartej piątki otworzyłem dość spokojnie 4:22 – 4:24. Wybiegłem z Łazienek, skręt w lewo i wtedy go ujrzałem. Kurcze. Pierwsze, co pomyślałem, to „ale płasko”. Ale po pierwszych 100 metrach już tak nie myślałem. Źle to nie wyszło, bo kilka osób wyprzedzałem. Ale zasapałem się na maksa. Na szczycie tempo piątki spadło do 4:40. Minąłem 16 km, odzyskiwałem oddech. Poczułem, że nie jest źle. Po jakichś kilkuset metrach zaczęło mi się biec bardzo komfortowo. Pamiętam, że 17 km minąłem, gdy na stoperze miałem 1h15m. Czyli nawet, jakbym pozostałe 4,1 km przebiegł w 16m, to będę miał 1:31 na liczniku. O życiówkę trzeba będzie ostro się pomęczyć. Ale w tamtym momencie czułem się wyśmienicie. Tempo piątki rosło sukcesywnie. Przy palmie miałem już chyba ok. 4:20, czyli ostro ciąłem. Prawda jest też taka, że na tamtym odcinku jest delikatny zbieg. Po zakręcie był ostatnie wodopój. Ponownie wziąłem dwa kubki, wypiłem znowu wodę i ruszyłem ostro. Myślałem, że zejście poniżej 1:32 jest w moim zasięgu. I wszystko ładnie żarło, aż to tego lekkiego podbiegu na moście. Zawodowo zwolniłem przed nim, skróciłem krok. Ale na wypłaszczeniu pozostałem już pozbawiony złudzeń. Ten mały podbieg pozbawił mnie resztek sił. Nie było już z czego przyspieszyć. Od tego momentu starałem się już tylko trzymać tempo. Minąłem 19 km. Rany jeszcze ponad 2. Skręciłem na ślimak i zbiegłem na Wybrzeże pilnując krawężnika, aby nie nadrabiać. Tempo? 4:18. Bardzo dziwne, bo niektórzy mnie wyprzedzali. Na 20 km miałem jedynie kilkanaście sekund przewagi względem czasu w Wiązownej, czyli trzeba będzie końcówkę biec ok. 4m/km. I tak utrzymywałem. Pojawiły się banery z ilością metrów do mety i hasłami. Super sprawa i rewelacyjny pomysł. Wielkie graty za to dla Fundacji. Chyba tylko to mi uratowało PB. 800 metrów, 600 – rany jak to jeszcze daleko. Tempo – 4:06. 400 metrów, 300 i ostatni prosta. Resztką sił jeszcze przyspieszyłem. Stop. 1h32m15s. Qźwa, 9 sekund. Przeszedłem w marsz i w tym momencie poczułem, że nie jest tak źle pod względem fizycznym, że nie oddałem wszystkiego z wątroby. Wziąłem wodę, izo, ominąłem medale i pośpiesznie w ramach schładzania ruszyłem do depozytów. Odebrałem graty, przebrałem się, wysupłałem chip, który później oddałem w punkcie. Osuszyłem wodę i izo i udałem się do wyjścia. Skorzystałem z posiłku. Zupka była całkiem smaczna, jabłko też znośne. To też duża odmiana. Dodatkowo, żadnych stempelków. Pewnie, jakbym chciał zjeść jeszcze jedną zupkę, nikt by nie miał nic naprzeciwko. Jedząc w końcu można było się po rozkoszować cudowną pogodą, idealną wprost na piknik.
Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z występu. Z wyniku mniej, bo na pewno liczyłem na więcej. A po cichu nawet na 1h29m, nawet sobie ufundowałem ewentualną nagrodę w postaci 0,5l Ciechana na wieczór. Czy to wystarczy na 3h14m w OWM?? Powinno, nie ma innej opcji. Teraz trzeba się zregenerować i dać ognia za niespełna dwa tygodnie.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Jak się zmieniał rekord świata w męskim maratonie

2013 — Wilson Kipsang (KENIA) 2:03:23
2011 — Patrick Makau Musyoki (KENIA) 2:03:38
2008 — Haile Gebrselassie (ETIOPIA) 2:03:59
2007 — Haile Gebrselassie (ETIOPIA) 2:04:26
2003 — Paul Tergat (KENIA) 2:04:55
1998 — Ronaldo da Costa (BRAZYLIA) 2:06:05
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 01.04.2014 r. (wtorek)

Waga: 71,4 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 6,8 km

Obrazek
Temp.: 8 st. C
Zachmurzenie: częściowe
Opady: brak
Wiatr: odczuwalny
Obrazek
Kolejny problem ze sprzętem. Wyszedłem na trening z rozładowanym FR305. Myślałem, że jednak bateria dotrwa, ale po ok. 15 min biegu padła całkowicie. Nie mam zatem tempa, międzyczasów itd. W zamian za to mam miłe wrażenia z biegu. Jakby wróciło się do korzeni, po prostu samo bieganie, bez żadnych gadżetów, pulsometrów, dzipiesów. Najważniejsze jest to, że starcie w Półmaratonie praktycznie nie ma już śladu. Trochę jeszcze czułem czworogłowy prawej nogi, ale po treningu i to przeszło. To tylko potwierdza, że w niedziele nie leciałem w trupa, że w odpowiednich miejscach oszczędzałem się, bo jednak też z tyłu głowy było, że za 2 tyg lecę maraton. Wczoraj biegało się wyśmienicie, dzisiaj chcę to powtórzyć w sensie dystansu. W czwartek będę miał ostatni trening SP2 z tempówkami, potem już tylko lekkie bieganie. Będzie jeszcze w przyszły wtorek mała tempówka 4x1200m, ale to tak tylko na podniesienie tętna. Zaczynam się już mentalnie przygotowywać do OWM. Przygotowałem już strategię na negative split, ale wg Macro, która jest bardziej wypłaszczona względem tej, którą proponowało bieganie.pl. Trochę może być kłopotliwe, bo łamanie temp będzie nie na piątkach, tylko np. na 3 km. No i tu mam kiepskie wspomnienia z poprzedniego OMW, gdzie oznaczenia km były fatalne. Trzeba będzie wspierać się Garminem. Myślę, że zmodyfikuję pierwszy ekran, tak, aby miał 4 pola: czas, czas okrążenia, tempo okrążenia, dystans okrążenia. Dzisiaj to zrobię i sprawdzę, jak jest czytelne.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 02.04.2014 r. (środa)
Godz. 17:11

Waga: 71,5 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 6,832 km
Czas – 0:35:29
Tempo – 5:12/km

Międzyczasy:
3,2 km – 16:42, tempo: 5:13/km
3,2 km – 16:30, tempo: 5:09/km

Obrazek
Temp.: 8 st. C
Zachmurzenie: częściowe
Opady: brak
Wiatr: odczuwalny
Obrazek
Spokojnego biegania ciąg dalszy. Tym razem już z pomiarem czasu i tempa. Całkiem nieźle to wyszło. Nie ma jeszcze świeżości, ale nie mam problemu ze złapaniem odpowiedniego rytmu. Zmodyfikowałem sobie pola ekranów na Garminie. Niestety czteropolówka nie wchodzi w grę – jest mało czytelna i na czas są tylko dwie pozycji, czyli miałbym godziny i minuty. Słabo. Będę zatem miał 3 widoki, z czego głównie będę korzystał z jednego z trzema polami (czas okrążenia, dystans okrążenia i śr tempo okrążenia. Nie jest to super czytelne, ale można się przyzwyczaić. Dzisiaj mnie czeka ostatni trudny trening w tych przygotowaniach. Pozostało 10 dni.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 03.04.2014 r. (czwartek)
Godz. 17:20

Waga: 72,0 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

SP2 – 2x(20 minut BS + 15 minut w tempie P) + 3,2 km BS
Dystans – 17,982 km
Czas – 1:26:29
Tempo – 4:49/km

Międzyczasy:
20:00 – 3,894 km , tempo: 5:08/km (BS)
15:00 – 3,498 km , tempo: 4:17/km (P)
20:00 – 3,901 km , tempo: 5:08/km (BS)
15:00 – 3,478 km , tempo: 4:18/km (P)
3,2 km – 16:26, tempo: 5:08/km

Obrazek
Temp.: 10 st. C
Zachmurzenie: częściowe
Opady: deszcz (chwilowo)
Wiatr: odczuwalny
Obrazek
No i takim to oto akcentem zakończyłem trudne treningi podczas tych przygotowań. Pozostała jeszcze sesja wtorkowa z progami, ale w porównaniu choćby z wczorajszą, to trudno nazwać ją bardzo wymagającą. Wszystko wyszło bardzo równo, jakbym to robił na odmierzonych odcinkach. Największa różnica to jedyne 20 metrów. Pewnie błąd pomiarowy GPS jest większy. Tempo BS, jak dla mnie, jest dość wysokie, co tylko potwierdza, że forma jest i teraz przy zmniejszonym obciążeniu powinna jeszcze pójść w górę. Czas na pewne podsumowania. Postaram się zebrać trochę danych i porównać moje obecne przygotowania do dwu poprzednich. Odczucie jest takie, że to są przygotowania, które są najlepsze pod względem jakościowym. Oczywiście paru rzeczy zabrakło. Niestety nie podniosłem swojego VDOT, toteż względem celu jestem na styk. I muszę się zgodzić z kolegą, który napisał, że aby go osiągnąć, wszystko musi zagrać (pogoda, dyspozycja dnia, zdrowie). Czy start w PW był błędem? To był element strategii i był zaplanowany od samego początku. Dla porównania mogę przytoczyć poprzednie przygotowania, kiedy to w podobnym terminie biegłem w Tarczynie i tylko dzięki temu startowi zmieniłem sobie cel z 3:25 na 3:20. W każdym razie przekonam się na lekko ponad tydzień, co z tego wyjdzie. Może będzie nauka na przyszłość. W końcu to będzie dopiero mój 4 maraton.
Pozostało 9 dni.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 05.04.2014 r. (sobota)
Godz. 11:38

Waga: 72,4 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 8,089 km
Czas – 0:40:21
Tempo – 4:59/km

Międzyczasy:
3,2 km – 16:09, tempo: 5:03/km
3,2 km – 15:51, tempo: 4:57/km

Obrazek
Temp.: 10 st. C
Zachmurzenie: częściowe, słońce
Opady: brak
Wiatr: odczuwalny, momentami silny
Obrazek
Zakończenie przedostatniego tygodnia przygotowań. Dzisiaj mierzyłem się trochę z tym, czego nie chciałbym spotkać za tydzień, czy silnym przeciwnym wiatrem. Nie było tego dużo, ale i tak wystarczyło, aby uzmysłowić, jaki może to mieć wpływ na końcowy wynik. Niemniej sam bieg wyszedł w dość szybkim tempie jak na BS. Średnia wyszła poniżej 5 min/km. Coraz lepsze czucie w nogach. Pozostał cały tydzień spokojnego biegania, co powinno ten efekt jeszcze wzmocnić.
Obrazek
Nie zrobiłem pełnego kilometrażu. Zabrakło ok. 2. Nie chciało mi się już dzisiaj kombinować, aby to dorobić. To nie apteka i nie ma co tak dokładnie odliczać. Start w PW mógł być na pewno lepszy, gdyby nie problemy zdrowotne i dość mocne osłabienie.
Suma: 61 km
Obrazek
Tydzień 16
06 - 12.04.2014 r.
Plan - wykonanie wg tydzień nr 24 plan Danielsa
7 dni do wyścigu: 1,5 godziny BS
6 dni do wyścigu: 1 godzina BS + 4-6 przebieżek
5 dni do wyścigu: 2 mile/3,2 km BS + 4x(1200 w tempie P i 2 minuty odpoczynku) + 2 mile/3,2 km BS
4 dni do wyścigu: 40-50 minut BS + 4-6 przebieżek
3 dni do wyścigu: 30 minut BS + 4 przebieżki
2 dni do wyścigu: 0-30 minut BS
1 dzień do wyścigu: 30 minut BS

Ostatni tydzień oparty na spokojnym bieganiu. Raczej nie będę robił przebieżek, bo nie robiłem ich w tych przygotowaniach, a robienie tego teraz może być dość ryzykowne. Na pewno tego elementu zabrakło w moich przygotowaniach. W piątek nie będę wychodził w ogóle. W sobotę idealnie byłoby pójść na rozruch w porze niedzielnego startu. Nic już nie uda się poprawić, a OWM wystawi mi rachunek za moje przygotowania.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Impreza: 33 Maraton Warszawski
Termin: 25.09.2011
Cel: Tempo 5:18/km
Okres przygotowań (ilość dni): 12.06.2011 – 23.09.2011 (103 dni)
Ilość dni treningowych: 61
Ilość akcentów (SP): -
Ilość zawodów: 1
Dystans: 753 km
Treningi (powyżej 30 km): 1
Treningi (powyżej 25 km): 1
Treningi (powyżej 20 km): 7
Wynik: 4:04:48 (5:48/km)

Impreza: Orlen Warsaw Marathon 2013
Termin: 21.04.2013
Cel: Tempo 5:00/km
Okres przygotowań (ilość dni): 23.12.2012 – 18.04.2013 (116 dni)
Ilość dni treningowych: 85
Ilość akcentów (SP): 14
Ilość zawodów: 2
Dystans: 1074 km
Treningi (powyżej 30 km): 2
Treningi (powyżej 25 km): 1
Treningi (powyżej 20 km): 3
Wynik: 3:31:02 (5:00/km)

Impreza: 35. PZU Maraton Warszawski
Termin: 29.09.2013
Cel: 3:19:59
Okres przygotowań (ilość dni): 24.05.2013 – 28.09.2013 (128 dni)
Ilość dni treningowych: 81
Ilość akcentów (SP): 14
Ilość zawodów: 5
Dystans: 1027 km
Treningi (powyżej 30 km): 3
Treningi (powyżej 25 km): 2
Treningi (powyżej 20 km): 5
Wynik: 3:20:18 (4:45/km)

Impreza: 2. Orlen Warsaw Marathon 2014
Termin: 13.04.2014
Cel: 3:14:59
Okres przygotowań (ilość dni): 21.12.2013 – 12.04.2014 (112 dni)
Ilość dni treningowych: 80 + 6
Ilość akcentów (SP): 23 + 1
Ilość zawodów: 3
Dystans: 1004 + 60 km
Treningi (powyżej 30 km): -
Treningi (powyżej 25 km): 4
Treningi (powyżej 20 km): 5
Wynik:
Ostatnio zmieniony 07 kwie 2014, 13:20 przez j.go, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 06.04.2014 r. (niedziela)
Godz. 11:40

Waga: 71,9 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 18,357 km
Czas – 1:30:01
Tempo – 4:54/km

Międzyczasy:
3,2 km – 15:52, tempo: 4:58/km
3,2 km – 15:30, tempo: 4:50/km
3,2 km – 15:39, tempo: 4:53/km
3,2 km – 15:35, tempo: 4:52/km
3,2 km – 15:47, tempo: 4:56/km

Obrazek
Temp.: 9 st. C
Zachmurzenie: pełne
Opady: brak
Wiatr: lekki, chwilami odczuwalny
Obrazek
Ten trening to do tej pory był niejako barometr mojej dyspozycji na tydzień przed startem. Przed poprzednim Orlenem moje tempo wynosiło 5:17/km, przed wrześniowym MW 5:05/km, teraz wyniosło 4:54/km. Wnioski same się nasuwają. Pierwotnie miałem biegać 16 km, ale tak dobrze mi szło, że postanowiłem jednak zrobić pełne półtorej godziny. Pod koniec tempo zaczęło mi nieco spadać, ale biegłem na sucho i po ok. godzinie zacząłem to już odczuwać. Niemniej czucie biegania rośnie z dnia na dzień. Jedyne, co mnie niepokoi, to stan mojego zdrowia – czuję, jakby mnie atakowała banda wirusów i bakterii, zaczynają mi też doskwierać zatoki.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 07.04.2014 r. (poniedziałek)
Godz. 17:29

Waga: 71,4 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 12,737 km
Czas – 1:07:09
Tempo – 5:16/km

Międzyczasy:
3,2 km – 16:08, tempo: 5:03/km
3,2 km – 16:03, tempo: 5:01/km
3,2 km – 16:07, tempo: 5:02/km

Obrazek
Temp.: 12 st. C
Zachmurzenie: pełne
Opady: lekki deszcze (chwilowo)
Wiatr: odczuwalny
Obrazek
Niedzielne bieganie nie pozostało zupełnie bez śladu. W końcu to było ponad 18 km. Czułem to w nogach. Tempo od samego początku równe w okolicach 5m/km. Nie kontrolowałem go w ogóle (przełączyłem się na widok bez tempa), biegłem czysto na wyczucie. Po godzinie biegu walnąłem sobie jeszcze cztery przebieżki (bardzo ostrożnie) po ok 100 m.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 09.04.2014 r. (środa)
Godz. 16:42

Waga: 71,3 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 6,410 km
Czas – 0:33:02
Tempo – 5:09/km

Międzyczasy:
3,2 km – 16:37, tempo: 5:12/km
3,2 km – 16:22, tempo: 5:07/km

Obrazek
Temp.: 10 st. C
Zachmurzenie: częściowe
Opady: brak
Wiatr: odczuwalny
Obrazek
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby robić te przebieżki w poniedziałek. Dodatkowo robiłem je na takiej dróżce w lasku, czyli nie było tam za bardzo równo. We wtorek po południu zacząłem odczuwać ból w dolnej części lewej dwójki. Temat znany i parokrotnie przerabiany. Coś podobnego miałem dokładnie rok temu przed poprzednim Orlenem. Niewykluczone, że również wynik przebieżek, które postanowiłem zrobić zgodnie z planem. Tamta odmiana była jednak nieco wyżej umiejscowiona i natężenie bólu rosło wraz z biegiem. Maraton wówczas zacząłem praktycznie z nim (pojawił się po kilku minutach) i biegłem do ok. 35 km. W tamtym momencie bolały mnie też już inne mięśnie. Miałem delikatny kryzys, tempo mi zaczęło spadać i nagle się odrodziłem. Niesamowite odczucie, ból minął łącznie z tym w lewej dwójce. No i trochę się bałem, że czeka mnie powtórka z rozrywki. Wtorkowy trening odpuściłem, w środę za bardzo mi się nie poprawiło, ale postanowiłem sprawdzić, z czym mam do czynienie tym razem. Całe szczęście wygląda na to, że to jest druga odmiana, która po rozbieganiu przestaje być odczuwalna. Tak właśnie było wczoraj. Początkowo ból rósł, ale po ok. 5 minutach biegu zaczął powoli zanikać. Niestety ma to swoje złe strony, bo nogi wydają mi się jakby były skatowane bardzo ciężkimi treningami. Nie mam już tej lekkości, jaką złapałem choćby w niedziele. Może wpływ na to miał również fakt, że od soboty nieco ograniczyłem węgle i wczoraj to był 4 dzień z rzędu. Dalsze kroki będą zależały, jak będzie wyglądała sytuacja z nogą. Mam dwie opcje. Jeżeli będzie dobrze, to zrobię dzisiaj 4 mile i 2 mile truchtu w sobotę. Jeżeli będzie słabo, to zrobię jutro (piątek) rozbieganie (4 mile) i potem już start.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 10.04.2014 r. (czwartek)
Godz. 17:07

Waga: 71,3 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 6,421 km
Czas – 0:32:31
Tempo – 5:04/km

Międzyczasy:
3,2 km – 16:29, tempo: 5:09/km
3,2 km – 15:56, tempo: 4:59/km

Obrazek
Temp.: 9 st. C
Zachmurzenie: częściowe
Opady: brak
Wiatr: lekki
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 12.04.2014 r. (sobota)
Godz. 10:12

Waga: 71,3 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 4,830 km
Czas – 0:23:47
Tempo – 4:55/km

Międzyczasy:
1,6 km – 7:52, tempo: 4:55/km
1,6 km – 7:52, tempo: 4:55/km
1,6 km – 7:53, tempo: 4:56/km

Obrazek
Temp.: 7 st. C
Zachmurzenie: brak
Opady: brak
Wiatr: lekki
Obrazek
Wybrzmiał ostatni akord przygotowań do OWM 2014. Najważniejsze, że z nogą wszystko w porządku. Biegło mi dzisiaj się lekko i bardzo przyjemnie. Zapowiada się, że aura jutro będzie korzystna dla mnie, czyli nie za gorąco i będzie zachmurzone, także wymarzone warunki. Zaraz zbieram się odebrać pakiet, a jutro trzeba się będzie zmierzyć z królewskim dystansem.

Obrazek
Suma: 48,75
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 13.04.2014 r. (niedziela)
Godz. 09:30

Waga: 71,3 kg

Obrazek

Zawody: Orlen Warsaw Marathon
Dystans – 42,195 km (pomiar wg stopera – 42,496 km)
Czas – 3:19:29 (PB) – poprawiony o 49 sek.
Tempo - 4:44/km (pomiar wg stopera – 4:42/km)

Międzyczasy (oficjalne):
05,0 km - 0:24:01 – 5,0 km – 24:01, tempo: 4:48,2/km
10,0 km - 0:47:45 – 5,0 km – 23:44, tempo: 4:44,8/km
15,0 km - 1:11:10 – 5,0 km – 23:25, tempo: 4:41,0/km
20,0 km - 1:34:17 – 5,0 km – 23:07, tempo: 4:37,4/km
21,1 km - 1:39:17 (1 połówka)
25,0 km - 1:57:16 – 5,0 km – 22:59, tempo: 4:35,8/km
30,0 km - 2:20:20 – 5,0 km – 23:04, tempo: 4:36,8/km
35,0 km - 2:43:59 – 5,0 km – 23:39, tempo: 4:43,8/km
40,0 km - 3:08:43 – 5,0 km – 24:44, tempo: 4:56,8/km
42,2 km - 3:19:29 – 2,2 km – 10:46, tempo: 4:54,3/km
21,1 km - 1:40:12 (2 połówka) – PS (Positive Split) 55 sek.

Obrazek

Temp.: 8 - 14 st. C
Zachmurzenie: zmienne
Opady: brak
Wiatr: odczuwalny

Obrazek
Pobudkę w dniu startu zaplanowałem sobie na 5, wstałem jednak jakieś pół godziny później. Mimo tego, że poszedłem dość wcześnie spać, nie czułem się wypoczęty. Wilgotna poduszka przypomniała mi, że pociłem się w nocy jak bóbr. Nie mam pojęcia dlaczego. Zacząłem od zważenia się. 71,3 kg – waga ustabilizowała mi się od jakiegoś czasu na tym poziomie i mimo ładowania węgli nie wzrosła. Przed MW we wrześniu ważyłem niecały kg mniej. Potem standardowo: śniadanie (2 bułki z dżemem, 0,5l Powerade, kawa i 2 szklanki wody). Niestety nie zdążyłem dopić dobrze kawy i wylądowałem na kiblu. Hmmm. Nerwy? Typowa jelitówka. Pierwsze objawy czułem już w sobotę. Powtórkę z rozrywki miałem jeszcze dwa razy przed wyjściem. Tym razem postanowiłem skorzystać z usług ZTM i ok. 7:15 poszedłem na przystanek, aby dojechać na start. Około 8 byłem już na miejscu, przebrałem się, założyłem spodnie, bluzę, czapkę i rękawiczki – resztę zostawiłem w depozycie. Spotkałem się ze znajomymi, walnęliśmy sobie fote, trochę pogadaliśmy i tak czas mijał. Ok. 9 zrzuciłem ciuchy, okryłem się folią termo i wspólnie z kolegami poszedłem koroną stadionu w stronę startu. Przed strefami zaliczyłem ostatni kibelek, bez żadnych niespodzianek, także optymizm rósł. W strefie byłem jakieś 15 minut przed startem, nadal w foli. Było dość luźno, dostęp do stref był kontrolowany, także tak, jak to sobie wyobrażałem. Zlokalizowałem baloniki na 3:15 i ustawiłem się w pewnej odległości za nimi. Ok 5 min przed startem wyrzuciłem folię, zostawiłem sobie jeszcze rękawiczki z myślą, że jak się rozgrzeję po stracie, to je wyrzucę. Plan przewidywał 3 km w tempie 4:45, kolejne 11 po 4:41, 14 po 4:37 i 14 po 4:32. Start był trochę dziwny, bo w pewnym momencie wszyscy ruszyli i pomyślałem, że to już, bo przebiegliśmy pod bramą. Włączyłem nawet stoper, który po chwili musiałem zresetować, bo wszyscy się zatrzymali. Czyli nie było jeszcze startu, po chwili nastąpił już wystrzał i teraz nie było wątpliwości, bo minęliśmy matę pomiarową. Podbieg na most dał mi delikatnie do zrozumienia, że z mocą nie jest najlepiej. Początkowe tempo było grubo powyżej 5/km, było bardzo tłoczno i tak praktycznie do palmy. Wiedziałem już wtedy, że na pierwszym punkcie kontrolnym (3 km) będę do tyłu i to dość wyraźnie. Mimo tego nie zwiększałem tempa. Uznałem, że będę realizował założenia z poszczególnych odcinków. Jeżeli coś będzie wolniej, to może i tym lepiej, bo będzie więcej sił na koniec. Na 3 km byłem do tyłu 20 sek. Od tego momentu miałem już lecieć po 4:41, czyli wg. Garmina 4:39 i do 5 km takie tempo udało mi się utrzymać. Mimo tego na pierwszym pomiarze organizatora strata wynosiła już 23 sek. Ale biegłem swoje. Po pomiarze był długi zbieg na Spacerowej i pierwszy punkt odświeżania. Po zbiegu miałem delikatny zapas w tempie, ale już na Sobieskiego został on zniwelowany. Podbieg na Idzikowskiego to był drugi sygnał, że to nie jest mój dzień. Wydał mi się bardzo długi i mocno dał mi się we znaki. Wtedy pomyślałem, że coś jest jednak nie tak. Na 10 km traciłem już 40 sekund. Zacząłem się zastanawiać, czy podkręcać tempo po 14 km do 4:37. Na decyzję miałem niespełna 20 minut. Stabilizowałem się na poziomie 4:38 – 4:39, biegło mi się dość komfortowo. Przed 14 km podciągnąłem tempo w górę. O dziwko udało się uzyskać ok. 4:33 – 4:35 i nie sprawiało mi ono jakiegoś wielkiego problemu. Oddechowo było bardzo komfortowo. Niestety nawet małe przewyższenia sprawiały mi trudność, tempo momentalnie spadało. Przed 20 km rozpoczął się dość ostry zbieg, który niestety też dość mocno dał mi się we znaki, bowiem miałem trudności z hamowaniem. Gdy się trochę wypłaszczyło było już nieco lepiej. Na 20 km moja strata w stosunku do planowanego czasu wynosiła ok. 45 sek. Starta była już za duża do zniwelowania, dodatkowo pewne sygnały dawały mi do zrozumienia, że to nie jest mój dzień. Postanowiłem zatem, że będę próbował tempem 4:37 biec do 37 km i jeżeli wtedy będzie z czego przyspieszyć, to przyspieszę. Oszacowałem, że taka strategia może mi dać nawet wynik na poziomie 3:17, co byłoby i tak znaczną poprawą. Po półmetku rozpoczął się powrót w stronę centrum. I to był ten moment, kiedy biegło się bardzo dobrze. O dziwo ta bardzo długa prosta sprzyjała mi. Trzymałem dobre tempo na poziomie 4:34 – 4:35. Zaczęli się pojawiać pierwszy piechurzy. Do tej pory na każdym punkcie piłem wodę albo izo, raz nawet złapałem kawałek banana. Co ciekawe wizyty na punktach w ogóle nie wpływały na moje tempo. Na pomiarze na 25 km okazało się, że kilka sekund nawet nadrobiłem, czyli było bardzo dobrze. Całkiem nieźle szło nadal, gdy biegłem po długich prostych do 30 km. Po 30 km zaczęły pojawiać wyraźne oznaki zbliżającego kryzysu. Zaczęły mi się dłużyć kilometry, jakby trwały w nieskończoność, a każda zmiana, nawet minimalna, kierunku biegu pozbawiała sił. Na 33 km miałem już do czynienia z podręcznikową ścianą. Zwolniłem. Co ciekawe oddechowo i z nogami nie było tak źle. Czysta, klasyczna niemoc. Na 35 km już człapałem. Przestałem już myśleć o jakichkolwiek celach i wynikach. Chciałem już tylko dociągnąć do mety. Truchtałem sobie w tempie powyżej 4:50 – całe szczęście było ono jednak stabilne. Kolejne kilometry trwały jakby wieki. Mijałem wiele osób idących i aż mnie korciło, aby również przejść w marsz. Całą siłę woli ukierunkowałem na to, aby jednak tego nie zrobić. Na 38 km podjąłem wysiłek umysłowy, aby przeliczyć, czy uda mi się połamać 3:20. Przy założeniu, że ostatnie odcinek miałbym pokonać w 20 minut miałem ok minuty zapasu. Krążąc ulicami na Powiślu zbliżałem się do mostu. Ten podbieg na nim, to był dla mnie jak Agrykola. Ledwie się tam doczłapałem. 40 km – czas lekko poniżej 3:09. 3:20 było zagrożone. Odcinek wybrzeża wydawał mi się tak długi jak prosta na Sobieskiego. No i czekała mnie jeszcze niespodzianka po skręcie w lewo. Ostatni kilometr. Kolejne wdrapywanie się na szczyt. Kurczę, mogli organizatorzy ściągnąć z Półmaratonu i zrobić oznaczenia ostatnich metrów. A tak. Biegnę, a raczej powłóczę kończynami dolnymi a meta jakby się oddalała. Istny senny koszmar. Gdy jestem już w stanie ocenić odległość to wiem, że 3:20 jednak obronię. Ostatecznie zatrzymuję stoper na 3h19m30s. Nareszcie to się skończyło. Omijam dekoracje, biorę izo i wodę. Szybko uzupełniam płyny. Odbieram depozyt i idę do przebieralni. Podczas przebierania stwierdzam, że lekko zdarłem sobie kostkę i zabarwiłem skarpety na czerwono. Udaje mi się namierzyć ekipę medyczną, gdzie otrzymuję 2 plasterki (jeden na zapas). I to by było na tyle. Czuję niedosyt, ale wiem, że na pewno przesadziłem z celem. Start w PW na 2 tygodnie przed maratonem też na pewno mi nie pomógł. Brakowało mi siły biegowej. Omijałem teren z daleka, bo trasa miała być płaska i pewnie była, ale nie dla mnie. Bez poprawy techniki biegu nie mam co marzyć o lepszym jakościowo bieganiu. Ćwiczenia stabilności leżały i kwiczały. Co dalej? Biegać, czy nie biegać – oto jest pytanie. Mam kilka dnia na przemyślenia.
Awatar użytkownika
j.go
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 296
Rejestracja: 13 sty 2014, 10:14
Życiówka na 10k: 41:29 (2015)
Życiówka w maratonie: 3:16:36 (2015)

Nieprzeczytany post

Data: 15.04.2014 r. (wtorek)
Godz. 18:29

Waga: 71,2 kg

Obrazek

Trasa: Kępa Tarchomińska

BS
Dystans – 4,878 km
Czas – 0:25:41
Tempo – 5:16/km

Międzyczasy:
1,6 km – 8:46, tempo: 5:29/km
1,6 km – 8:15, tempo: 5:09/km
1,6 km – 8:14, tempo: 5:09/km

Obrazek
Temp.: 9 st. C
Zachmurzenie: pełne
Opady: brak
Wiatr: lekki
Obrazek
Pierwsze wyjście po przebiegnięciu OWM’14. Nigdy wcześniej nie wychodziłem na bieganie po maratonie tak szybko. Bieg typowo regeneracyjny, nogi, zwłaszcza czwórki jeszcze mocno zakwaszone. Dziwne, bo po biegu czułem się już dużo lepiej. Podobnie było też na drugi dzień. Nie wiem, czy nie jest dobrze nawet zrobić takie bieg regeneracyjny zaraz na drugi dzień po maratonie. Teraz będzie tylko lekkie bieganie w ramach roztrenowania. Planuję, żeby będzie trwało ono 3 tygodnie – do 3 maja. Zastanawiam się nad planem na jesień. Chyba nie będę miał innej opcji i główny start to będzie 36. PZU MW. Główna zaleta to, że będę go miał na miejscu. Nie będę już stawiał sobie jakiegoś zbyt ambitnego celu. Będzie bardzo dobrze jak poprawię PB. Wszystko ponad to będzie realizacją celu ponad 100 proc.
ODPOWIEDZ