Czas przejsc do strefy startowej. Na szczescie byla ze mna moja zona, tomialem czym sie okryc bo wialo i to zimnym wiatrem jak cholera.
Zostaly 4 minuty do startu, a tu czuje, ze zgromadzil sie we mnie nadmiar plynu. Ale nic, przelazlem jakos przez barierki (wysokie sa
Pierwszy km w 5:11, za wolno mysle, nie chcialem stracic minuty na pierwszych kilku km, bo wiedzialem, ze potem tego nie odrobie. Wyszlo tak wolno ze wzgledu na tlum. Bylem dosyc z tylu strefy (bo zimno i przyszedlem na sam koniec) i przeciskanie sie, skoki prawo-lewo kosztowalyby mnie duzo energii, ktorej moglo zabraknac pozniej. No to bieglem z wszystkimi.
Po pierwszym km zaczelo sie robic wiecej miejsca, wiec moglem wyprzedzac, gdy byla taka potrzeba. Nastepne kilometry juz wedlug planu: 5:00, potem przyspieszenie i 4:51, 4:54.
Nastepny w 5:03, bo na jednym zwezeniu zrobic sie korek (sic!) i przeszlismy na 5-10 sekund do marszotruchtu. Potem 4:57, 4:47 (tu bylo lekko z gorki, to pamietam) itd.
Tempo caly czas trzymalem miedzy 4:47 (rzadko, ale kilka razy sie zdarzylo) do ciut ponad 5, gdy byl akurat punkt zywieniowy. Wiekszosc oscylowala jednak miedzy 4:50 a 4:55, czyli bardzo spoko.
Bieglo mi sie dobrze, ale polowke zaliczylem w 1:44:38, czyli troche wolniej niz myslalem, zapasu na sub3:30 prawie nie bylo. Ale nic to ciagnalem dalej. Tempo udawalo mi sie o dziwo utrzymac caly czas calkiem dobrze: tylko ze 3 razy chyba wyszedlem ponad 5:00 i to niewiele, kilka sekund. W miedzyczasie byly jednak calkiem czesto kilometry w 4:51-4:53 czyli bardzo ok.
Na 35-ym km wyszedl jednak brak dlugich wybiegan, miesnie nie byly przygotowane na tak dlugi wysilek, do tego brakowalo mi jednak bardzo tych Alph. Skutkiem tego moje czworki zdradzaly oznaki buntu i niecheci do dalszej wspolpracy, bolaly i slabo odpowiadaly na sygnal "do boju". Tempo <5:00 udawalo mi sie jednak utrzymac az do km 38. Nastepny wszedl w 5:05, tutaj zrobilo sie mentalnie ciezko. Lydki zaczely juz tez mocno doswierac, do tego 2x lekko chwycil mnie przedskurcz w prawej nodze (przywodziciel uda o dziwo). Ale jakos sie mentalnie ogarnalem i postanowilem zarazykowac i nie odpuszczac.
Wydolnosciowo i energetycznie wszystko bylo w porzadku, wiec chociaz tutaj mialem wiekszy spokoj. Jak pomyslalem tak zrobilem i sprobowalem troche przyspieszyc, nic wielkego, ale chociaz troche. I sie udalo! Kilometry 40 i 41 weszly odpwoiednio w 4:56 i 4:57, jej!. Teraz juz nie bylo mozliwosci nie dociagnac, docisnalem jeszcze ostatni km w 4:50 i ostatnie 200m nawet nie finishowalem.
META!
Miesnie rozwalone doszczetnie, ale nawet nie musialem stanac czy ogladac butow przy barierce. Uczucie dziwne.
Oficjalny czas: 3:29:17, bylem happy. Tak rownego biegu jeszcze chyba nie mialem.
Dla przypomnienia, pierwsza polowka 1:44:38, czyli druga... 1 sekunde wolniej, jedna sekunde, czad
Z wyniku jestem bardzo zadowolony, nie sadzilem, ze uda mi sie dowiezc te 3:30.
Czy moglo byc lepiej? Pewnie. Mysle, ze 3:25 bylo w zasiegu, zabraklo dlugich biegow i odpowiednich butow. Ale to juz tylko gdybanie.
Poza tym wszystko zagralo bardzo dobrze, zywienie, odpowiedni ubior, taktyka etc.
Ale takich DOMS-ow nie mialem jeszcze chyba nigdy. Czworki, lydki ledwo zipia. Jak sie rozruszam, to nawet spokojnie po schodach chodze, ale jak posiedzie i musze wstac, to jest "zabawnie"
[DUMNY_TATA_MODE_ON]
Tymek z kolegami z klubi ponownie wystartowali w sztafecie . Tym razem biegl na koncu, nadluzszy odcinek (troche ponad 13km).
W porownaniu do zeszlego roku ucieli prawie dokladnie 6 minut, koncowy czas 2:49:03, co dalo im w generalce 8-y czas na 1600 sztafet!
W zeszlym roku byli na miejscu 14-ym, wiec progres bardzo duzy. Cel osiagniety z nawiazka, bo bardzo chieli wskoczyc do 10-tki.
[DUMNY_TATA_MODE_OFF]
Co dalej teraz? Na razie lecze DOMS-y, moze dzisiaj wybiore sie na lekki basen. Pobiegac w najblizszych dniach nie zamierzam, moze troszke leciutko pokrece.
A potem? Potem zaczynaja sie przygotowania do IM we Frankfurcie. Czasu nie tak wiele, bo start juz pod koniec czerwca

