no dobrze, może przy okazji Świąt skrobnę nieco...
przez ostatnie dwa tygodnie większość mojej uwagi zajmowała praca. pod nieobecność Ani większość bieżącej pracy biura jest na mojej głowie i kiedy przychodzi do zamykania miesiąca, kalkulacji podatków, rozliczeń itd. najzwyczajniej w świecie się denerwuję...
rzecz jasna, do tego doszły przygotowania świąteczne. z dwiema dziewczynkami trudno logistycznie ogarnąć zakupy, pieczenie, gotowanie itd., więc rozłożyliśmy sobie pracę na kilka tygodni, omijając w ten sposób dni największego tłoku w sklepach.
na domiar wszystkiego, przez trzy kolejne niedziele koncertowaliśmy z chórem w kościołach, tydzień temu mieliśmy nawet dwa koncerty, w różnych miejscach, z zupełnie innym repertuarem...
summa summarum, Adwent minął w mgnieniu oka. przez ten czas oczywiście biegałem ale czasu na dokładne zapisywanie treningów na blogu już nie starczało. jak nie mam dość czasu by zrobić coś tak, jakbym sobie wyobrażał, często wolę w ogóle tego nie robić - dlatego w ostatnim czasie wpisy były raczej z poczucia kronikarskiego obowiązku - w końcu na blogu zapisana jest cała moja historia biegowa, a to już ponad 3 lata...
w tych minionych tygodniach zrobiłem kilka mocniejszych treningów.
1. tego dnia gdy oddałem Suunto do serwisu wracając zrobiłem mocniejszą dychę - po 4:55/km po ośnieżonych chodnikach.
2. któregoś dnia spotkałem się z Kulawym Psem na Cytadeli a on pokazał mi swoją crossową pętlę - 4km cały czas w górę i w dół. jeżeli do tego dodać wuchtę śniegu i Piotrka popędzającego mnie non stop, dostajemy obraz jednego z najcięższych akcentów w ostatnich miesiącach. Kulawy powitał mnie słowami: "wiesz, że dzisiaj biegasz ciągły?" ale mylił się - dla mnie to było ciężkie jak bardzo mocne interwały. tyle że bez przerw. kolce Icebugów ledwo trzymały. niestety przyczepność jest też funkcją prędkości - biegnąc pod górę szybko i dynamicznie, na krótkim kontakcie, Piotrek nie potrzebował specjalnego trzymania. każdym mój kontakt z podłożem trwał o wiele dłużej, miałem mniejszy pęd pod górę i czasami but zdążył puścić.
plus taki, że zaliczyłem tylko jedną glebę - na którymś zbiegu nogi nie wytrzymały po prostu, było za szybko - poleciałem na śnieg, fiknąłem kozła

zabawa przednia. musimy to powtórzyć.
3. innego dnia musiałem się pośpieszyć z powrotem do domu - 5,5km po ok. 4:25/km.
duża część treningów bez kontrolowania tempa - co prawda mam Garmina ale kilka razy go nie naładowałem, kilka razy zostawiłem na parapecie w pracy, włączywszy w celu złapania fixa, zapomniawszy i wyszedłszy. polski język jest piękny
wigilia Bożego Narodzenia, poniedziałek, 24 grudnia
tegoroczne święta są pierwszymi bez mamy. czuć to na każdym kroku, niestety. wstałem wcześnie rano, sporo przed świtem. miałem w planach pobiec do lasku marcelińskiego wypróbować nowy nabytek - czołówkę Primus Primelight Race Adventure, nabytą bardzo okazyjnie w TKmaxx. Można powiedzieć, że sam sobie zrobiłem biegowy prezent gwiazdkowy - miało się okazać, że w tym roku Gwiazdor nie przewidział dla mnie innych biegowych upominków. Poprzedniego wieczoru spadło sporo śniegu i miałem nadzieję na piękny trening w świeżym białym puchu, niestety w nocy przyszło ocieplenie i zamiast białego puchu była szara chlapo-ciapa. po kilku minutach przestałem się przejmować wilgocią pod nogami i omijać kałuże. lekkie Trail Glove momentalnie przemokły, jednak nie czułem dyskomfortu. pobiegłem do lasku, włączyłem lampkę - świeci świetnie, nie byłem jednak w stanie się w pełni nacieszyć jej możliwościami, zalegała ciężko mgła, dodatkowo padał deszcz ze śniegiem. z lasku pobiegłem na cmentarz, do mamy. zaśpiewałem jej kolędę - głos mi się łamał... i poszedłem realizować kolejne punkty programu - ostatnie przedświąteczne zakupy.
sama wieczerza wigiljjna była słodko-gorzka. dobrze było być razem z rodziną ale tak bardzo brakowało mamy. czytałem modlitwę, którą bardzo lubiła, z kartki zapisanej jej własnoręcznym pismem. dziadkowie trzymali się dzielnie, ale tata był bardzo smutny. ech, najlepszym prezentem na Święta byłoby dla mnie gdyby potrafił znaleźć w sobie więcej radości, nadziei, pogody...
tyle. pewnie dzisiaj - w Boże Narodzenie - pobiegać nie dam rady, może jutro wstanę wcześniej...
Wesołych Świąt wszystkim! To są Święta Bożego Narodzenia, więc życzę Bożego błogosławieństwa, tego zbliżenia z Bogiem, które po raz pierwszy dokonało się wtedy w stajence, gdy Wszechmocny stał się człowiekiem, nagim i bezbronnym, takim jak my.