Sobota 09.02.2013r.
Grand Prix Poznania zBiegiemNatury Bieg IV
Korciło mnie...oj korciło bardzo..Cały piątek o tym myślałem, by zaskoczyć wszystkich i pojawić się w ciuchach biegowych

..Wcześniej już pojąłem decyzję "na nie", ale tym, co mnie pchnęło w tą głęboką zadumę była decyzja Anity, że biegnie..No i rozpoczęła się rozmowa z Głosem

..Anita zmaga się z jakąś infekcją, podobnie, jak ja kaszle, jest zakatarzona, ma kłopot z głosem, a w piątek oznajmiła, że ma też prawdopodobnie zapalenie ucha...Ale biegnie!

. Ona i Czesiu. Decyzja nieodwołalna!

Z jednej strony nie pochwalam, z drugiej...uwielbiam takie decyzje! Raz podjęte. Twarde. Rozsądek wyjeżdża na weekend

.
Jednak pasuję..Strasznie, strasznie chcę..ale te trzy tygodnie uczą pokory..Pobiegłbym bez przeszkód, zdrowotnie nic by się nie przydarzyło, to już wiem, choć wyleczony na 100% nie jestem, ale forma jest niewiadomą...nie wiem ile paliwa jest w baku, ile musiałbym "podciagnąć" na dopalaczach z głowy...Nic nie wiem. Nigdy nie miałem tyle intensywnego ruchu i nagle, kilka tygodni, nic..Chcę bardzo biegać już regularnie co niedzielę i w tygodniu, może taki jednorazowy wyskok, bieg w solidnym tempie (w zawodach inny scenariusz to pobożne życzenie) okazałby się wybrykiem, znów za jakąś cenę...Nie, nie chcę. Nie na siłę, chcę wrócić do biegania, do przyjaciół. Koniec, kropka.
Klamka zapadła. Dziś wystąpię w starej-nowej roli, z obiektywem w garści. Starej, bo "fociłem" już na Serpentynach, nowej - bo tam się nie przemieszczałem

. Dziś muszę być w ruchu. Wbrew pozorom to nie jest takie łatwe za pierwszym razem, choć nowe, ciekawe wyzwanie

. Podczas ostatniego poznańskiego maratonu już "pracowałem" na rowerze, chwytając w kadr mojego kolegę i przyjaciela "spod nieba", Marka. Tam jednak było to 42km i ~4h30' czasu na moją pracę, więc mogłem między jednym "stanowiskiem" a drugim, gdybym chciał, skoczyć na "przerywnik z Mac'a"

. Tu będzie niewiele ponad 20 minut (!!), by "chwycić w kadr" początek, potem zaczaić się gdzieś na trasie i zdążyć na finisze przyjaciół. Musze się z tym zmierzyć
Rano pobudka, śniadanie, szykowanie sprzętu. Ubrany, przygotowany, z małym zapasem czasu, idę po rower. I tu staje się coś nieprzewidzianego i idiotycznego zarazem....Tam, gdzie aktualnie mam swoją "przechowalnię sprzętów wszelakich" nie ma klamki, jest gałka - wyprowadzając rower zatrzaskuję w środku wszystkie klucze (!)

...Szlag mnie trafia z uwagi na konieczny pośpiech...Jak już sobie poużywałem niecenzuralnie, spokorniałem przed drzwiami, które okazały się nie do przejścia nawet przy mało dyplomatycznym podejściu

, zorientowałem się, że wewnątrz został tylko sam klucz od pomieszczenia

...Straciłem jednak cenny kwadrans. W pośpiechu wrzucam rower na tyły Vivaro i z piskiem wytaczam się na ulicę...Go, go, go!...Nie jest jeszcze tak źle - na szczęście sobotnie przedpołudnie okazuje się niezbyt ruchliwe. Kierunek - mały parking przed Wielkopolską Izbą Rolniczą na Golęcinie.
Dobry wybór - choć sporo tu już aut i biegaczy wokół, miejsce do parkowania znajduję idealne

. Plecak ze sprzętem na plecy, rower i jadę do biura zawodów.
GWAR..KOLOROWO..Prawdziwe święto biegania. Super!

...Pogoda wymarzona, zza chmurek wygląda słońce. W pobliżu Mety dopadam Tomka - Kuzyna i zostawiam na chwilę pod jego okiem rower. Przed biurem są już "nasi": Bodziu..
..Anita, Monika i Maciek

..Monia nie traci czasu - rozciąga i przygotowuje Anitę na wypadek nieodłącznych kolek...
Humory są wyśmienite, radość bije z oczu

...
Są techniczno-taktyczne pytania..
..i pogaduchy..
Czesiu - "zacumowany" w okolicy mojego roweru - ma dziś swój wielki debiut - pobiegnie z Anitą

Póki co, jak na zawodowca przystało, zachowuje spokój wyścigowego charta..
..czujnie kontrolując to, co dzieje się wokół..
Ponieważ czas nagli, a do linii startu jest kilometr z groszem, Monika dyscyplinuje towarzystwo i truchtem ruszają naszymi niedzielnymi ścieżkami w tamtym kierunku. Jeszcze rzucam okiem na miejsce, gdzie odbędzie się finisz..
a potem, w nagrodę, "wcinanie" pączków...
i podążam śladem przyjaciół.
W głowie układam sobie plan...Pojadę najpierw na rozgrzewkę, potem wrócę ok. 200 metrów w okolicę naszego niedzielnego miejsca spotkań, gdzie "podziałam" z aparatem z murku przy mostku, a jak już mnie miną startujący - pognam "pod prąd", by złapać ich możliwie jak najdalej w lesie po drugiej stronie jeziora. Jak wszystko się uda, zdążę "zamknąć kółko" i stawić się na linii mety zanim nabiegną pierwsi "nasi"

. Brzmi to sensownie, nie wiem, jak będzie w praktyce..
Tuż za mostkiem natrafiam na grupkę - jest już z nimi Konrad-Kony i Piechu. Dziewczyny kontynuują terapię "antykolkową"..
która budzi niezwykłą wesołość naszych kolegów..
One jednak robią swoje..
choć to chwilami bolesne..
..Piechu zaś, zwany w naszych kręgach - z uwagi na (chyba wrodzony) nie gasnący uśmiech i bystry dowcip - Jednoosobową Lożą Szyderców

, nie omieszka potekścić

...
No dobra..mu ty gadu-gadu..
..a czas na rozgrzewkę

, którą przecież tradycyjnie prowadzi, dla wszystkich uczestników biegu, Monika. Jako, że z moim foto-plecaczkiem, rzucam się w oczy, następuje ceremonia przekazania mi wszelkich drobiazgów, które przyjaciołom będą zbędne w rywalizacji. Mam już izotonik Anity, teraz mam klucze od auta, dokumenty i czapeczkę Piecha, "gadżety" Kony'ego, a nawet otrzymuję pod opiekę bluzę Moniki

...
Ruszamy na polankę za linią startu..
Tu następuje rytuał "pobudzenia" aparatu ruchu

, głownie przez oddanie czci Matce Ziemi
ale też przez krótki stretching..
pokręcenie biodrami, kolanami i wypięcie szlachetnych części ciała..

Monika wyjaśnia..
i pokazuje..
Piechu i brać biegowa pilnie, w skupieniu wykonują..
Bodziu ramionka..
Anita kolanka...a Czesiu - Czesiu jest już dawno gotowy i spokojnie bada teren

..
Kony się chyba niecierpliwi..
a Piechu - jak zwykle - dobrze bawi
choć tu i ówdzie musi się jeszcze dopasować
Maciek też wprowadza ostatnie poprawki..
cały czas zachowując czujność..
Tuż przed startem wszyscy jednak wyglądają na zrelaksowanych i spokojnych o swoje życiówki

..
Ok. Czas na mnie. Muszę zająć pierwszy punkt obserwacyjny - na mostku. Ponieważ na starcie już jest strasznie tłoczno i nieprzejezdnie, pomykam "objazdem" w stronę wiaduktu i ul. Botanicznej, a potem ostro w lewo (mam nadzieję, że nie wystartują beze mnie

). Lokuję się na murku, stąd widzę linię startu, tędy też wszyscy przebiegną, a ja spróbuję wyłowić z tłumu naszych bohaterów

..
Wreszcie ruszają..Pierwsi błyskawicznie są obok mnie

..Nie udaje mi się zmienić obiektywu - trudno, będę penetrował "lufą"..Zadanie okazuje się arcytrudne - na starcie stawiło się ponad 500 osób i wszyscy teraz tłumnie biegną wprost na mnie..
Po prawej stronie wyławiam Maćka i Piecha (pomarańczowa kurtka, tu zasłonięta nieco)..
teraz troszkę bliżej..
Pierwszy koło mnie przebiega Kony..
skupiam się na nim, tymczasem o mało co przegapiłbym Macieja..
ale niestety nie udaje mi się uchwycić Piecha...Znów celuje w tłum szukając Anity z Czesiem..Wiem, że z uwagi na samopoczucie i jednak "tandemowy" bieg, odpuściła przodom i będzie teraz gdzieś drugiej części nadbiegającej grupy..Szukam różowej wiatrówki, ale w kolory to dzisiaj obrodziło i można dostać oczopląsu

...
Jest!..Tradycyjny uśmiech w stronę mediów
Czesiu trzyma tempo

..
Grupa pomału odbiega trasą wyścigu..
ja tymczasem zeskakuje, pakuje sprzęt do plecaka, odpalam mojego "bolida" i gnam południowym brzegiem..Mam niewiele czasu, stawka już na początku się rozciągnęła - między "przodami", w których lokowało się nasze "trio": Kony-Maciek-Piechu, a ostatnimi grupkami zrobiło się już troszkę dystansu..Mam mało czasu..Wrzucam na manetce wysokie biegi

..Docieram do rozjazdu dróg "dużego" i "małego" kółka, tu błyskawiczna decyzja - jadę brzegiem, będzie szybciej..Przy okazji zrywam taśmę wyznaczającą kierunek biegu, hacząc "garbem", czyli plecaczkiem

. Szybki serwis i gnam dalej..Nagle uświadamiam sobie, że w ten sposób mogą mnie minąć, bo za moment na tej wysokości powinni pojawić się pierwsi prowadzący. Ostre hamowanie, w tył zwrot, znów pod tą samą taśmą i w prawo z powrotem na trasę biegu...Ścieżka się zwęża, co gorsza - biegnie zacienionym odcinkiem, więc jest wilgotno, błotnie i ślisko..Mijają mnie liderzy wyścigu..za nimi znów troszkę miejsca, a potem zaczyna się zagęszczać..
Pierwsza znajoma twarz, Tomek-Kuzyn..
Ponieważ wiem, że jego życiówka oscyluje poniżej 19 minut, uświadamiam sobie, że za minutę, może dwie powinno zjawić się "nasze trio"...Niestety, nie chcąc przeszkadzać, nie mogę przemieszczać się do przodu i pojawiają się obawy, czy zdążę wszystkich uwiecznić na finiszu...

... Namierzam wreszcie obiektywem Maćka..
..nadciąga..MOC..
Maciek mocno pracuje..czuję, że będzie dobry czas

...
Za nim, jak cień, biegnie Kony

..
Wielką Trójkę zamyka Piechu...
..widać, że też wkłada w bieg masę sił i serca..
ale poczucie humoru nawet w takiej chwili go nie opuszcza
Obawy przeradzają się w poważny niepokój, czy wyrobię się na metę

...Gdybym złapał czołówkę nieco dalej, miałbym większe szanse, teraz nie wygląda to najlepiej...Pojawił się dodatkowy problem - ścieżka w miejscu, w którym jestem, nie jest najszersza, z obu stron są krzaki a teren grząski...Ustępuję nadbiegającym, nie chcę im przeszkadzać, a jednocześnie nie mam ich jak obejść, bo błoto po bokach po kostki..Jestem w małym potrzasku, ale mimo wszystko jakoś próbuję sforsować przeszkodę..Cały czas przy tym muszę być czujny - na trasie jest jeszcze SuperDuo, czyli Anita&Czesio

- dopiero, gdy ich "ustrzelę", mogę popędzić dalej...
Są!...
I to w świetnej formie!!..To cieszy
Dosiadam pędem swoich dwóch kółek, podkręcam tempo...Muszę zdążyć, muszę!...Robi się znów mokro i błotnie, niebezpiecznie, ale nie mam wyjścia..dociskam jeszcze bardziej...Koło mostku mijam i pozdrawiam Panią Marię Pańczak, zwaną Panią Parasolką (z uwagi na nieodłączny gadżet) - najstarszą i najwytrwalszą, stałą uczestniczkę większości poznańskich imprez biegowych

.
Gdy zza drzew wyłania się Biuro Zawodów i Meta, słyszę w głośnikach meldunek, o kolejnych zawodnikach, kończących bieg..."Boże, żebym zdążył!!"...Porzucam rower gdzieś koło Depozytu, w biegu wyciągam aparat i zerkam okiem na zegar:..21:xx...Nie wiem, czy się udało...Lawirując pomiędzy wbiegającymi, przeskakuję na druga stronę, by w kadr łapać również wyświetlany czas...Nagle pojawia się jaskrawa kurtka..Piechu...
..przecina linię mety..
22:14!..Rewelacja!! - życiówka!! Brawo!!....Ale studzi mnie natychmiast inna myśl...SPÓŹNIŁEM SIĘ...

...Maciek i zapewne Kony musieli już przybiec

...Niestety, potwierdza się to - Maciek klepie mnie w ramię po chwili...Sory, Maćku, nie udało się..może następnym razem...

. Humor polepsza mi jednak jego wiadomość: 20:44! Szok! Kony - 21:19! Niesamowite - dwie życiówki!! BRAWO, CHŁOPAKI!!! Niewiele po nich finiszuje Paweł Golak (688), kolejny kolega z naszych spotkań niedzielnych - 22:57! Kapitalnie!..
Są inni znajomi z BBLa..Marek Zięba (178)..
Agata Dziubałka (411)..
Niesamowitym finiszem popisuje się nasz grupowy kolega, Arek Świątek i ich koleżanka, Dominika
wbiegają na metę razem
Czekam jednak z aparatem na głównych bohaterów dnia, Anitę i naszego Czesia

...
Szperam obiektywem...Nagle, pojawia się znajomy jaskrawy kolor kurtki

...Są!..
50..40..30 metrów...Przyspieszają, zaczynam z Maćkiem doping

...Rozpoczyna się wyjątkowy finisz..
i spontaniczny SKOK RADOŚCI na linii mety!
...a potem kontakt z Matką Ziemią i upadek na kolana...
Auć!...aż mnie zabolało!...Taki już chyba znak firmowy każdej końcówki zawodów w wykonaniu Anity

..To na pewno boli..
ale jest spontaniczne, a endorfiny, póki co, uśmierzają

..Dorota pomaga się pozbierać..
a prasa ma swoje 5 minut
Anita i Czesiu też notują swoją życiówkę 30:29!

, wpisując się pięknie w sukces naszej grupy

GRATULACJE!!! Ogromną radością było dla mnie móc to uwiecznić
Czas na nagrodę - herbatę i pączka

. Piechu jest chyba najbardziej dumny z wyniku
ale radość jest wspólna!
Oczywiście słodkości musi tez otrzymać nasz czworonożny bohater, a co - zapracował sobie!
Jest okazja pogadać w szerszym gronie..
Bodziu wygląda na zadowolonego

..
A Maciek - na zupełnie niezmęczonego
Tymczasem do mety dobiega Pani Maria..niezwykła i wyjątkowa to postać!
Budzi podziw, szacunek i sympatię wszystkich - i biegaczy, i kibiców
Pamiątkową fotkę robią sobie nasi "żółci bracia", Night Runners'i..
a my tymczasem rozmawiamy z organizatorem i naszym kolegą, Piotrem Książkiewiczem..
Pojawia się też nasz forumowy kolega, Szymon, z uśmiechem na twarzy - ogromnie miło poznać "na żywo" kolejna osobę, którą zna się już "on-line'owo" i pisuje kawałek czasu

Szymon, dzięki za spotkanie i do następnego!!!
Na koniec porywamy jeszcze Panią Parasolkę do wspólnego zdjęcia
Dzięki uprzejmości Agaty, udaje i mnie się wcisnąć w kadr

..
Chłodno się robi, czas wracać. Żegnamy się serdecznie - to był wielki dzień

Życiowe czasy, emocje, atmosfera biegowej fiesty...Trzeba tam być, by to poczuć

..Mnóstwo uśmiechu wokół, serdeczności, pozytywnej energii - można zostawić za sobą całą codzienność, zanurzyć się w tą atmosferę i przepaść bez reszty

...Nawet mnie, dziś foto-kronikarzowi, jest żal opuszczać to ulubione miejsce....
Na osłodę pozostaje fakt, że zabieram Anitę i Czesia, więc odwożąc ich, jeszcze przez chwilę będzie okazja, by wspólnie cieszyć się i pogadać

. Wrzucam rower "na pakę", wsiadamy i ruszamy. Oczywiście rozmowom nie ma końca :uuusmiech: , a tu czas na obiad

....Pa-pa, "Cześki" - żegnamy się, a ja obieram kurs na dom...tam przyjdzie mi powalczyć z zatrzaśniętymi drzwiami, ale co tam - teraz mam uśmiech na ustach, a myśli - już przy wieczorze, kiedy to spotkamy się znów na Starym Rynku, by pooglądać zdjęcia i ponownie podelektować się tymi dzisiejszymi, wyjątkowymi chwilami
Wspólny wysiłek, wiara w sukces i praca, wzajemne wspieranie się i dzielenie doświadczeniem - tym biegowym i tym życiowym - rodzi niewidzialną więź, która w niezwykły sposób oplata naszą grupkę coraz ciaśniej i ciaśniej... :uuusmiech: I nie powiem - to fajne uczucie
