
Godzina: 18.30
Temperatura: -1C

10 km
5:56/km
+GR
Dawno mnie tu nie było. Czas skurczył się niewiarygodnie. No, ale coś tam zdążyłam pobiegać.
Do biblioteki, w której pracuję, przychodzą różni studenci. Niektórzy zaprzyjaźniają się z nami. Jeden z takich zaprzyjaźnionych studentów zapragnął pobiegać ze mną. Żeby zobaczyć, czy da radę. Umówiłam się więc z nim pod domem i powolutku ruszyliśmy przed siebie. Początkowo widziałam, że go trochę drażni takie wolne tempo, ale nie pozwoliłam przyspieszyć. Hardo mówił o trzech okrążeniach Błoń. Mi to było nawet na rękę, ale postanowiłam poczekać. Po przebiegnięciu pięciu kilometrów przestaliśmy rozmawiać. A w zasadzie przeszliśmy w mój monolog. Nic nie mówił, ale widać było, że jest mu ciężko. Przebiegliśmy w sumie 10 km. Gdy weszliśmy do domu, to mój mąż spojrzał na mnie i zdziwiony zapytał, czemu jeszcze nie poszłam biegać. Po chwili zobaczył M. Ten był czerwony, spocony, z rozwianym włosem i obłędem w oczach. Wojtas okazał zrozumienie i pochwalił za upór. Bo tak naprawdę, to wielki wyczyn pobiec bez żadnego przygotowania 10 km w niecałą godzinę. Ja na to pracowałam kilka miesięcy. Ale teraz byłam dumna z siebie, bo w zasadzie nie była wcale zmęczona i nawet się nie spociłam. Trening czyni mistrza


KOMENTARZE