Długo nie pisałam, ale byłam we Wrocławiu u rodziców-wróciłam 3 pralki temu, czyli wczoraj wieczorem. Sporo rodzinnego czasu kradłam na bieganie, więc już nie chciałam pisać o tym co biegam. Poza tym mam taką dziwną rodzinę, gdzie bieganie w czasie świąt jest mniejszym grzechem niż oglądanie telewizji czy siedzenie przed komputerem. Poza tym chciałam się na okres świąt odciąć od komputera, prasy i TV, aby wyczyścić umysł i mieć czas na myślenie np. podczas treningu. Jak powiedziała moja koleżanka która nie biega, ale lubi sobie po...przyć (bądź też posolić lub inaczej doprawić)- bieganie to najgłębszą i najintensywniejsza forma medytacji. Jednak nawet jak na moją rodzinę tej medytacji było przydużo. A tak w ogóle to w ciągu tego tygodnia ok. 80 km przebiegłam z moim tatą (mieliśmy wreszcie czas aby pogadać), trochę z mężem (wspólne bieganie jest dla nas zawsze rarytasem, dostępnym od wielkiego święta), więc w pewnym sensie było to rodzinne bieganie. Starałam się mamie jak najwięcej pomagać i liczyć z jej planami i to do nich próbować dostosowywać moje bieganie, nie wiem jak mi to wyszło.... Zaczęłam się zastanawiać czy jestem jeszcze normalna, gdy w czasie gdy panowie poszli na pasterkę, przymierzyłam strój do biegania, jaki dostałam od Mikołaja, (czy też Gwiazdora lub Aniołka- nie jest dla mnie jasne, kto te prezenty przynosi) i już, już chciałam wychodzić, kiedy mama przekonała mnie, że nie jest to do końca dobry pomysł. Tragedia-jeden dzień bez ani jednego wyjścia na bieganie. Chyba jednak mama ucieszyła się, że Mikołaj (jeśli oczywiście to był Mikołaj, a nie Gwiazdor lub Aniołek) dał mi prezent z którego tak bardzo się uciszyłam. W czasie Świąt prowadziliśmy bujne życie towarzyskie- do późna gra w brydża, piłkarzyki, wieczór kolęd, kolacja francuska itp. itd. Wróćmy jednak do bieganie, którego wplecienie w bogaty plan dnia okazało się niezłym zajęciem strategicznym (dziękuje moim rodzicom i Pawłowi za opiekę nad dzieciakami). Szybko okazało się, że przy wyjściach krótszych niż 30 min robocizna się nie zwraca. W ciągu tego tygodnia nie udało mi się zrealizować żadnego planu, ale przebiegłam ponad 120km, co okazało się fizycznie nie takie trudne, a jest zdecydowanie największym kilometrażem w całym moim życiu (do tej pory miałam 2 tyg. w okolicy 100km). Jednak na 2 wyjściach tak duży km biega się swobodnie.
21-27 grudnia:
Poniedziałek
54 minuty BC1-sztywność nóg po niedzielnym długim wybieganiu
Wtorek
Rano 62 minut w tym 20 minut BC2 w tym kilka stromych krótkich podbiegów-mocny trening, jednak biegało się bardzo dobrze
Wieczorem 46 minut BC1
Środa
Rano 75 minut BC1
Wieczorem 15 min b. wolno +45 minut BC1
Czwartek
WOLNE
Piątek
Rano 74 minuty w tym 10 razy 30 s p 60 s, wyszłam za późno żeby zrobić drugi trening
Sobota
Rano 75 minut BC1- biegało się b. dobrze
Wieczorem 46 minut BC1
Niedziela
Rano 90 minut BC 1
Wieczorem 72 minut BC1 na niepełnym wypoczynku- trudniej niż rano.

Wyszło 10:54- 128 km (w tym 25 min szybko)
Pomimo, ze wyszło inaczej niż w planach jestem bardzo zadowolona. Jeszcze jeden tydzień z dużym km, jeden tydzień na odpoczynek i zaczniemy biegać szybciej.

świąteczna-jeden posiłek dziennie trwający od rana do wieczora z krótkimi przerwami na bieganie i inne aktywności- przytyłam 1 kg.
KOMENTARZE