15.06.20 - 4x600 jako 400+200 i 7'P (78+32s)
Hmmm... Po 5 dniach przerwy w bieganiu i to dniach dość ciężkich wczoraj nie miałem wielkiej ochoty, żeby wychodzić na trening. Już rano obudziłem się zmęczony

a z każdą godziną dnia było co raz gorzej. Wreszcie pomyślałem, żeby to nawet odpuścić, ale żonka mnie trochę zmobilizowała dopytywaniem się czy idę więc się wreszcie zebrałem i polazłem.
Rozgrzewka wyszła pięknie, co nie powinno dziwić bo nogi jednak wypoczęte. Klepnąłem 2km zaczynając po 5:20/km a kończąc już po 4:20/km a biegło się to dość luźno. Powtórzenia... Szwagier wyszydził 7min przerwy

ale po wytłumaczeniu o co kaman zaakceptował, że to ma sens

Powtórzenia poszły. Oczywiście 400m chciało mi się biec szybciej, zwłaszcza na pierwszym odcinku, starałem się jednak nie gonić niepotrzebnie, a przyśpieszać właśnie konkretnie na 200m. Pierwsze 600m, a w zasadzie 200m z tych 600, trochę przespałem i wyszło wolniej, drugie i trzecie już ładnie w czasie, a czwarte wydawało mi się, że będzie najszybsze, tak cisnąłem, wydawało mi się, że nawet mam na to siły (chociaż wcale lekko nie było) a tu niespodzianka 33,5s, chociaż trochę spóźniłem z wciśnięciem lap-a, ale niewiele, może te 0,5s właśnie. Na przerwach standardowo zaprzyjaźniałem się z asfaltem, nie siliłem się na jakieś odpoczynki w truchcie, marszu czy nawet w staniu.
1:
1:18.4
0:33.7
2:
1:16.3
0:31.9
3:
1:16.1
0:31.6
4:
1:17.7
0:33.5
Nie do końca jestem zadowolony, głównie chodzi o tę ostatnią 200tkę, byłem święcie przekonany, że mocno ją pocisnąłem a to niespodzianka...