piątek, 17 sierpnia
10km, asfalt, ZENki.
ponieważ jesteśmy już kilka dni po terminie porodu, ania wolała żebym biegał blisko domu
wyciągnąłem ZENki, i pobiegłem na okołodomową pętelkę. nie wziąłem Garmina, nie wziąłem mp3, zacząłem się zastanawiać co ja do licha będę robił na 6 półtorakilometrowych pętelkach...
na coś szybszego nie było opcji, ale skoro miałem na kopytach ZENki i biegłem po równym pomyślałem, że zrobię coś pożytecznego i poćwiczę technikę.
tak więc CAŁĄ DYCHĘ biegłem na śródstopiu, fajtając girkami, wzmacniając, pach-pach, niska noga, rytm luz i bąbelki uszami.
kilka bardzo ciekawych obserwacji technicznych poczyniłem, podzielę się ale nie teraz bo mi się lody topią i muszę kończyć.
w każdym razie jeszcze w życiu nie przebiegłem tak dużo tak ładnie. zmasakrowałem prawą łydę tak, że gdybym dzisiaj mógł biegać i tak nie mógłbym biegać.
dzisiaj rano pojechaliśmy do szpitala na KTG i Ani już niestety nie wypuścili - procedury, przenoszona ciąża itp.
w każdym razie cały dzień zajmowałem się Emi, porodowo jeszcze nic się nie dzieje. czekamy, trzymajcie kciuki.