DOMinika - myślami w 2013
Moderator: infernal
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Jestem dumna ze swojego rozsądku
Czy będę biegać, i jak, to się okaże. Ale to nie jest najważniejsze. Nie w tym momencie.
Dzisiaj pokonałam 17,4 km w tempie 5,20 i było bardzo przyjemnie.
Tak, myślami jestem już w 2013. I od razu odpowiadam - maratonu w tym roku już nie biegnę.
A mój telefon nie odbiera SMSów... to do tych, którzy mogą czuć się urażeni, że nie odpisuję. A dopiero za dwa tygodnie mogę mieć nowiutkie dzwoniące cacko
Wszystko idzie zgodnie z planem.
Realizowany projekt ma już 8 tygodni:)
Nie jestem natomiast dumna z mojego zbyt ciętego, ostatnio, języka, ale musicie mi wybaczyć. Czasem człowiek musi nawrzucać, czy napisać coś od serca Albo po prostu dać się ponieść emocjom pod wpływem chwili. I czasem właśnie trzeba to wybaczyć;)
Czy będę biegać, i jak, to się okaże. Ale to nie jest najważniejsze. Nie w tym momencie.
Dzisiaj pokonałam 17,4 km w tempie 5,20 i było bardzo przyjemnie.
Tak, myślami jestem już w 2013. I od razu odpowiadam - maratonu w tym roku już nie biegnę.
A mój telefon nie odbiera SMSów... to do tych, którzy mogą czuć się urażeni, że nie odpisuję. A dopiero za dwa tygodnie mogę mieć nowiutkie dzwoniące cacko
Wszystko idzie zgodnie z planem.
Realizowany projekt ma już 8 tygodni:)
Nie jestem natomiast dumna z mojego zbyt ciętego, ostatnio, języka, ale musicie mi wybaczyć. Czasem człowiek musi nawrzucać, czy napisać coś od serca Albo po prostu dać się ponieść emocjom pod wpływem chwili. I czasem właśnie trzeba to wybaczyć;)
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Zadziwiające.
Od tygodnia wstaję o szóstej rano, wyspana, pełna energii. Lecę na spinning, czasem pobiegam dodatkowo 2-5 km.
I jest pięknie.
Wypełnia mnie chęć działania...
Bartuś stał się straszną przylepą i ciągle tylko chce się przytulać... Może dzieci czują więcej niż sądzimy. W każdym razie, co chwile raczy mnie wyznaniami, które czasami brzmią zaskakująco... "mamo, jesteś moją cukiereczką", hmm... do pani w przedszkolu mówi "kotku". Mam wrażenie, że rośnie mi niezły podrywacz...
Przeraża mnie zbliżająca się jesień, a raczej chłody. Mieliśmy takie piękne i długie lato! Od dawna nie pamiętam, by aura tak sprzyjała. Może jednak i jesień będzie łaskawa. Szkoda tylko, że noce coraz dłuższe i chłodne...
Od tygodnia wstaję o szóstej rano, wyspana, pełna energii. Lecę na spinning, czasem pobiegam dodatkowo 2-5 km.
I jest pięknie.
Wypełnia mnie chęć działania...
Bartuś stał się straszną przylepą i ciągle tylko chce się przytulać... Może dzieci czują więcej niż sądzimy. W każdym razie, co chwile raczy mnie wyznaniami, które czasami brzmią zaskakująco... "mamo, jesteś moją cukiereczką", hmm... do pani w przedszkolu mówi "kotku". Mam wrażenie, że rośnie mi niezły podrywacz...
Przeraża mnie zbliżająca się jesień, a raczej chłody. Mieliśmy takie piękne i długie lato! Od dawna nie pamiętam, by aura tak sprzyjała. Może jednak i jesień będzie łaskawa. Szkoda tylko, że noce coraz dłuższe i chłodne...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Komfortowe tempo biegu "natenczas" to ok. 11,5 km/h; komfortowy dystans 8 km.
Dzisiaj poranne 8,5 km w 43 minuty plus 10 minut "łyżwiarza" i streching.
Czuję się dziwnie, bo naprawdę fizycznie nie odczuwam większych zmian (poza tym, że wczoraj po pracy musiałam się położyć... ledwo wytrzymuję 8 godzin za biurkiem... tak do 6h jest dobrze, potem "wiercenie" i czekanie do końca; wyczekiwanie). Psychicznie natomiast jest większy strach, więcej zachowawczości.
Na pewno jestem dojrzalsza psychicznie, cieszę się z tego, co jest. Z Bartkiem pierwsze 3 miesiące to była trauma, horror; dopiero potem się uspokoiło. Teraz (śmieszne, ale prawdziwe) największą "chęcią" jest wyglądać ładnie Jakoś tak, ujawniają się kobiece cechy mojej natury.
Niesamowita jest podatność na działanie hormonów; naprawdę, byle jaki bardzie dramatyczny news, a mi już się łzy zbierają... pewnie płakałabym przy filmach klasy C... Z drugiej strony są i napady agresji, gdy widzę głupotę i "myślenie tylko o sobie" wśród ludzi wokół. W niedzielę na Kabatach nakrzyczałam na ludzi z psem (bo pies bez kagańca i bez smyczy zaczął gonić sarnę). Oczywiście dla tych państwa wszystko jest w porządku... piesek w rezerwacie krajobrazowym akurat musi sobie pobiegać... grrrr.... co tam sarna, ONI kochają zwierzątka, bo mieszkają w M3 z wielkim, spasionym psem [bo że można z psem np. pobiegać to już ciężko wymyśleć; ale może to spasienie uratowało biedną sarenkę].... powinien być zakaaz sprzedawania niektórych ras, jeżeli właściciel nie jest w stanie zagwarantować odpowiedniej opieki, odpowiednich warunków. Kocham psy i chyba dlatego coraz bardziej jestem za monitorowaniem tego, w czyje ręce się dostają...
No! ulżyło mi
Dzisiaj poranne 8,5 km w 43 minuty plus 10 minut "łyżwiarza" i streching.
Czuję się dziwnie, bo naprawdę fizycznie nie odczuwam większych zmian (poza tym, że wczoraj po pracy musiałam się położyć... ledwo wytrzymuję 8 godzin za biurkiem... tak do 6h jest dobrze, potem "wiercenie" i czekanie do końca; wyczekiwanie). Psychicznie natomiast jest większy strach, więcej zachowawczości.
Na pewno jestem dojrzalsza psychicznie, cieszę się z tego, co jest. Z Bartkiem pierwsze 3 miesiące to była trauma, horror; dopiero potem się uspokoiło. Teraz (śmieszne, ale prawdziwe) największą "chęcią" jest wyglądać ładnie Jakoś tak, ujawniają się kobiece cechy mojej natury.
Niesamowita jest podatność na działanie hormonów; naprawdę, byle jaki bardzie dramatyczny news, a mi już się łzy zbierają... pewnie płakałabym przy filmach klasy C... Z drugiej strony są i napady agresji, gdy widzę głupotę i "myślenie tylko o sobie" wśród ludzi wokół. W niedzielę na Kabatach nakrzyczałam na ludzi z psem (bo pies bez kagańca i bez smyczy zaczął gonić sarnę). Oczywiście dla tych państwa wszystko jest w porządku... piesek w rezerwacie krajobrazowym akurat musi sobie pobiegać... grrrr.... co tam sarna, ONI kochają zwierzątka, bo mieszkają w M3 z wielkim, spasionym psem [bo że można z psem np. pobiegać to już ciężko wymyśleć; ale może to spasienie uratowało biedną sarenkę].... powinien być zakaaz sprzedawania niektórych ras, jeżeli właściciel nie jest w stanie zagwarantować odpowiedniej opieki, odpowiednich warunków. Kocham psy i chyba dlatego coraz bardziej jestem za monitorowaniem tego, w czyje ręce się dostają...
No! ulżyło mi
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Tak się zastanawiam, czy w obecnej sytuacji to dobrze, że nie mam na nic czasu, czy źle...
W każdym razie rano twardo chodzę na spinning, już chyba mięśnie mi się przyzwyczaiły, albo po prostu intensywność 120 pbm nie powoduje żadnych skutków ubocznych. W każdym razie pot się leje, a ja świeżutka i wypoczęta, ale szczęśliwa. Trzeba poważnie pomyśleć o trenażerze do domu, bo tak nieodpowiedzialna, żeby w obecnym stanie pomykać na wolności na bicyklu, na szczęście nie jestem. O trenażerze już w tamtym roku wspominał Maciek, także zakup posłuży nie tylko mnie;)
Może ktoś ma jakieś sprawdzone modele?
Nie zamierzam też nie przytyć w ciąży, bo jednak zalecane jest to 10-14 kg i tego będę się trzymać, bo wiem, że się sprawdza:) Aż mnie *** bierze jak widzę dziewczę w 9 miesiącu, które przytyło 2,5 kg i codziennie ćwiczy 3 godziny... dla dobra dziecka, rzecz jasna... aj, ale jak się nie pracuje i wpadło na bogatego faceta, to może tak można/trzeba? grrr... aj, no nie mogę na niektóre rzeczy ze spokojem patrzeć...
Dobra, koniec zrzędzenia, wracam do pracy. Choć spadające na łeb ciśnienie nie jest dobrym prognostykiem na najbliższe godziny...
W każdym razie rano twardo chodzę na spinning, już chyba mięśnie mi się przyzwyczaiły, albo po prostu intensywność 120 pbm nie powoduje żadnych skutków ubocznych. W każdym razie pot się leje, a ja świeżutka i wypoczęta, ale szczęśliwa. Trzeba poważnie pomyśleć o trenażerze do domu, bo tak nieodpowiedzialna, żeby w obecnym stanie pomykać na wolności na bicyklu, na szczęście nie jestem. O trenażerze już w tamtym roku wspominał Maciek, także zakup posłuży nie tylko mnie;)
Może ktoś ma jakieś sprawdzone modele?
Nie zamierzam też nie przytyć w ciąży, bo jednak zalecane jest to 10-14 kg i tego będę się trzymać, bo wiem, że się sprawdza:) Aż mnie *** bierze jak widzę dziewczę w 9 miesiącu, które przytyło 2,5 kg i codziennie ćwiczy 3 godziny... dla dobra dziecka, rzecz jasna... aj, ale jak się nie pracuje i wpadło na bogatego faceta, to może tak można/trzeba? grrr... aj, no nie mogę na niektóre rzeczy ze spokojem patrzeć...
Dobra, koniec zrzędzenia, wracam do pracy. Choć spadające na łeb ciśnienie nie jest dobrym prognostykiem na najbliższe godziny...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Dzisiejszy poranek znowu milutki, 9,3 km, nieco szybciej niż 5 min/km. 14 minut "łyżwiaża', trochę ćwiczeń ogólnorozwojowych.
Razem ponad godzina aerobowego wysiłku.
Martwi mnie tylko fakt, że dzień jest coraz krótszy... niedługo będę wstawać po ciemku, a tego nie lubię.
Wczoraj na konferencji Maratonu Warszawskiego było głównie o kryzysie i o tym, że nie ma pieniędzy na nagrody, że na wszystkim trzeba oszczędzać. Dziwi to w momencie, gdy startuje ponad 8 tysięcy osób, a startowe jest najwyższe w Polsce. No, ale Narodowy, jak to z nazwy wynika jest tak narodowy, że miasto słono każe za niego płacić narodowi. Dobrze, że ostatecznie wycofano się z opłaty startowej dla kibiców, bo to już było jednak przegięcie... szczególnie w perspektywie wszystkich wpisów odnoszących się do małej liczby kibiców na polskich biegach...
Cóż, trochę żal, że nie wystartuję, bo pomimo wcześniejszych deklaracji bardzo dobrych zawodniczek, okazało się, że top elita znowu do Warszawy nie zawita, więc byłaby szansa na medal. Przynajmniej teoretycznie;) No, ale nie ma co gdybać, jeszcze nie jeden maraton przede mną, a poza tym w niedługiej perspektywie czasu (dwa lata?) będę mogła ze spokojem serca oddać się ultra;) i tri A w Warszawie o złoto Mistrzostw Polski pewnie powalczy Agnieszka Ciołek i Kasia Durak. Chyba tylko one są w stanie 2,40 złamać. Pozostałe dziewczyny, które mogą się liczyć w walce o brąż to głównie debiutantki (w tym debiutantki recydywistki, czyli takie, które już próbowały, ale nie ukończyły). No ale zobaczymy - maraton ma ten smaczek, że nic nie jest pewnie i ktoś zawsze może zaskoczyć. Na pewno z zainteresowaniem będę kibicować.
Razem ponad godzina aerobowego wysiłku.
Martwi mnie tylko fakt, że dzień jest coraz krótszy... niedługo będę wstawać po ciemku, a tego nie lubię.
Wczoraj na konferencji Maratonu Warszawskiego było głównie o kryzysie i o tym, że nie ma pieniędzy na nagrody, że na wszystkim trzeba oszczędzać. Dziwi to w momencie, gdy startuje ponad 8 tysięcy osób, a startowe jest najwyższe w Polsce. No, ale Narodowy, jak to z nazwy wynika jest tak narodowy, że miasto słono każe za niego płacić narodowi. Dobrze, że ostatecznie wycofano się z opłaty startowej dla kibiców, bo to już było jednak przegięcie... szczególnie w perspektywie wszystkich wpisów odnoszących się do małej liczby kibiców na polskich biegach...
Cóż, trochę żal, że nie wystartuję, bo pomimo wcześniejszych deklaracji bardzo dobrych zawodniczek, okazało się, że top elita znowu do Warszawy nie zawita, więc byłaby szansa na medal. Przynajmniej teoretycznie;) No, ale nie ma co gdybać, jeszcze nie jeden maraton przede mną, a poza tym w niedługiej perspektywie czasu (dwa lata?) będę mogła ze spokojem serca oddać się ultra;) i tri A w Warszawie o złoto Mistrzostw Polski pewnie powalczy Agnieszka Ciołek i Kasia Durak. Chyba tylko one są w stanie 2,40 złamać. Pozostałe dziewczyny, które mogą się liczyć w walce o brąż to głównie debiutantki (w tym debiutantki recydywistki, czyli takie, które już próbowały, ale nie ukończyły). No ale zobaczymy - maraton ma ten smaczek, że nic nie jest pewnie i ktoś zawsze może zaskoczyć. Na pewno z zainteresowaniem będę kibicować.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Gdyby ktoś chciał poczytać o mojej dziesiątce w Krynicy to zapraszam: http://emocjonalia.pl/blog/aktualnosci/ ... a-z-wzkiem
hmm... w sumie biegliśmy we troje
A dzisiaj spinning i spokojne 3 km truchtu.
hmm... w sumie biegliśmy we troje
A dzisiaj spinning i spokojne 3 km truchtu.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Łikend przemknął, niemalże niezauważony... na szczęście udało się załatwić wiele spraw
Biegowo było całkiem nieźle, choć bardzo spokojnie. W sobotę 16,5 km po 5,19 min/km, w niedzielę 17,2 km w 5,25. Tętno przeraźliwie niskie, ale subiektywne odczucia, jakby jednak był wyższe. Powoli się przepoczwarzam... i niestety teraz jest ten niefajny czas, gdy brzuszka jeszcze nie widać, a wygląda się... no po prostu, jakby się przytyło Człowieczka taka spuchnięta, jakby dużo większa, choć wagowo tak bardzo w przód nie poszło. Na pewno jest znacznie lepiej niż za pierwszym razem, wtedy w pierwszym trymestrze przytyłam najwięcej, bo ponad 4 kilogramy.
Niemniej muszę wyluzować trochę, bo za dużo mam na głowie. I nawet sen dziesięciogodzinny nie za wiele pomoże, jeżeli nie odpocznę. Ale jak tu odpocząć, gdy się pracuje, wychowuje brzdąca??? Niełatwo znaleźć czas dla siebie.
Biegowo było całkiem nieźle, choć bardzo spokojnie. W sobotę 16,5 km po 5,19 min/km, w niedzielę 17,2 km w 5,25. Tętno przeraźliwie niskie, ale subiektywne odczucia, jakby jednak był wyższe. Powoli się przepoczwarzam... i niestety teraz jest ten niefajny czas, gdy brzuszka jeszcze nie widać, a wygląda się... no po prostu, jakby się przytyło Człowieczka taka spuchnięta, jakby dużo większa, choć wagowo tak bardzo w przód nie poszło. Na pewno jest znacznie lepiej niż za pierwszym razem, wtedy w pierwszym trymestrze przytyłam najwięcej, bo ponad 4 kilogramy.
Niemniej muszę wyluzować trochę, bo za dużo mam na głowie. I nawet sen dziesięciogodzinny nie za wiele pomoże, jeżeli nie odpocznę. Ale jak tu odpocząć, gdy się pracuje, wychowuje brzdąca??? Niełatwo znaleźć czas dla siebie.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
No i leci już dziesiąty tydzień...
Aj, ten czas, na starość przyspiesza
Wczoraj 5 km wolnego biegu, 14 minut "łyżwiaża" i rozciąganie.
Dzisiaj 3,8 km truchtu i body balance (takie połączenie jogi z baletem i pilatesem; mała intensywność).
Aj, ten czas, na starość przyspiesza
Wczoraj 5 km wolnego biegu, 14 minut "łyżwiaża" i rozciąganie.
Dzisiaj 3,8 km truchtu i body balance (takie połączenie jogi z baletem i pilatesem; mała intensywność).
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Dzisiaj jakby trochę gorzej, coś w nocy nie mogłam spać. Rano na spinningu było Ok, ale nic innego już mi się robić nie chciało, więc tylko się porozciągałam. W pracy coraz trudniej mi wytrzymać... Nie mogę wysiedzieć za biurkiem
Wieczorem czeka mnie, na szczęście, porcja rozrywki w Teatrze Roma; wybieramy się na Deszczową Piosenkę. Może powinnam założyć kalosze? Mam takie śliczne, żółciutkie
Wieczorem czeka mnie, na szczęście, porcja rozrywki w Teatrze Roma; wybieramy się na Deszczową Piosenkę. Może powinnam założyć kalosze? Mam takie śliczne, żółciutkie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 522
- Rejestracja: 14 lip 2012, 07:57
- Życiówka na 10k: 38:03
- Życiówka w maratonie: 2:57:35
Dzis 50 min silowni po zle nieprzespanej nocy ale to nie to samo co ruch na swiezym powietrzu.Caly czas myslalam tylko o tym kiedy ide do domu i moge troche odpoczac, oczy mi sie same zamykaja Jutro pewnie wszystko bedzie bolalo juz dlugo nie bylam na silowni.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Podpięłaś mi się pod bloga, hahasarenka70 pisze:Dzis 50 min silowni po zle nieprzespanej nocy ale to nie to samo co ruch na swiezym powietrzu.Caly czas myslalam tylko o tym kiedy ide do domu i moge troche odpoczac, oczy mi sie same zamykaja Jutro pewnie wszystko bedzie bolalo juz dlugo nie bylam na silowni.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Żeby nie zamęczać Was nudnymi wpisami, to postanowiłam znacznie bardziej sporadycznie się tu wywewnętrzniać, przynajmniej jeżeli chodzi o stronę sportową. W skrócie - dalej kontynuuję ćwiczenia na bezpicznym tętnie, staram się trenować 50-60 minut dziennie. Dopóki nie minie pierwszy trymest chcę być ostrożna.
W czwartek przebiegłam 8 km w 42 minuty i 12 minut poćwiczyłam na łyżwiarzu.
Dzisiaj spinning plu 1,8 km biegu i 5 minut łyżwiarza oraz dłuższy streching. Muszę zdecydowanie większy nacisk położyć na rozciąganie, szczególnie teraz, gdy czas treningu aerobowego nie jest za długi.
Teraz nie trenuję już bez monitorowanie tętna. Wolę nie ryzykować. Przy wysiłkach aerobowych utrzymuję tętno na poziomie do 130 bpm, choć zdarzają się dni, gdy mam podwyższone spoczynkowe - wtedy nawet przy wolnym biegu notuję 135 uderzeń. Dzisiaj na spinningu na pierwszym interwale dobiłam do 150bpm, ale później już tętno nic chciało ruszyć powyżej 142 (choć teoretycznie było intensywniej). Spadek ok. 20 udzerzeń w 30 sekund (przy przejściu na niską intensywność). Zobaczymy jak to będzie dalej; za 2-3 tygodnie powinnam mieć niższe tętno i szybsze spadki.
Wczoraj wieczorem zrobiłam istną rozpustę o smaku dyni. Powstało ciasto dyniowo-marchewkowe, zupa z dyni, gulasz z dyni, placki dyniowe... A jeszcze trochę pozostało do spożytkowania:) Dynia jest bardzo wdzięcznym warzywem, które właściwie ciężko "zepsuć" podczas gotowania, czy pieczenia. A to już coś
Oczywiście ja najbardziej lubię piec, szczególnie torty, które później można jeszcze artystycznie udekorować.
Tym razem będzie jednak o smakowitym cieście
Ciasto marchewkowo-dyniowe (ekspresowe)
2 szklanki dyni utartej bez skórki na drobno-ziarnistej tarce
1 szklanka marchewki utartej jw.
pół szklanki miodu (najlepiej lipowy)
4 całe jaja
pół szklanki oleju (może być zwykły, choć najlepszy dyniowy lub inny o lekko słodkim aromacie)
2 szklanki mąki
pół łyżeczki proszku do pieczenia
trzy łyżki otrębów/ opcjonalnie drobno posikane orzechy włoskie
Ubić białko z jaj, dodać miód, dodać żółtka - zmiksować na jednolitą konsystencję. Powoli dosypywać mąkę z proszkiem do pieczenia. Zmiksować. Na końcu drewnianą łyżką dodać marchewkę, dynię i otręby oraz orzechy.
Piec 75 minut w 180-200 stopniach. Ja zrobiłam na normalnej kwadratowej blaszce (posmarowanej masłem posypaną lekką warstwą mąki).
W niedzielę Maraton Warszawski. Oczywście troszkę szkoda mi, ale ogólnie i tak będą emocje Startuje tylu znajomych. Mnie najbardziej interesuje rywalizacja kobiet, ale kilku męskich wyników też jestem bardzo ciekawa
Powodzenia!
W czwartek przebiegłam 8 km w 42 minuty i 12 minut poćwiczyłam na łyżwiarzu.
Dzisiaj spinning plu 1,8 km biegu i 5 minut łyżwiarza oraz dłuższy streching. Muszę zdecydowanie większy nacisk położyć na rozciąganie, szczególnie teraz, gdy czas treningu aerobowego nie jest za długi.
Teraz nie trenuję już bez monitorowanie tętna. Wolę nie ryzykować. Przy wysiłkach aerobowych utrzymuję tętno na poziomie do 130 bpm, choć zdarzają się dni, gdy mam podwyższone spoczynkowe - wtedy nawet przy wolnym biegu notuję 135 uderzeń. Dzisiaj na spinningu na pierwszym interwale dobiłam do 150bpm, ale później już tętno nic chciało ruszyć powyżej 142 (choć teoretycznie było intensywniej). Spadek ok. 20 udzerzeń w 30 sekund (przy przejściu na niską intensywność). Zobaczymy jak to będzie dalej; za 2-3 tygodnie powinnam mieć niższe tętno i szybsze spadki.
Wczoraj wieczorem zrobiłam istną rozpustę o smaku dyni. Powstało ciasto dyniowo-marchewkowe, zupa z dyni, gulasz z dyni, placki dyniowe... A jeszcze trochę pozostało do spożytkowania:) Dynia jest bardzo wdzięcznym warzywem, które właściwie ciężko "zepsuć" podczas gotowania, czy pieczenia. A to już coś
Oczywiście ja najbardziej lubię piec, szczególnie torty, które później można jeszcze artystycznie udekorować.
Tym razem będzie jednak o smakowitym cieście
Ciasto marchewkowo-dyniowe (ekspresowe)
2 szklanki dyni utartej bez skórki na drobno-ziarnistej tarce
1 szklanka marchewki utartej jw.
pół szklanki miodu (najlepiej lipowy)
4 całe jaja
pół szklanki oleju (może być zwykły, choć najlepszy dyniowy lub inny o lekko słodkim aromacie)
2 szklanki mąki
pół łyżeczki proszku do pieczenia
trzy łyżki otrębów/ opcjonalnie drobno posikane orzechy włoskie
Ubić białko z jaj, dodać miód, dodać żółtka - zmiksować na jednolitą konsystencję. Powoli dosypywać mąkę z proszkiem do pieczenia. Zmiksować. Na końcu drewnianą łyżką dodać marchewkę, dynię i otręby oraz orzechy.
Piec 75 minut w 180-200 stopniach. Ja zrobiłam na normalnej kwadratowej blaszce (posmarowanej masłem posypaną lekką warstwą mąki).
W niedzielę Maraton Warszawski. Oczywście troszkę szkoda mi, ale ogólnie i tak będą emocje Startuje tylu znajomych. Mnie najbardziej interesuje rywalizacja kobiet, ale kilku męskich wyników też jestem bardzo ciekawa
Powodzenia!
Ostatnio zmieniony 04 paź 2012, 11:53 przez DOM, łącznie zmieniany 1 raz.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
W weekend byłam bardzo zapracowana. Trochę remontowo, trochę rowerowo-biegowo. Generalnie nie odpoczęłam...
W sobotę 10 km człapania, właściwie marszo biegu (ponad godzinę...).
W niedzielę 30 km na rowerze podczas Maratonu Warszawskiego i 12 km biegu (tym razem po 5,30 ).
W kuchni nadal rządzi dynia, tym razem w wersji soczewicowo-dyniowej na ostro. MNIAM.
Zaczął mi już brzucho wystawać. Na razie troszkę, wciąż wygląda jakbym przejedzona była, ale powoli robi się problem spodniowy Cóż, będzie tylko gorzej Stratuje 11-sty tydzień...
Dzisiaj 3km biegu plus spinning. Nie powiem, żeby mi sie chciało, ale skoro już budzik zadzwonił...
W sobotę 10 km człapania, właściwie marszo biegu (ponad godzinę...).
W niedzielę 30 km na rowerze podczas Maratonu Warszawskiego i 12 km biegu (tym razem po 5,30 ).
W kuchni nadal rządzi dynia, tym razem w wersji soczewicowo-dyniowej na ostro. MNIAM.
Zaczął mi już brzucho wystawać. Na razie troszkę, wciąż wygląda jakbym przejedzona była, ale powoli robi się problem spodniowy Cóż, będzie tylko gorzej Stratuje 11-sty tydzień...
Dzisiaj 3km biegu plus spinning. Nie powiem, żeby mi sie chciało, ale skoro już budzik zadzwonił...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Ostatnie dni pod znakiem aktywności innych niż bieganie. Zatem pojawił się basen, TBC (oj, jak przeokrutnie bolą mnie dziś pośladki... co tylko uświadomiło mi, jak dawno porządnie nie ćwiczyłam. Tylko to bieganie...).
A biegać nie chce mi się i kropka.
Taki kaprys
Z chęcią natomiast wybrałabym się na jesienne łażenie po górach. Marzą mi się buki... jesienne, buki. I ten zapach, który jest tylko o tej porze roku - sama nie wiem, czego to dokładnie jest mix, ale mi pachną mi grzyby, pajęczyny, podmokłe mchy, żołędzie i liście powoli rokładające się w ściółce... Pachnie "rześkość" jesiennych poranków, zamglonych, pokrytych rosą...
Aj, nostalgia...
Tymczasem jutro i pojutrze konferencja o bieganiu w PKOL-u. Po ostatniej wpadce (bo chyba tak należy nazwać to, co zaprezentowano ostatnio; nota bene z ta samą firmą, która i jutro będzie sponsorem) nie spodziewam się zbyt wiele, ale mam nadzieję, że zostanę miło zaskoczona. Tym razem jakby więcej merytorycznych treści, choć nie wiem jak w dwudziestominutowanych blokach zmieścić się z większością proponowanych tematów... No ale nie będę uprzedzać faktów. Może będzie sprawnie i treściwie.
A biegać nie chce mi się i kropka.
Taki kaprys
Z chęcią natomiast wybrałabym się na jesienne łażenie po górach. Marzą mi się buki... jesienne, buki. I ten zapach, który jest tylko o tej porze roku - sama nie wiem, czego to dokładnie jest mix, ale mi pachną mi grzyby, pajęczyny, podmokłe mchy, żołędzie i liście powoli rokładające się w ściółce... Pachnie "rześkość" jesiennych poranków, zamglonych, pokrytych rosą...
Aj, nostalgia...
Tymczasem jutro i pojutrze konferencja o bieganiu w PKOL-u. Po ostatniej wpadce (bo chyba tak należy nazwać to, co zaprezentowano ostatnio; nota bene z ta samą firmą, która i jutro będzie sponsorem) nie spodziewam się zbyt wiele, ale mam nadzieję, że zostanę miło zaskoczona. Tym razem jakby więcej merytorycznych treści, choć nie wiem jak w dwudziestominutowanych blokach zmieścić się z większością proponowanych tematów... No ale nie będę uprzedzać faktów. Może będzie sprawnie i treściwie.