
bardzo fajne bieganie jak na litr wina i 5h snu. noga fajnie podawała, ledwie -12 było, szło swobodnie oddychać.
pierwszy km typowo na rozruch plus konieczność wybiegnięcia osiedla i nieposypanego odcinka chodnika.
później dosyć lekko to szło. miłe zaskoczenie
W: 6km po 4'30

o wiele ciężej niż rano. raz, że prosto od stołu, dwa, że to co w ciągu dnia puściło wieczorem złapało od nowa.
ciężko się biega po obiedzie i serniku. z drugiej strony sernik, mniam.
ślizgawka. moje dwugłowe bardzo odczuwają bardzo niestabilne podłoże. bolą. jakby przykurcze były.
noga już nie taka chętna, ale trzeba walczyć. niby tylko -7 ale jakoś tak ciężej. pewnie przez kapustę z grochem.
co swoje trzeba było wybiegać, to poszło.
idzie coraz lepiej, noga kręci. powoli wracamy.
systematyczność.
co ciekawe, chętniej wychodzę przy -10 niż przy -1.