200m + 100m w 36sek + 15sek, p. 4'
no, bieżnia 333m raczej się nie nadaje do biegania tego typu treningu
S - start, 1 - 100m, 2 - 200m, M - 300m. orientacyjnie na rysunku, w rzeczywistości pomierzone kołem.
1. 36.08 + 15.29
2. 35.08 + 15.25
3. 35.94 + 15.07
4. 36.97 + 15.11
5. 36.85 + 15.38
6. 36.34 + 15.19
no cóż, warunki idealne nie były. 4 stopnie, chłodny wiatr. jak jechałem na bieżnię to mi w aucie szczęka latała z zimna.
sam się ubrałem już dosyć grubo, bo na nogach cienkie legginsy i spodnie dresowe. niestety lubię mieć ciepło przy szybkim bieganiu.
za bardzo nie chce mi się rozpisywać co i jak, więc od razu do rzeczy.
pierwsze typowo na przepalenie i wyczucie o co chodzi. drugie i trzecie to ciut szybsze 200m plus bardzo szybko 100m. gdzie podczas trzeciego jakby starałem się bardziej zaakcentować "atak" na tartan. i faktycznie jakby było szybciej. co też widać po czwartym.
za to piąte najgorzej. i pod względem fizycznym i pod względem czasów. dramatycznie mi odcięło nogi.
a szóste to już ostatnia stówka starałem się jak najmocniej mogłem na tym etapie. co prawda bez rewelacji, no ale.
generalnie biegałem to w kolcach.
fizycznie: pod względem fizycznym pierwsze dwa powtórzenia całkiem okej nogi. ale od trzeciego zaczęły mi drętwieć dwugłowe, pośladki i łydki. ewidentnie to szybkie 100m robiło jakieś spustoszenie.
po pierwszym było przejście do marszu, 2-4 musiałem podpierać kolana a 5 i 6 trzeba było kucnąć.
100m przyspieszenia nie robiły jakiegoś mega bałaganu w organizmie. czuć było wysiłek, ale nie było wielkiego podlania mleczanem czy nagłego odcięcia. do końca byłem w stanie kontrolować krok.
wykon: tak na prawdę czas kontrolowałem na pierwszych stu metrach, które wchodziły mniej więcej w 17-18sek. dwuestkę starałem sie biec bardzo luźno, bez jakiegoś spinania. co zresztą widać po czasach. niby w punkt. ale im dalej w las tym szybciej mi odcinało mięśnie.
oddechowo 200m to był na prawdę luz. mimo biegu pod wiatr.
100m to tak na prawdę próba nabrania jakieś prędkości przez 30m po łuku i reszta prostej to już jakby sprint.
reasumując - biorąc pod uwagę:
- długi weekend
- 90% czasu na siedząco (w sumie poza bieganiem to siedziałem)
- warunki pogodowe
- strój biegowy
- moja bieżnia
- nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu (w różnych ilościach o różnych porach o różnym charakterze

)
to w sumie jestem zadowolony z wyników.
kiedyś biegałem taki trening (nie, nie ten gdzie mi dwugłowy strzelił) i był on wykonany o wiele większym nakładem sił niż dziś. jak na moje oko dzisiaj w końcu wykonałem ten trening poprawnie.