Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 sierpnia 2011
Tiaaa, zemścił się basen
26km śr. po 6:18
Najszybciej 6:01, najwolniej 6:42. A tak w ogóle to umierałam Podczas biegu, a później rozciągając się w domu.
Najgorzej jakoś było pomiędzy 15 a 20km. Potem jakoś lepiej się biegło, pewnie przez to, że byłam coraz bliżej domu Dzisiaj zastanawiałam się: jak ja dałam radę przebiec maraton w 4:18 Jak w tym roku utrzymam wynik, to będzie dobrze. O zbliżeniu do 4h to se mogę pomarzyć...
Tiaaa, zemścił się basen
26km śr. po 6:18
Najszybciej 6:01, najwolniej 6:42. A tak w ogóle to umierałam Podczas biegu, a później rozciągając się w domu.
Najgorzej jakoś było pomiędzy 15 a 20km. Potem jakoś lepiej się biegło, pewnie przez to, że byłam coraz bliżej domu Dzisiaj zastanawiałam się: jak ja dałam radę przebiec maraton w 4:18 Jak w tym roku utrzymam wynik, to będzie dobrze. O zbliżeniu do 4h to se mogę pomarzyć...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 sierpnia 2011
Miałam do wyboru dwa treningi
1. 60 min biegu i 8 przebieżek (które przypadał na dzisiaj)
2. 10min + 40min TM (przypadał na czwartek)
I nie wiedziałam, który wybrać. Chciałam iść biegać rano (bo wakacje się kończą i wracają pobudki o 5), a trening z przebieżkami zawsze zajmuje mi ok 1,5h (bo zanim złapię oddech, zanim się porozciągam...).Na to akurat nie miałam czasu. Z kolei nie wiedziałam, czy będę mieć siłę na TM po niedzielnych 26km.
Stwierdziłam, że jeśli uda mi się wyjść wcześniej o 15min, to zrobię wersję 1. Nie udało. Mówię sobie - pobiegnę, zobaczę. No i stało się tak, że moje nogi same zadecydowały. To był zdecydowanie BZNP: Bieg z Zadziwiająco Narastającą Prędkością
1km - 5:45
2km - 5:35
3km - 5:30
4km - 5:41
5km - 5:36
6km - 5:28
7km - 5:26
8km - 5:19
9km - 5:09
ostatnie 738m - 5:13
Razem 9.74km śr. 5:29.
Zupełnie nie rozumiem, co się działo. Myślałam, że będę zamulona po niedzieli, a gnałam tak, że nie mogłam się nadziwić. I nie, że się nakręcałam. Tak po prostu mi się fajnie szybko biegło. Garminiak pokazywał 5/km, a ja nie miałam ochoty zwalniać. Lubię takie treningi
I tym sposobem na czwartek spokojny bieg. Przed Piłą to nawet dobrze.
ps. zapomniałam napisać, że zastosowałam radę obozowo-trenerską iw niedzielę po tej biegowej mordędze wsypałam do wanny sól bocheńską - moczyłam się chyba z pól godziny. Piękna sprawa...Żal było wychodzić :uuusmiech:
Miałam do wyboru dwa treningi
1. 60 min biegu i 8 przebieżek (które przypadał na dzisiaj)
2. 10min + 40min TM (przypadał na czwartek)
I nie wiedziałam, który wybrać. Chciałam iść biegać rano (bo wakacje się kończą i wracają pobudki o 5), a trening z przebieżkami zawsze zajmuje mi ok 1,5h (bo zanim złapię oddech, zanim się porozciągam...).Na to akurat nie miałam czasu. Z kolei nie wiedziałam, czy będę mieć siłę na TM po niedzielnych 26km.
Stwierdziłam, że jeśli uda mi się wyjść wcześniej o 15min, to zrobię wersję 1. Nie udało. Mówię sobie - pobiegnę, zobaczę. No i stało się tak, że moje nogi same zadecydowały. To był zdecydowanie BZNP: Bieg z Zadziwiająco Narastającą Prędkością
1km - 5:45
2km - 5:35
3km - 5:30
4km - 5:41
5km - 5:36
6km - 5:28
7km - 5:26
8km - 5:19
9km - 5:09
ostatnie 738m - 5:13
Razem 9.74km śr. 5:29.
Zupełnie nie rozumiem, co się działo. Myślałam, że będę zamulona po niedzieli, a gnałam tak, że nie mogłam się nadziwić. I nie, że się nakręcałam. Tak po prostu mi się fajnie szybko biegło. Garminiak pokazywał 5/km, a ja nie miałam ochoty zwalniać. Lubię takie treningi
I tym sposobem na czwartek spokojny bieg. Przed Piłą to nawet dobrze.
ps. zapomniałam napisać, że zastosowałam radę obozowo-trenerską iw niedzielę po tej biegowej mordędze wsypałam do wanny sól bocheńską - moczyłam się chyba z pól godziny. Piękna sprawa...Żal było wychodzić :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 września 2011
Podsumowanie sierpnia: 243,7km. W tym obozowe niecałe 102km.
Plan na dzisiaj: 60min biegu + 8x30s
Dzisiaj bieganie wieczorne. Znudziły mi się powtarzane trasy i postanowiłam pobiec na stadion. Ryzykowałam, że będzie zamknięty - wtedy pobiegłabym gdzie indziej. Na szczęście był otwarty. Więc jak dobiłam do 7km zaczęłam robić przebieżki. Najpierw porozciągałam się chwilkę, ustawiłam Garminiaka tak, żeby sam odmierzał mi 120m i 100m przerwy. Fajna opcja, nie muszę się martwić o stopowanie, włączanie lapów itd.
Po przebieżkach zrobiłam jeszcze kilka kółek, chyba trzy i pobiegłam do domu. Na ostatnich kilkuset metrach biegłam dosyć szybko, bo mocno poniżej 5/km. Lubię tak mocniej zakończyć trening
Łącznie dzisiaj 12km 193m.
Bardzo miłym zaskoczeniem było towarzystwo na stadionie, w tym 3 dziewczyny, no i kilka osób biegających po parku obok. Serce rośnie
No i przy okazji okazało się, że mój pulsometr wykazał mi HRmax 187, podczas gdy od ubiegłorocznego obozu przekonana byłam, że to 185
Zajęcia mam tak poukładane, że ranne treningi będą raczej rzadkością. Muszę tylko opanować logistycznie kilka spraw, coby możliwie szybko po pracy iść biegać. No i poza tym, po półmaratonie w Kościanie, który będzie moim ostatnim startem w tym roku, zamierzam ograniczyć treningi do max. 3 tygodniowo. I to max. zamierzam traktować poważnie
Podsumowanie sierpnia: 243,7km. W tym obozowe niecałe 102km.
Plan na dzisiaj: 60min biegu + 8x30s
Dzisiaj bieganie wieczorne. Znudziły mi się powtarzane trasy i postanowiłam pobiec na stadion. Ryzykowałam, że będzie zamknięty - wtedy pobiegłabym gdzie indziej. Na szczęście był otwarty. Więc jak dobiłam do 7km zaczęłam robić przebieżki. Najpierw porozciągałam się chwilkę, ustawiłam Garminiaka tak, żeby sam odmierzał mi 120m i 100m przerwy. Fajna opcja, nie muszę się martwić o stopowanie, włączanie lapów itd.
Po przebieżkach zrobiłam jeszcze kilka kółek, chyba trzy i pobiegłam do domu. Na ostatnich kilkuset metrach biegłam dosyć szybko, bo mocno poniżej 5/km. Lubię tak mocniej zakończyć trening
Łącznie dzisiaj 12km 193m.
Bardzo miłym zaskoczeniem było towarzystwo na stadionie, w tym 3 dziewczyny, no i kilka osób biegających po parku obok. Serce rośnie
No i przy okazji okazało się, że mój pulsometr wykazał mi HRmax 187, podczas gdy od ubiegłorocznego obozu przekonana byłam, że to 185
Zajęcia mam tak poukładane, że ranne treningi będą raczej rzadkością. Muszę tylko opanować logistycznie kilka spraw, coby możliwie szybko po pracy iść biegać. No i poza tym, po półmaratonie w Kościanie, który będzie moim ostatnim startem w tym roku, zamierzam ograniczyć treningi do max. 3 tygodniowo. I to max. zamierzam traktować poważnie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
7 września 2011
Wpis niezbyt optymistyczny...i niezbyt biegowy...
W niedzielę 4.09.2011 Półmaraton w Pile. Swoje wrażenia (niestety niezbyt miłe) opisałam na innym portalu, a tutaj już mi się nie chce powtarzać. Brutto 2:01:03, netto 2:00:26. Wynik ok, zważywszy na to, że było koszmarnie gorąco i pierwsze 8-9km pobiegłam za szybko (niby 10s, a robi różnicę). Później stałe tempo, na ostatnich 2-3km ciut udało mi się przyspieszyć momentami.
Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć się obozowiczami i w końcu poznałam Asię z lipcowej ekipy Pozdrawiam wszystkich!!!
Muszę przyznać, że byłam koszmarnie zmęczona. Nie w samą niedzielę, ale w poniedziałek i wtorek. W poniedziałek czułam się fatalnie - osłabienie głównie ze względu na pogodę. W ogóle te dni nie należały do najfajniejszych. A że ten rok jest jakiś koszmarny i bogaty w nieciekawe wydarzenia natury osobistej, to już nie wspomnę**...Nie wierzę w słynny koniec świata w 2012, ale gdyby rzeczywiście miał nastąpić, to 2011 byłby dla mnie pokutą przedśmiertną Więc ten poniedziałek i wtorek jakoś mnie dobiły. Miałam biegać we wt. ale byłam tak potwornie zmęczona, że odpuściłam. Jak pomyślałam o bieganiu w środę, to już mi się nie chciało.
Jakaś taka poddenerwowana chodziłam....
Dzisiaj wstałam z postanowieniem umycia okien. Fakt, zaczynało padać jak się do tego zabierałam, ale co mnie to? Na mnie nie padało, na szyby też nie. A wiedziałam, że jak dzisiaj nie umyję tych okien, to się wścieknę. No to zaczęłam, poszło nawet szybko. Włączyłam muzykę, Chaka Khan. Kiedyś muzyka często mi towarzyszyła, nieustannie. Później zrobiło się życiowo ciężko, a później...Zaczęłam powoli wracać do dźwięków. Dopiero ostatnio przypomniałam sobie, jak ją lubię i jak mi jej brak. No więc przy tym zaczęłam się zastanawiać, na co mam zwrócić uwagę przez te niefajne rzeczy, bo być może On chce mi coś powiedzieć. No i tak sobie pomyślałam, że zapomniałam o małych szczęściach, o drobnostkach, które sprawiają, że życie jest cudne i piękne. Że za mało uważna jestem. Że za bardzo chcę polegać na sobie, zamiast zaufać Jemu. No. To ostatnie chyba przede wszystkim.
Tak sobie myślałam i myłam te okna. I słuchałam Chaki. Jak doszłam do tego, to wiedziałam, że jestem na dobrej drodze do wyjścia z dołka Skończyłam okna, zabrałam się za pokoje, podłogi, łazienkę. Przy Natalie było już ok. Więc posprzątałam, zaświeciło słońce i poszłam biegać.
Pierwsze kilometry cięęęężko. Czułam półmaraton, oj czułam. Ale jakoś się rozbiegałam. W sumie:
najpierw 7.79km śr. po 6:01
8 przebieżek + odpoczynek w marszu = 1.77km
powrót 3.33km śr. po 5:57
To by było tyle. Myślę sobie, że nie lubię pośpiechu. Wolę spokój. Ale czasy takie, że ciężko go zachować.
_______
**rzecz jasna - bez szczegółów. I tak to chyba mój najbardziej osobisty wpis.
Wpis niezbyt optymistyczny...i niezbyt biegowy...
W niedzielę 4.09.2011 Półmaraton w Pile. Swoje wrażenia (niestety niezbyt miłe) opisałam na innym portalu, a tutaj już mi się nie chce powtarzać. Brutto 2:01:03, netto 2:00:26. Wynik ok, zważywszy na to, że było koszmarnie gorąco i pierwsze 8-9km pobiegłam za szybko (niby 10s, a robi różnicę). Później stałe tempo, na ostatnich 2-3km ciut udało mi się przyspieszyć momentami.
Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć się obozowiczami i w końcu poznałam Asię z lipcowej ekipy Pozdrawiam wszystkich!!!
Muszę przyznać, że byłam koszmarnie zmęczona. Nie w samą niedzielę, ale w poniedziałek i wtorek. W poniedziałek czułam się fatalnie - osłabienie głównie ze względu na pogodę. W ogóle te dni nie należały do najfajniejszych. A że ten rok jest jakiś koszmarny i bogaty w nieciekawe wydarzenia natury osobistej, to już nie wspomnę**...Nie wierzę w słynny koniec świata w 2012, ale gdyby rzeczywiście miał nastąpić, to 2011 byłby dla mnie pokutą przedśmiertną Więc ten poniedziałek i wtorek jakoś mnie dobiły. Miałam biegać we wt. ale byłam tak potwornie zmęczona, że odpuściłam. Jak pomyślałam o bieganiu w środę, to już mi się nie chciało.
Jakaś taka poddenerwowana chodziłam....
Dzisiaj wstałam z postanowieniem umycia okien. Fakt, zaczynało padać jak się do tego zabierałam, ale co mnie to? Na mnie nie padało, na szyby też nie. A wiedziałam, że jak dzisiaj nie umyję tych okien, to się wścieknę. No to zaczęłam, poszło nawet szybko. Włączyłam muzykę, Chaka Khan. Kiedyś muzyka często mi towarzyszyła, nieustannie. Później zrobiło się życiowo ciężko, a później...Zaczęłam powoli wracać do dźwięków. Dopiero ostatnio przypomniałam sobie, jak ją lubię i jak mi jej brak. No więc przy tym zaczęłam się zastanawiać, na co mam zwrócić uwagę przez te niefajne rzeczy, bo być może On chce mi coś powiedzieć. No i tak sobie pomyślałam, że zapomniałam o małych szczęściach, o drobnostkach, które sprawiają, że życie jest cudne i piękne. Że za mało uważna jestem. Że za bardzo chcę polegać na sobie, zamiast zaufać Jemu. No. To ostatnie chyba przede wszystkim.
Tak sobie myślałam i myłam te okna. I słuchałam Chaki. Jak doszłam do tego, to wiedziałam, że jestem na dobrej drodze do wyjścia z dołka Skończyłam okna, zabrałam się za pokoje, podłogi, łazienkę. Przy Natalie było już ok. Więc posprzątałam, zaświeciło słońce i poszłam biegać.
Pierwsze kilometry cięęęężko. Czułam półmaraton, oj czułam. Ale jakoś się rozbiegałam. W sumie:
najpierw 7.79km śr. po 6:01
8 przebieżek + odpoczynek w marszu = 1.77km
powrót 3.33km śr. po 5:57
To by było tyle. Myślę sobie, że nie lubię pośpiechu. Wolę spokój. Ale czasy takie, że ciężko go zachować.
_______
**rzecz jasna - bez szczegółów. I tak to chyba mój najbardziej osobisty wpis.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 września 2011
Dziś przypadało 10min truchtu + 60min TM. No i tak było. Tzn przypadało na wczoraj, ale w związku z tym, że przesunęłam ostatni trening na środę, to automatycznie czwartkowy przypadł na piątek. Bałam się jakoś. Za każdym razem jak mam biec TM to się boję. Dzisiaj doszłam do wniosku, że to przez jeden trening (chyba nawet pierwszy bądź drugi TM), który był dla mnie masakrycznie ciężki i jakoś od tej pory TM tak mi się kojarzy. Na dodatek dzisiaj biegłam po południu, a tak się złożyło, że od śniadania wypiłam tylko kawę (+drugie śniadanie) i byłam strasznie głodna, zmęczona. Wielkiej ochoty to za bardzo nie miałam na bieganie. A na dodatek po pracy robiłam zakupy, które kusiły, oj kusiły - bułeczki, twarożek, ech No ale zebrałam się w sobie i poszłam. te 10min rzeczywiście wolno i nawet bałam się, czy dam radę przyspieszyć. Ale dałam. Tempo kolejnych kilometrów przedstawia się następująco:
5:37/ 5:38/ 5:44/ 5:33/ 5:33/ 5:40/ 5:38/ 5:29/ 5:25: 5:21/ 5:06 (ostatnie 747 m).
Niektóre za szybko, ale jakoś zadziwiająco tego nie czułam.
Na trasie znów psy. Nie znoszę stworów. Już nawet nie chodzi o to, że muszę przystanąć, ale strasznie mnie to z rytmu wybija. Ludzie naprawdę nie mają pomyślunku, zostawiając je bez opieki.
Ogółem dzisiaj 12.747 średnie tempo wyszło 5:36.
Z nastrojem lepiej Choć myślałam, że nie będę mogła napisać tych słów. A wszystko to przez pewną ciężką i dość nerwową rozmowę telefoniczną...No ale w związku z tym, że okna umyte, a poza tym było już ciemno i późno, to mogłam się tylko wyryczeć. Tak okropnego tygodnia to dawno nie miałam. Ale! Ale! Ale! na szczęście już weekend. A w niedzielę wybieram się do Mogilna. Na dyszkę. W zeszłym roku udała mi się tam życióweczka i jedyne jak dotąd podium w karierze mej biegowej
Dziś przypadało 10min truchtu + 60min TM. No i tak było. Tzn przypadało na wczoraj, ale w związku z tym, że przesunęłam ostatni trening na środę, to automatycznie czwartkowy przypadł na piątek. Bałam się jakoś. Za każdym razem jak mam biec TM to się boję. Dzisiaj doszłam do wniosku, że to przez jeden trening (chyba nawet pierwszy bądź drugi TM), który był dla mnie masakrycznie ciężki i jakoś od tej pory TM tak mi się kojarzy. Na dodatek dzisiaj biegłam po południu, a tak się złożyło, że od śniadania wypiłam tylko kawę (+drugie śniadanie) i byłam strasznie głodna, zmęczona. Wielkiej ochoty to za bardzo nie miałam na bieganie. A na dodatek po pracy robiłam zakupy, które kusiły, oj kusiły - bułeczki, twarożek, ech No ale zebrałam się w sobie i poszłam. te 10min rzeczywiście wolno i nawet bałam się, czy dam radę przyspieszyć. Ale dałam. Tempo kolejnych kilometrów przedstawia się następująco:
5:37/ 5:38/ 5:44/ 5:33/ 5:33/ 5:40/ 5:38/ 5:29/ 5:25: 5:21/ 5:06 (ostatnie 747 m).
Niektóre za szybko, ale jakoś zadziwiająco tego nie czułam.
Na trasie znów psy. Nie znoszę stworów. Już nawet nie chodzi o to, że muszę przystanąć, ale strasznie mnie to z rytmu wybija. Ludzie naprawdę nie mają pomyślunku, zostawiając je bez opieki.
Ogółem dzisiaj 12.747 średnie tempo wyszło 5:36.
Z nastrojem lepiej Choć myślałam, że nie będę mogła napisać tych słów. A wszystko to przez pewną ciężką i dość nerwową rozmowę telefoniczną...No ale w związku z tym, że okna umyte, a poza tym było już ciemno i późno, to mogłam się tylko wyryczeć. Tak okropnego tygodnia to dawno nie miałam. Ale! Ale! Ale! na szczęście już weekend. A w niedzielę wybieram się do Mogilna. Na dyszkę. W zeszłym roku udała mi się tam życióweczka i jedyne jak dotąd podium w karierze mej biegowej
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
11 września 2011
Bieg o Memoriał Mariana Śmigielskiego w Mogilnie
Dziękuję wszystkim trzymającym kciuki, już możecie puścić
Niestety, marzenie się nie spełniło. Ale nic to. Jestem zadowolona. Co prawda życiówka z Lubonia nie została pobita, ale za to miałam czas o 5s lepszy niż w roku ubiegłym na tych samych zawodach. Mała rzecz a cieszy I miałam dzisiaj test obozowej koszulki, leciutkiej jak piórko. Zdała egzamin celująco
Zaczęłam koszmarnie za szybko - 4:52. Żesz no...w ogóle nie czułam, że tak szybko biegnę. Uch! No ale później próbowałam zwalniać. Chyba na 3km dołączył jakiś biegacz. W sumie to nie wiem, czy chciał mnie i znajomego prowadzić, czy swoje tempo dostosować do naszego. Trochę mnie to wybijało z rytmu, ale niedługo, bo rozstaliśmy się na ok 5km. Wtedy to dołączyła do mnie kolka i tliła gdzieś przez 2-3km, więc biegłam raczej zachowawczo.
Na 2 i 8km wbiega się na wiadukt. Z tą różnicą, że po 8km są jeszcze dwa wzniesienia, niby niewielkie, ale są. No i tam też trudno było. Myślałam, że nie dam rady. No, ale dałam i dobiegłam, czego nie można powiedzieć o kilku osobach, którym ze względu na pogodę nie udało się...Szkoda, tym bardziej, kiedy działo się to 1-2km przed metą.
Fajna impreza, świetna atmosfera, więc pewnie zawitam do Mogilna w przyszłym roku.
Aha, mój czas 52:54
W związku z tym...
Przemyśleń kilka...
Czekają mnie jeszcze 2 starty - Maraton w Poznaniu i Półmaraton w Kościanie.
Miałam nadzieję, że w tym roku uda mi się zejść poniżej 50min na dyszkę. Nie udało mi się. W zeszłym roku miałam duży progres w wynikach, w tym roku jest constans. Wynik na 10km poprawiłam tylko o 30s. Półmaraton biegam w okolicach 2h. Życiówka z Kościana to 1:53 i nie sądzę, że uda mi się ją pobić. Ale pomimo tych mało-postępowych wyników, cieszę się z roku biegowego. Jestem świadoma kilku błędów, które popełniałam i mam nadzieję, że ta świadomość wpłynie na poprawę w przyszłym roku. A świadomość to przecież połowa sukcesu!
Poza tym, dzisiejszy bieg przypada na czas, kiedy trenuję pod maraton. Wiąże się to z długimi, częstymi wybieganiami. W związku z tym jest mi trudniej wykrzesać z siebie siłę na szybszy bieg. Dlatego w przyszłym roku życiówkę na dyszkę zaplanuję sobie na inny czas. Tak myślę.
Oczywiście zawsze mogę ograniczyć ilość startów, ale...Lubię tę atmosferę zawodów, tyle biegaczy w jednym miejscu, można się poczuć jak w jakiejś wspólnocie
A czy zrobię czas lepszy lub gorszy o minutę...Nie to jest dla mnie (coraz bardziej) najważniejsze
I tym optymistycznym akcentem...
Bieg o Memoriał Mariana Śmigielskiego w Mogilnie
Dziękuję wszystkim trzymającym kciuki, już możecie puścić
Niestety, marzenie się nie spełniło. Ale nic to. Jestem zadowolona. Co prawda życiówka z Lubonia nie została pobita, ale za to miałam czas o 5s lepszy niż w roku ubiegłym na tych samych zawodach. Mała rzecz a cieszy I miałam dzisiaj test obozowej koszulki, leciutkiej jak piórko. Zdała egzamin celująco
Zaczęłam koszmarnie za szybko - 4:52. Żesz no...w ogóle nie czułam, że tak szybko biegnę. Uch! No ale później próbowałam zwalniać. Chyba na 3km dołączył jakiś biegacz. W sumie to nie wiem, czy chciał mnie i znajomego prowadzić, czy swoje tempo dostosować do naszego. Trochę mnie to wybijało z rytmu, ale niedługo, bo rozstaliśmy się na ok 5km. Wtedy to dołączyła do mnie kolka i tliła gdzieś przez 2-3km, więc biegłam raczej zachowawczo.
Na 2 i 8km wbiega się na wiadukt. Z tą różnicą, że po 8km są jeszcze dwa wzniesienia, niby niewielkie, ale są. No i tam też trudno było. Myślałam, że nie dam rady. No, ale dałam i dobiegłam, czego nie można powiedzieć o kilku osobach, którym ze względu na pogodę nie udało się...Szkoda, tym bardziej, kiedy działo się to 1-2km przed metą.
Fajna impreza, świetna atmosfera, więc pewnie zawitam do Mogilna w przyszłym roku.
Aha, mój czas 52:54
W związku z tym...
Przemyśleń kilka...
Czekają mnie jeszcze 2 starty - Maraton w Poznaniu i Półmaraton w Kościanie.
Miałam nadzieję, że w tym roku uda mi się zejść poniżej 50min na dyszkę. Nie udało mi się. W zeszłym roku miałam duży progres w wynikach, w tym roku jest constans. Wynik na 10km poprawiłam tylko o 30s. Półmaraton biegam w okolicach 2h. Życiówka z Kościana to 1:53 i nie sądzę, że uda mi się ją pobić. Ale pomimo tych mało-postępowych wyników, cieszę się z roku biegowego. Jestem świadoma kilku błędów, które popełniałam i mam nadzieję, że ta świadomość wpłynie na poprawę w przyszłym roku. A świadomość to przecież połowa sukcesu!
Poza tym, dzisiejszy bieg przypada na czas, kiedy trenuję pod maraton. Wiąże się to z długimi, częstymi wybieganiami. W związku z tym jest mi trudniej wykrzesać z siebie siłę na szybszy bieg. Dlatego w przyszłym roku życiówkę na dyszkę zaplanuję sobie na inny czas. Tak myślę.
Oczywiście zawsze mogę ograniczyć ilość startów, ale...Lubię tę atmosferę zawodów, tyle biegaczy w jednym miejscu, można się poczuć jak w jakiejś wspólnocie
A czy zrobię czas lepszy lub gorszy o minutę...Nie to jest dla mnie (coraz bardziej) najważniejsze
I tym optymistycznym akcentem...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
13 września 2011
Najpierw 10.2km śr.po 5:54
Przebieżki + odpoczynek w marszu łącznie 1.51km. Tempo przebieżek średnio ciut poniżej 4min/km. Nie chce mi się spisywać.
Trucht powrotny 517m, tempo 6:02.
Łącznie 12.30 czy jakoś tak.
Nie lubię popołudniowych treningów. W pracy nie mogę się porządnie najeść, przychodzę głodna i zmęczona. Muszę od razu wyjść na trening, bo inaczej musiałabym odczekać po obiedzie ze 4h.
Sto razy bardziej wolałam wstawać o 5 rano
Najpierw 10.2km śr.po 5:54
Przebieżki + odpoczynek w marszu łącznie 1.51km. Tempo przebieżek średnio ciut poniżej 4min/km. Nie chce mi się spisywać.
Trucht powrotny 517m, tempo 6:02.
Łącznie 12.30 czy jakoś tak.
Nie lubię popołudniowych treningów. W pracy nie mogę się porządnie najeść, przychodzę głodna i zmęczona. Muszę od razu wyjść na trening, bo inaczej musiałabym odczekać po obiedzie ze 4h.
Sto razy bardziej wolałam wstawać o 5 rano
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
Edit offtopic
No taka byłam przed chwilą zmęczona...włączyłam sobie dawno niesłuchaną Annę D. i oto przy tym zmęczenie przeszło. Głównie ze względu na muzykę, nie słowa (chociaż jednak też). Jakoś ta kompilacja perkusji, basu, "kaczkowej" gitary, chyba też i hammondów działa na mnie, oj działa A w sumie refren, mimo że banalny, to sprawia, że mam ochotę całemu światu na złość powiedzieć: Zobaczycie jeszcze!
No taka byłam przed chwilą zmęczona...włączyłam sobie dawno niesłuchaną Annę D. i oto przy tym zmęczenie przeszło. Głównie ze względu na muzykę, nie słowa (chociaż jednak też). Jakoś ta kompilacja perkusji, basu, "kaczkowej" gitary, chyba też i hammondów działa na mnie, oj działa A w sumie refren, mimo że banalny, to sprawia, że mam ochotę całemu światu na złość powiedzieć: Zobaczycie jeszcze!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 września 2011
Późno wróciłam z pracy, głodna i zmęczona. Stwierdziłam, że przełożę dzisiejszy trening TM na piątek. Ale z drugiej strony, na sobotę też mam trening, a na niedzielę 30km wybieganie. I tak się biłam trochę z myślami...W końcu zdecydowałam, że nie idę - jem i odpoczywam. Wrąbałam parówki (healthy food freaks mogą se gadać. Miałam apetyt, to kupiłam! ), kanapki i jakąś salsę rybną. Zjadłam i stwierdziłam, że może jednak się wybiorę...Męska decyzja - jak po 2h godzinach żołądek będzie zdecydowanie przeciw, to nie pójdę. O dziwo! nie był Parę minut po g.20 ubrałam się ciepło, bo jakoś wydawało mi się, że dzień zimny i wietrzny i wyszłam na trening. No i chciałam wypocić jakieś szmery w gardle (pewnie się jakoś przez bloga Robburowego zaraziłam ). Ale po przebiegnięciu kilkuset metrów okazało się, że śmiało mogłam tak sobie nie folgować z ciepłymi ciuchami biegowymi. Cóż. Biegłam dalej. Jakie miałam wyjście? Wybiegałam 12.38km, śr. tempo 5:36. Zdziwiłam się, bo pierwsze 10min biegło mi się fatalnie (i to nie ze względu na jedzenie ). A potem jakoś tak samo to tempo wskoczyło.
Ostatnio pisałam, że źle mi się biega po południu. No bo tak jest. Łatwiej mi się wstawało o 5 rano, niż teraz wychodzi po pracy. Ale są plusy, jak na razie 2:
1. jak przychodzę z treningu, to:
a. jem mało
b. prawie tyle co nic
c. nie jem w ogóle
2. w ciągu tych kilku treningów popołudniowych minęłam chyba więcej biegaczy i biegaczek w moim mieście, niż przez kilka miesięcy porannego trenowania :uuusmiech:
Późno wróciłam z pracy, głodna i zmęczona. Stwierdziłam, że przełożę dzisiejszy trening TM na piątek. Ale z drugiej strony, na sobotę też mam trening, a na niedzielę 30km wybieganie. I tak się biłam trochę z myślami...W końcu zdecydowałam, że nie idę - jem i odpoczywam. Wrąbałam parówki (healthy food freaks mogą se gadać. Miałam apetyt, to kupiłam! ), kanapki i jakąś salsę rybną. Zjadłam i stwierdziłam, że może jednak się wybiorę...Męska decyzja - jak po 2h godzinach żołądek będzie zdecydowanie przeciw, to nie pójdę. O dziwo! nie był Parę minut po g.20 ubrałam się ciepło, bo jakoś wydawało mi się, że dzień zimny i wietrzny i wyszłam na trening. No i chciałam wypocić jakieś szmery w gardle (pewnie się jakoś przez bloga Robburowego zaraziłam ). Ale po przebiegnięciu kilkuset metrów okazało się, że śmiało mogłam tak sobie nie folgować z ciepłymi ciuchami biegowymi. Cóż. Biegłam dalej. Jakie miałam wyjście? Wybiegałam 12.38km, śr. tempo 5:36. Zdziwiłam się, bo pierwsze 10min biegło mi się fatalnie (i to nie ze względu na jedzenie ). A potem jakoś tak samo to tempo wskoczyło.
Ostatnio pisałam, że źle mi się biega po południu. No bo tak jest. Łatwiej mi się wstawało o 5 rano, niż teraz wychodzi po pracy. Ale są plusy, jak na razie 2:
1. jak przychodzę z treningu, to:
a. jem mało
b. prawie tyle co nic
c. nie jem w ogóle
2. w ciągu tych kilku treningów popołudniowych minęłam chyba więcej biegaczy i biegaczek w moim mieście, niż przez kilka miesięcy porannego trenowania :uuusmiech:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
17 września 2011
Miało być 8km, było 8,9. Najpierw 8 km, w tempie 5:40, 6 podbiegów po 120m ok 5/km (w przerwach marsz) i 900m na powrót do domu - 5:33.
Przyplątał się lekki katar. Nie lubię, zdecydowanie nie lubię. Naładuję się specyfikami na noc i jutro mają zarazoki-dziadoki iść w siną dal, bo czeka mnie długi bieg.
Miało być 8km, było 8,9. Najpierw 8 km, w tempie 5:40, 6 podbiegów po 120m ok 5/km (w przerwach marsz) i 900m na powrót do domu - 5:33.
Przyplątał się lekki katar. Nie lubię, zdecydowanie nie lubię. Naładuję się specyfikami na noc i jutro mają zarazoki-dziadoki iść w siną dal, bo czeka mnie długi bieg.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
18 września 2011
30.02km śr. tempo 6:16.
Taki trochę mieszany bieg...mieszane uczucia...Miałam chyba kilka "ścian" Zwalę to na przeziębienie i to, że spożywałam tylko izotoniki. Nie mam gdzie upchnąć pożywienia, pas mam tylko na bidony i dwie kieszonki na klucze, telefon itp. W zeszłym roku na maratonie trochę się obawiałam, jak mój organizm zareaguje na banany, skoro nigdy nie wypróbowałam ich na trasie, ale daliśmy radę Bez rewolucji BTW, od tamtego czasu, po każdym długim wybieganiu nie mogę patrzeć na izotoniki. Aż niedobrze mi się robi
Jak przybiegłam do domu, nie miałam siły na nic. Zapotrzebowanie na wodę z cytryną mega ogromne. Do wanny wsypałam sól bocheńską i tak leżałam, leżałam i prawie zaczęłam zasypiać W końcu zebrałam się w sobie i jakoś wygramoliłam, bo z głodu zaczynało mi być niemrawo na żołądku (tak mam po 20+ km wysiłku). No więc się najadłam, potem jeszcze Grycany w nagrodę i za chwilę przenoszę się na kanapę
30.02km śr. tempo 6:16.
Taki trochę mieszany bieg...mieszane uczucia...Miałam chyba kilka "ścian" Zwalę to na przeziębienie i to, że spożywałam tylko izotoniki. Nie mam gdzie upchnąć pożywienia, pas mam tylko na bidony i dwie kieszonki na klucze, telefon itp. W zeszłym roku na maratonie trochę się obawiałam, jak mój organizm zareaguje na banany, skoro nigdy nie wypróbowałam ich na trasie, ale daliśmy radę Bez rewolucji BTW, od tamtego czasu, po każdym długim wybieganiu nie mogę patrzeć na izotoniki. Aż niedobrze mi się robi
Jak przybiegłam do domu, nie miałam siły na nic. Zapotrzebowanie na wodę z cytryną mega ogromne. Do wanny wsypałam sól bocheńską i tak leżałam, leżałam i prawie zaczęłam zasypiać W końcu zebrałam się w sobie i jakoś wygramoliłam, bo z głodu zaczynało mi być niemrawo na żołądku (tak mam po 20+ km wysiłku). No więc się najadłam, potem jeszcze Grycany w nagrodę i za chwilę przenoszę się na kanapę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 września 2011
Dzisiaj nie biegałam. Dzisiaj się zważyłam. Od roku prawie takiej wagi nie miałam (łącznie z obwodami). Tak piszę, bo się ucieszyłam. Pewnie to efekt wczorajszego długiego wybiegania, ale niech chociaż przez moment będzie miło bo za tydzień pewnie znów wskoczę na wagowe wyżyny
Dzisiaj nie biegałam. Dzisiaj się zważyłam. Od roku prawie takiej wagi nie miałam (łącznie z obwodami). Tak piszę, bo się ucieszyłam. Pewnie to efekt wczorajszego długiego wybiegania, ale niech chociaż przez moment będzie miło bo za tydzień pewnie znów wskoczę na wagowe wyżyny
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
20 września 2011
Wieczorny trening. Najpierw 10.47km średnio po 5:44. Miały być przebieżki, ale bardzo ciężko było znaleźć miejsce w miarę równe i jednocześnie oświetlone. W związku z tym wybrałam kostkę brukową (nie lubię, nie lubię). Ogółem przebieżki i trucht złożyły się na 1.69km po 5:01.
Coś miałam jeszcze napisać, ale nie pamiętam już co
Wieczorny trening. Najpierw 10.47km średnio po 5:44. Miały być przebieżki, ale bardzo ciężko było znaleźć miejsce w miarę równe i jednocześnie oświetlone. W związku z tym wybrałam kostkę brukową (nie lubię, nie lubię). Ogółem przebieżki i trucht złożyły się na 1.69km po 5:01.
Coś miałam jeszcze napisać, ale nie pamiętam już co
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
22 września 2011
Dzisiaj TM, czyli 10' spokoju + 50' TM.
TM miało być według tego. Czyli niby 5:37, ale jakby było 5:40, to nic by się nie stało. A nawet 5:45! Ale nie było. Ja nie wiem co jest grane, ale od pewnego czasu jak biegnę TM, to zapierniczam jak po szaleju. Kompletnie nie mogę się zmusić do wolniejszego biegu.
Dzisiaj np. było tak (niestety nie umiem wklejać tabeleczki z Garmina, więc będzie ciut topornie .
1km 5:45
2km 5:36
3km 5:26
4km 5:18
5km 5:08
6km 5:24
7km 5:20
8km 5:23
9km 5:21
10km 5:01
10.8km 5:23
I wcale nie zakładałam, że będę tak biegła. Same nogi gnały. A przecież wiem,że na maratonie nie będę biegła w takim tempie
Dwa razy wbiegłam sobie na wiadukt, nie wiem ile ma nachylenia, ale przy pierwszym wbiegu było 4:16, a przy drugim 4:42. Za drugim razem wbiegałam od innej strony, od której zawsze biegnie się ciężej. No ale to i tak zdecydowanie za szybko, myślę sobie. A nie był to maks...
Z jednej strony to fajnie, bo jak mnie tak nogi niosą, to mam wrażenie, jakbym w ogóle się nie męczyła, ale z drugiej - mam obawy, cobym sobie nie zaszkodziła zbyt szybkim tempem. W sensie mojego odwiecznego problemu za szybkich treningów, za wolnych zawodów
No...Zakupiłam dzisiaj 4kg soli bocheńskiej, bo jeszcze mam 2 długie wybiegania, to się będę później relaksować :uuusmiech:
Dzisiaj TM, czyli 10' spokoju + 50' TM.
TM miało być według tego. Czyli niby 5:37, ale jakby było 5:40, to nic by się nie stało. A nawet 5:45! Ale nie było. Ja nie wiem co jest grane, ale od pewnego czasu jak biegnę TM, to zapierniczam jak po szaleju. Kompletnie nie mogę się zmusić do wolniejszego biegu.
Dzisiaj np. było tak (niestety nie umiem wklejać tabeleczki z Garmina, więc będzie ciut topornie .
1km 5:45
2km 5:36
3km 5:26
4km 5:18
5km 5:08
6km 5:24
7km 5:20
8km 5:23
9km 5:21
10km 5:01
10.8km 5:23
I wcale nie zakładałam, że będę tak biegła. Same nogi gnały. A przecież wiem,że na maratonie nie będę biegła w takim tempie
Dwa razy wbiegłam sobie na wiadukt, nie wiem ile ma nachylenia, ale przy pierwszym wbiegu było 4:16, a przy drugim 4:42. Za drugim razem wbiegałam od innej strony, od której zawsze biegnie się ciężej. No ale to i tak zdecydowanie za szybko, myślę sobie. A nie był to maks...
Z jednej strony to fajnie, bo jak mnie tak nogi niosą, to mam wrażenie, jakbym w ogóle się nie męczyła, ale z drugiej - mam obawy, cobym sobie nie zaszkodziła zbyt szybkim tempem. W sensie mojego odwiecznego problemu za szybkich treningów, za wolnych zawodów
No...Zakupiłam dzisiaj 4kg soli bocheńskiej, bo jeszcze mam 2 długie wybiegania, to się będę później relaksować :uuusmiech: