Ruda - nowe wyzwanie- aktywność w ciąży

Moderator: infernal

Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj mąż zabrał mnie jeszcze na sushi. Było wspaniale.
W nocy pociłam sie i było mi zimno na przemian(zupełnie jak pierwsze dni po porodzie)
Rano nie bolało mnie nic. Po treningach to czułam różne mięsnie, a teraz nic. Generalnie tak jakby nie było żadnego maratonu.
Maiło byc rozbieganko, ale nie było kiedy :echech:
lusia była u pediatry- waży juz 6,5kg, ma 67cm długości. W prawdzie jest pod 3 centylem, ale pani doktor była zachwycona tak rozwiniętym ruchowo dzieckiem. Ależ ona jest wspaniała :usmiech:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
New Balance but biegowy
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

29.09
pogoda kiepska, pada. postanowiłam, ze niezależnie od pogody muszę wreszcie pobiegać. Miałam straszna ochotę na bieganie. Zrobiłam 7km, bez żadnego problemu, bólu itd. Zupełnie jakby nie było maratonu.
zastanawiam się jak teraz powinnam trenować, jakie zawody wybrać
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

30.09
dzień bez treningu. Było strasznie dużo rzeczy do zrobienia
1.09
niestety jw. Lusia była z nami u znajomych, którzy mają dwójkę dzieci- 4,5roku i prawie 3 lata. Bawili się wyśmienicie. Starasza dziewczynka opiekowała sie Lusią. Nasza córeczka jest bardzo społeczna- fantastycznie

2.09
pogoda piękna, więc postanowiliśmy zabrac Lusię na kabaty na zawody. Ponieważ mocniej chcę pobiec w Biegnij Warszawo, z wózkiem pobiegłam ja na 5km. Czas kiepski-22.59, ale koła zapadały sie w błocie i ciężko było pchać.
Podczas kiedy my biegaliśmy, nasza przyjaciółka lekarka zdawała egzamin specjalizacyjny- to był dobry dzień- zdała fantastycznie!!!!!!!!!!!
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Jest życiówka i to jaka- 42.34 netto
Mąż biegł z Lusią i holował mnie na życiówkę. jest niesamowity- podbieg pod Belweder nie sprawił mu problemu, co więcej przyspieszył.
Czuję sie super, chociaż ta górka nie była bułka z masłem
Buty oczywiście te, które wygrywają: Lunaracery :taktak:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

4.10 niestety nic się nie udało
5.10 wypróbowałam NIKE FREE - 7km trening techniczny- bieganie na śródstopiu. nie wiem jakie tempo, bo garmin sie wyłączył. Bardzo mocna praca łydek- ból , ale juz taki bardzo konkretny
6.10 bieg z joggerem i Lusią - około 9 km z pracy do domu. 7 szybkich przebieżek ( o ile szybkie można nazwać z wózkiem)
7.10 Biegałam z przyjaciółka i z wózkiem i Lusią po Polach Mokotowskich- około 8-9km
8.10 zaczęłam kurs Anatomy Trains. Straszny stres dla mnie, bo 11 godz bez Lusi. W piatek do 13 z męzem, potem zawiózł ja do mojej mamy. Kurs genialny- zmieniło mi sie juz zupełnie nastawienie do leczenia, otorzyły sie nowe horyzoty- genialne
9.10 drugi dzień kurs i stresu ciag dalszy. Lusia rano u mojej mamy. w przerwie obiadowej pojechałam do mamy i zawiozłam Młodą do Dominiki. poszli z Maćkiem i Bartkiem na spacer. Zabawnie musiało to wyglądać- praca z dwoma wózkami z malutkimi dziecmi :hahaha:
Luka nie chciała jeść i troszkę płakała
10.10- ostatni dzień kursu- dalej super.Dziś do Lusi przyjechała moja koleżanka- bawiły sie cudownie. Miałam ogromną ochotę na bieganie, ale najpierw okazało się, że nie mamy nic na obiad i trzeba jechac do knajpki, a potem zrobiło się późno i jedyną opcją było bieganie po uśpieniu młodej. Mielismy pójsc z męzem pobiegać, ale babcia gdzieś poszła, a poza tym chyba znowu zaczyna mnie coś łapać- kaszlę, boli krtań i dziwnie się czuję
zastanawiam się nad zmianą diety i zmniejszeniem ilości węgłowodanów. przekonywał nas do tego nasz instruktor. w sumie brzmi to dośc rozsądnie
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

11.10- niestety tylko 5 km do pracy plus przebiezki
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

dawno mnie tu nie było, ale wszystko się zmieniło :usmiech:
Biegałam do 20 października. Z różną regularnością. Byłam troszkę zmęczona tym intensywnym sezonem ale bardziej brakowało czasu- Lusia, praca, sprawy marketingowe firmy, dom.. Plan była taki- Praska dycha przebiegnięcie się. Nasza klinika wystawiała się na Biegu, więc wiedziałam, ze nie będę mogła robić rekordów :hejhej: . Potem miała byc życiówka w Biegu Niepodległości i Półmaraton w Radomiu.
Ci, którzy mnie podczytywali pamiętają pewnie, ze marzyłam juz o drugim dziecku. Wcześniej planowałam je na październik, ale ze względu na cesarkę nie dostaliśmy zielonego światła i nasze plany zostały przesunięte na styczeń. Los jednak chciał inaczej :hahaha: . 20.10 zrobiłam test ciążowy. Zupełnie irracjonalnie, bo zaraz po przedłużającej się miesiączce, która była dość szybko po poprzedniej. Byłam w szoku- dwie kreski. Pomyslałam, że może pomylili test ciążowy z owulacyjnym i zrobiłam jeszcze 5 testów. Wszystkie dodatnie - płakałam jak bóbr ze szczęścia. Mój lekarz miał rację ciąża leczy wiele rzeczy i cuda się zdarzają- miałam przecież niedrożne jajowody, więc jak to możliwe, ze jest ciąża? A jednak :taktak:
Planowałam ciąże biegową, ale życie chciało inaczej. Najpierw zaczęły się plamienia jak w poprzedniej ciązy, więc moja ginekolożka powiedziała, żeby odpuścić bieganie. Było mi cięzko tłumaczyć dlaczego nie biegnę w Praskiej Dyszce tym bardziej, ze brakowało jednej osoby do teamu.Potem dostałam krwawienia- byłam pewna, ze to koniec, że los ze mnie zadrwił.... A jednak maluszek rósł sobie spokojnie. Musiałam odłożyć wszystko-praca, sprzątanie, głównie leżałam. ale jak tu leżeć jak ma się takiego małego szybkobiegacza. Najgorsze było myslenie w samotności- jak bedzie dalej, czy uda się utrzymać tę ciążę. Krwawienia sie powtarzały a ja cały czas nie mogłam sie do nich przyzwyczaić. najgorsze było wyobcowanie- cały dzień w domu, bez ludzi... Nie mówliśmy nikomu, za bardzo sie bałam. więc wymyślałam rózne historie- ze kręgosłup, że inne choroby, ze nie mam co zrobić z Lusią. A wszyscy sie dopytywali. Więc... jak jakaś kobieta w wieku rozrodczym przestaje biegać, czy robic to co do tej pory robiła, nie naciskajcie jej , żeby mówiła dlaczego. to naprawdę często bardzo trudne. Miałam 7 tyg wakacji- nigdy tyle nie odpoczywałam od pracy. Z Lusia bardzo się zbliżyłyśmy :taktak: . Trudne stały sie dla mnie weekendy- mój mąż w każdy albo szkoła, albo kursy- powięziowe, tapingu, inne. a ja ciągle musiałam sobie coś kombinować. Jak człowiek nie może miec żadnej aktywności to życie staje się często trudne. Nawet nigdy nie mysłałam w ten sposób- jak tu wyjśc na spacer ze spacerówką 20kg, jak u nas są schody? Jak pojechać gdzieś, jeśli trzeba ten wózek wrzucić do bagażnika. byłam zdana na innych. Wiedziałam jednak, ze to wszystko jest po coś- dla mojego kochanego szkrabka. Samopoczucie straszne- takich mdłości nie mialam z Lutką :taktak: , ale cieszyłam się, bo to były namacalne oznaki ciązy.
Teraz nasz cud ma już 12tygodni, byc może, to chłopiec- Wiktor. Do aktywności fizycznej jeszcze wrócić nie mogę, ale powoli wracam do aktywności dnia codziennego. Mam nadzieję, że na aktywnośc fizyczną też dostanę światło, więc spokojnie czekam :taktak:
Podsumowanie sezonu- to był mój najlepszy, najszybszy i zarazam najkrótszy sezon. Zaczął się urodzeniem Lutki a zakończył na ciązy- więc cóż piękniejszego mogło mnie spotkać. Zrobiłam największy progres od czasu mojego biegania
5km- 20.30
10km 42.10
Maraton-3.20.33
Nawet najśmielszych snach nie myślałam, że mogę tak biegać
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Do aktywności dnia codziennego wróciłam bardzo intensywnie. Niestety musiałam :smutek: . W środę przed świętami mój maż poczuł już znany mu bol w nodze- zakrzepica. Tak jak bylismy umówieni w Instytucie Hamatologii- albo 3 miesiące po ostatnim incydencie (czyli koniec stycznia), albo na ostro jak coś sie będzie działo. I działo się.... ale w instytucie skończył sie kontrakt z NFZ, więc zbywali nas, od okienka do okienka. W końcu Pani doktor w przychodni powiedziała: hm, żyły powierzchowne już piaty raz... to może byc nowotwór. Pan pójdzie sobie na USG gdzieś na mieście a do mnie 7.01" Swoja droga ta pani powinna odpowiadać za to, że spławiła Andrzeja- zakrzepica bywa chorobą śmiertelną (znamy historię Kamili Skolimowskiej). Zapisaliśmy sie na usg prywatnie na następny dzień, ale nasza koleżnka a moja ginekolożka powiedziała, żeby koniecznie jechać na ostry dyżur. Pojechaliśmy do Wolskiego, bo tam była chirurgia naczyniowa.
Zabawną historią z izby było przywiezienie pana z urazem głowy, który zrobił sobie krzywdę na wigilii pracowniczej. Przyjechała jego żona i pytała się szefa jak to możliwe, żeby na wigilii pracowniczej mozna było się upic tak, żeby mieć 4 promile. No gość nieźle narozrabiał, a nawet nie mogli nic mu zrobic, bo był nieprzytomny z przepicia :hahaha:
Mojego męża niestety zatrzymali, byliśmy w szoku. :szok: Nie byliśmy przygotowani. Musiałam jeszcze jechac do domu, żeby przywieźć mu potrzebne rzeczy ( wróciłam do domu o 2 w nocy). To była straszna noc
od tego momentu musialam wrócić do dźwigania. Następnego dnia musiałam pojechać z Lusią na jednodniową hospitalizację w celu dalszej diagnozy jej szczupłości. Uff, dobrze, że jest zdrowiusieńka, a tylko jest takim drobiażdżkiem .
Andrzeja zatrzymali na święta. To były potwornie smutne święta. W szpitalu nikt nas o niczym nie informował, a lekarz dyżurny nawet nie raczył spojrzeć w wyniki badań. Tragedia. Andrzej przez cały czas podłączony był do pompy heparynowej. Najlepsze było to, że lakarz jak go wezwałam, zeby coś wyjaśnił, powiedział, że Andrzej dostaje acenocumarol, którego jednak Andrzej nie dostał. W końcu na 2 dni przed sylwestrem wypuścili go :usmiech:
Ja byłam załamana całą sytuacją. Teściowa nie pomagała mi w ogóle( mieszkamy z nią). Wiedziała, ze mam ciążę zagrożoną, ale ona ma to w d.... wychodziłam więc trzymając Lusię na ręku, jej torbę z rzeczami, swój plecak, garnki z jedzeniem dla męża i książki dla niego. Razem pewnie ponad 20kg.
Po powrocie Andrzeja mieliśmy cudowny czas dla siebie- chodziliśmy do muzeum, na spacery, ściankę wspinaczkową (wspinał sie Andrzej a Lusia próbowała). Super czas tylko dla nas. Ja poczułam sie fantastycznie- mdłości minęły, a przypływ energii był ogromny (roznosiło mnie). Raz nawet pojechaliśmy na Młociny- Andrzej zrobił swój pierwszy bieg- 3km, a ja ciągnęłam Lusię na sankach. Jak było wolno to płakała, więc super wolno przetruchtałam pętelkę 3km. Wiedziałam, ze nie pójdę biegac bez wizyty, więc cierpliwie czekałam na powrót mojej ginekolożki. Moja aktywnośc zrobiła sie bardzo duża- z Lusią codziennie chodziłyśmy do jakiegoś parku zabaw dla dzieci i tam szalałyśmy. Lusia poznawała dzieci i fikała.
Andrzej poszedł na konsultację do tej Pani co nas odesłała. Wizyta bez sensu- kazała przyjsc za 3 miesiące i zrobić podstawowe badania hematologiczne.
Dobrze, ze poszliśmy jeszcze na rozmowę do znajomego profesora- powiedział, że najpierw trzeba wykluczyć nowotwory i że przekaże go swojemu koledze.
Ja byłam na wizycie we wtorek. Badania krwi super, lekarz pozwolił mi biegać. Byłam super szczęśliwa.
Następnego dnia maz zapytał mnie czy idę biegac, a ja , że nie, bo sie boję i chce najpierw zrobić usg. Cudownie, że jest cos takiego jak intuicja. Zrobiłam usg, mimo, że zupełnie nie było juz wskazań. Okazało się, że żadnego wysiłku dalej nie będzie, szczególnie tego co uruchamia tłocznie brzuszną. Co niestety w moim wypadku oznacza, że nie mogę robic nic. Mam zatokę zstępującą i liczna naczynia nad ujściem szyjki :smutek:
D :smutek: idzia na szczęście dobrze sie rozwija i jednak będzie to dziewczynka. Ojciec oszalał z radości. Będzie Ludwisia. Żeby tylko ją teraz szczęśliwie donosić.
Jak widać ani wiedza, ani dobre przygotowanie sportowe ani zdrowie nie wpływają na to czy bedziemy biegać w ciąży.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
ODPOWIEDZ