Dream big: (20+40+90+180), cel: Łódź Maraton 2023 (3:30-3:45)
Moderator: infernal
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
08.07 10 km BS + 5x8s uphill sprints.
Tydzień #2, Trening 2.
Tak jak dwa dni temu był promyk nadziei, to dziś treningu nie zaliczę do udanych, ale biorę to na klatę.
Wstałem dziś wcześniej, bo 5:55 byłem już na dole, (6:15->5:55, jest progres ), docelowo będę chciał wrócić do biegania o 5 rano (podobno publiczne pochwalenie się celem zwiększa prawdopodobieństwo jego realizacji o 40%, więc jako że się pochwaliłem i na forum i na fejsie, to mam +80% i praktycznie samo się zrobi
Więc ruszam, w planie 8 km + 2 sprinty pod górę, ale postanowiłem do tej dychy dobić i sprintów zrobić 5, tydzień temu 4 weszły ładnie.
Słońca brak, ale duszno i jakaś taka mini mżawka siąpiła, liczyłem, że mimo duchoty będzie się znośnie biegać, ale nadaremno... W skrócie opiszę, bo i tak nie ma co opisywać - tempo wolniejsze o 10-15 sekund od tego którym ostatnio biegam BSy, tętno wyższe, odczuciowo paskudnie. Jakbym wrócił do biegania po 3 miesiącach przerwy. No cóż, w sobotę trzeci trening, może będzie lepiej.
Tydzień #2, Trening 2.
Tak jak dwa dni temu był promyk nadziei, to dziś treningu nie zaliczę do udanych, ale biorę to na klatę.
Wstałem dziś wcześniej, bo 5:55 byłem już na dole, (6:15->5:55, jest progres ), docelowo będę chciał wrócić do biegania o 5 rano (podobno publiczne pochwalenie się celem zwiększa prawdopodobieństwo jego realizacji o 40%, więc jako że się pochwaliłem i na forum i na fejsie, to mam +80% i praktycznie samo się zrobi
Więc ruszam, w planie 8 km + 2 sprinty pod górę, ale postanowiłem do tej dychy dobić i sprintów zrobić 5, tydzień temu 4 weszły ładnie.
Słońca brak, ale duszno i jakaś taka mini mżawka siąpiła, liczyłem, że mimo duchoty będzie się znośnie biegać, ale nadaremno... W skrócie opiszę, bo i tak nie ma co opisywać - tempo wolniejsze o 10-15 sekund od tego którym ostatnio biegam BSy, tętno wyższe, odczuciowo paskudnie. Jakbym wrócił do biegania po 3 miesiącach przerwy. No cóż, w sobotę trzeci trening, może będzie lepiej.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
10.07 10 km BS + 6x40s T3-T10
Dziś się wylegiwałem, do prawie 7 start treningu 6:58 bodajże.
Dziś znacznie lepiej, fakt, że początkowe 3 czy 4 km pod wiatr, i czuć to było, to tętno oscylowało w okolicach 150, a starałem się biec circa 5'40. No ok, to 'zniesę'
Nie było to jakieś super luźne bieganie, ale było dość przyjemne. Na koniec 6 czterdziestosekundowych przebieżek na minutowej przerwie, w tempie między T3 (niech będzie 3'59), a T10 (docelowe 4'18). No to wyszło deczko szybciej, najwolniejszy 3'34, najszybszy 3'29, a ja się dziwiłem że jest trochę trudniej niż ostatnio no ale znając powód, stwierdzam, że jestem z tym ok.
Dziś się wylegiwałem, do prawie 7 start treningu 6:58 bodajże.
Dziś znacznie lepiej, fakt, że początkowe 3 czy 4 km pod wiatr, i czuć to było, to tętno oscylowało w okolicach 150, a starałem się biec circa 5'40. No ok, to 'zniesę'
Nie było to jakieś super luźne bieganie, ale było dość przyjemne. Na koniec 6 czterdziestosekundowych przebieżek na minutowej przerwie, w tempie między T3 (niech będzie 3'59), a T10 (docelowe 4'18). No to wyszło deczko szybciej, najwolniejszy 3'34, najszybszy 3'29, a ja się dziwiłem że jest trochę trudniej niż ostatnio no ale znając powód, stwierdzam, że jestem z tym ok.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
12.07 9,5 km BS + 1,5 km 'umiarkowanie męcząco'
Dziś start treningu 5:50, jeszcze kilkanaście dni i będzie 5:00 ogólnie w nocy padało, więc duchota podła. Temperatura około 20 stopni.
Puls dość szybko wszedł w widełki 145-150, ale cóż zrobisz, jak nic nie zrobisz? Starałem się trzymać poniżej tych 150, udawało się generalnie, ale najważniejsze było, żeby biec luźno, nie siłowo, jak najmniejszym nakładem pracy, i to też się udało. Dziś na Zdrowiu tylko 1 biegacz, aż w szoku byłem. W drodze powrotnej 1,5 km 'umiarkowanie męcząco'. Rok temu to umiarkowanie męcząco biegałem po 4'50 +-5s/km, ale teraz jakoś spokojnie mi się biegło po te 4'30 to się nie spinałem, żeby na siłę zwalniać, miało być umiarkowanie męcząco i tak było, co mnie cieszy, abstrahując od poziomu pulsu.
Fajne jest to, że wciąż jakiś zapas prędkości mam, czyli takie 200ki jak ostatnio po 3'30, czy takie 1,5 km w 4'40 wchodzą bez problemu, więc do poprawy zostaje baza tlenowa i wytrzymałość tempowa do zrobienia.
Dziś start treningu 5:50, jeszcze kilkanaście dni i będzie 5:00 ogólnie w nocy padało, więc duchota podła. Temperatura około 20 stopni.
Puls dość szybko wszedł w widełki 145-150, ale cóż zrobisz, jak nic nie zrobisz? Starałem się trzymać poniżej tych 150, udawało się generalnie, ale najważniejsze było, żeby biec luźno, nie siłowo, jak najmniejszym nakładem pracy, i to też się udało. Dziś na Zdrowiu tylko 1 biegacz, aż w szoku byłem. W drodze powrotnej 1,5 km 'umiarkowanie męcząco'. Rok temu to umiarkowanie męcząco biegałem po 4'50 +-5s/km, ale teraz jakoś spokojnie mi się biegło po te 4'30 to się nie spinałem, żeby na siłę zwalniać, miało być umiarkowanie męcząco i tak było, co mnie cieszy, abstrahując od poziomu pulsu.
Fajne jest to, że wciąż jakiś zapas prędkości mam, czyli takie 200ki jak ostatnio po 3'30, czy takie 1,5 km w 4'40 wchodzą bez problemu, więc do poprawy zostaje baza tlenowa i wytrzymałość tempowa do zrobienia.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
14.07 Ciepełko, sauna, relaks... a nie, czekajcie, trening w paskudnej wilgotności
Noooo, temat wyjaśnia wszystko
Ciąg dalszy schodzenia z godziny początku treningu, 5:45 (5 minut wcześniej niż ostatnio ).
Wychodzę, ciepło, ale i wilgotno... Od poniedziałku zapowiadają burze, i jakoś Qfa nie pada, a tylko coraz więcej i więcej wilgoci w powietrzu. Pierwszy kilometr jeszcze na sensownym pulsie, do 145, ale potem już coraz wyżej i nie było nawet mowy, żeby spadł, no chyba, że bym się zatrzymał Dziś w menu BS plus sprinty pod górę, jak już dość dobrze uparowany dobiegłem do wiaduktu po 8 kaemach, trochę skipu ABC, przeplatanki i rura pod górę.
Sprinty wchodziły jak złoto, w okolicy 3'00, ale że nie jest to wymierzone (właśnie naszło mnie, że mogę to pomierzyć ), to wiem tylko, że wchodziły mocno, po uczciwe 8s lapowane od znaku do krzaka po 28 krokach potem 1,5 km do domu, ale na miękkich nogach, niby dycha, ale bez wody i w wilgotności ponad 80% - czułem się podle.
Plus taki, że dość szybko wróciłem do siebie, nie licząc może tego, że pociłem się 25 minut o_O
Od kilku dni szukam sobie nowego pasa do biegania, żeby mieścił bidony i telefon, więc jak ktoś coś może polecić - to będę wdzięczny.
A, jeszcze jedno - zainspirowany postem Marcina Nagórka o tym, że wyleczył się po latach z problemów z Achillesem za pomocą pistoletu do masażu, zacząłem męczyć moje Achillesy i widzę poprawę - wcześniej miałem je pod kontrolą, rano zesztywniałe, ale wcale/mało bolesne przy dotyku, to po paru dniach 'kuracji' ścięgna się uelastyczniły i są znacznie mniej tkliwe, nawet po treningu. Więc buzuszny, infernal - jak dalej macie problemy, wydaje mi się, że te niecałe 150 zeta warto zainwestować
Noooo, temat wyjaśnia wszystko
Ciąg dalszy schodzenia z godziny początku treningu, 5:45 (5 minut wcześniej niż ostatnio ).
Wychodzę, ciepło, ale i wilgotno... Od poniedziałku zapowiadają burze, i jakoś Qfa nie pada, a tylko coraz więcej i więcej wilgoci w powietrzu. Pierwszy kilometr jeszcze na sensownym pulsie, do 145, ale potem już coraz wyżej i nie było nawet mowy, żeby spadł, no chyba, że bym się zatrzymał Dziś w menu BS plus sprinty pod górę, jak już dość dobrze uparowany dobiegłem do wiaduktu po 8 kaemach, trochę skipu ABC, przeplatanki i rura pod górę.
Sprinty wchodziły jak złoto, w okolicy 3'00, ale że nie jest to wymierzone (właśnie naszło mnie, że mogę to pomierzyć ), to wiem tylko, że wchodziły mocno, po uczciwe 8s lapowane od znaku do krzaka po 28 krokach potem 1,5 km do domu, ale na miękkich nogach, niby dycha, ale bez wody i w wilgotności ponad 80% - czułem się podle.
Plus taki, że dość szybko wróciłem do siebie, nie licząc może tego, że pociłem się 25 minut o_O
Od kilku dni szukam sobie nowego pasa do biegania, żeby mieścił bidony i telefon, więc jak ktoś coś może polecić - to będę wdzięczny.
A, jeszcze jedno - zainspirowany postem Marcina Nagórka o tym, że wyleczył się po latach z problemów z Achillesem za pomocą pistoletu do masażu, zacząłem męczyć moje Achillesy i widzę poprawę - wcześniej miałem je pod kontrolą, rano zesztywniałe, ale wcale/mało bolesne przy dotyku, to po paru dniach 'kuracji' ścięgna się uelastyczniły i są znacznie mniej tkliwe, nawet po treningu. Więc buzuszny, infernal - jak dalej macie problemy, wydaje mi się, że te niecałe 150 zeta warto zainwestować
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
16.07 - Szybki ciągły w niedoczasie.
Piątek szalony dzień, ale turbopozytywnie. Po pierwsze - pierwszy raz od lat, pozbyliśmy się dzieci na noc, więc jak z żoną wyszliśmy o 16:30 z domu, to wróciliśmy o 1 w nocy
Niemniej, jako że dzień treningowy, to trzeba było pobiegać. Po końcu pracy, a przed wyjściem na randkę wyskoczyłem na pół godziny pobiegać.
Gorąco mega, bo chyba 28 stopni i słoneczko, ale pół godziny da się ogarnąć, więc postanowiłem zrobić ciągły, krótki, ale ciągły. Półtora kilometra rozgrzewki (z czego tylko kilometr złapany, bo zapomniałem odpalić Garmina ), i ruszam, miało być szybciej ale bez piłowania czy chojrakowania, stęskniłem się za kilometrami wpadającymi z czwórką z przodu, wpadły 4 pełne i połówka piątego, bo już poczułem, że mnie słońce smaży ciut za mocno, ale każdy praktycznie w punkt, 4'57/km.
Ostatecznie 6 km w 31 minut.
18.07 - kończę trzeci tydzień planu - 10 km BS + 8x40s T3-T10
Szalonego weekendu ciąg dalszy w trakcie piątkowej randki dostajemy telefon, że mamie padła lodówka... więc sobota rano organizacja lodówki z dowozem na cito, potem do znajomych na działkę i o 22 padłem jak kawka. Wstałem już o 8 rano, więc o 5 się nie udało pobiegać
Cały dzień życia rodzinnego, to wyjście na trening wpadło wieczorem, o 19. "Ciepło" wciąż było, bo 27 stopni, ale plus taki, że cień był - poleciałem na Zdrowie, większość trasy w cieniu, w parku w cieniu, trochę drzew poprzewracanych po tej burzy ostatniej, jedno blokowało całą alejkę, ale co tam biegaczom - pozrywali taśmy i biegają więc luzik.
Plan prosty - dyszka BSa i 8x40s w tempie między T3 a T10. Czuć było w nogach temperaturę i mało sportowy tryb życia, ale dało się biec, nogi na szczęście już przyzwyczajają się do wolnego biegania, i zaczynają same kręcić. Na koniec 8 odcinków po 40 sekund, ładnie wchodziły w okolicy/poniżej 4'00, minutowa przerwa w truchcie (pierwsze 4)/marszu (kolejne).
Całość to niecałe 12,5 km w 1h15. Fajny trening
Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem zadowolony z tego co i jak biegałem, wpadło 39 km w tygodniu, parę kilometrów 2 zakresu/progu w upale, organizm się zaadaptował, sprinty pod górkę wchodziły ładnie, szybkie 40-sekundówki także, czekam na następne tygodnie. I muszę sprawdzić co z pulsometrem, bo zaczyna umierać chyba, patrząc po wykresach tętna ostatnich.
Piątek szalony dzień, ale turbopozytywnie. Po pierwsze - pierwszy raz od lat, pozbyliśmy się dzieci na noc, więc jak z żoną wyszliśmy o 16:30 z domu, to wróciliśmy o 1 w nocy
Niemniej, jako że dzień treningowy, to trzeba było pobiegać. Po końcu pracy, a przed wyjściem na randkę wyskoczyłem na pół godziny pobiegać.
Gorąco mega, bo chyba 28 stopni i słoneczko, ale pół godziny da się ogarnąć, więc postanowiłem zrobić ciągły, krótki, ale ciągły. Półtora kilometra rozgrzewki (z czego tylko kilometr złapany, bo zapomniałem odpalić Garmina ), i ruszam, miało być szybciej ale bez piłowania czy chojrakowania, stęskniłem się za kilometrami wpadającymi z czwórką z przodu, wpadły 4 pełne i połówka piątego, bo już poczułem, że mnie słońce smaży ciut za mocno, ale każdy praktycznie w punkt, 4'57/km.
Ostatecznie 6 km w 31 minut.
18.07 - kończę trzeci tydzień planu - 10 km BS + 8x40s T3-T10
Szalonego weekendu ciąg dalszy w trakcie piątkowej randki dostajemy telefon, że mamie padła lodówka... więc sobota rano organizacja lodówki z dowozem na cito, potem do znajomych na działkę i o 22 padłem jak kawka. Wstałem już o 8 rano, więc o 5 się nie udało pobiegać
Cały dzień życia rodzinnego, to wyjście na trening wpadło wieczorem, o 19. "Ciepło" wciąż było, bo 27 stopni, ale plus taki, że cień był - poleciałem na Zdrowie, większość trasy w cieniu, w parku w cieniu, trochę drzew poprzewracanych po tej burzy ostatniej, jedno blokowało całą alejkę, ale co tam biegaczom - pozrywali taśmy i biegają więc luzik.
Plan prosty - dyszka BSa i 8x40s w tempie między T3 a T10. Czuć było w nogach temperaturę i mało sportowy tryb życia, ale dało się biec, nogi na szczęście już przyzwyczajają się do wolnego biegania, i zaczynają same kręcić. Na koniec 8 odcinków po 40 sekund, ładnie wchodziły w okolicy/poniżej 4'00, minutowa przerwa w truchcie (pierwsze 4)/marszu (kolejne).
Całość to niecałe 12,5 km w 1h15. Fajny trening
Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem zadowolony z tego co i jak biegałem, wpadło 39 km w tygodniu, parę kilometrów 2 zakresu/progu w upale, organizm się zaadaptował, sprinty pod górkę wchodziły ładnie, szybkie 40-sekundówki także, czekam na następne tygodnie. I muszę sprawdzić co z pulsometrem, bo zaczyna umierać chyba, patrząc po wykresach tętna ostatnich.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Nadrabiam zaległości ciekawe, czy ktoś jeszcze oprócz mnie się tak obija na forum...
20.07
7,5 km BS + 2,5 km 'męcząco'
BS biegany po 5'35-5'40, szybkie odcinki: 4'42, 4'46 i 500m w 4'31
Dzień później 15 km na rowerze, totalny chill, z młodym na jego 16-tce
22.07
8 km BS (miało być ze sprintami pod górkę, ale...)
Dzień wcześniej rano 20 minut porządnej, rozciągającej jogi, którą czuć było w mięśniach. W dniu treningu te same mięśnie w szoku i niedowierzaniu, zwłaszcza pośladki. Sprinty pod górę odpuściłem od razu, może i bieganie powinienem, ale cóż. Wyszedłem i biegałem nie ma swoich nogach, więc skróciłem męki. I w międzyczasie spłoszyłem stało dzików z młodymi. Z wzajemnością :D
25.07
10 km BS + 8x40s. T3-T10
Lepsza kontrola trakcji i tempa niż tydzień wcześniej, spoko
27.07
8 km BS + 3 km 'umiarkowanie męcząco'
Duszno jak cholera, więc tętno zdryfowało jak Kukiz w objęcia Kaczyńskiego, to 'umiarkowanie męcząco' to staram się biegać po 4'40-4'45, dwa pierwsze weszły właśnie tak, trzeci 4;38 i już bardziej 'męcząco', niż 'umiarkowanie'.
Przez 1/3 trasy miałem prywatnego zająca - wybiegłem na niego niedaleko początku i zaczął przede mną biec - myślałem, że przy pierwszej możliwości da nogę w las, ale ten biegł miarowym tempem przede mną. I tak sobie biegliśmy wzdłuż lotniska, ze 2-3 km razem, od prowadził, rozprowadzał równo, to trzymałem
29.07
1,5 km BS + 4*400 T3 p.2' + 1,5 km BS + 6*8s. Uphill sprints
Trening jak w opisie - odcinki 400m po 3'45-3'55, sprinty na 28 kroków. Zrobione
31.07
Ciekawostka - rodzinny rowering. Młodego po przyjrzeniu mu się na tej jego 16-tce postanowiliśmy przerzucić na 20 cali. Kupiliśmy Krossa, przyszedł z Czech, skręciłem, i postanowiliśmy ruszyć. Te nasze tripy to przerywane są, niemniej młody przepedałował tego dnia 28 km, bijąc PB o 9 km, i mniej marudząc się nie zdziwię, jak zorganizujemy mu 4-tkę przed 7 urodzinami. Śmiem twierdzić, że jakby to było po równym i płaskim, to 35 było/jest lekko w zasięgu już teraz.
Fun fact - jego życiówki są i moimi, bo ja do czasu kupienia roweru jak młody miał rok, a ja 33, to od 1o roku życia jedyny rower na jakim jeździłem to rower wodny
Tu zamykamy lipiec, jakieś 140 km, trochę lekkiej jakości, szału ni ma. Ale jest biegane, wiem, że regularność odda.
------------------------------
01.08
6 km BS + 2 km 'męcząco' +1 km BS
Przegiąłem... Chyba moja dupa odczuwała rower z dnia poprzedniego, albo słońce i temperatura mi nie posłużyły, ale BS w 5'30-5'40 był już dość wymagający, a potem jak poszła druga część, to wyszło na styk. A powinien być zapas. Nie to, że pierwsze cztery kilometry pełne grillowanie, a jak wbiegłem między drzewa to słońce zaszło na dobre... Stąd z trzech męczących zostały dwa. Trening zrobiony, biegacz średnio zadowolony.
02.08
7 km BS + 4 k 'umiarkowanie męcząco'
Nooo, teraz lepiej, tak można biegać, zrobione i z zapasem lekkim, wkurzały za to 2x światła.
1,5 km BS + 4 (z planowanych 6) x 1,6 km T10 (4'30) + 1,5 km + uphill sprints
No to mam potwierdzenie, że formy za bardzo nie ma trening już z tych konkretniejszych, 6*1,6km T10, przyjąłem roboczo i chyba za optymistycznie, 4'30. 10 minut BS na rozgrzewkę i start. Szło, ale ciężej niż bym chciał. Ostatecznie, żeby się nie zajechać, zrobiłem 4 z 6 odcinków, a ten czwarty już siłowo, luzu zero... Daleko do górki, więc sprinty postanowiłem po płaskim robić.
Po pierwszym zobaczyłem piekarnię - 'O, chałkę kupię i pieczywo na śniadanie' - więc najpierw stoję lekko niewyjściowy w piekarni, potem wychodząc mam jeszcze 5 sprintów przed sobą. Uprzedzając fakty - bieganie sprintów z pieczywem w dłoniach - baaad idea.
Na czwartym odcinku coś mnie pociągnęło pod prawym kolanem, i do domu truchcikiem. Stary, a niemądry Za to zmądrzałem na tyle, żeby przerwę zrobić w treningu.
08.08
1,5 + 2*(6,5,4,3,2,1) p. 2' (4'30->3'45)
To by było na tyle, jeśli o mądrzenie i przerwę chodzi. Na szczęście wszystko przeszło
Moocny trening, zwłaszcza po 5 browarach dzień wcześniej tempo pierwszej serii spoko, trzymane bez problemu, choć na drugim odcinku wątpiłem czy zrobię całość, ale krótkie odcinki mnie podbudowały. Droga seria w części 5 i 4 już miałem rzucić ręcznik, ale głową zapracowała i zrobiłem. Warto było
Prędkość jest, tempo 3'45 nie robi na mnie wrażenia, za to wytrzymałość w lesie.
Dzięki Marcin @Mach82 za słowa uznania na Stravie, trening zrobiony, forma na pstrym koniu jeździ.
A wieczorem dołożyliśmy dychę roweru - testowaliśmy hol rowerowy dla młodej. Skoro młody jest w stanie w odcinkach zrobić prawie 30, młoda umie już na dwóch kółkach jeździć, więc żeby za rok nie było zonka, to zaczynamy przyuczanie do jazdy na siodełku, a nie na foteliku dziś była zajarana jak publika na koncercie reggae
10.08
9,5 km BS + 1,5 km 'umiarkowanie męcząco'
Oh, ciepło dziś trzeba było wstać rano. I wziąć wodę słońce znów mnie zgrillowało trochę.
12.08
1,5 BS + 4x600 T3 (~4'00) + 1,5 BS + 7*9s uphill sprints
Zrobione, ale ciężko dość. Choć dziś pierwszy raz od niepamiętnych czasów zobaczyłem parę z ust od zimna. SERIO!
14.08
1,5 + 3 km HM (4'45) + 1,5 + 3 km HM + 2,5 km BS
Dobra, takie lubię jeszcze nie jakoś super luźno, ale 4'45 szło dość... płynnie i automatycznie, tak jak oczekiwałbym od treningu
16.08
5 km BS + 1,5 (z 3) męcząco
BS spoko, ale po kilometrze szybkiego odcinka we względnym cieniu, wpadłem na 1,5 km odcinek patelni prosto w twarz, czułem jak uciekają za mnie siły, jak z dziurawego balona. Po 500m, jak już powłóczyłem nogami i zobaczyłem 5:00 chwilowe, nie mogąc przyspieszyć, wcisnąłem LAP, nie dziś. Trudno.
Od środy 18.08 siedzę na urlopie starając się nie przytyć
A 28.08 jestem zapisany za zawody na 1 milę przy Biegu Fabrykanta. A 18.09 Bieg Piotrkowską. Z kim się widzę na starcie?
Pozdro dla czytających!
20.07
7,5 km BS + 2,5 km 'męcząco'
BS biegany po 5'35-5'40, szybkie odcinki: 4'42, 4'46 i 500m w 4'31
Dzień później 15 km na rowerze, totalny chill, z młodym na jego 16-tce
22.07
8 km BS (miało być ze sprintami pod górkę, ale...)
Dzień wcześniej rano 20 minut porządnej, rozciągającej jogi, którą czuć było w mięśniach. W dniu treningu te same mięśnie w szoku i niedowierzaniu, zwłaszcza pośladki. Sprinty pod górę odpuściłem od razu, może i bieganie powinienem, ale cóż. Wyszedłem i biegałem nie ma swoich nogach, więc skróciłem męki. I w międzyczasie spłoszyłem stało dzików z młodymi. Z wzajemnością :D
25.07
10 km BS + 8x40s. T3-T10
Lepsza kontrola trakcji i tempa niż tydzień wcześniej, spoko
27.07
8 km BS + 3 km 'umiarkowanie męcząco'
Duszno jak cholera, więc tętno zdryfowało jak Kukiz w objęcia Kaczyńskiego, to 'umiarkowanie męcząco' to staram się biegać po 4'40-4'45, dwa pierwsze weszły właśnie tak, trzeci 4;38 i już bardziej 'męcząco', niż 'umiarkowanie'.
Przez 1/3 trasy miałem prywatnego zająca - wybiegłem na niego niedaleko początku i zaczął przede mną biec - myślałem, że przy pierwszej możliwości da nogę w las, ale ten biegł miarowym tempem przede mną. I tak sobie biegliśmy wzdłuż lotniska, ze 2-3 km razem, od prowadził, rozprowadzał równo, to trzymałem
29.07
1,5 km BS + 4*400 T3 p.2' + 1,5 km BS + 6*8s. Uphill sprints
Trening jak w opisie - odcinki 400m po 3'45-3'55, sprinty na 28 kroków. Zrobione
31.07
Ciekawostka - rodzinny rowering. Młodego po przyjrzeniu mu się na tej jego 16-tce postanowiliśmy przerzucić na 20 cali. Kupiliśmy Krossa, przyszedł z Czech, skręciłem, i postanowiliśmy ruszyć. Te nasze tripy to przerywane są, niemniej młody przepedałował tego dnia 28 km, bijąc PB o 9 km, i mniej marudząc się nie zdziwię, jak zorganizujemy mu 4-tkę przed 7 urodzinami. Śmiem twierdzić, że jakby to było po równym i płaskim, to 35 było/jest lekko w zasięgu już teraz.
Fun fact - jego życiówki są i moimi, bo ja do czasu kupienia roweru jak młody miał rok, a ja 33, to od 1o roku życia jedyny rower na jakim jeździłem to rower wodny
Tu zamykamy lipiec, jakieś 140 km, trochę lekkiej jakości, szału ni ma. Ale jest biegane, wiem, że regularność odda.
------------------------------
01.08
6 km BS + 2 km 'męcząco' +1 km BS
Przegiąłem... Chyba moja dupa odczuwała rower z dnia poprzedniego, albo słońce i temperatura mi nie posłużyły, ale BS w 5'30-5'40 był już dość wymagający, a potem jak poszła druga część, to wyszło na styk. A powinien być zapas. Nie to, że pierwsze cztery kilometry pełne grillowanie, a jak wbiegłem między drzewa to słońce zaszło na dobre... Stąd z trzech męczących zostały dwa. Trening zrobiony, biegacz średnio zadowolony.
02.08
7 km BS + 4 k 'umiarkowanie męcząco'
Nooo, teraz lepiej, tak można biegać, zrobione i z zapasem lekkim, wkurzały za to 2x światła.
1,5 km BS + 4 (z planowanych 6) x 1,6 km T10 (4'30) + 1,5 km + uphill sprints
No to mam potwierdzenie, że formy za bardzo nie ma trening już z tych konkretniejszych, 6*1,6km T10, przyjąłem roboczo i chyba za optymistycznie, 4'30. 10 minut BS na rozgrzewkę i start. Szło, ale ciężej niż bym chciał. Ostatecznie, żeby się nie zajechać, zrobiłem 4 z 6 odcinków, a ten czwarty już siłowo, luzu zero... Daleko do górki, więc sprinty postanowiłem po płaskim robić.
Po pierwszym zobaczyłem piekarnię - 'O, chałkę kupię i pieczywo na śniadanie' - więc najpierw stoję lekko niewyjściowy w piekarni, potem wychodząc mam jeszcze 5 sprintów przed sobą. Uprzedzając fakty - bieganie sprintów z pieczywem w dłoniach - baaad idea.
Na czwartym odcinku coś mnie pociągnęło pod prawym kolanem, i do domu truchcikiem. Stary, a niemądry Za to zmądrzałem na tyle, żeby przerwę zrobić w treningu.
08.08
1,5 + 2*(6,5,4,3,2,1) p. 2' (4'30->3'45)
To by było na tyle, jeśli o mądrzenie i przerwę chodzi. Na szczęście wszystko przeszło
Moocny trening, zwłaszcza po 5 browarach dzień wcześniej tempo pierwszej serii spoko, trzymane bez problemu, choć na drugim odcinku wątpiłem czy zrobię całość, ale krótkie odcinki mnie podbudowały. Droga seria w części 5 i 4 już miałem rzucić ręcznik, ale głową zapracowała i zrobiłem. Warto było
Prędkość jest, tempo 3'45 nie robi na mnie wrażenia, za to wytrzymałość w lesie.
Dzięki Marcin @Mach82 za słowa uznania na Stravie, trening zrobiony, forma na pstrym koniu jeździ.
A wieczorem dołożyliśmy dychę roweru - testowaliśmy hol rowerowy dla młodej. Skoro młody jest w stanie w odcinkach zrobić prawie 30, młoda umie już na dwóch kółkach jeździć, więc żeby za rok nie było zonka, to zaczynamy przyuczanie do jazdy na siodełku, a nie na foteliku dziś była zajarana jak publika na koncercie reggae
10.08
9,5 km BS + 1,5 km 'umiarkowanie męcząco'
Oh, ciepło dziś trzeba było wstać rano. I wziąć wodę słońce znów mnie zgrillowało trochę.
12.08
1,5 BS + 4x600 T3 (~4'00) + 1,5 BS + 7*9s uphill sprints
Zrobione, ale ciężko dość. Choć dziś pierwszy raz od niepamiętnych czasów zobaczyłem parę z ust od zimna. SERIO!
14.08
1,5 + 3 km HM (4'45) + 1,5 + 3 km HM + 2,5 km BS
Dobra, takie lubię jeszcze nie jakoś super luźno, ale 4'45 szło dość... płynnie i automatycznie, tak jak oczekiwałbym od treningu
16.08
5 km BS + 1,5 (z 3) męcząco
BS spoko, ale po kilometrze szybkiego odcinka we względnym cieniu, wpadłem na 1,5 km odcinek patelni prosto w twarz, czułem jak uciekają za mnie siły, jak z dziurawego balona. Po 500m, jak już powłóczyłem nogami i zobaczyłem 5:00 chwilowe, nie mogąc przyspieszyć, wcisnąłem LAP, nie dziś. Trudno.
Od środy 18.08 siedzę na urlopie starając się nie przytyć
A 28.08 jestem zapisany za zawody na 1 milę przy Biegu Fabrykanta. A 18.09 Bieg Piotrkowską. Z kim się widzę na starcie?
Pozdro dla czytających!
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Końcówka sierpnia, trzeba dokończyć miesiąc to normalnie rollercoaster dla mnie, ale po kolei.
18-24 to urlop na Mazurach, siedzieliśmy w Iławie, z lekko przeziębionymi dzieciakami, pogoda = wietrzno (tak trochę jak u Cichego czy bezusznego, nie to co te lekkie zefirki nasze standardowe ) + 17-19 stopni. Mimo bliskości jeziora dzieciarnia nie popływała, za to pozwiedzaliśmy, a ja trochę dronem polatałem i filmów pokręciłem z krzyżackich zamków
Niemniej wyszedłem na trening. Oczywiście, wyszedłem na trening akurat w dniu (i w tej połowie dnia), gdzie było ciepło, słonecznie i ogólnie był to najcieplejszy dzień wyjazdu
22.08
Trening prosty, 1,5 km BS, + 3 km THM (4'44) + 1,5 km BS + 1,5 km T10 (4'30) + 1,5 km BS
Biegałem to przy 2k+ pętli dookoła małego Jezioraka w Iławie (parkruny tam robią). 1,5 km dobiegu, i ruszyłem. Pobiegłem to zdecydowanie za szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki - 4'39->4'34->4'31, potem po przerwie 4'19->4'16.
Nooo ciepło, ale zrobione i nie umarłem.
25.08
7 km BS + 2 z 3 km 'męcząco'
To dziwny trening, na papierze dość łatwy, ogólnie trochę wymagający, a mnie zmiótł... słońce świeci, poleciałem zrobić inną pętlę. 3,5 km to po chodniku, ja jakoś czułem chęć na okolice 5'30 to tyle szło, mimo że czułem, że powinienem wolniej, potem skręciłem w Konstantynowską i ruszyłem w kierunku Zdrowia, biegnąc 5 i 6 km wzdłuż wylotówki z Łodzi po zarośniętym torowisku tramwajowym w trawie do pół łydki (w pewnym momencie musiałem przeskakiwać nad padłą, prawdopodobnie potraconą sarną ), szło opornie, gorąco, duszno, no po prostu nie. Zmęczyło mnie to, przyjemności zero, te 3 km na koniec jawiły się jako no-can-do, postanowiłem dociągnąć do domu BSem,
Ale jak chwilę odpocząłem na światłach, stwierdziłem, że jakoś nogi kręcą, to zrobiłem 1200 narastająca 4'24->4'19, trafiłem następne światła i dociągnąłem odcinek do pełnych 2 km po 4'14, dalej wracając BSem. Trochę uratowany trening, ale mimo wszystko za mocno.
27.08
1,5 km BS + 2x2 km THM (4'45) + 1,5 km BS + 1 km THM + BS
A miało być 2x4 km THM...
Na papierze luz, w planie raczej luz, realizacja dramat. Forma zamiast w górę, to raczej w dół, temperatura wreszcie biegowa bo 14 stopni i pochmurno, micha mi się cieszyła na ten trening, a tutaj trzymanie 4'45 ciężko szło i nogi drewniane... Nie zmęczone, tylko sztywne, nie chciały iść. I sam bieg dużo bardziej męczący niż być powinien.
Ten trening dał mi dużo do myślenia, że forma zamiast w górę, w najlepszym wypadku stoi w miejscu. Już miałem rzucić ręcznik, odpuścić sobie plan, zrobić 2-4 tygodnie BSów i zacząć od zera, ale przemyślałem temat, że po prostu zredukuję tempa i będę bardziej brał pod uwagę pogodę, bo jakoś niepostrzeżenie zacząłem biegać życzeniowo - cały lipiec i połowa sierpnia to patelnia, a ja biegałem swoje, co puls pokazywał, że chyba za mocno, a ja liczyłem, że to proces adaptacji. A jednak bodźce za mocne były i progresu nie widać.
No niemniej za 3 tygodnie, 18.09 będę robił sprawdzian formy (?), Bieg Piotrkowską i dycha. Spróbuję zakręcić się w okolicy PB, zobaczymy jak to wyjdzie - u mnie ogromną rolę gra pogoda.
Za to zadebiutowałem w biegu na milę - zapisałem się do biegu Grohmana - towarzyszący bieg przy łódzkim Biegu Fabrykanta (zawsze w ostatnią sobotę wakacji). Wcześniej najkrótszy dystans jaki biegłem to 3000m w wakacje, więc takie krótkie bieganie ma swój urok.
28.08
Zawody na 1609m, przybity trochę niepowodzeniami treningowymi nie wiedziałem jak to biegać, stąd trochę się pytałem na Stravie, na ile mnie optymistycznie ) wyceniacie w dniu startu (16:45) jeszcze małżonka zorganizowała prezenterkę Thermomixa (na 14) więc końcówkę prezentacji oglądałem w ciuchach biegowych. Niemniej 16:37 wysiedliśmy niedaleko startu, i miałem całe 7 minut na rozgrzewkę, ustawiłem się w trzeciej linii (liczyłem, że na tę milę zapiszą się sami wymiatacze, ale patrząc po niektórych, stwierdziłem, że chyba będę w górnej połówce
Odliczanie i start, 1,5 pętli przed nami, byle nie spalić. Ruszam, łapię rytm, 3'45, i lecę, stawka szybko się przerzedziła, kto miał wypruć, wypruł, kto miał truchtać - truchtał. Ja starałem się biec luźno i trzymać kadencję.
Przy 600m mata pomiarowa (2:22), moja ekipa z głośnym dopingiem, lecę, tempo trochę siadło, ale bez dramatu. Biegnę swoje, w połowie wyprzedziłem jakiegoś gościa, który wyglądał jakby biegł na 1000, a nie 1609 i zobaczyłem przed sobą drugiego, jakieś 50-60 metrów z przodu, oglądał się. Opanowałem chęć przyspieszenia, bo to mimo wszystko tempo sub4, a ja w połowie, i na 1 km miałem 3:48, bez betonu, ale czuć wysiłek. Fajne było to, że w tym miejscu dystans do gościa zmalał do 20-30m, i sukcesywnie odrabiałem, tutaj przyspieszyłem, nie patrząc na zegarek, i zacząłem się do niego szybciej zbliżać. Pomyślałem, że jak nie odpali nitro, to ja to zrobię. 300m do mety przyspieszyłem, dystans zaczął maleć (leciałem poniżej 3'40), i na 100 metrów do mety ruszyłem sub3, żeby nie myślał o próbie walki po 600m miałem 16s straty, wygrałem o 11s, zaliczył srogiego zgona. Niemniej ja pobiegłem po 3'49 i jestem dość zadowolony. Jakbym potrzymał lepiej środkową część dystansu, albo zaatakował wcześniej niż 300 do mety, to sub6 by było, ale brak doświadczenia wyszedł, bałem się takiego zgona jak kolega - a tak PB na 1 milę to 6'09.
Zaraz po biegu dość szybko odzyskałem oddech, ale kopnęło mnie po 5 minutach i kolejne 10 dochodziłem do siebie
30.08
Poniedziałek - od rana lało jak skur..., więc ostatecznie wlazłem na elektryka po tym, jak żona zrobiła swój trening postanowiłem zmierzyć się ze spalonym treningiem.z piątku. Netflix i 47 Ronin play i ruszam. 1,5 km po 5'45, potem podbiłem na 4'45 i czułem się jak przy 2 zakresie, jakbym między piątkiem a poniedziałkiem zrobił pół planu, no nie te same nogi i płuca. 1,5 km przerwy spoko, i kolejne 4 km. Ciężej, to zrozumiałe, ale tu końcówka szła lepiej, niż początek w piątek.
W sumie 11,5 km w godzinę. Zszedłem z bieżni tak mokry, że 10 minut ze mnie kapało ale zadowolony i nie mogę się doczekać dalszych treningów. Może to na przełamanie trening?
Teraz 11.09 albo 1500 albo 5000 na AZSie, a 18.09 10 km i sprawdzian.
18-24 to urlop na Mazurach, siedzieliśmy w Iławie, z lekko przeziębionymi dzieciakami, pogoda = wietrzno (tak trochę jak u Cichego czy bezusznego, nie to co te lekkie zefirki nasze standardowe ) + 17-19 stopni. Mimo bliskości jeziora dzieciarnia nie popływała, za to pozwiedzaliśmy, a ja trochę dronem polatałem i filmów pokręciłem z krzyżackich zamków
Niemniej wyszedłem na trening. Oczywiście, wyszedłem na trening akurat w dniu (i w tej połowie dnia), gdzie było ciepło, słonecznie i ogólnie był to najcieplejszy dzień wyjazdu
22.08
Trening prosty, 1,5 km BS, + 3 km THM (4'44) + 1,5 km BS + 1,5 km T10 (4'30) + 1,5 km BS
Biegałem to przy 2k+ pętli dookoła małego Jezioraka w Iławie (parkruny tam robią). 1,5 km dobiegu, i ruszyłem. Pobiegłem to zdecydowanie za szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki - 4'39->4'34->4'31, potem po przerwie 4'19->4'16.
Nooo ciepło, ale zrobione i nie umarłem.
25.08
7 km BS + 2 z 3 km 'męcząco'
To dziwny trening, na papierze dość łatwy, ogólnie trochę wymagający, a mnie zmiótł... słońce świeci, poleciałem zrobić inną pętlę. 3,5 km to po chodniku, ja jakoś czułem chęć na okolice 5'30 to tyle szło, mimo że czułem, że powinienem wolniej, potem skręciłem w Konstantynowską i ruszyłem w kierunku Zdrowia, biegnąc 5 i 6 km wzdłuż wylotówki z Łodzi po zarośniętym torowisku tramwajowym w trawie do pół łydki (w pewnym momencie musiałem przeskakiwać nad padłą, prawdopodobnie potraconą sarną ), szło opornie, gorąco, duszno, no po prostu nie. Zmęczyło mnie to, przyjemności zero, te 3 km na koniec jawiły się jako no-can-do, postanowiłem dociągnąć do domu BSem,
Ale jak chwilę odpocząłem na światłach, stwierdziłem, że jakoś nogi kręcą, to zrobiłem 1200 narastająca 4'24->4'19, trafiłem następne światła i dociągnąłem odcinek do pełnych 2 km po 4'14, dalej wracając BSem. Trochę uratowany trening, ale mimo wszystko za mocno.
27.08
1,5 km BS + 2x2 km THM (4'45) + 1,5 km BS + 1 km THM + BS
A miało być 2x4 km THM...
Na papierze luz, w planie raczej luz, realizacja dramat. Forma zamiast w górę, to raczej w dół, temperatura wreszcie biegowa bo 14 stopni i pochmurno, micha mi się cieszyła na ten trening, a tutaj trzymanie 4'45 ciężko szło i nogi drewniane... Nie zmęczone, tylko sztywne, nie chciały iść. I sam bieg dużo bardziej męczący niż być powinien.
Ten trening dał mi dużo do myślenia, że forma zamiast w górę, w najlepszym wypadku stoi w miejscu. Już miałem rzucić ręcznik, odpuścić sobie plan, zrobić 2-4 tygodnie BSów i zacząć od zera, ale przemyślałem temat, że po prostu zredukuję tempa i będę bardziej brał pod uwagę pogodę, bo jakoś niepostrzeżenie zacząłem biegać życzeniowo - cały lipiec i połowa sierpnia to patelnia, a ja biegałem swoje, co puls pokazywał, że chyba za mocno, a ja liczyłem, że to proces adaptacji. A jednak bodźce za mocne były i progresu nie widać.
No niemniej za 3 tygodnie, 18.09 będę robił sprawdzian formy (?), Bieg Piotrkowską i dycha. Spróbuję zakręcić się w okolicy PB, zobaczymy jak to wyjdzie - u mnie ogromną rolę gra pogoda.
Za to zadebiutowałem w biegu na milę - zapisałem się do biegu Grohmana - towarzyszący bieg przy łódzkim Biegu Fabrykanta (zawsze w ostatnią sobotę wakacji). Wcześniej najkrótszy dystans jaki biegłem to 3000m w wakacje, więc takie krótkie bieganie ma swój urok.
28.08
Zawody na 1609m, przybity trochę niepowodzeniami treningowymi nie wiedziałem jak to biegać, stąd trochę się pytałem na Stravie, na ile mnie optymistycznie ) wyceniacie w dniu startu (16:45) jeszcze małżonka zorganizowała prezenterkę Thermomixa (na 14) więc końcówkę prezentacji oglądałem w ciuchach biegowych. Niemniej 16:37 wysiedliśmy niedaleko startu, i miałem całe 7 minut na rozgrzewkę, ustawiłem się w trzeciej linii (liczyłem, że na tę milę zapiszą się sami wymiatacze, ale patrząc po niektórych, stwierdziłem, że chyba będę w górnej połówce
Odliczanie i start, 1,5 pętli przed nami, byle nie spalić. Ruszam, łapię rytm, 3'45, i lecę, stawka szybko się przerzedziła, kto miał wypruć, wypruł, kto miał truchtać - truchtał. Ja starałem się biec luźno i trzymać kadencję.
Przy 600m mata pomiarowa (2:22), moja ekipa z głośnym dopingiem, lecę, tempo trochę siadło, ale bez dramatu. Biegnę swoje, w połowie wyprzedziłem jakiegoś gościa, który wyglądał jakby biegł na 1000, a nie 1609 i zobaczyłem przed sobą drugiego, jakieś 50-60 metrów z przodu, oglądał się. Opanowałem chęć przyspieszenia, bo to mimo wszystko tempo sub4, a ja w połowie, i na 1 km miałem 3:48, bez betonu, ale czuć wysiłek. Fajne było to, że w tym miejscu dystans do gościa zmalał do 20-30m, i sukcesywnie odrabiałem, tutaj przyspieszyłem, nie patrząc na zegarek, i zacząłem się do niego szybciej zbliżać. Pomyślałem, że jak nie odpali nitro, to ja to zrobię. 300m do mety przyspieszyłem, dystans zaczął maleć (leciałem poniżej 3'40), i na 100 metrów do mety ruszyłem sub3, żeby nie myślał o próbie walki po 600m miałem 16s straty, wygrałem o 11s, zaliczył srogiego zgona. Niemniej ja pobiegłem po 3'49 i jestem dość zadowolony. Jakbym potrzymał lepiej środkową część dystansu, albo zaatakował wcześniej niż 300 do mety, to sub6 by było, ale brak doświadczenia wyszedł, bałem się takiego zgona jak kolega - a tak PB na 1 milę to 6'09.
Zaraz po biegu dość szybko odzyskałem oddech, ale kopnęło mnie po 5 minutach i kolejne 10 dochodziłem do siebie
30.08
Poniedziałek - od rana lało jak skur..., więc ostatecznie wlazłem na elektryka po tym, jak żona zrobiła swój trening postanowiłem zmierzyć się ze spalonym treningiem.z piątku. Netflix i 47 Ronin play i ruszam. 1,5 km po 5'45, potem podbiłem na 4'45 i czułem się jak przy 2 zakresie, jakbym między piątkiem a poniedziałkiem zrobił pół planu, no nie te same nogi i płuca. 1,5 km przerwy spoko, i kolejne 4 km. Ciężej, to zrozumiałe, ale tu końcówka szła lepiej, niż początek w piątek.
W sumie 11,5 km w godzinę. Zszedłem z bieżni tak mokry, że 10 minut ze mnie kapało ale zadowolony i nie mogę się doczekać dalszych treningów. Może to na przełamanie trening?
Teraz 11.09 albo 1500 albo 5000 na AZSie, a 18.09 10 km i sprawdzian.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
TL;DR - przełamania nie było, za to równia pochyła - a i owszem
01.09
8 km BSa po Lublinku (5:47 średnio), HR średnio 147. Ni to szybkie, ni to luźne.
Do końca tygodnia nie biegałem, bo raz że jakiś kaszel mnie złapał, dwa, że w sobotę 4.09 robiliśmy imprezę z okazji 10 rocznicy ślubu. W knajpce, bo w knajpce, ale roboty i tak było.
Jakiejś motywacji do biegania nie ma, bo i tak forma nie idzie, pospinany się czułem, więc w poniedziałek 6.09 zacząłem trochę wracać do jogi, rozciąganie, mobilność, te sprawy.
8.09 zrobiłem trochę siły (wciąż kaszel, i takie nie halo na 100%), kettlebell for beginners i siła rąk, noo, po przysiadach z kettlem to mnie wewnętrzne mięśnie ud 5 dni bolały
9.09
Wyszedłem pobiegać - teoretycznie poinfekcyjnie. Kaszel wciąż trzymał, odkrztuszałem takie zielone ale oddychać się dało - więc 5,5 km uciułałem. 5'59 średnio, 151 HR. Jeszcze mniej przyjemnie i jeszcze trudniej niż tydzień wcześniej.
W niedzielę 12.09 17,5 km na rowerach - luźno, familijnie, z młodą na holu.
13.09
BS, 5'43 tempo, trudno jakoś, zero luźnej nogi. Miała być dycha, ale skróciłem do 8, kończ waść, wstydu oszczędź.
14.09 znów trochę kettlebella (ale rozsądniej niż poprzednio), plus trochę jogi na siłę statyczną (to rano), a po południu basen - 800m żabką w 22 minuty. Dzieciaki na naukę pływania, a ja na olimpijski basen, oprócz mnie jedna osoba na torze to można pływać
15.09
Nie wiem co się dzieje z moim organizmem, wychodzę, ledwo zacznę biec, to HR już obija 150, lekkości a ni w płucach ani w nogach nie ma, postanowiłem 10 km zrobić i tyle. HR chyba będę musiał wyłączyć z tarcz zegarka, bo jak lecę 5'10 a widzę 166 to mnie dobija. I czuję się na to 166. Na szczęście trochę chyba nogi wzięły sobie moje narzekanie do siebie i wyszło BNP - kończyłem już tempem w okolicy 4'35. Więc jestem w stanie znaleźć w sobie takie tempo, ale czemu przy 5'50 się męczę, tego najstarsi górale nie wiedzą. Teraz 2 dni szkolenia w Warszawie, a w sobotę Bieg Piotrkowską - szczerze powiedziawszy, to po poniedziałkowym treningu wątpiłem, czy 50 złamię, ale dzisiejszy pokazał, że chyba tak Zobaczymy co wyrzeźbię.
Przetrenowany nie jestem - bo biegam homeopatycznie.
Przemęczony nie jestem - śpię 7h+, jak jeszcze nigdy chyba.
Kalorii nie ściąłem - w ciągu kwartału wrzuciłem +4 kg i pierwszy raz od 3 lat chyba waga pokazała ósemkę z przodu.
Jakieś pomysły jak to ogarnąć i ki diabeł może być?
01.09
8 km BSa po Lublinku (5:47 średnio), HR średnio 147. Ni to szybkie, ni to luźne.
Do końca tygodnia nie biegałem, bo raz że jakiś kaszel mnie złapał, dwa, że w sobotę 4.09 robiliśmy imprezę z okazji 10 rocznicy ślubu. W knajpce, bo w knajpce, ale roboty i tak było.
Jakiejś motywacji do biegania nie ma, bo i tak forma nie idzie, pospinany się czułem, więc w poniedziałek 6.09 zacząłem trochę wracać do jogi, rozciąganie, mobilność, te sprawy.
8.09 zrobiłem trochę siły (wciąż kaszel, i takie nie halo na 100%), kettlebell for beginners i siła rąk, noo, po przysiadach z kettlem to mnie wewnętrzne mięśnie ud 5 dni bolały
9.09
Wyszedłem pobiegać - teoretycznie poinfekcyjnie. Kaszel wciąż trzymał, odkrztuszałem takie zielone ale oddychać się dało - więc 5,5 km uciułałem. 5'59 średnio, 151 HR. Jeszcze mniej przyjemnie i jeszcze trudniej niż tydzień wcześniej.
W niedzielę 12.09 17,5 km na rowerach - luźno, familijnie, z młodą na holu.
13.09
BS, 5'43 tempo, trudno jakoś, zero luźnej nogi. Miała być dycha, ale skróciłem do 8, kończ waść, wstydu oszczędź.
14.09 znów trochę kettlebella (ale rozsądniej niż poprzednio), plus trochę jogi na siłę statyczną (to rano), a po południu basen - 800m żabką w 22 minuty. Dzieciaki na naukę pływania, a ja na olimpijski basen, oprócz mnie jedna osoba na torze to można pływać
15.09
Nie wiem co się dzieje z moim organizmem, wychodzę, ledwo zacznę biec, to HR już obija 150, lekkości a ni w płucach ani w nogach nie ma, postanowiłem 10 km zrobić i tyle. HR chyba będę musiał wyłączyć z tarcz zegarka, bo jak lecę 5'10 a widzę 166 to mnie dobija. I czuję się na to 166. Na szczęście trochę chyba nogi wzięły sobie moje narzekanie do siebie i wyszło BNP - kończyłem już tempem w okolicy 4'35. Więc jestem w stanie znaleźć w sobie takie tempo, ale czemu przy 5'50 się męczę, tego najstarsi górale nie wiedzą. Teraz 2 dni szkolenia w Warszawie, a w sobotę Bieg Piotrkowską - szczerze powiedziawszy, to po poniedziałkowym treningu wątpiłem, czy 50 złamię, ale dzisiejszy pokazał, że chyba tak Zobaczymy co wyrzeźbię.
Przetrenowany nie jestem - bo biegam homeopatycznie.
Przemęczony nie jestem - śpię 7h+, jak jeszcze nigdy chyba.
Kalorii nie ściąłem - w ciągu kwartału wrzuciłem +4 kg i pierwszy raz od 3 lat chyba waga pokazała ósemkę z przodu.
Jakieś pomysły jak to ogarnąć i ki diabeł może być?
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Dziś szybko, bo ostatnio wrzucałem update, ale za to weszły zawody
17.09
Po środowym BNP, przyszedł czas na ... szkolenie w Warszawie dwa dni, 8h dziennie, a pierwszego dnia integracja. A właściwie dwie, bo spotykał się mój zespół i jeden z moich zespołów (tych z którymi pracuję). Z drugiej integracji wyszedłem jak Kopciuszek, 23:59 i ruszyłem do hotelu, a że zagadałem się z żoną przez telefon, to w podziemiach zamiast na rondzie iść prosto, skręciłem w lewo i jak trasa obliczona na 20 minut trwała 25, a ja nie poznałem okolicy, odpaliłem GPS i pokazał 2,4 km do hotelu. Więc wszedłem do pokoju mając między 00:00 a 00:50 zrobione 6000 kroków do zdrowego życia wystarczy 7000/dzień, więc byłem blisko. Minus browary i szoty.
Niemniej położyłem się przed 2, żegnając się zdroworozsądkowo z pomysłem biegania rano. Ale mój organizm stwierdził inaczej i budziłem się 3x, uskładawszy ostatecznie 3,5h snu i o 6:49 poszedłem biegać.
Wyszło 6km wycieczki poranną Warszawą na Pole (tak, już wiem, że Pole, nie Pola) Mokotowskie, nadspodziewanie przyjemnego biegu. Ok, puls sub 160, ale odczuciowo całkiem miło. Jak rzadko w ostatnich czasach.
Tu przechodzimy do zawodów: 18 Bieg Ulicą Piotrkowską.
18.09
Jako że byłem w delegacji, żona i dzieciaki odbierali mi pakiet udało im się, choć łatwo nie było. Niewiele brakło, żebym nie wystartował.
Dzień szalony, odebraliśmy dzieciaki z kina, powrót do domu, szybka zmiana ciuchów i spakowanie cywilnych, bo start mojej fali o 16:15, a o 17 młodego koleżanka robiła urodziny w figloraju na szczęście tuż obok mety, więc spóźnienie wyliczyłem akceptowalne. Ruszamy, 300m dalej żona pyta - a numer? Ja numer z całym pakietem w domu, powrót, sprint na górę i jedziemy. Objechaliśmy trasę biegu (zamknięte ulice, te sprawy), podjeżdżamy do Parku Staromiejskiego, 16:13. Buziak dla rodziny i biegnę w stronę startu, przypinając jednocześnie agrafkami (aua!) numer do koszulki - ogarnąłem 2 górne i dałem sobie luz. Mam 100 metrów do mety, zaczynają odliczanie, 10...9...8..., start, a ja w lesie, dobiegam, przeskakuję przez barierki i mijam kobitkę kończącą rozkładać taśmę oddzielającą falę z 16:30 krzycząc "JESZCZE JA!", mijam gościa na rowerze zamykającego wyścig i stabilizując tempo ruszam jeszcze tylko się modliłem, żeby mnie mata pomiarowa złapała.
Plan był na 4:40 i po 5-7 km zobaczyć gdzie jestem. No ale jako że biegło mi się lepiej, postanowiłem zobaczyć co z tego wyjdzie. Mam ze 100 metrów do ostatnich maruderów w peletonie i biegnę swoje. Pierwszy piknął 4'33, ale flagę minąłem 6s później, i to było mniej więcej takie opóźnienie na kilometrze, więc wiedziałem, że nie mogę ufać tempu, trzymałem się samopoczucia. Było spoko (jak na bieg na 10k).
Ogólnie biegłem swoje i wyprzedzałem. Co chwila kogoś. Potem doszły osoby z 6 fali, którą puszczono razem z pierwsza, na szczęście rozmyły się i nie tamowały ruchu.
Trasa spoko, podbiegi nieodczuwalne nawet z moją gównianą formą, biegnę. piątkę oficjalnie minąłem w 23'01, lapując (25s), więc leciałem na czas 46'00, choć piąty najwolniej i już czułem, że biegnę. Nieźle, brałbym w ciemno.
Kolejny kilometr to chyba na autopilocie, bo nie kojarzę odcinka ale wbiegliśmy w Piotrkowską - teren znany, wiem co można pobiec. Tutaj wiatr w paszczę, a za nikim nie szło się schować. Lecę swoje, trzymając kadencję, ale czuję, że idzie po bandzie, przegnę odrobinę i zemsta będzie bolesna. Ósmy to mordęga dla stóp i gówniany asfalt na Zachodniej, gdzie wreszcie dorwałem człowieka, który leciał idealnie w moim tempie, duży. był, więc krok w krok za nim i lecę, wyprzedzamy dalej (w ogóle na całym biegu nie wyprzedził mnie NIKT, nawet 1 osoba!), holowałem się na nim mocno, ale cóż.
Dziewiąty i początek dziesiątego to najmniej przyjemny (i tu już odczuwalny) podbieg na trasie, gdzie zapomniałem dodać, że od połowy padało jak zostało 800 metrów stwierdziłem, że lecę, bo teraz płasko a potem z górki, zawołałem do gościa żeby leciał ze mną, ale się chyba nie zabrał i podkręciłem kadencję, nie patrząc na zegarek wiedziałem, że idę na sub46, pytanie ile, obrałem sobie ścieżkę i leciałem, wpadłem na metę z czasem 45'39, potem organizator podesłał 45'37. Nieźle, minutę gorzej od życiówki, 3 minuty od wyniku jaki chciałbym tam zrobić, ale i tak lepiej niż się wyceniałem.
Tyle płuca przedmuchane, witamy (i tak chyba optymistyczny) VDOT 44,5. Tymi tempami będę teraz biegał
17.09
Po środowym BNP, przyszedł czas na ... szkolenie w Warszawie dwa dni, 8h dziennie, a pierwszego dnia integracja. A właściwie dwie, bo spotykał się mój zespół i jeden z moich zespołów (tych z którymi pracuję). Z drugiej integracji wyszedłem jak Kopciuszek, 23:59 i ruszyłem do hotelu, a że zagadałem się z żoną przez telefon, to w podziemiach zamiast na rondzie iść prosto, skręciłem w lewo i jak trasa obliczona na 20 minut trwała 25, a ja nie poznałem okolicy, odpaliłem GPS i pokazał 2,4 km do hotelu. Więc wszedłem do pokoju mając między 00:00 a 00:50 zrobione 6000 kroków do zdrowego życia wystarczy 7000/dzień, więc byłem blisko. Minus browary i szoty.
Niemniej położyłem się przed 2, żegnając się zdroworozsądkowo z pomysłem biegania rano. Ale mój organizm stwierdził inaczej i budziłem się 3x, uskładawszy ostatecznie 3,5h snu i o 6:49 poszedłem biegać.
Wyszło 6km wycieczki poranną Warszawą na Pole (tak, już wiem, że Pole, nie Pola) Mokotowskie, nadspodziewanie przyjemnego biegu. Ok, puls sub 160, ale odczuciowo całkiem miło. Jak rzadko w ostatnich czasach.
Tu przechodzimy do zawodów: 18 Bieg Ulicą Piotrkowską.
18.09
Jako że byłem w delegacji, żona i dzieciaki odbierali mi pakiet udało im się, choć łatwo nie było. Niewiele brakło, żebym nie wystartował.
Dzień szalony, odebraliśmy dzieciaki z kina, powrót do domu, szybka zmiana ciuchów i spakowanie cywilnych, bo start mojej fali o 16:15, a o 17 młodego koleżanka robiła urodziny w figloraju na szczęście tuż obok mety, więc spóźnienie wyliczyłem akceptowalne. Ruszamy, 300m dalej żona pyta - a numer? Ja numer z całym pakietem w domu, powrót, sprint na górę i jedziemy. Objechaliśmy trasę biegu (zamknięte ulice, te sprawy), podjeżdżamy do Parku Staromiejskiego, 16:13. Buziak dla rodziny i biegnę w stronę startu, przypinając jednocześnie agrafkami (aua!) numer do koszulki - ogarnąłem 2 górne i dałem sobie luz. Mam 100 metrów do mety, zaczynają odliczanie, 10...9...8..., start, a ja w lesie, dobiegam, przeskakuję przez barierki i mijam kobitkę kończącą rozkładać taśmę oddzielającą falę z 16:30 krzycząc "JESZCZE JA!", mijam gościa na rowerze zamykającego wyścig i stabilizując tempo ruszam jeszcze tylko się modliłem, żeby mnie mata pomiarowa złapała.
Plan był na 4:40 i po 5-7 km zobaczyć gdzie jestem. No ale jako że biegło mi się lepiej, postanowiłem zobaczyć co z tego wyjdzie. Mam ze 100 metrów do ostatnich maruderów w peletonie i biegnę swoje. Pierwszy piknął 4'33, ale flagę minąłem 6s później, i to było mniej więcej takie opóźnienie na kilometrze, więc wiedziałem, że nie mogę ufać tempu, trzymałem się samopoczucia. Było spoko (jak na bieg na 10k).
Ogólnie biegłem swoje i wyprzedzałem. Co chwila kogoś. Potem doszły osoby z 6 fali, którą puszczono razem z pierwsza, na szczęście rozmyły się i nie tamowały ruchu.
Trasa spoko, podbiegi nieodczuwalne nawet z moją gównianą formą, biegnę. piątkę oficjalnie minąłem w 23'01, lapując (25s), więc leciałem na czas 46'00, choć piąty najwolniej i już czułem, że biegnę. Nieźle, brałbym w ciemno.
Kolejny kilometr to chyba na autopilocie, bo nie kojarzę odcinka ale wbiegliśmy w Piotrkowską - teren znany, wiem co można pobiec. Tutaj wiatr w paszczę, a za nikim nie szło się schować. Lecę swoje, trzymając kadencję, ale czuję, że idzie po bandzie, przegnę odrobinę i zemsta będzie bolesna. Ósmy to mordęga dla stóp i gówniany asfalt na Zachodniej, gdzie wreszcie dorwałem człowieka, który leciał idealnie w moim tempie, duży. był, więc krok w krok za nim i lecę, wyprzedzamy dalej (w ogóle na całym biegu nie wyprzedził mnie NIKT, nawet 1 osoba!), holowałem się na nim mocno, ale cóż.
Dziewiąty i początek dziesiątego to najmniej przyjemny (i tu już odczuwalny) podbieg na trasie, gdzie zapomniałem dodać, że od połowy padało jak zostało 800 metrów stwierdziłem, że lecę, bo teraz płasko a potem z górki, zawołałem do gościa żeby leciał ze mną, ale się chyba nie zabrał i podkręciłem kadencję, nie patrząc na zegarek wiedziałem, że idę na sub46, pytanie ile, obrałem sobie ścieżkę i leciałem, wpadłem na metę z czasem 45'39, potem organizator podesłał 45'37. Nieźle, minutę gorzej od życiówki, 3 minuty od wyniku jaki chciałbym tam zrobić, ale i tak lepiej niż się wyceniałem.
Tyle płuca przedmuchane, witamy (i tak chyba optymistyczny) VDOT 44,5. Tymi tempami będę teraz biegał
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Ehh, miałem biegać na VDOT 44,5, a tu się okazuje, że wcale nie biegam. Po Biegu Piotrkowską (gdzie zmokłem dość nieprzyjemnie) i zwiększył mi się kaszel męczący mnie od 2,5 tygodnia (wówczas), poszedłem jeszcze na basen we wtorek, przepłynąwszy 1200 metrów w 29'37, co uważam, za całkiem spoko wynik, ale do 1500 i regularnego pływania jeszcze daleko.
W każdym razie w środę wyszedłem pobiegać, tępo jakoś tempo szło starałem się trzymać poniżej 145 HR, ale jakoś dupa z tego wyszła, pod koniec zaczął ciągnąć mnie pośladkowy więc skróciłem trening i dopiero jak się zatrzymałem skojarzyłem, że dziń wcześniej popracowały przy basenie mięśnie które normalnie tak nie pracują.
Niemniej od tego czasu kulturalnie zaczęło się:
No, w sumie to jakby kontynuacja trzech poprzednich tygodni w wersji extended. Zawalony nos, katar i kaszel (ale poinfekcyjny, bo byłem u lekarza), i powiedziałem PAS, wracam do biegania jak wydobrzeję (i wrócę z weekendu z żoną ).
Z ciekawostek, to pojawiły się zapowiedzi Indoor Track Run vol. 1 i vol.2 w grudniu - konkretnie 4 i 18. Chciałbym wziąć w nich udział, plus przymierzam się do serii City Trail, żeby na bieżąco testować formę.
Ale najpierw powrót do oddychania pełną piersią do BSów po 5:40 maks
W każdym razie w środę wyszedłem pobiegać, tępo jakoś tempo szło starałem się trzymać poniżej 145 HR, ale jakoś dupa z tego wyszła, pod koniec zaczął ciągnąć mnie pośladkowy więc skróciłem trening i dopiero jak się zatrzymałem skojarzyłem, że dziń wcześniej popracowały przy basenie mięśnie które normalnie tak nie pracują.
Niemniej od tego czasu kulturalnie zaczęło się:
No, w sumie to jakby kontynuacja trzech poprzednich tygodni w wersji extended. Zawalony nos, katar i kaszel (ale poinfekcyjny, bo byłem u lekarza), i powiedziałem PAS, wracam do biegania jak wydobrzeję (i wrócę z weekendu z żoną ).
Z ciekawostek, to pojawiły się zapowiedzi Indoor Track Run vol. 1 i vol.2 w grudniu - konkretnie 4 i 18. Chciałbym wziąć w nich udział, plus przymierzam się do serii City Trail, żeby na bieżąco testować formę.
Ale najpierw powrót do oddychania pełną piersią do BSów po 5:40 maks
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Wróciłem do żywych, można coś napisać
Z ostatnich wieści - miałem poinfekcyjny kaszel, który zmienił się w całkiem grube zapalenie zatok. Więc od poniedziałku 27 września, z nosa szlam a początek października z dawna wyczekiwany weekend z żoną w Gdańsku. Wypas, nie? W środę poszedłem do apteki, poprosiłem o coś do płukania zatok. Dostałem zestaw startowy, odpaliłem, przepłukałem i CUD - oddycham nosem, w nosie nic, zero szlamu. Super, "kocham tę butelkę" rzekłem żonie. Rano w poniedziałek - zaczyna boleć ucho... wciąż w perspektywie weekend. Szybka wizyta u laryngologa, zebrałem opieprz za płukanie zatok dostałem antybiotyk na zapalenie zatok + ucha. Podziałało, weekend uratowany!
A jeśli chodzi o samo bieganie:
5.10 8 km BSa
Po infekcji, sporo bez biegania, jeszcze słaby i czułem wyjazd, więc lekko. Dziadkowe tempo 6'00.
7.10 7 km BSa
Jak we wtorek było w miarę ok, to tutaj gorzej, wolniej, a tętno wyżej. A w pizdu...
10.10 9,6 km BSa
Na samopoczucie i tętno <150. Pierwszy raz od dawna biegło mi się przyjemnie, jeszcze bez jakiegoś luzu, ale było miło, jak już dawno nie. Noga chciałaby szybciej, dałoby się szybciej, ale zapłaciłbym za to więcej niż chcę - więc zaciągnięty hamulec. Dopóki nie poczuję, że mogę.
12.10 10 km BSa, dziadkowe tempo 6'04.
Drugi z rzędu bieg, gdzie biegło mi się przyjemnie. Starałem się biec luźno, pilnując luzu i ograniczać HR, a na tempo nie patrzeć. Na koniec przebieżka w tempie <3'30, na przewietrzenie.
Ogólnie mam wrażenie, że to, ze lepiej mi się biega wynika z tego, że zacząłem się rolować (częściej) i trochę ćwiczyć jogę - pospinany byłem/jestem mocno. A od jakiegoś czasu Achillesy rano już mniej sztywne, ogólnie lepiej
Zapisałem się na 2 edycje Indoor Track Run, 4 i 18 grudnia, na pierwszej 1000m, więc pobiegnę prawilnie, zobaczymy jaki wynik ustrzelę, a na drugiej 3000, ciekawe czy zejdę sub12.
Za tydzień wbijam na darmową piątkę bez atestu (Decathlon Run), i gdzieś tam jeszcze planuję City Traile zacząć wizytować - może to mi da kopa zarówno mentalnego, jak i fizycznego i będę mógł przestać smęcić
Z ostatnich wieści - miałem poinfekcyjny kaszel, który zmienił się w całkiem grube zapalenie zatok. Więc od poniedziałku 27 września, z nosa szlam a początek października z dawna wyczekiwany weekend z żoną w Gdańsku. Wypas, nie? W środę poszedłem do apteki, poprosiłem o coś do płukania zatok. Dostałem zestaw startowy, odpaliłem, przepłukałem i CUD - oddycham nosem, w nosie nic, zero szlamu. Super, "kocham tę butelkę" rzekłem żonie. Rano w poniedziałek - zaczyna boleć ucho... wciąż w perspektywie weekend. Szybka wizyta u laryngologa, zebrałem opieprz za płukanie zatok dostałem antybiotyk na zapalenie zatok + ucha. Podziałało, weekend uratowany!
A jeśli chodzi o samo bieganie:
5.10 8 km BSa
Po infekcji, sporo bez biegania, jeszcze słaby i czułem wyjazd, więc lekko. Dziadkowe tempo 6'00.
7.10 7 km BSa
Jak we wtorek było w miarę ok, to tutaj gorzej, wolniej, a tętno wyżej. A w pizdu...
10.10 9,6 km BSa
Na samopoczucie i tętno <150. Pierwszy raz od dawna biegło mi się przyjemnie, jeszcze bez jakiegoś luzu, ale było miło, jak już dawno nie. Noga chciałaby szybciej, dałoby się szybciej, ale zapłaciłbym za to więcej niż chcę - więc zaciągnięty hamulec. Dopóki nie poczuję, że mogę.
12.10 10 km BSa, dziadkowe tempo 6'04.
Drugi z rzędu bieg, gdzie biegło mi się przyjemnie. Starałem się biec luźno, pilnując luzu i ograniczać HR, a na tempo nie patrzeć. Na koniec przebieżka w tempie <3'30, na przewietrzenie.
Ogólnie mam wrażenie, że to, ze lepiej mi się biega wynika z tego, że zacząłem się rolować (częściej) i trochę ćwiczyć jogę - pospinany byłem/jestem mocno. A od jakiegoś czasu Achillesy rano już mniej sztywne, ogólnie lepiej
Zapisałem się na 2 edycje Indoor Track Run, 4 i 18 grudnia, na pierwszej 1000m, więc pobiegnę prawilnie, zobaczymy jaki wynik ustrzelę, a na drugiej 3000, ciekawe czy zejdę sub12.
Za tydzień wbijam na darmową piątkę bez atestu (Decathlon Run), i gdzieś tam jeszcze planuję City Traile zacząć wizytować - może to mi da kopa zarówno mentalnego, jak i fizycznego i będę mógł przestać smęcić
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
B I E G A M ! ! !
I sprawia mi to frajdę, już czwarty bodajże raz z rzędu, takiej passy od miesięcy nie miałem. Więc po kolei.
14.10: 10 km BSa o poranku
Wstałem 5:30, trochę się grzebałem, więc start nastąpił 5:52. Luźno, wolno, ale spokojnie i przyjemnie - czyli o to chodzi. Mgła taka, że 100 metrów przed sobą wiaduktu kolejowego nie widziałem ludzi niewiele, ale i tak więcej niż bym się spodziewał.
Zdecydowana większość czasu puls poniżej 150, a nawet bliżej 146, co cieszy, czyli tlen się robi
HR średnie 144.
16.10: 3 km BS + 10x184m + 3km BS
Miałem jeszcze tydzień nie biegać nic szybszego, ale trochę zachęcony/podpuszczony (niepotrzebne skreślić) przez Przemów, znalazłem się na bieżni. Ale jeszcze wychodząc planowałem BSa, żeby nie było. Choć jak ruszyłem, poczułem się jakoś tak lżej i postanowiłem zrobić takie szybkie dwusetki. 3km dobiegu, puls pod kontrolą, co tylko mnie upewniło, że to nie był zły pomysł.
Bieżnia o której już i ja i Jacek pisaliśmy. Środkowy tor to 184m, dla ułatwienia przyjąłem 180. Miało być ~3'30/km. To chyba taka granica przyzwoitości dla takiego odcinka. poszczególne odcinki szły tak:
39,3
39,8
39,3
39,9
37,2
36,7
36,8
36,5
38,2
32,7
Pierwsze 4 przerwy w truchcie (1 koło), kolejne w marszu - stwierdziłem, że lepiej wypocząć w przerwie i pobiegać szybko, niż nie wypocząć i spuchnąć w końcówce.
Do domu 3 km BSa, puls już w okolicy 160, ale biorę to na klatę tych odcinków, tym bardziej, że spoko się biegło.
18.10: 10km BS
Trening dzisiejszy. Wyszedłem punkt 6:00 (grzebałem się znów, nawyk jeszcze niewyrobiony), ale luźno się biegło i zahaczając o tempo z lekką piątką z przodu (5'50-6'00) widziałem HR sub 145, więc spoko. Nogę staram się prowadzić luźno, nie spinać, organizm chwilami chciałby przyspieszyć, ale czuję, że jeszcze za dużo bym za to zapłacił, więc szybko będę biegał chwilami, i celowo.
Na koniec 4 przebieżki po 50 kroków.
Ogólnie to zapisałem się na cały cykl City Trail w Łodzi, oprócz listopadowego (gdzie jestem w Szczawnicy), planuję wszystkie zrobić w jakimś takim ludzkim czasie. Jakim - profil pokaże, bo tego nigdy nie biegałem. Może to będzie jeszcze jakiś bodziec do powrotu i jeszcze jakąś dyszkę da się w tym roku wykręcić, może w okolicy PB, skoro minutę wolniej pobiegłem z niczego w sumie.
I sprawia mi to frajdę, już czwarty bodajże raz z rzędu, takiej passy od miesięcy nie miałem. Więc po kolei.
14.10: 10 km BSa o poranku
Wstałem 5:30, trochę się grzebałem, więc start nastąpił 5:52. Luźno, wolno, ale spokojnie i przyjemnie - czyli o to chodzi. Mgła taka, że 100 metrów przed sobą wiaduktu kolejowego nie widziałem ludzi niewiele, ale i tak więcej niż bym się spodziewał.
Zdecydowana większość czasu puls poniżej 150, a nawet bliżej 146, co cieszy, czyli tlen się robi
HR średnie 144.
16.10: 3 km BS + 10x184m + 3km BS
Miałem jeszcze tydzień nie biegać nic szybszego, ale trochę zachęcony/podpuszczony (niepotrzebne skreślić) przez Przemów, znalazłem się na bieżni. Ale jeszcze wychodząc planowałem BSa, żeby nie było. Choć jak ruszyłem, poczułem się jakoś tak lżej i postanowiłem zrobić takie szybkie dwusetki. 3km dobiegu, puls pod kontrolą, co tylko mnie upewniło, że to nie był zły pomysł.
Bieżnia o której już i ja i Jacek pisaliśmy. Środkowy tor to 184m, dla ułatwienia przyjąłem 180. Miało być ~3'30/km. To chyba taka granica przyzwoitości dla takiego odcinka. poszczególne odcinki szły tak:
39,3
39,8
39,3
39,9
37,2
36,7
36,8
36,5
38,2
32,7
Pierwsze 4 przerwy w truchcie (1 koło), kolejne w marszu - stwierdziłem, że lepiej wypocząć w przerwie i pobiegać szybko, niż nie wypocząć i spuchnąć w końcówce.
Do domu 3 km BSa, puls już w okolicy 160, ale biorę to na klatę tych odcinków, tym bardziej, że spoko się biegło.
18.10: 10km BS
Trening dzisiejszy. Wyszedłem punkt 6:00 (grzebałem się znów, nawyk jeszcze niewyrobiony), ale luźno się biegło i zahaczając o tempo z lekką piątką z przodu (5'50-6'00) widziałem HR sub 145, więc spoko. Nogę staram się prowadzić luźno, nie spinać, organizm chwilami chciałby przyspieszyć, ale czuję, że jeszcze za dużo bym za to zapłacił, więc szybko będę biegał chwilami, i celowo.
Na koniec 4 przebieżki po 50 kroków.
Ogólnie to zapisałem się na cały cykl City Trail w Łodzi, oprócz listopadowego (gdzie jestem w Szczawnicy), planuję wszystkie zrobić w jakimś takim ludzkim czasie. Jakim - profil pokaże, bo tego nigdy nie biegałem. Może to będzie jeszcze jakiś bodziec do powrotu i jeszcze jakąś dyszkę da się w tym roku wykręcić, może w okolicy PB, skoro minutę wolniej pobiegłem z niczego w sumie.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Uczę ludzi w pracy, żeby jak najczęściej robili update'y na Jirze, to przydałoby się ze swoich rad zacząć korzystać tutaj
20.10: 8 km BS + 1 km P + 1 km
miałem biegać w piątek, bo mi się dobrze biega zawody po przetarciu dzień wcześniej, ale mi od czwartku żonę poskładał stan zapalny na ósemce (a miała ją iść wyrwać we wtorek, to przełożyła któryś raz... ), i jakoś nie wyszło.
No to nadeszła sobota.
23.10 Decathlon Run (~4,6 km)
O 10 moje dzieciaki, zapisałem na te ichnie 200m, wiało potężnie, więc w swojej 'kategorii' (4-6) mieli tylko 11 osób. Więc młody przybiegł trzeci (jak stwierdził - teraz się nie będę rozglądał, tylko będę biegł - wreszcie do niego dotarło jak się to robi ), a młoda znalazła się w TOP11 (byłaby w połowie, bo leciała zacnie, ale nagle w 3/4 stwierdziła - chciałabym wodę, rozpłakała się i przeszła w marsz...). Potem zapakowaliśmy się do samochodu w oczekiwaniu na danie główne o 11. Około 10:40 wyszedłem na rozgrzewkę, spotkałem kumpla który jak to stwierdził "jeszcze nie nabrał głodu biegania po MW, gdzie znów trójkę rozmienił" i biega na razie za piłką, pogadaliśmy i poszedłem się trochę rozgrzać, rozglądając się za Jackiem. Wypatrzyłem go na minutę przed startem, zamieniliśmy kilka słów, i zaczęli odliczać, to się rozsądnie cofnąłem ze 3-4 linie w stosunku do pozycji startowej Jacka i ruszyliśmy. Myślałem o tempie 4'20-4'25 w zależności od samopoczucia. A jak wyszło?
Początek lekko wariacki jak na ten stan bezformia i warunku (4'00), po wyprzedzeniu tych mniej pokornych, co się ustawili przede mną, skorygowałem tempo i kilometr piknął 4'17. Bieg samotny, w parku, ale wiatr dawał mi się we znaki. Drugi odrobinę zwolniłem, starając się biec w okolicy 4'25, i w miarę wyszło (4'23). Tylko niestety tutaj poczułem, że myśli o tym 4'20 były dość brawurowe i trzeba będzie 4'25 bronić, bo jeśli zaczynasz czuć trudy wysiłku na końcówce drugiego kaema, to nie jest dobrze. Ale doświadczenie biegowe powiedziało 'noga z gazu i kadencja' i tak starałem się biec, nie nadrabiając metrów niepotrzebnie, obierałem sobie na cel najbliższego biegacza przede mną i stopniowo go goniłem. I tak 5-6 sobie jednego po drugim odhaczałem, zauważając, że jak się ich goni to uciekają, a jak wyprzedzę - to puszczali dość szybko.
W połowie moja grupa dopingowa zrobiła trochę hałasu więc się podbudowałem i leciałem dalej swoje, starając się nie spadać poniżej 4'30. trzeci 4'28, czwarty 4'27, ale tutaj to już mocno czekałem na metę, mają 4200m na liczniku odpaliłem finisz, wiedząc, że piątki tam nie ma, co pozwoliło pokonać 550m w tempie 4'06 i ostatecznie według Garmina i Stravy - zamknąć temat w 19:51 (4,55 km). Wychodzi średnie 4'21, czyli niby bliżej wersji optymistycznej, ale podbite finiszem - na równo byłoby bardziej 4'25.
Może być coś szybszego jestem w stanie pobiec, to nie jest nawet średnia dyspozycja, ale organizm daje radę się spiąć, co pokazał i Bieg Piotrkowską, i teraz to.
25.10: 10 km BS
Poranny trening, bo mocno staram się wrócić do porannego biegania - wtedy mam znacznie więcej czasu na wszystko. Start 5:55, zimno, bo na termometrze niby 2 stopnie, ale to na wysokości 3 piętra, przy ziemi w okolicy, albo i poniżej zera.
Poleciałem na Zdrowie, starając się pilnować luzu i tętna, żeby jak najbliżej 145 było i generalnie oprócz jakichś podbiegów, gdzie tętno wzrastało.
Mam taką obserwację, że mój organizm jest mocno wrażliwy na zmianę wysiłku i od razu podnosi puls, jak tylko zacznę ciut mocniej biec, albo pojawia się różnica poziomów - muszę go nauczyć, że jednak nie ma co tak histerycznie reagować.
Z ciekawostek - w weekend skończyłem upload treningów z Garmin Connect do Stravy, lekko nie było, ale mam całość na miejscu.
20.10: 8 km BS + 1 km P + 1 km
Tyle było na Stravie - szerszy opis jest taki, że początek całkiem spoko, ale potem tętno poszło w górę bez zdania racji. Trochę męczyłem się, żeby zbić poniżej 150, ale szło jakoś nijako, to postanowiłem, że chociaż dam organizmowi sprawdzić, czy tętno wynika z realnego wysiłku, czy tylko taki wskaźnik, i po ośmiu kilosach męczenia się wszedłem na tempo progowe, 4'45. No i tutaj okazało się, że organizm jednak nie do końca był ok, i zamknięty w 4'41 był blisko piłowania, a właściwie odczucia były nie OK, więc zdjąłem nogę z gazu i wróciłem do domu BSem, zastanawiając się 'ki diabeł', no i wymyśliłem, że w sumie to chyba ten żołądek, bo 4x w kiblu to raczej nie bywam na szczęście później się wszystko uspokoiło i dalszych strat nie zanotowałem.Nooooo, nie. Lepiej niż 2-3 tygodnie temu, ale gorzej niż ostatnio. Mam różane wytłumaczenie, coś z żołądkiem mnie meczu od rana, 4* w kiblu do 16 to jednak standard u mnie nie jest.
miałem biegać w piątek, bo mi się dobrze biega zawody po przetarciu dzień wcześniej, ale mi od czwartku żonę poskładał stan zapalny na ósemce (a miała ją iść wyrwać we wtorek, to przełożyła któryś raz... ), i jakoś nie wyszło.
No to nadeszła sobota.
23.10 Decathlon Run (~4,6 km)
O 10 moje dzieciaki, zapisałem na te ichnie 200m, wiało potężnie, więc w swojej 'kategorii' (4-6) mieli tylko 11 osób. Więc młody przybiegł trzeci (jak stwierdził - teraz się nie będę rozglądał, tylko będę biegł - wreszcie do niego dotarło jak się to robi ), a młoda znalazła się w TOP11 (byłaby w połowie, bo leciała zacnie, ale nagle w 3/4 stwierdziła - chciałabym wodę, rozpłakała się i przeszła w marsz...). Potem zapakowaliśmy się do samochodu w oczekiwaniu na danie główne o 11. Około 10:40 wyszedłem na rozgrzewkę, spotkałem kumpla który jak to stwierdził "jeszcze nie nabrał głodu biegania po MW, gdzie znów trójkę rozmienił" i biega na razie za piłką, pogadaliśmy i poszedłem się trochę rozgrzać, rozglądając się za Jackiem. Wypatrzyłem go na minutę przed startem, zamieniliśmy kilka słów, i zaczęli odliczać, to się rozsądnie cofnąłem ze 3-4 linie w stosunku do pozycji startowej Jacka i ruszyliśmy. Myślałem o tempie 4'20-4'25 w zależności od samopoczucia. A jak wyszło?
Początek lekko wariacki jak na ten stan bezformia i warunku (4'00), po wyprzedzeniu tych mniej pokornych, co się ustawili przede mną, skorygowałem tempo i kilometr piknął 4'17. Bieg samotny, w parku, ale wiatr dawał mi się we znaki. Drugi odrobinę zwolniłem, starając się biec w okolicy 4'25, i w miarę wyszło (4'23). Tylko niestety tutaj poczułem, że myśli o tym 4'20 były dość brawurowe i trzeba będzie 4'25 bronić, bo jeśli zaczynasz czuć trudy wysiłku na końcówce drugiego kaema, to nie jest dobrze. Ale doświadczenie biegowe powiedziało 'noga z gazu i kadencja' i tak starałem się biec, nie nadrabiając metrów niepotrzebnie, obierałem sobie na cel najbliższego biegacza przede mną i stopniowo go goniłem. I tak 5-6 sobie jednego po drugim odhaczałem, zauważając, że jak się ich goni to uciekają, a jak wyprzedzę - to puszczali dość szybko.
W połowie moja grupa dopingowa zrobiła trochę hałasu więc się podbudowałem i leciałem dalej swoje, starając się nie spadać poniżej 4'30. trzeci 4'28, czwarty 4'27, ale tutaj to już mocno czekałem na metę, mają 4200m na liczniku odpaliłem finisz, wiedząc, że piątki tam nie ma, co pozwoliło pokonać 550m w tempie 4'06 i ostatecznie według Garmina i Stravy - zamknąć temat w 19:51 (4,55 km). Wychodzi średnie 4'21, czyli niby bliżej wersji optymistycznej, ale podbite finiszem - na równo byłoby bardziej 4'25.
Może być coś szybszego jestem w stanie pobiec, to nie jest nawet średnia dyspozycja, ale organizm daje radę się spiąć, co pokazał i Bieg Piotrkowską, i teraz to.
25.10: 10 km BS
Poranny trening, bo mocno staram się wrócić do porannego biegania - wtedy mam znacznie więcej czasu na wszystko. Start 5:55, zimno, bo na termometrze niby 2 stopnie, ale to na wysokości 3 piętra, przy ziemi w okolicy, albo i poniżej zera.
Poleciałem na Zdrowie, starając się pilnować luzu i tętna, żeby jak najbliżej 145 było i generalnie oprócz jakichś podbiegów, gdzie tętno wzrastało.
Mam taką obserwację, że mój organizm jest mocno wrażliwy na zmianę wysiłku i od razu podnosi puls, jak tylko zacznę ciut mocniej biec, albo pojawia się różnica poziomów - muszę go nauczyć, że jednak nie ma co tak histerycznie reagować.
Z ciekawostek - w weekend skończyłem upload treningów z Garmin Connect do Stravy, lekko nie było, ale mam całość na miejscu.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Czas na update ode mnie
Ostatni wpis sprzed 3 tygodni, działo się średnio.
27.10 10 KM BSa
10.03km w 1:01:18. Bez historii, no może oprócz tego że start 5:47 starałem się biec wolno, trzymając tętno w ryzach - wyszło, średnie 143.
28.10 8 km BSa
Piątek i sobota w delegacji (Sopot) więc nie pobiegam, to dziś pierwszy raz od dawna bieg dzień po dniu. Nogi czują że wczoraj biegały, puls też wysoko, ale odczuciem znośnie.
P.S. jazda PKP to dramat, ale kilometrówki firma raczej nie chciała wziąć na klatę
---------------------------
Październik zamknął się w 105 kilometrach i tym smutnym akcentem przejdźmy do listopada
1.11 minilong - z szybszą końcówką (10 km BS + 2km tempo)
No właśnie - biegane po południu, stwierdziłem, że zrobię coś więcej niż dychę, więc padło na 12 km z czego końcowe 2 tempowe - leciutko, w okolicy 5'00. Weszło fajnie
3.11 3 km BS + 11x 180/180 + 3 km BS
Zawitałem na bieżnię. Dobieg niecałe 3km BS, jedno koło jakaś dynamiczna rozgrzewka i potem ~dwusetki po 185m każda :D 37-39s, ostatnia szybciej w 35. Przerwy w marszu, około 1'40-1'45. Powrót już z pulsem w kosmosie, trening widać organizm poczuł. Szybkości trochę jest, wytrzymałość pojawia się czasem na zawodach
4.11 7 km BS
Takie homeopatyczne bieganie, ale na rozruszanie nóg po dwusetkach. Tętno nie pokazało, ale czuć było, że nogi dostały dzień wcześniej impuls.
W piątek ruszaliśmy do Szczawnicy na 4-dniowy weekend rodzinny, więc zapakowałem ciuchy, trailówki i planowałem co nieco pobiegać - long story short, nie wino i kominek wygrały z bieganiem
Niemniej trochę pochodziliśmy, ja pierwszy raz w życiu, tak jak dzieciaki - chodziło o to, żeby sprawdzić, jak nam się podoba. Młoda dała radę, choć trochę marudziła (ale jak to mawia Chodakowska - Twoje ciało może więcej, niż podpowiada Ci Twój umysł!), a młody to poszedł jak dzik w żołędzie - a jak w schronisku pod Bereśnikiem dostał pieczątkę do książeczki PTTK którą za O S I E M zeta sobie kupił, to potem pytał, kiedy następny spacer, czy w góry, czy będzie schronisko - bo on chce pieczątki :D
Więc w sobotę 7 km w tempie rodziny z dziećmi (255 um/down), a w niedzielę niecałe 6 km (180 up).
9.11 10 km BS + 3 przebieżki
Noga niosła (tzn. na moją aktualną dyspozycję) i biegło mi się doskonale, aż tempo 5'2x zobaczyłem bez wysiłku, co pokazuje, że kierunek odzyskiwania formy jest dobry, choc prędkość podróży wolałbym szybszą :D
13.11 11 km BS
W tym tygodniu mało czasu i z motywacją średnio, chodziłem późno spać, wstawałem późno, ciężko w trakcie dnia wykroić czas na trening, to w piątek zrobiłem 11 km BSa. Luźno, deczko szybciej, deczko dalej.
Wyszedłem z założenia, że może jak organizm poczuje więcej pracy w tlenie, to zejdzie z pulsu na krótszych odcinkach.
15.11 12 km BS
6 rano start, to miało być biegane w niedziele, ale nie było i na chooy drążyć pożarte dzień wcześniej u teściów, ciężko jakoś, noga niby jakoś szła, ale nie super luźno, więc nie cisnąłem, byle dobiec i się nie zmęczyć za bardzo.
Kurde, z tego sezonu będzie już okrągłe ziobro, więc chyba niniejszym zaczynam budowanie bazy i powrót do ludzkiej dyspozycji. Ogólnie jestem w stanie zmusić się do jakichś większych prędkości na krótkich odcinkach, ale jakoś wciąż brak luzu i swobody. Puls na niższych tempach odrobinę ustabilizowany, ale na podbiegach czy przy lekkim nawet przyspieszaniu reaguje nerwowo, a nie powinien. Jakieś badania musze ogarnąć chyba.
NIemniej - "będę grał w grę", czyli postaram się zrobić trochę kilometrażu. Różne myśli przechodzą mi przez głowę, może jakaś współpraca z trenerem? Niemniej na razie nie ruszam nic, dopóki nie odzyskam swobody biegu po 5'40 (jak to brzmi).
Z ciekawostek - ustawiłem się do fizjo, żeby popaczył, co powinienem ogarnąć, kupiłem okularki do pływania (jakieś Speedo z Allegro, bo poprzednie z deca posiałem na basenie), oraz rozważam przejście na wegetarianizm ze względów zdrowotnych no, to na tyle dziś
Ostatni wpis sprzed 3 tygodni, działo się średnio.
27.10 10 KM BSa
10.03km w 1:01:18. Bez historii, no może oprócz tego że start 5:47 starałem się biec wolno, trzymając tętno w ryzach - wyszło, średnie 143.
28.10 8 km BSa
Piątek i sobota w delegacji (Sopot) więc nie pobiegam, to dziś pierwszy raz od dawna bieg dzień po dniu. Nogi czują że wczoraj biegały, puls też wysoko, ale odczuciem znośnie.
P.S. jazda PKP to dramat, ale kilometrówki firma raczej nie chciała wziąć na klatę
---------------------------
Październik zamknął się w 105 kilometrach i tym smutnym akcentem przejdźmy do listopada
1.11 minilong - z szybszą końcówką (10 km BS + 2km tempo)
No właśnie - biegane po południu, stwierdziłem, że zrobię coś więcej niż dychę, więc padło na 12 km z czego końcowe 2 tempowe - leciutko, w okolicy 5'00. Weszło fajnie
3.11 3 km BS + 11x 180/180 + 3 km BS
Zawitałem na bieżnię. Dobieg niecałe 3km BS, jedno koło jakaś dynamiczna rozgrzewka i potem ~dwusetki po 185m każda :D 37-39s, ostatnia szybciej w 35. Przerwy w marszu, około 1'40-1'45. Powrót już z pulsem w kosmosie, trening widać organizm poczuł. Szybkości trochę jest, wytrzymałość pojawia się czasem na zawodach
4.11 7 km BS
Takie homeopatyczne bieganie, ale na rozruszanie nóg po dwusetkach. Tętno nie pokazało, ale czuć było, że nogi dostały dzień wcześniej impuls.
W piątek ruszaliśmy do Szczawnicy na 4-dniowy weekend rodzinny, więc zapakowałem ciuchy, trailówki i planowałem co nieco pobiegać - long story short, nie wino i kominek wygrały z bieganiem
Niemniej trochę pochodziliśmy, ja pierwszy raz w życiu, tak jak dzieciaki - chodziło o to, żeby sprawdzić, jak nam się podoba. Młoda dała radę, choć trochę marudziła (ale jak to mawia Chodakowska - Twoje ciało może więcej, niż podpowiada Ci Twój umysł!), a młody to poszedł jak dzik w żołędzie - a jak w schronisku pod Bereśnikiem dostał pieczątkę do książeczki PTTK którą za O S I E M zeta sobie kupił, to potem pytał, kiedy następny spacer, czy w góry, czy będzie schronisko - bo on chce pieczątki :D
Więc w sobotę 7 km w tempie rodziny z dziećmi (255 um/down), a w niedzielę niecałe 6 km (180 up).
9.11 10 km BS + 3 przebieżki
Noga niosła (tzn. na moją aktualną dyspozycję) i biegło mi się doskonale, aż tempo 5'2x zobaczyłem bez wysiłku, co pokazuje, że kierunek odzyskiwania formy jest dobry, choc prędkość podróży wolałbym szybszą :D
13.11 11 km BS
W tym tygodniu mało czasu i z motywacją średnio, chodziłem późno spać, wstawałem późno, ciężko w trakcie dnia wykroić czas na trening, to w piątek zrobiłem 11 km BSa. Luźno, deczko szybciej, deczko dalej.
Wyszedłem z założenia, że może jak organizm poczuje więcej pracy w tlenie, to zejdzie z pulsu na krótszych odcinkach.
15.11 12 km BS
6 rano start, to miało być biegane w niedziele, ale nie było i na chooy drążyć pożarte dzień wcześniej u teściów, ciężko jakoś, noga niby jakoś szła, ale nie super luźno, więc nie cisnąłem, byle dobiec i się nie zmęczyć za bardzo.
Kurde, z tego sezonu będzie już okrągłe ziobro, więc chyba niniejszym zaczynam budowanie bazy i powrót do ludzkiej dyspozycji. Ogólnie jestem w stanie zmusić się do jakichś większych prędkości na krótkich odcinkach, ale jakoś wciąż brak luzu i swobody. Puls na niższych tempach odrobinę ustabilizowany, ale na podbiegach czy przy lekkim nawet przyspieszaniu reaguje nerwowo, a nie powinien. Jakieś badania musze ogarnąć chyba.
NIemniej - "będę grał w grę", czyli postaram się zrobić trochę kilometrażu. Różne myśli przechodzą mi przez głowę, może jakaś współpraca z trenerem? Niemniej na razie nie ruszam nic, dopóki nie odzyskam swobody biegu po 5'40 (jak to brzmi).
Z ciekawostek - ustawiłem się do fizjo, żeby popaczył, co powinienem ogarnąć, kupiłem okularki do pływania (jakieś Speedo z Allegro, bo poprzednie z deca posiałem na basenie), oraz rozważam przejście na wegetarianizm ze względów zdrowotnych no, to na tyle dziś
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
17.11 3 km BS + 4x380/190 + 3km BS
Jeszcze wczoraj planowałem jakieś 12-13 km BSa, ale dziś średnio mi szło wstawanie i ruszyłem po ósmej dopiero, to stwierdziłem, że czas na coś szybszego.
3km dobiegu do bieżni (puls wciąż jakiś taki nerwowy, szybko rośnie, może - miejmy nadzieję - po wczorajszym pływaniu), koło zapoznawczo i start, standardowo obok skrzynki z elektryką
Pierwsze koło zapoznawczo - 1'32 (tempo 4'02), przerwa jedno okrążenie w marszu - 1'45-1'55.
Drugie i trzecie już trochę szybciej - 1'29 (3'55).
Czwarte 1'28 (3'52)
Piąte i szóste 1'27 (3'38)
Ostatnie zaczynam, i nagle jakaś babinka do mnie nawija (a ja podcast na uszach), stop, pauza, o co chodzi psze pani? Mój wnuk pierwszy raz na bieżni biega (rozglądam się, faktycznie jakiś małolat w kurtce leci jedno koło), a ja w podstawówce zrobiłam rekord szkoły na 60m - 9,0. Super, gratuluję, miłego dnia
Więc lap i rura.
Siódme 1'24 (3'41)
Przyzwoicie, luźno, z rosnącą kadencją, pilnowany luz - ale muszę przyznać, że tak od piątego czułem lekkie drętwienie od kwasu (?) po 250-300 metrach. Ładnie się rozchodziło, i każde kolejne swobodnie.
Do domu 3km, luźno, choć puls wysoko. Kolejne bieganie w piątek.
Jeszcze wczoraj planowałem jakieś 12-13 km BSa, ale dziś średnio mi szło wstawanie i ruszyłem po ósmej dopiero, to stwierdziłem, że czas na coś szybszego.
3km dobiegu do bieżni (puls wciąż jakiś taki nerwowy, szybko rośnie, może - miejmy nadzieję - po wczorajszym pływaniu), koło zapoznawczo i start, standardowo obok skrzynki z elektryką
Pierwsze koło zapoznawczo - 1'32 (tempo 4'02), przerwa jedno okrążenie w marszu - 1'45-1'55.
Drugie i trzecie już trochę szybciej - 1'29 (3'55).
Czwarte 1'28 (3'52)
Piąte i szóste 1'27 (3'38)
Ostatnie zaczynam, i nagle jakaś babinka do mnie nawija (a ja podcast na uszach), stop, pauza, o co chodzi psze pani? Mój wnuk pierwszy raz na bieżni biega (rozglądam się, faktycznie jakiś małolat w kurtce leci jedno koło), a ja w podstawówce zrobiłam rekord szkoły na 60m - 9,0. Super, gratuluję, miłego dnia
Więc lap i rura.
Siódme 1'24 (3'41)
Przyzwoicie, luźno, z rosnącą kadencją, pilnowany luz - ale muszę przyznać, że tak od piątego czułem lekkie drętwienie od kwasu (?) po 250-300 metrach. Ładnie się rozchodziło, i każde kolejne swobodnie.
Do domu 3km, luźno, choć puls wysoko. Kolejne bieganie w piątek.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12