po pierwsze, pogoda nad morzem była
po drugie, biegać się raczej nie dało, ponieważ organizm wołał odpoczynku, więc co ja się będę z głupim kłócił
poprzedni tydzień zamnął się jednym treningiem, lol. trudno, takie życie
w tym co się jutro kończy wyglądało to tak:
wtorek, 10 km brzegiem morza i plażą, czyli Easy z elementami siły biegowej.
bardzo miło, choć ciężko, trochę mi się na półmetku w Mielnie mdleć chciało, ale to raczej z braku słońca, w końcu wiadomo, że moje baterie to baterie słoneczne.
piątek, wróceni do pozka już, pod wieczór 9 km w deszczu.
Easy. po lesie. 3 razy widziałam sarenkę, bardzo miło i uznałem to za dobry omen.
sobota, najpierw 5 km nad Rusałkę taki lekki BNP, od Recovery Easy do tempa na piątkę.
następnie godzinka yacoolowych ćwiczeń, w tym sporo siły, której nie mam...

to jest podstawowe pole działania.
na koniec 5km do domku, wolno bo miałem jakiś taki zgon kondycyjny.
mam nadzieję, że jutro też się uda pobiegać, tym samym ten tydzień będzie uratowany.
za tydzień w sobotę test na półtoraka, czyli jutro bym zrobił Tempo Run, w tygodniu krótkie interwały, np. 400m, w sobotę teścik.
tyle