Aniad1312 Wciąż fun przed records
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 maja 2022
W sobotę 16km, w tym 4x250m po 3:48.
Wczoraj w rozjazdach, bieganie odpadło, ale kładąc się spać stwierdziłam, że nadrobię dzisiaj rano.
Nie było łatwo wstać, zdecydowanie nie, no ale jakoś poszło.
Dyszka po 5:14.
Z małych rzeczy, które cieszą, to tempo pierwszych trzech km wpadło takie - 5:29/5:16/5:13, później kolejne 5 po 5:15 - samo tak równo wchodziło.
Ostatnie dwa po 5 i 5:10.
Dobre przetarcie po sobotnim żółwim tempie.
Rano rześko, lepiej się biegnie.
ps. Masło orzechowe z wanilią wymiata.
Ech, czemu ja nie pałam miłością do sałaty??? Nie trzeba by było tyle biegać...
W sobotę 16km, w tym 4x250m po 3:48.
Wczoraj w rozjazdach, bieganie odpadło, ale kładąc się spać stwierdziłam, że nadrobię dzisiaj rano.
Nie było łatwo wstać, zdecydowanie nie, no ale jakoś poszło.
Dyszka po 5:14.
Z małych rzeczy, które cieszą, to tempo pierwszych trzech km wpadło takie - 5:29/5:16/5:13, później kolejne 5 po 5:15 - samo tak równo wchodziło.
Ostatnie dwa po 5 i 5:10.
Dobre przetarcie po sobotnim żółwim tempie.
Rano rześko, lepiej się biegnie.
ps. Masło orzechowe z wanilią wymiata.
Ech, czemu ja nie pałam miłością do sałaty??? Nie trzeba by było tyle biegać...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 maja 2022
Po poniedziałkowej dyszce wpadła dyszka wtorkowa, po 5:22.
W piątek nie miałam ochoty na bieganie, więc przesunęłam je na sobotę.
Miało być 12km, wyszło trochę więcej. Najpierw 9.1km po 5:40, później 4x250m śr 3:46 z przerwą w truchcie, powrót 2.23km po 5:42. Łącznie 13.5km.
Dzisiaj celowałam w dystans między 15 a 20km. No ale tak jakoś ciężko szło, że skończyłam na jedynych 16tu. I to w tempie 5:51. Cinszko, zero szybkości, najszybszy km po 5:35 - pierwszy
Przynajmniej bez wyrzutów mogłam cieszyć się tym cudem
W lutym i marcu szybciej biegałam. Nie żeby wolniejsze tempo to była jakaś tragedia i rozpacz, ale lubię jak wpada szybsze tempo, fajnie jest się zmęczyć od czasu do czasu
No nic, zobaczymy jak będzie szło dalej.
Po poniedziałkowej dyszce wpadła dyszka wtorkowa, po 5:22.
W piątek nie miałam ochoty na bieganie, więc przesunęłam je na sobotę.
Miało być 12km, wyszło trochę więcej. Najpierw 9.1km po 5:40, później 4x250m śr 3:46 z przerwą w truchcie, powrót 2.23km po 5:42. Łącznie 13.5km.
Dzisiaj celowałam w dystans między 15 a 20km. No ale tak jakoś ciężko szło, że skończyłam na jedynych 16tu. I to w tempie 5:51. Cinszko, zero szybkości, najszybszy km po 5:35 - pierwszy
Przynajmniej bez wyrzutów mogłam cieszyć się tym cudem
W lutym i marcu szybciej biegałam. Nie żeby wolniejsze tempo to była jakaś tragedia i rozpacz, ale lubię jak wpada szybsze tempo, fajnie jest się zmęczyć od czasu do czasu
No nic, zobaczymy jak będzie szło dalej.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
18 maja 2022
Wczoraj późno poszłam spać, szukałam w necie prezentu dla brata, który wybrałam i zamówiłam dopiero dzisiaj Taka logika.
Dzisiaj początkowo planowałam albo 12km (łącznie z jakimiś przebieżkami), albo czyste 15.
Gdzieś na 3km, pomyślałam, że pobiegnę sobie do lasu, czas mnie nie gonił, pogoda piękna.
Biegło mi się dość szybko w porównaniu do poprzednich wyjść, 2 pierwsze kilometry oscylowały wokół 5:22, a kolejne wcale wolniejsze nie były - ku mojemu zdziwieniu.
Po 5.2km dobiegłam do lasu, śr. 5:18.
W lesie napotkałam parę (czyli szt 2) zajęcy, a na 3km tyleż młodych jelonków. Cudne widoki. Nawrotka i powrót, łącznie 6km po 5:13, ostatni km 5:03. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, bo leśne podłoże takie, że z reguły spowalniam, a tu proszę.
Bateria, która na 2km piknęła ze słabości, nadal trzymała się dzielnie.
Moje tempo też, bo kiedy chwilę odsapnęłam i zaczęłam powrotne 5.2km, to po kilkuset metrach oscylowało poniżej 5. No to stwierdziłam, że pociągnę je ile dam radę. Pierwszy kilometr 4:55, kolejny 4:56, następny 4:55. Ciężko się już zrobiło, zastanawiałam się, czy dam radę jeszcze czwarty (na co miałam apetyt) czy też skończyć i ostatnie dwa pobiec na lajcie. Łyknęłam 4ty w 4:48 i padłyśmy - ja i bateria więc ostatnie 1.2km w tempie wolnym, acz nieznanym.
Dobre bieganie dziś było.
ps. Dostałam w prezencie hummus daktylowo-kakaowy duetu Słoma-Trymbulak. Ech, poezja no...
Wczoraj późno poszłam spać, szukałam w necie prezentu dla brata, który wybrałam i zamówiłam dopiero dzisiaj Taka logika.
Dzisiaj początkowo planowałam albo 12km (łącznie z jakimiś przebieżkami), albo czyste 15.
Gdzieś na 3km, pomyślałam, że pobiegnę sobie do lasu, czas mnie nie gonił, pogoda piękna.
Biegło mi się dość szybko w porównaniu do poprzednich wyjść, 2 pierwsze kilometry oscylowały wokół 5:22, a kolejne wcale wolniejsze nie były - ku mojemu zdziwieniu.
Po 5.2km dobiegłam do lasu, śr. 5:18.
W lesie napotkałam parę (czyli szt 2) zajęcy, a na 3km tyleż młodych jelonków. Cudne widoki. Nawrotka i powrót, łącznie 6km po 5:13, ostatni km 5:03. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, bo leśne podłoże takie, że z reguły spowalniam, a tu proszę.
Bateria, która na 2km piknęła ze słabości, nadal trzymała się dzielnie.
Moje tempo też, bo kiedy chwilę odsapnęłam i zaczęłam powrotne 5.2km, to po kilkuset metrach oscylowało poniżej 5. No to stwierdziłam, że pociągnę je ile dam radę. Pierwszy kilometr 4:55, kolejny 4:56, następny 4:55. Ciężko się już zrobiło, zastanawiałam się, czy dam radę jeszcze czwarty (na co miałam apetyt) czy też skończyć i ostatnie dwa pobiec na lajcie. Łyknęłam 4ty w 4:48 i padłyśmy - ja i bateria więc ostatnie 1.2km w tempie wolnym, acz nieznanym.
Dobre bieganie dziś było.
ps. Dostałam w prezencie hummus daktylowo-kakaowy duetu Słoma-Trymbulak. Ech, poezja no...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 maja 2022
Akurat w radio grają. Lubię ten utwór.
Biegam nadal, ale pisać mi się nie chce.
20.05 - dycha po 5:18
22.05 - piętnastka po 5:51, umęczyłam się niemożebnie
25.05 - 7km po 5:14, potem 5x250m po 3:40 z przerwą w truchcie i powrót 3km po 5:32, razem 12.
27.05 - miałam wstać, ale po czwartkowym pobycie w Toruniu nie miałam siły i chęci. Lenkiewicz jak zawsze wzbudza zachwyt, tzn. ich lody i mega porcje. Cukru w postaci batonów, wafelków, ciastek i ciast nadal nie jem, ale zdarza mi się zrobić wyjątek na rzecz lodów. Nie za często, bo sugar-love wciąż się czai i jak wyskoczy znienacka, to ani się połapię i znów popłynę
Dzisiaj dwunastka po 5:19, ostatnie dwa km 5:05; trochę w deszczu, trochę w słońcu, niezmiennie w wietrze.
Akurat w radio grają. Lubię ten utwór.
Biegam nadal, ale pisać mi się nie chce.
20.05 - dycha po 5:18
22.05 - piętnastka po 5:51, umęczyłam się niemożebnie
25.05 - 7km po 5:14, potem 5x250m po 3:40 z przerwą w truchcie i powrót 3km po 5:32, razem 12.
27.05 - miałam wstać, ale po czwartkowym pobycie w Toruniu nie miałam siły i chęci. Lenkiewicz jak zawsze wzbudza zachwyt, tzn. ich lody i mega porcje. Cukru w postaci batonów, wafelków, ciastek i ciast nadal nie jem, ale zdarza mi się zrobić wyjątek na rzecz lodów. Nie za często, bo sugar-love wciąż się czai i jak wyskoczy znienacka, to ani się połapię i znów popłynę
Dzisiaj dwunastka po 5:19, ostatnie dwa km 5:05; trochę w deszczu, trochę w słońcu, niezmiennie w wietrze.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 czerwca 2022
Maj 171km
Miałam biegać wczoraj rano, ale w poniedziałek wieczorem coś mi się poprzestawiało w odcinku lędźwiowym, albo jakiś nerw się popsuł czy inne takie przygody. No więc musiałam zmienić plany.
Wczoraj pod wieczór już było lepiej, generalnie pomaga(ł) mi ruch, a nie bez-ruch.
Jako, że siedzieć nie miałam zamiaru, to ubrałam się dziś rano, z lekkim trudem zakładając skarpetki i poszłam biegać.
No nie powiem, super komfortowo nie było, ale też bez tragedii.
Musiałam trochę zwolnić tempo i zbiegi mi nie służyły, ale przeżyłam.
Mijałam dwóch rolkarzy, mieli tak płynne ruchy, że aż miło było popatrzeć
12km po 5:47.
Po bieganiu jest lepiej niż przed, więc chyba będę żyła.
Maj 171km
Miałam biegać wczoraj rano, ale w poniedziałek wieczorem coś mi się poprzestawiało w odcinku lędźwiowym, albo jakiś nerw się popsuł czy inne takie przygody. No więc musiałam zmienić plany.
Wczoraj pod wieczór już było lepiej, generalnie pomaga(ł) mi ruch, a nie bez-ruch.
Jako, że siedzieć nie miałam zamiaru, to ubrałam się dziś rano, z lekkim trudem zakładając skarpetki i poszłam biegać.
No nie powiem, super komfortowo nie było, ale też bez tragedii.
Musiałam trochę zwolnić tempo i zbiegi mi nie służyły, ale przeżyłam.
Mijałam dwóch rolkarzy, mieli tak płynne ruchy, że aż miło było popatrzeć
12km po 5:47.
Po bieganiu jest lepiej niż przed, więc chyba będę żyła.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 czerwca 2022
Żyję nadal, nawet lepsze to życie niż wczoraj.
Rano chmury wyglądały na burzowe, ale jakoś się obyło bez burzowych klimatów.
Trochę pokropiło, ale bez szału - na szczęście dla mnie, bo gdyby się okazało, że wstałam-już mam wyjść-a tu leje, to sama szału bym dostała
Biegło się lepiej i szybciej, mimo że popsute nerwy dawały znać, że żyją razem ze mną.
Łącznie 12km po 5:28, w tym jakieś 2km wpadły w okolicach 5:11 - mała rzecz, a cieszy.
Im mniej siedzę, tym lepiej funkcjonuję.
Runfalcony zbliżają się do 1800km, czas na coś nowego.
No i dziś licznik biegowy przekroczył 25tys.
Żyję nadal, nawet lepsze to życie niż wczoraj.
Rano chmury wyglądały na burzowe, ale jakoś się obyło bez burzowych klimatów.
Trochę pokropiło, ale bez szału - na szczęście dla mnie, bo gdyby się okazało, że wstałam-już mam wyjść-a tu leje, to sama szału bym dostała
Biegło się lepiej i szybciej, mimo że popsute nerwy dawały znać, że żyją razem ze mną.
Łącznie 12km po 5:28, w tym jakieś 2km wpadły w okolicach 5:11 - mała rzecz, a cieszy.
Im mniej siedzę, tym lepiej funkcjonuję.
Runfalcony zbliżają się do 1800km, czas na coś nowego.
No i dziś licznik biegowy przekroczył 25tys.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 czerwca 2022
Podobno w miarę aktywnie prowadzę bloga.
No właśnie widać
Jako, że biegać ostatnio nie mogę, to chociaż dopiszę, co się działo i podsumuję. Zawsze to jakaś "aktywność"
15.06 - 15km po 6:08. Nie pamiętam już nic, oprócz tego, że strasznie ciężko się biegło - tempo mówi samo za siebie.
17.07 - 13km po 5:43.
I to by było na tyle. W tenże właśnie piątek 17-tego po bieganiu delikatny, prawie niewyczuwalny powiew świeżego wiatru, przemykający między jednym pokojem a drugim i tym samym dający przyjemny chłodek w porannym skwarze załatwił mi odcinek lędźwiowy na tzw. amen.
"Aaaałaaa, znam ten ból", pomyślała Anna, nie mogąc się wyprostować.
No żesz no, a miało być tak pięknie, tyle czasu na bieganie będzie... I po treningu nie trzeba będzie się spieszyć...
No niestety, plany swoje, życie swoje...
W niedzielę pojechałam do Witkowa, coby pomóc przy zawodach, przydzielono mi najfajniejszą część czyli wydawanie jedzonka pobiegowego Skoro sama biegać nie mogłam, to chociaż na coś się przydałam mam nadzieję
W poniedziałek i wtorek w zeszłym tygodniu coś tam próbowałam nabiegać, czyli 2x po 10km, pn po 6:23, wt po 6:09 - poszalałam
Po dwóch zabiegach u fizjo była poprawa, już z nadzieją patrzyłam w przyszłość, no ale zawsze jakaś "duperela" powodowała że nadzieje pozostały w sferze niezrealizowanej - a to zły ruch, a to złe ćwiczenie.
Gdzieś coś uciska na korzeń z lewej strony, tak naprawdę musiałabym zrobić rezonans, żeby zobaczyć, czy to kwestia tylko podrażnionego nerwu, czy przepuklina się nie wytworzyła. Zdarzały mi się takie "ciekawostki", nie jakoś regularnie, ale zdarzały, natomiast nigdy nie ciągnęły się tak długo i nie były tak intensywnie bolące.
Na razie lędźwie nie są tak namolne jak były parę dni temu, kiedy to na czworakach z łóżka schodziłam, czasem zakłują. Niestety doszły jakieś dziwne bóle nóg, promieniujące spod pośladków, nie mówiąc o łydkach, które ważą tonę. Ale jak leżę, nie bolą.
Ech...starość nie radość, śmierć nie wesele - mawiała babka.
Dziś poszłam do lekarza po jakiś środek przeciwzapalny, dostałam, do tego neurovit plus fastum, jak nie będzie poprawy za 3 dni, mam wrócić.
W piątek osteopata, cudem zwolnił się termin.
Na szczęście mogę chodzić, tempem żółwia, ale mogę to już bardzo dużo
No więc więcej w czerwcu nie nabiegam niż to nakulane 133km.
A w lipcu się zobaczy Najwyżej kupię nordic-kije i tyle
Podobno w miarę aktywnie prowadzę bloga.
No właśnie widać
Jako, że biegać ostatnio nie mogę, to chociaż dopiszę, co się działo i podsumuję. Zawsze to jakaś "aktywność"
15.06 - 15km po 6:08. Nie pamiętam już nic, oprócz tego, że strasznie ciężko się biegło - tempo mówi samo za siebie.
17.07 - 13km po 5:43.
I to by było na tyle. W tenże właśnie piątek 17-tego po bieganiu delikatny, prawie niewyczuwalny powiew świeżego wiatru, przemykający między jednym pokojem a drugim i tym samym dający przyjemny chłodek w porannym skwarze załatwił mi odcinek lędźwiowy na tzw. amen.
"Aaaałaaa, znam ten ból", pomyślała Anna, nie mogąc się wyprostować.
No żesz no, a miało być tak pięknie, tyle czasu na bieganie będzie... I po treningu nie trzeba będzie się spieszyć...
No niestety, plany swoje, życie swoje...
W niedzielę pojechałam do Witkowa, coby pomóc przy zawodach, przydzielono mi najfajniejszą część czyli wydawanie jedzonka pobiegowego Skoro sama biegać nie mogłam, to chociaż na coś się przydałam mam nadzieję
W poniedziałek i wtorek w zeszłym tygodniu coś tam próbowałam nabiegać, czyli 2x po 10km, pn po 6:23, wt po 6:09 - poszalałam
Po dwóch zabiegach u fizjo była poprawa, już z nadzieją patrzyłam w przyszłość, no ale zawsze jakaś "duperela" powodowała że nadzieje pozostały w sferze niezrealizowanej - a to zły ruch, a to złe ćwiczenie.
Gdzieś coś uciska na korzeń z lewej strony, tak naprawdę musiałabym zrobić rezonans, żeby zobaczyć, czy to kwestia tylko podrażnionego nerwu, czy przepuklina się nie wytworzyła. Zdarzały mi się takie "ciekawostki", nie jakoś regularnie, ale zdarzały, natomiast nigdy nie ciągnęły się tak długo i nie były tak intensywnie bolące.
Na razie lędźwie nie są tak namolne jak były parę dni temu, kiedy to na czworakach z łóżka schodziłam, czasem zakłują. Niestety doszły jakieś dziwne bóle nóg, promieniujące spod pośladków, nie mówiąc o łydkach, które ważą tonę. Ale jak leżę, nie bolą.
Ech...starość nie radość, śmierć nie wesele - mawiała babka.
Dziś poszłam do lekarza po jakiś środek przeciwzapalny, dostałam, do tego neurovit plus fastum, jak nie będzie poprawy za 3 dni, mam wrócić.
W piątek osteopata, cudem zwolnił się termin.
Na szczęście mogę chodzić, tempem żółwia, ale mogę to już bardzo dużo
No więc więcej w czerwcu nie nabiegam niż to nakulane 133km.
A w lipcu się zobaczy Najwyżej kupię nordic-kije i tyle
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 lipca 2022
Wczoraj u nas lekki armagedon, akurat brat był ze szkrabami. Szkrab młodszy wypatrzył puchar za ostatniego Kosyniera no i co tu dużo mówić... "Mmmm, a ja nie mam pucharu...". Udostępniłam mu zdobycze z czasów, kiedy jeszcze biegałam zawody i wybrał sobie jeden. Potem najchętniej zgarnąłby jeszcze jeden i jeszcze jeden... Ciekawe co by było, gdyby zobaczył medale, a trochę się ich zebrało przez lata
Jak na razie żyję, czekam na rezonans. Jakoś tak się składa, że wystąpiła tzw. przychylność terminowa, tzn. terminy wszelkich wizyt są zadziwiająco mega szybkie, w tym właśnie rezonans.
Ogółem po lekach przeciwzapalnych jest o niebo lepiej, niestety nastąpił też dyskomfort neurologiczny, ale nicto. Mogę chodzić, nawet zalecane jest, cobym nie siedziała za długo; komfort przemieszczania się o wiele lepszy, to już bardzo dużo Co prawda kiedy dzisiaj podczas spaceru minęłam chyba z 6 biegaczy, to letko mnie wykręcało no ale cóż. Taki czas nie-biegowy i tyle.
Codziennie wieczorem zastanawiam się, jak będzie na drugi dzień i będąc na spacerze, rozkminiałam sobie, że takie właśnie graniczne sytuacje powodują docenianie czynności niby-oczywistych. Ale szczerze mówiąc, nie wiem, który raz już to stwierdzam i trochę bida, że jeszcze to do mnie nie dotarło. Może w końcu pewne treści wbiją się w matrycę
A na spacerze stwierdziłam, że to dobra okazja, żeby choć parę zdjęć moim telefonem z aparatem o kiepskiej rozdzielczości zrobić. Dawniej bardzo to lubiłam, potem zarzuciłam, teraz sobie przypomnę
ps. Jako, że biegać nie mogę, ale chodzić tak, uznałam, że jest to w tej chwili moja główna aktywność "sportowa", a jej skutkiem będą wpisy. Coś na kształt o czym piszę, kiedy nie piszę o bieganiu
Wczoraj u nas lekki armagedon, akurat brat był ze szkrabami. Szkrab młodszy wypatrzył puchar za ostatniego Kosyniera no i co tu dużo mówić... "Mmmm, a ja nie mam pucharu...". Udostępniłam mu zdobycze z czasów, kiedy jeszcze biegałam zawody i wybrał sobie jeden. Potem najchętniej zgarnąłby jeszcze jeden i jeszcze jeden... Ciekawe co by było, gdyby zobaczył medale, a trochę się ich zebrało przez lata
Jak na razie żyję, czekam na rezonans. Jakoś tak się składa, że wystąpiła tzw. przychylność terminowa, tzn. terminy wszelkich wizyt są zadziwiająco mega szybkie, w tym właśnie rezonans.
Ogółem po lekach przeciwzapalnych jest o niebo lepiej, niestety nastąpił też dyskomfort neurologiczny, ale nicto. Mogę chodzić, nawet zalecane jest, cobym nie siedziała za długo; komfort przemieszczania się o wiele lepszy, to już bardzo dużo Co prawda kiedy dzisiaj podczas spaceru minęłam chyba z 6 biegaczy, to letko mnie wykręcało no ale cóż. Taki czas nie-biegowy i tyle.
Codziennie wieczorem zastanawiam się, jak będzie na drugi dzień i będąc na spacerze, rozkminiałam sobie, że takie właśnie graniczne sytuacje powodują docenianie czynności niby-oczywistych. Ale szczerze mówiąc, nie wiem, który raz już to stwierdzam i trochę bida, że jeszcze to do mnie nie dotarło. Może w końcu pewne treści wbiją się w matrycę
A na spacerze stwierdziłam, że to dobra okazja, żeby choć parę zdjęć moim telefonem z aparatem o kiepskiej rozdzielczości zrobić. Dawniej bardzo to lubiłam, potem zarzuciłam, teraz sobie przypomnę
ps. Jako, że biegać nie mogę, ale chodzić tak, uznałam, że jest to w tej chwili moja główna aktywność "sportowa", a jej skutkiem będą wpisy. Coś na kształt o czym piszę, kiedy nie piszę o bieganiu
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 lipca 2022
Wpis spontaniczny
Nie biegam i nie wiadomo kiedy będę mogła.
Na razie się rehabilituję, kiedy tylko wpadnie wolny termin u osteo. Na szczęście zanim wiedziałam, że moje życie biegowe przejdzie na tymczasową (mam nadzieję) emeryturę, zabukowałam sobie kilka terminów na sierpień/wrzesień. Będą jak znalazł. Lucky me
Opcje są dwie - albo doktory zgodzą się na wersję, że póki nie boli, to rehabilitujemy ile się da i zobaczymy, albo się nie zgodzą i wtedy nastąpi cięcie.
Nicto. Energicznie na sportowo chodzić na razie/już nie mogę, ale chodzę i ruszam się na tyle, ile mogę. A jak się męczę, to luzuję.
To na tyle raportu-spontanu
To pisałam ja: anna-hasztag-siedziecniebede
Wpis spontaniczny
Nie biegam i nie wiadomo kiedy będę mogła.
Na razie się rehabilituję, kiedy tylko wpadnie wolny termin u osteo. Na szczęście zanim wiedziałam, że moje życie biegowe przejdzie na tymczasową (mam nadzieję) emeryturę, zabukowałam sobie kilka terminów na sierpień/wrzesień. Będą jak znalazł. Lucky me
Opcje są dwie - albo doktory zgodzą się na wersję, że póki nie boli, to rehabilitujemy ile się da i zobaczymy, albo się nie zgodzą i wtedy nastąpi cięcie.
Nicto. Energicznie na sportowo chodzić na razie/już nie mogę, ale chodzę i ruszam się na tyle, ile mogę. A jak się męczę, to luzuję.
To na tyle raportu-spontanu
To pisałam ja: anna-hasztag-siedziecniebede
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03