13. CRACOVIA MARATON
Wynik:
wesołe DNF
Można się było tego spodziewać, w końcu nigdy nie dobiegłem poza marker dwudziestego trzeciego kilometra - w związku z tym wczorajsze 27,8km (wg Garmina) uważam i tak za dobry wynik, doświadczenie nie do przecenienia, no i fajną zabawę
Żonie obiecałem, że wrócę na 14, co - być może - przyśpieszyło decyzję o zejściu, ale nie czarujmy się - na tych skurczach może bym dotoczył się jeszcze kilometr czy dwa. Góra. A tak zszedłem w miejscu, skąd najbliżej miałem na autobus do domu
Zaliczyłem przed startem spotkanie z Markiem, Wojtkiem i Pawłem (mclakiewicz, Glonson, sosik). Chłopaki poszli na "lepsze" balony, a ja przycupnąłem przy zającach na 4:45. Żeby nie przesadzić z tempem.
I oczywiście przesadziłem, znacie mnie

Po 8 minutach od wystrzału statera i spacerze do linii startu włączyłem gremlina i ruszyłem. Niby zające mówili, że koło 6:40 będziemy zaczynać - ja oczywiście poleciałem szybciej, doganiając wkrótce balony na 4:30. Biegłem z muzyką, trochę wyłączając się z tłumu, tak lubię i tak dobrze mi się biega, a że mało ballad było w playliście, to i za szybko szło

:
Km / Czas km / HR avg / HR max
1 06:26.4 158 169
2 05:57.1 164 168
3 06:12.2 167 173
4 06:11.5 165 168
5 06:13.2 167 172
6 06:06.9 170 176
Powiedziałem sobie, widząc piknięcie i czas po 6 km - nie przesadzaj! Oczywiście rozum to jedno, gorąca głowa to drugie. Nie zwolniłem. Ba, lekko podkręciłem tempo i na nawrotce na Matecznym (po ok. 14km) byłem między balonami na 4:00 i 4:15
7 05:56.1 173 178
8 05:58.4 174 179
9 06:14.8 170 173
10 06:16.9 168 175
11 05:57.5 173 181
12 06:06.6 178 183
13 06:12.1 179 182
14 06:10.8 180 185
Przyznam, że niepotrzebnie się podpaliłem, sądząc, że w takim tempie to 4:20 połamię bez treningu

A tu nagle - tempo zaczęło spadać

Na punkcie żywieniowym mało nie wywinąłem orła na rozdeptanych bananach i czekoladkach

Ale jakoś się wywinąłem. Na osiemnastym przymusowe siusiu pod Mostem Kotlarskim. Liczyłem, szczerze mówiąc, na deszcz i hardkorowe, a'la ultramaratończyk, sikanie pod siebie - w deszczu i tak nikt by nie zauważył

, a tu lampa, jak na złość. Troszkę skostniały mi kulasy, ale było jeszcze ok.
15 06:44.2 176 181
16 06:32.9 176 178
17 06:52.1 175 180
18 06:52.2 176 180
19 06:48.4 180 185
Na dwudziestym pierwszym po raz pierwszy przeszedłem do marszu. Jakaś pani dała mi garść czekoladek

i truchtałem dalej. Ale tempo o parę sekund spadało z każdym kilometrem.
20 06:51.4 178 181
21 07:43.0 168 180
22 06:45.2 179 182
23 06:50.0 177 182
24 06:56.8 177 179
25 07:09.4 175 178
Na dwudziestym szóstym, gdzieś w okolicach nawrotki pod stadionem Wisełki, zaczęły się skurcze. Najpierw nieśmiałe, potem coraz mocniejsze. Marsz, bieg, marsz, bieg, próba rozciągania, marsz na palcach, skipy. Było coraz gorzej. Zakończyłem agrafkę i powrót ulicą 3 Maja do Alei, gdzie stwierdziłem -
ona by chciała do trójkąta(tego dookoła Błoń), lecz ja niestety mówię PAS
26 07:16.7 174 176
27 08:14.7 163 174
27.8 08:28.0 143 167
Podsumowanie:
Dystans:
27,8km
Czas:
3:06:06
Śr. tempo:
6'42"
HR:
171/185 (jak zwykle u mnie, niby wysokie, a dla mnie super-konwersacyjne... w ogóle oddechowo było bosko, 12h przed CM był ostatni papieros... tylko nogi i skurcze...)
Medalu nie mam, Reno-Kaptura też nie wygrałem

ale zaliczyłem najdłuższego longa w życiu, pierwszy raz +3h.
No i zobaczyłem, co jest po drugiej stronie tęczy, tj. za dwudziestym piątym kilometrem
I już mnie nosi na maraton jesienią
