szymon - 37:xx na 10k na pełnym luzie
Moderator: infernal
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
23 V
1,7 km rozgrzewki ~4:55/km
5x50m skip A różne warianty
9x160m podbiegi
1,7 km schłodzenie ~4:55/km
Kolejna próba przeproszenia się z nowymi butami. Tym razem bez wkładki - wygląda, że o to właśnie chodziło. Teraz biega się komfortowo, wspaniale czuć podłoże, nawet trochę za dużo luzu się zrobiło. Niezbyt dobrze współgra to z twardą wyściółką, która została po wyjęciu wkładek, ale jak przypomnę sobie nasze początki...
Nowy wariant podbiegów. Ciut dłuższy, z maleńkim wirażem. Wciąż na tyle krótki, że dopiero pod koniec oddech staję się wyraźnie przyspieszony. Myślę ciągle o wyprostowanej postawie, pracy rąk, mocnym wybiciu i krótkim kroku.
Przerwy w truchcie, bo czyhała za mną chmara krwiopijców, licząc, że jak zwykle przejdę do marszu. Niedoczekanie wasze!
Niestety musiałem zrezygnować z grzybków, bo wiązałyby się z honorowym krwiodawstwem
Skoro tak ładnie mi się sprawują moje nowe butki, to może w piątek/sobotę przetestować je na bieżni... Zobaczymy.
1,7 km rozgrzewki ~4:55/km
5x50m skip A różne warianty
9x160m podbiegi
1,7 km schłodzenie ~4:55/km
Kolejna próba przeproszenia się z nowymi butami. Tym razem bez wkładki - wygląda, że o to właśnie chodziło. Teraz biega się komfortowo, wspaniale czuć podłoże, nawet trochę za dużo luzu się zrobiło. Niezbyt dobrze współgra to z twardą wyściółką, która została po wyjęciu wkładek, ale jak przypomnę sobie nasze początki...
Nowy wariant podbiegów. Ciut dłuższy, z maleńkim wirażem. Wciąż na tyle krótki, że dopiero pod koniec oddech staję się wyraźnie przyspieszony. Myślę ciągle o wyprostowanej postawie, pracy rąk, mocnym wybiciu i krótkim kroku.
Przerwy w truchcie, bo czyhała za mną chmara krwiopijców, licząc, że jak zwykle przejdę do marszu. Niedoczekanie wasze!
Niestety musiałem zrezygnować z grzybków, bo wiązałyby się z honorowym krwiodawstwem
Skoro tak ładnie mi się sprawują moje nowe butki, to może w piątek/sobotę przetestować je na bieżni... Zobaczymy.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
24 V
10,32 km 47:57 min (4:39)
27 V
~1km rozgrzewki
7x1km p'3 minuty w marszu (3:41, 3:40, 3:44, 3:44, 3:44, 3:44, 3:45)
~1km schłodzenia na bosaka
W czwartek przyjemne biegania. Bez historii.
Dopiero dzisiaj miałem okazję skoczyć na trening, który planowałem już jakiś czas temu. Przede wszystkim wybrałem się na stadion. Spodziewałem się, że lżej pójdą mi te kilometry, bo w końcu prawie nigdy nie biegam w tak płaskich warunkach.
Dobrze trafiłem z momentem, bo na stadionie nie było prawie nikogo. Trochę bałem się kolki po wczorajszym spożyciu, ale było w porządku. Słońce dawało w łeb, nie było jednak aż takiego upału. W sumie idealnie.
Pierwsze dwa ciut zbyt szybko (choć przecież tydzień temu dawałem radę pociągnąć tak w terenie!), potem wpadłem w dobry rytm.
Weszły idealnie, czyli czułem, że mógłbym dorzucić jeszcze za dwa powtórzenia na tej prędkości. Przyjdzie na to czas. Po interwałach parę bosych kółek i do domu na rowerze. Ten trening był dla mnie swojego rodzaju testem. Wyszło nieźle. Jestem w formie Fajnie byłoby to potwierdzić na jakiejś dyszce z atestem, ale trzeba być cierpliwym.
I wprowadziłem pewne novum do mojego treningu. Główny akcent powtarzam przez miesiąc, dając organizmowi czas na zaadoptowanie się do bodźca. Czyli jeszcze tydzień lub dwa interwałów i przerzucę się na tempo runy.
10,32 km 47:57 min (4:39)
27 V
~1km rozgrzewki
7x1km p'3 minuty w marszu (3:41, 3:40, 3:44, 3:44, 3:44, 3:44, 3:45)
~1km schłodzenia na bosaka
W czwartek przyjemne biegania. Bez historii.
Dopiero dzisiaj miałem okazję skoczyć na trening, który planowałem już jakiś czas temu. Przede wszystkim wybrałem się na stadion. Spodziewałem się, że lżej pójdą mi te kilometry, bo w końcu prawie nigdy nie biegam w tak płaskich warunkach.
Dobrze trafiłem z momentem, bo na stadionie nie było prawie nikogo. Trochę bałem się kolki po wczorajszym spożyciu, ale było w porządku. Słońce dawało w łeb, nie było jednak aż takiego upału. W sumie idealnie.
Pierwsze dwa ciut zbyt szybko (choć przecież tydzień temu dawałem radę pociągnąć tak w terenie!), potem wpadłem w dobry rytm.
Weszły idealnie, czyli czułem, że mógłbym dorzucić jeszcze za dwa powtórzenia na tej prędkości. Przyjdzie na to czas. Po interwałach parę bosych kółek i do domu na rowerze. Ten trening był dla mnie swojego rodzaju testem. Wyszło nieźle. Jestem w formie Fajnie byłoby to potwierdzić na jakiejś dyszce z atestem, ale trzeba być cierpliwym.
I wprowadziłem pewne novum do mojego treningu. Główny akcent powtarzam przez miesiąc, dając organizmowi czas na zaadoptowanie się do bodźca. Czyli jeszcze tydzień lub dwa interwałów i przerzucę się na tempo runy.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
29 V
8,42 km 37:41 (4:29/km)
Dzisiaj szybka przebieżka w górnej granicy easy na odmulenie po ciężkim dniu. Wieczorem czeka mnie jeszcze odrobina sportu, ale nie chciałem rezygnować z biegania. Do 6. kilometra robiło się BNP, ale potem wyluzowałem i dobiegłem w pełnym komforcie.
Wczoraj w ogóle nie czułem się zmęczony, ale z zasady nie biegam w poniedziałki
I w cudowny sposób odnalazły się ZENki. Ja to potrafię posiać wszystko.
8,42 km 37:41 (4:29/km)
Dzisiaj szybka przebieżka w górnej granicy easy na odmulenie po ciężkim dniu. Wieczorem czeka mnie jeszcze odrobina sportu, ale nie chciałem rezygnować z biegania. Do 6. kilometra robiło się BNP, ale potem wyluzowałem i dobiegłem w pełnym komforcie.
Wczoraj w ogóle nie czułem się zmęczony, ale z zasady nie biegam w poniedziałki
I w cudowny sposób odnalazły się ZENki. Ja to potrafię posiać wszystko.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
30 V
noga
31 V
siata
Dzisiaj i wczoraj bez biegania, ale i tak wpiszę te "aktywności", bo są z bieganiem ściśle związane. Po wczorajszych meczach nogi ciężkie i obolałe. Ja traktuję granie w nogę jak trening krótkich przebieżek na dość długich przerwach. A, że czasem pod nogi zaplącze się piłka? Mi to nie przeszkadza.
Dzisiaj z kolei świetne ćwiczenie skoczności i górnych partii ciała. Zobaczę co na to powie mój kręgosłup i w razie czego odpuszczę.
Jutro nie dam rady pobiegać. Liczę na sobotę i niedzielę.
Korzystając z okazji zrobiłem podsumowanie dwóch ostatnich miesięcy:
- kwiecień - 117 km (średnie tempo 4:49/km)
- maj - 134 km (śr tempo 4:38/km)
- nieoficjalna życiówka na 10 km - 38:30 min
Kilometraż bardziej niż umiarkowany. Oczywiście średnie tempo zawyżone nieco przez akcenty.
Wynik na dychę zaskakująco dobry. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i pewnie przy najbliższej okazji spróbuję pobiec szybciej.
Jeszcze nigdy nie biegałem na takich prędkościach. I bardzo mi się to podoba.
Trzeba cisnąć dalej.
noga
31 V
siata
Dzisiaj i wczoraj bez biegania, ale i tak wpiszę te "aktywności", bo są z bieganiem ściśle związane. Po wczorajszych meczach nogi ciężkie i obolałe. Ja traktuję granie w nogę jak trening krótkich przebieżek na dość długich przerwach. A, że czasem pod nogi zaplącze się piłka? Mi to nie przeszkadza.
Dzisiaj z kolei świetne ćwiczenie skoczności i górnych partii ciała. Zobaczę co na to powie mój kręgosłup i w razie czego odpuszczę.
Jutro nie dam rady pobiegać. Liczę na sobotę i niedzielę.
Korzystając z okazji zrobiłem podsumowanie dwóch ostatnich miesięcy:
- kwiecień - 117 km (średnie tempo 4:49/km)
- maj - 134 km (śr tempo 4:38/km)
- nieoficjalna życiówka na 10 km - 38:30 min
Kilometraż bardziej niż umiarkowany. Oczywiście średnie tempo zawyżone nieco przez akcenty.
Wynik na dychę zaskakująco dobry. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i pewnie przy najbliższej okazji spróbuję pobiec szybciej.
Jeszcze nigdy nie biegałem na takich prędkościach. I bardzo mi się to podoba.
Trzeba cisnąć dalej.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
1 VI
8,44 km 38:42 (4:35/km)
2 VI
10,68 km 49:22 (4:37/km)
Dzisiaj miał być alleycat, ale został przełożony na za tydzień. Szkoda, bo chyba na niego nie zdążę. Za to miałem czas, żeby kropnąć się po lesie.
Deszczowa pogoda i błotniste dukty są stworzone do biegania w moich przełajowych "najkach". Świetna przyczepność, lekkość, dynamika. I dopiero po tych dwóch treningach wyglądają jak buty do przełajów, to znaczy są dokumentnie umorusane. Tylko dycha to chyba maksymalny dystans, który można w nich zrobić bez szkody dla stóp. Taki urok.
Nogi ciężkie po trzech dniach gier zespołowych. Ponaciągałem sobie różne dziwne mięśnie, ale jak już się rozgrzeję, biega się swobodnie. Jak do jutra nie wróci lekkość to zrezygnuję z akcentu. Jaki sens się katować...?
8,44 km 38:42 (4:35/km)
2 VI
10,68 km 49:22 (4:37/km)
Dzisiaj miał być alleycat, ale został przełożony na za tydzień. Szkoda, bo chyba na niego nie zdążę. Za to miałem czas, żeby kropnąć się po lesie.
Deszczowa pogoda i błotniste dukty są stworzone do biegania w moich przełajowych "najkach". Świetna przyczepność, lekkość, dynamika. I dopiero po tych dwóch treningach wyglądają jak buty do przełajów, to znaczy są dokumentnie umorusane. Tylko dycha to chyba maksymalny dystans, który można w nich zrobić bez szkody dla stóp. Taki urok.
Nogi ciężkie po trzech dniach gier zespołowych. Ponaciągałem sobie różne dziwne mięśnie, ale jak już się rozgrzeję, biega się swobodnie. Jak do jutra nie wróci lekkość to zrezygnuję z akcentu. Jaki sens się katować...?
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
3 VI
10,80 km - 50:14 (4:39/km)
Słabość, marność, uwiąd.
W liczbach wygląda to wszystko całkiem optymistycznie, ale w rzeczywistości już nie było tak kolorowo.
Już rano wiedziałem, że nie zrobię żadnego akcentu. Postanowiłem za to przypomnieć sobie, jakie to uczucie poczłapać trochę więcej kilometrów niż zazwyczaj. Pogoda super, tylko zabrakło paliwa. A może to kwestia zmęczenia (szósty dzień pod rząd, powiedzmy, treningowy). Tak czy siak już po czterech kilometrach wiedziałem, że dwudziestki to ja dzisiaj nie wykręcę. Skróciłem więc pętelkę i wróciłem do domu. Czułem się zupełnie wyczyszczony z energii, jakbym nie przymierzając, przebiegł właśnie maraton.
Przez większość biegu myślałem o tym jak zjem po powrocie jogurt z bananem. Ów Święty Graal zamknięty w plastikowym kubeczku sięgał dalej niż wódka (w lodówce co chłodzi się wciąż) i niezwykle mocno działał na moją psychikę. Dlatego na ostatnich kilometrach lekko osiągałem tempo ~4:30. Mało tego. Gdy przypomniałem sobie, że w pobliskiej leśniczówce sprzedają miód, oddałem się bez reszty wizji, w której wychylam prosto ze słoika ciemnozłotą substancję, po czym zagryzam ją jeszcze świeżym plastrem (takim przed wirowaniem, z którego trzeba strzepnąć zabłąkane pszczoły). Miód przenikał od razu przez układ pokarmowy i wypełniał mięśnie energią. Ogólnie niezła jazda.
Wkrótce porzuciłem tę wizję, bo ewoluowała w jakimś dziwnym kierunku.
Tak czy siak, wcale jakoś mało dziś nie zjadłem i jeszcze przed biegiem wrzuciłem na ruszt banana. Może po prostu tak mam
Jutro odpoczynek i wracam z nową energią.
10,80 km - 50:14 (4:39/km)
Słabość, marność, uwiąd.
W liczbach wygląda to wszystko całkiem optymistycznie, ale w rzeczywistości już nie było tak kolorowo.
Już rano wiedziałem, że nie zrobię żadnego akcentu. Postanowiłem za to przypomnieć sobie, jakie to uczucie poczłapać trochę więcej kilometrów niż zazwyczaj. Pogoda super, tylko zabrakło paliwa. A może to kwestia zmęczenia (szósty dzień pod rząd, powiedzmy, treningowy). Tak czy siak już po czterech kilometrach wiedziałem, że dwudziestki to ja dzisiaj nie wykręcę. Skróciłem więc pętelkę i wróciłem do domu. Czułem się zupełnie wyczyszczony z energii, jakbym nie przymierzając, przebiegł właśnie maraton.
Przez większość biegu myślałem o tym jak zjem po powrocie jogurt z bananem. Ów Święty Graal zamknięty w plastikowym kubeczku sięgał dalej niż wódka (w lodówce co chłodzi się wciąż) i niezwykle mocno działał na moją psychikę. Dlatego na ostatnich kilometrach lekko osiągałem tempo ~4:30. Mało tego. Gdy przypomniałem sobie, że w pobliskiej leśniczówce sprzedają miód, oddałem się bez reszty wizji, w której wychylam prosto ze słoika ciemnozłotą substancję, po czym zagryzam ją jeszcze świeżym plastrem (takim przed wirowaniem, z którego trzeba strzepnąć zabłąkane pszczoły). Miód przenikał od razu przez układ pokarmowy i wypełniał mięśnie energią. Ogólnie niezła jazda.
Wkrótce porzuciłem tę wizję, bo ewoluowała w jakimś dziwnym kierunku.
Tak czy siak, wcale jakoś mało dziś nie zjadłem i jeszcze przed biegiem wrzuciłem na ruszt banana. Może po prostu tak mam
Jutro odpoczynek i wracam z nową energią.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
5 VI
8,44 km - 39:12 (4:39/km)
Po kolei.
Rano złapałem gumę po drodze na angielski. Nie dałem rady ściągnąć opony za pomocą kluczy do domu. Trochę kląłem, ale cóż, jestem dyletantem na szosówce. Przemaszerowałem całe miasto w poszukiwaniu przeniesionego serwisu, dzięki czemu miałem dużo czasu na refleksję. Fakt, że w kieszeni miałem zestaw łatek i klej tylko trochę psuł mi humor. Doszedłem do wniosku, że w sumie mam farta, bo równie dobrze mogła mi strzelić dętka 30 kilosów od miasta. Co prawda nie wypuszczam się za miasto, ale zawsze
Potem wypiłem piwko i poszedłem biegać, choć zazwyczaj robię na odwrót. 40 minut w lesie o zmroku wykorzystałem na refleksję o wpływie alkoholu na bieganie. (Strasznie się zrobiłem refleksyjny)
Po powrocie zajrzałem do komentarzy pod blogiem Ali i kamień spadł mi z serca. Temat kulinarno-alkoholowy jest żywy w narodzie.
8,44 km - 39:12 (4:39/km)
Po kolei.
Rano złapałem gumę po drodze na angielski. Nie dałem rady ściągnąć opony za pomocą kluczy do domu. Trochę kląłem, ale cóż, jestem dyletantem na szosówce. Przemaszerowałem całe miasto w poszukiwaniu przeniesionego serwisu, dzięki czemu miałem dużo czasu na refleksję. Fakt, że w kieszeni miałem zestaw łatek i klej tylko trochę psuł mi humor. Doszedłem do wniosku, że w sumie mam farta, bo równie dobrze mogła mi strzelić dętka 30 kilosów od miasta. Co prawda nie wypuszczam się za miasto, ale zawsze
Potem wypiłem piwko i poszedłem biegać, choć zazwyczaj robię na odwrót. 40 minut w lesie o zmroku wykorzystałem na refleksję o wpływie alkoholu na bieganie. (Strasznie się zrobiłem refleksyjny)
Po powrocie zajrzałem do komentarzy pod blogiem Ali i kamień spadł mi z serca. Temat kulinarno-alkoholowy jest żywy w narodzie.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
6 VI
1,6 km rozgrzewki
parę razy marsz aktywny/skip A
10x60m podbiegi
3x20 grzybków
1,5 km schłodzenia
Dzisiaj na trzeźwo
Biegało się lekko, a teraz czuję ciężkie nogi. Czyli tak jak powinno być. Tak wyszło, że w tym tygodniu sporo muszę jeździć w te i z powrotem po mieście. Nie są to jakieś wielkie odległości, ale zawsze.
A kot którego jeżdżę karmić przez cały Olsztyn z rzadka tylko zaszczyci mnie swoją uwagą. Ech, co za niewdzięczne stworzenia
1,6 km rozgrzewki
parę razy marsz aktywny/skip A
10x60m podbiegi
3x20 grzybków
1,5 km schłodzenia
Dzisiaj na trzeźwo
Biegało się lekko, a teraz czuję ciężkie nogi. Czyli tak jak powinno być. Tak wyszło, że w tym tygodniu sporo muszę jeździć w te i z powrotem po mieście. Nie są to jakieś wielkie odległości, ale zawsze.
A kot którego jeżdżę karmić przez cały Olsztyn z rzadka tylko zaszczyci mnie swoją uwagą. Ech, co za niewdzięczne stworzenia
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
9 VI
8,41 km - 39:15 (4:40)
Ależ ciężko mi się biegło. Dzień wcześniej dużo emocji, parę piwek, potem sporo nauki i od rana kilkugodzinny egzamin (z przerwami). Wróciłem do domu wykończony, zjadłem, zdrzemnąłem się godzinkę i poszedłem biegać. Pierwsze dwa kilometry jeszcze spałem, dopiero w połowie dystansu mięśnie zaczęły pracować i na koniec okazało się, że tempo nie było w sumie takie złe.
10 VI
1,2 km rozgrzewka (4:48/km)
5 km krosu - 3:58/km
1,7 km wytruchtanie (4:46/km)
Czekałem z niecierpliwością na ten trening. Przez ostatni miesiąc głównym akcentem były u mnie interwały. Dzisiaj bym się chyba zrzygał gdybym znowu miał robić te przeklęte tysiące. Ale tak sobie zaplanowałem, że przez parę tygodni powtarzam jeden akcent, żeby dać organizmowi czas na adaptację.
Od tego tygodnia zaczynam zabawę z tempo runami (przepraszam cię piękny języku polski). Na początek mój ulubiony wariant - piątka po lesie. Wyszło super, dokładnie tak miało być. Ostatnie kilometry ciutkę mocniej.
Największym utrudnieniem był ogromny obiad zjedzony u mamy dwie godziny wcześniej. Ale z obiadu nie zrezygnowałbym nawet gdybym miał robić potem wybieganie na czworaka
8,41 km - 39:15 (4:40)
Ależ ciężko mi się biegło. Dzień wcześniej dużo emocji, parę piwek, potem sporo nauki i od rana kilkugodzinny egzamin (z przerwami). Wróciłem do domu wykończony, zjadłem, zdrzemnąłem się godzinkę i poszedłem biegać. Pierwsze dwa kilometry jeszcze spałem, dopiero w połowie dystansu mięśnie zaczęły pracować i na koniec okazało się, że tempo nie było w sumie takie złe.
10 VI
1,2 km rozgrzewka (4:48/km)
5 km krosu - 3:58/km
1,7 km wytruchtanie (4:46/km)
Czekałem z niecierpliwością na ten trening. Przez ostatni miesiąc głównym akcentem były u mnie interwały. Dzisiaj bym się chyba zrzygał gdybym znowu miał robić te przeklęte tysiące. Ale tak sobie zaplanowałem, że przez parę tygodni powtarzam jeden akcent, żeby dać organizmowi czas na adaptację.
Od tego tygodnia zaczynam zabawę z tempo runami (przepraszam cię piękny języku polski). Na początek mój ulubiony wariant - piątka po lesie. Wyszło super, dokładnie tak miało być. Ostatnie kilometry ciutkę mocniej.
Największym utrudnieniem był ogromny obiad zjedzony u mamy dwie godziny wcześniej. Ale z obiadu nie zrezygnowałbym nawet gdybym miał robić potem wybieganie na czworaka
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
14 VI
8,5km (4:50/km)
Nie było kiedy pobiegać od początku tygodnia, bo musiałem obrócić do Poznania i z powrotem, a jeszcze mecze do obejrzenia itd. Dzisiaj na spokojnie na pełnym luzie.
Nie będę na siłę robił czterech treningów w tym tygodniu, bo musiałbym biegać codziennie do niedzieli. Wolę odpuścić jeden dzień i pokusić się o jakiś tempo run w weekend. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Coś czuję, że jeśli już to tylko sobota wchodzi w grę
8,5km (4:50/km)
Nie było kiedy pobiegać od początku tygodnia, bo musiałem obrócić do Poznania i z powrotem, a jeszcze mecze do obejrzenia itd. Dzisiaj na spokojnie na pełnym luzie.
Nie będę na siłę robił czterech treningów w tym tygodniu, bo musiałbym biegać codziennie do niedzieli. Wolę odpuścić jeden dzień i pokusić się o jakiś tempo run w weekend. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Coś czuję, że jeśli już to tylko sobota wchodzi w grę
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
15 VI
8,39km - 38:14 (4:34/km)
Cały czas miałem wrażenie, że biegnę wolniej. W sumie to dość mocny trening mi wyszedł, ale to nie problem. Dzisiaj pauza, jutro tempo i będzie git
Zaskoczeniem było dla mnie, że po około 4 kilometrach poczułem się zmęczony, tym bardziej, że odczuwalna prędkość nie była zbyt duża. Uważnie przysłuchiwałem się swojemu charczeniu, ale, oprócz górek, swobodnie oddychałem wolniej niż niż 3-3. Czyli jeśli chodzi o wydolność luz. Skąd w takim razie osłabienie?
Ciekawą rzecz zaobserwowałem pod koniec treningu. Gdy wybiegłem z lasu na ostatni kilometr z kawałkiem na płaski teren, tempo skoczyło do 4:23, choć naprawdę nie chciało mi się przyspieszać. Czyli raczej problem z siłą niż wytrzymałością, bo braki są na górkach.
Jeszcze przed dwa tygodnie mam możliwość korzystania z pięknych warmińskich lasów, więc nic nie będę zmieniał w treningu. A od lipca zobaczymy, może wprowadzę więcej biegania po płaskim.
8,39km - 38:14 (4:34/km)
Cały czas miałem wrażenie, że biegnę wolniej. W sumie to dość mocny trening mi wyszedł, ale to nie problem. Dzisiaj pauza, jutro tempo i będzie git
Zaskoczeniem było dla mnie, że po około 4 kilometrach poczułem się zmęczony, tym bardziej, że odczuwalna prędkość nie była zbyt duża. Uważnie przysłuchiwałem się swojemu charczeniu, ale, oprócz górek, swobodnie oddychałem wolniej niż niż 3-3. Czyli jeśli chodzi o wydolność luz. Skąd w takim razie osłabienie?
Ciekawą rzecz zaobserwowałem pod koniec treningu. Gdy wybiegłem z lasu na ostatni kilometr z kawałkiem na płaski teren, tempo skoczyło do 4:23, choć naprawdę nie chciało mi się przyspieszać. Czyli raczej problem z siłą niż wytrzymałością, bo braki są na górkach.
Jeszcze przed dwa tygodnie mam możliwość korzystania z pięknych warmińskich lasów, więc nic nie będę zmieniał w treningu. A od lipca zobaczymy, może wprowadzę więcej biegania po płaskim.
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
17 VI
3,5 km rozgrzewki
5 km tempo run - 3:57/km
1,6 km roztruchtanie
Drugi tydzień z tempem progowym
Tym razem w warunkach szosowych, więc dużo łatwiej niż ostatnio. Powoli przyzwyczajam się do tego rodzaju wysiłku, nie ma dramatu. Dzisiaj planowałem zrobić 6 km, ale już mi się nie chciało. Miałbym dalej do domu, a czas gonił
Dla kogoś kto trenuje pod maraton taki dystans tempo runu może wyglądać zabawnie, ale w tym tygodniu nabiegałem raptem 26 km (1 trening wypadł), więc i tak ten akcent to 20% objętości, czyli nieproporcjonalnie dużo.
Nie mogę powiedzieć, żebym biegł na zupełnym luzie. Na trzecim kilometrze namęczyłem się już na długim mini-podbiegu (raptem ~15m na dystansie kilometra). Za tydzień może spróbuję interwałów tempowych, powiedzmy po 2km, a za dwa dłuższe tempo. Zobaczymy jak to wyjdzie.
I na koniec o Euro.
Zagrali jak umieli, Czesi po prostu byli lepsi. Jestem z nich cholernie dumny, bo chyba zaskoczyli wszystkich grając trzeci mecz w grupie o stawkę i to nie małą. Mi dali dużo radości. Oczywiście oglądając resztę meczów na Euro można było wyleczyć się z jakiejkolwiek megalomanii (bo poziom w innych grupach jest o niebo wyższy).
Przed nami eliminacje do MŚ
3,5 km rozgrzewki
5 km tempo run - 3:57/km
1,6 km roztruchtanie
Drugi tydzień z tempem progowym
Tym razem w warunkach szosowych, więc dużo łatwiej niż ostatnio. Powoli przyzwyczajam się do tego rodzaju wysiłku, nie ma dramatu. Dzisiaj planowałem zrobić 6 km, ale już mi się nie chciało. Miałbym dalej do domu, a czas gonił
Dla kogoś kto trenuje pod maraton taki dystans tempo runu może wyglądać zabawnie, ale w tym tygodniu nabiegałem raptem 26 km (1 trening wypadł), więc i tak ten akcent to 20% objętości, czyli nieproporcjonalnie dużo.
Nie mogę powiedzieć, żebym biegł na zupełnym luzie. Na trzecim kilometrze namęczyłem się już na długim mini-podbiegu (raptem ~15m na dystansie kilometra). Za tydzień może spróbuję interwałów tempowych, powiedzmy po 2km, a za dwa dłuższe tempo. Zobaczymy jak to wyjdzie.
I na koniec o Euro.
Zagrali jak umieli, Czesi po prostu byli lepsi. Jestem z nich cholernie dumny, bo chyba zaskoczyli wszystkich grając trzeci mecz w grupie o stawkę i to nie małą. Mi dali dużo radości. Oczywiście oglądając resztę meczów na Euro można było wyleczyć się z jakiejkolwiek megalomanii (bo poziom w innych grupach jest o niebo wyższy).
Przed nami eliminacje do MŚ
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
19 VI
8,4 km (4:38/km) średnie tętno: 148 (75,5% Hrmax)
Dzisiaj czułem się bardzo dobrze. Pogoda też przyjemna. Zjadłem więc kaszankę i ruszyłem do lasu.
Jedyna rzecz godna uwagi na dzisiejszym treningu to pomiar tętna. Czuję się jak debil z dwoma zegarkami na raz, ale raz na ruski rok sprawdzam jak wygląda praca mojej pompy. Wynik nie jest ani dobry ani zły. Jest normalny.
Jutro może pobiegłbym na tym tętnie 4:55, a może 4:30.
No dobra, mogę spać spokojnie. To głupie, ale czasami boję się, że biegam zbyt szybko. Niby sam czuję że nie przesadzam (jeśli nie przesadzam), a jednak jakoś mi lżej z pulsometrowym alibi. Nie wszystko co robimy musi być logiczne, nie?
I spokojnie mógłbym pobiec dzisiaj wolniej "generując" wyższe średnie tetno
8,4 km (4:38/km) średnie tętno: 148 (75,5% Hrmax)
Dzisiaj czułem się bardzo dobrze. Pogoda też przyjemna. Zjadłem więc kaszankę i ruszyłem do lasu.
Jedyna rzecz godna uwagi na dzisiejszym treningu to pomiar tętna. Czuję się jak debil z dwoma zegarkami na raz, ale raz na ruski rok sprawdzam jak wygląda praca mojej pompy. Wynik nie jest ani dobry ani zły. Jest normalny.
Jutro może pobiegłbym na tym tętnie 4:55, a może 4:30.
No dobra, mogę spać spokojnie. To głupie, ale czasami boję się, że biegam zbyt szybko. Niby sam czuję że nie przesadzam (jeśli nie przesadzam), a jednak jakoś mi lżej z pulsometrowym alibi. Nie wszystko co robimy musi być logiczne, nie?
I spokojnie mógłbym pobiec dzisiaj wolniej "generując" wyższe średnie tetno
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
20 VI
1,5 km
skip A
10x60m podbiegi
4x60 wieloskok
1,5 km
Wczoraj przyjeżdżał do mnie kumpel z Rosji, więc trening zrobiłem wcześniej
Standardowy zestaw, dodałem tylko wieloskok pod górkę (mniejsze ryzyko kontuzji). Przez komary nie dało rady zrobić grzybków.
Kumpel już pojechał dalej, a ja sobie cichutko umieram....
1,5 km
skip A
10x60m podbiegi
4x60 wieloskok
1,5 km
Wczoraj przyjeżdżał do mnie kumpel z Rosji, więc trening zrobiłem wcześniej
Standardowy zestaw, dodałem tylko wieloskok pod górkę (mniejsze ryzyko kontuzji). Przez komary nie dało rady zrobić grzybków.
Kumpel już pojechał dalej, a ja sobie cichutko umieram....
- szymon_szym
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1763
- Rejestracja: 25 maja 2010, 15:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:52:14
22 VI
8,5 km - 4:44/km
Lekki trening. Strasznie duszno i wilgotno, aż parowały mi okulary. Zazwyczaj zdarza mi się to jednak jesienią... W lesie ślisko, dobrze, że zdecydowałem się na buty z bieżnikiem. Poza tym w głowie miałem fragment Stasiuka, w którym ów opisuje jak maciora zagryzła na Węgrzech Wietnamczyka. Ma chłop talent do obrazowych opisów, nie powiem.
Jak się uda, to jutro wreszcie pobawię się w alleycat'a w Olsztynie. Miasto Mozaika - kapitalna impreza i przy okazji można się nieźle namęczyć. Sama formuła usuwa w cień bezpośrednią rywalizację, bo każdy jedzie po swojej własnej trasie i wykonuje zadania w różnej kolejności, więc nikt nie ma pojęcia, kto jest przed kim itd.
Ale żeby pojechać trzeba mieć na czym. A tak się składa, że pękł mi łańcuch w rowerze, więc kupiłem skuwacz (kurde człowiek tyle lat jeździ a nigdy nie skuwał łańcucha! aż wstyd) i spinkę (nie będę miał wymówki i będę musiał raz na jakiś czas zrobić łańcuchowi kąpiel w butelce nafty). Niestety zrobiłem duży błąd i zanim zanurzyłem łańcuch w życiodajnej nafcie przepłukałem go gruntownie w odrdzewiaczu. Wyszedł sztywny jak drut i prędzej mógłbym nim wiosłować w kajaku, niż napędzać rower. Teraz leży już czyściutki w piwnicy i wchłania w szczeliny swych przęsełek suchy smar teflonowy. Rano go złożę i przetestuję po drodze do pracy. Jak wytrzyma jadę na nim na mozaikę. Jak nie wytrzyma to pomaluję go na złoto i powieszę na dębie (czytam teraz człowieka, który nabija się niemiłosiernie z rosyjskiej miłości do Puszkina, więc wybaczcie )
A w ramach rekonesansu ustaliłem, że BBL w Poznaniu odbywa się na ulicy... Warmińskiej. Przypadek?
8,5 km - 4:44/km
Lekki trening. Strasznie duszno i wilgotno, aż parowały mi okulary. Zazwyczaj zdarza mi się to jednak jesienią... W lesie ślisko, dobrze, że zdecydowałem się na buty z bieżnikiem. Poza tym w głowie miałem fragment Stasiuka, w którym ów opisuje jak maciora zagryzła na Węgrzech Wietnamczyka. Ma chłop talent do obrazowych opisów, nie powiem.
Jak się uda, to jutro wreszcie pobawię się w alleycat'a w Olsztynie. Miasto Mozaika - kapitalna impreza i przy okazji można się nieźle namęczyć. Sama formuła usuwa w cień bezpośrednią rywalizację, bo każdy jedzie po swojej własnej trasie i wykonuje zadania w różnej kolejności, więc nikt nie ma pojęcia, kto jest przed kim itd.
Ale żeby pojechać trzeba mieć na czym. A tak się składa, że pękł mi łańcuch w rowerze, więc kupiłem skuwacz (kurde człowiek tyle lat jeździ a nigdy nie skuwał łańcucha! aż wstyd) i spinkę (nie będę miał wymówki i będę musiał raz na jakiś czas zrobić łańcuchowi kąpiel w butelce nafty). Niestety zrobiłem duży błąd i zanim zanurzyłem łańcuch w życiodajnej nafcie przepłukałem go gruntownie w odrdzewiaczu. Wyszedł sztywny jak drut i prędzej mógłbym nim wiosłować w kajaku, niż napędzać rower. Teraz leży już czyściutki w piwnicy i wchłania w szczeliny swych przęsełek suchy smar teflonowy. Rano go złożę i przetestuję po drodze do pracy. Jak wytrzyma jadę na nim na mozaikę. Jak nie wytrzyma to pomaluję go na złoto i powieszę na dębie (czytam teraz człowieka, który nabija się niemiłosiernie z rosyjskiej miłości do Puszkina, więc wybaczcie )
A w ramach rekonesansu ustaliłem, że BBL w Poznaniu odbywa się na ulicy... Warmińskiej. Przypadek?