Moniś - w dobrym stylu przebiec jesienny maraton!
Moderator: infernal
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
20 styczeń
do Cracovia Marthon tylko 96dni
Od dwóch dni jest mi zimno. W mieszkaniu temperatura 24 stopnie a ja mam zmarznięte wszystkie końcówki. Wypijam litry gorącej herbaty, ale niestety to nie pomaga. Na dodatek mam taki apetyt, że boję się wchodzić do kuchni i zaglądać do lodówki. Obawiam się, że to się źle skończy. Oczywiście dla mojej wagi. W związku z tymi psychicznymi i fizycznymi niedogodnościami przełożyłam łatwe bieganie z poniedziałku na piątek i dopiero wczoraj zaczęłam od mocnego akcentu.
rozgrzewka -2,8 km w tempie 6,31min/km
8km BNP średnie tempo 5,33min/km średnio przy tętnie 163 bpm, max 177bpm
potem jeszcze schłodzenie i do domu.
Dzisiaj siłownia. Ostatnio zrobiłam 10 pompek (wersja kobieca)
Postawię sobie chyba nowy cel- podciągnąć się na drążku po raz pierwszy w życiu, przed moim trzecim maratonem. Niestety do tej pory za każdym razem klęska.
Pozdrawiam
Monika
do Cracovia Marthon tylko 96dni
Od dwóch dni jest mi zimno. W mieszkaniu temperatura 24 stopnie a ja mam zmarznięte wszystkie końcówki. Wypijam litry gorącej herbaty, ale niestety to nie pomaga. Na dodatek mam taki apetyt, że boję się wchodzić do kuchni i zaglądać do lodówki. Obawiam się, że to się źle skończy. Oczywiście dla mojej wagi. W związku z tymi psychicznymi i fizycznymi niedogodnościami przełożyłam łatwe bieganie z poniedziałku na piątek i dopiero wczoraj zaczęłam od mocnego akcentu.
rozgrzewka -2,8 km w tempie 6,31min/km
8km BNP średnie tempo 5,33min/km średnio przy tętnie 163 bpm, max 177bpm
potem jeszcze schłodzenie i do domu.
Dzisiaj siłownia. Ostatnio zrobiłam 10 pompek (wersja kobieca)
Postawię sobie chyba nowy cel- podciągnąć się na drążku po raz pierwszy w życiu, przed moim trzecim maratonem. Niestety do tej pory za każdym razem klęska.
Pozdrawiam
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
Ten komputer jest złośliwy, zeżarł mi cztery akapity tekstu
Zaczynam drugi raz
21 styczeń
Cracovia Maraton za 95 dni
Dzisiaj opłaciłam start w Cracovia Marathon. Mój trzeci maraton mam nadzieję, że moja ciężka praca zaowocuje, a przekleństwa, które wczoraj przeżuwałam i wypluwałam na siłowni zostaną mi odpuszczone. Nie chcę wiedzieć ile przerzuciłam kilogramów. Ale ręce drżą mi do tej pory to podobno od mikrourazów. Nie mogę się swobodnie przeciągnąć, a dzisiaj miałam poważne wątpliwości, czy w trakcie kilometrówek nie wrócić do pozycji australopiteka i podpierać się w czasie biegu kończynami przednimi. Na szczęście tak źle nie było, wykręciłam nawet niezłe czasy:
Na początku jak zwykle rozgrzewka 1,5km w tempie 6,10min/km
A potem 8X1 km z przerwą 2min : średnio wyszło 4,97min/km(same kilometrówki)
całość 5,44min/km średnie tętno 167 najwyższe 177.
Zimno, ciemno i ślisko. Więcej komentować nie będę. Stanowczo jestem za zmianą pogody.
Pozdrawiam
Monika
Zaczynam drugi raz
21 styczeń
Cracovia Maraton za 95 dni
Dzisiaj opłaciłam start w Cracovia Marathon. Mój trzeci maraton mam nadzieję, że moja ciężka praca zaowocuje, a przekleństwa, które wczoraj przeżuwałam i wypluwałam na siłowni zostaną mi odpuszczone. Nie chcę wiedzieć ile przerzuciłam kilogramów. Ale ręce drżą mi do tej pory to podobno od mikrourazów. Nie mogę się swobodnie przeciągnąć, a dzisiaj miałam poważne wątpliwości, czy w trakcie kilometrówek nie wrócić do pozycji australopiteka i podpierać się w czasie biegu kończynami przednimi. Na szczęście tak źle nie było, wykręciłam nawet niezłe czasy:
Na początku jak zwykle rozgrzewka 1,5km w tempie 6,10min/km
A potem 8X1 km z przerwą 2min : średnio wyszło 4,97min/km(same kilometrówki)
całość 5,44min/km średnie tętno 167 najwyższe 177.
Zimno, ciemno i ślisko. Więcej komentować nie będę. Stanowczo jestem za zmianą pogody.
Pozdrawiam
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
25 styczeń
89 dni do Cracovia Marathon
Dłuższa przerwa w pisaniu, bo i dylematy są większe. Biegać? Czy nie biegać? W piątek zrobiłam sobie wolne, bo temperatura na zewnątrz spadała, w sobotę walczyłam na sali gimnastycznej, a w niedzielę przecież miało być długie wybieganie. Wszystko pokrzyżowała temperatura, bo rano kiedy popatrzyłam na tzw. słupek rtęci to zatrzymał się na -25 stopni. Nawet przy założeniu, że termometr niezbyt dokładnie wskazywał aktualną temperaturę (błąd pomiaru20%) temperatura była zbyt niska. Atmosferę mroził jeszcze wzrok mojego męża, który twierdził, że jestem dużą dziewczynką i powinnam wiedzieć co robię. Ale dzieci były jeszcze na obozie więc przynajmniej im złego przykładu nie dałam. Na szczęście, elementy wrogie bieganiu nie pokrzyżowały moich planów i wyruszyłam, ubrana jak się potem okazało o jedną warstwę za dużo.
Gdyby pominąć temperaturę pogoda była wyśmienita, krakowska Wisłą zamarznięta, malownicze kaczki i łabędzie i SMOK który zionął ogniem!
Tyle razy przebiegałam obok niego a on nic tylko patrzył, ale wczoraj kiedy zobaczył naszą forumową koleżankę Alexię ( )uczcił to w swój smoczy sposób.
Ostatecznie wczoraj przebiegłam tylko 9 km w średnim tempie 5,5 min/km. Wróciłam do domu bez odmrożeń.
W tym tygodniu planowo odpoczywam, leczę wszystkie mikro urazy mięśni i kładę nacisk na rozciąganie.
Zastanawiam się tylko nad jednym urazem, ale w skali makro(mojej głowy) bo przecież normalni ludzie w taka pogodę siedzą w domu.
Pozdrawiam
Monika
89 dni do Cracovia Marathon
Dłuższa przerwa w pisaniu, bo i dylematy są większe. Biegać? Czy nie biegać? W piątek zrobiłam sobie wolne, bo temperatura na zewnątrz spadała, w sobotę walczyłam na sali gimnastycznej, a w niedzielę przecież miało być długie wybieganie. Wszystko pokrzyżowała temperatura, bo rano kiedy popatrzyłam na tzw. słupek rtęci to zatrzymał się na -25 stopni. Nawet przy założeniu, że termometr niezbyt dokładnie wskazywał aktualną temperaturę (błąd pomiaru20%) temperatura była zbyt niska. Atmosferę mroził jeszcze wzrok mojego męża, który twierdził, że jestem dużą dziewczynką i powinnam wiedzieć co robię. Ale dzieci były jeszcze na obozie więc przynajmniej im złego przykładu nie dałam. Na szczęście, elementy wrogie bieganiu nie pokrzyżowały moich planów i wyruszyłam, ubrana jak się potem okazało o jedną warstwę za dużo.
Gdyby pominąć temperaturę pogoda była wyśmienita, krakowska Wisłą zamarznięta, malownicze kaczki i łabędzie i SMOK który zionął ogniem!
Tyle razy przebiegałam obok niego a on nic tylko patrzył, ale wczoraj kiedy zobaczył naszą forumową koleżankę Alexię ( )uczcił to w swój smoczy sposób.
Ostatecznie wczoraj przebiegłam tylko 9 km w średnim tempie 5,5 min/km. Wróciłam do domu bez odmrożeń.
W tym tygodniu planowo odpoczywam, leczę wszystkie mikro urazy mięśni i kładę nacisk na rozciąganie.
Zastanawiam się tylko nad jednym urazem, ale w skali makro(mojej głowy) bo przecież normalni ludzie w taka pogodę siedzą w domu.
Pozdrawiam
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
27 styczeń
87 dni do maratonu
Dzisiaj jestem zła na samą siebie, że nie posłuchałam swojej kobiecej intuicji i wczoraj dałam się wyprowadzić na wieczorne bieganie. Było ciemno, zimno i ślisko. Samochód zamarzł już w sobotę i do parku w którym biegam(bagatelka 5km) musiałam dobiec. I tutaj zaczęła się gehenna bo chyba wżyciu nie biegłam po tak nierównej i niebezpiecznej nawierzchni. Na zmianę asfalt , płytki chodnikowe z wyślizganym lodem. W połowie drogi zaczęłam żałować, że na baffa nie założyłam kasku narciarskiego.
Zrobiłam wczoraj 14 km średnio 6,19min/km. Przy dość przyzwoitym tętnie.
Ale dzisiejszy ból mięśni podpowiada, że to nie był wcale taki lightowy wysiłek. Wczoraj po raz pierwszy, dość poważnie się wyziębiłam, po powrocie miałam mocne dreszcze. (podkoszulka, bluza kalenji 1000 i kurtka NB, legginsy asics cold + ciepła długa bielizna termoaktywna, dwie pary rękawiczek, baff zimowy polarowy na głowie i letni na szyi)
Rzuciłam się na jedzenie, pomidorowa, bułka z serem i dwa korniszony i jeszcze brązowy ciepły izotonik, okazało się całkiem niezłą rozkurczową kombinacją.
Dzisiaj idę na siłownię, a biegać będę prawdopodobnie dopiero w niedzielę.
Tęsknię za temperaturą -3stopnie
Monika
87 dni do maratonu
Dzisiaj jestem zła na samą siebie, że nie posłuchałam swojej kobiecej intuicji i wczoraj dałam się wyprowadzić na wieczorne bieganie. Było ciemno, zimno i ślisko. Samochód zamarzł już w sobotę i do parku w którym biegam(bagatelka 5km) musiałam dobiec. I tutaj zaczęła się gehenna bo chyba wżyciu nie biegłam po tak nierównej i niebezpiecznej nawierzchni. Na zmianę asfalt , płytki chodnikowe z wyślizganym lodem. W połowie drogi zaczęłam żałować, że na baffa nie założyłam kasku narciarskiego.
Zrobiłam wczoraj 14 km średnio 6,19min/km. Przy dość przyzwoitym tętnie.
Ale dzisiejszy ból mięśni podpowiada, że to nie był wcale taki lightowy wysiłek. Wczoraj po raz pierwszy, dość poważnie się wyziębiłam, po powrocie miałam mocne dreszcze. (podkoszulka, bluza kalenji 1000 i kurtka NB, legginsy asics cold + ciepła długa bielizna termoaktywna, dwie pary rękawiczek, baff zimowy polarowy na głowie i letni na szyi)
Rzuciłam się na jedzenie, pomidorowa, bułka z serem i dwa korniszony i jeszcze brązowy ciepły izotonik, okazało się całkiem niezłą rozkurczową kombinacją.
Dzisiaj idę na siłownię, a biegać będę prawdopodobnie dopiero w niedzielę.
Tęsknię za temperaturą -3stopnie
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
28 styczeń
86 dni do maratonu
Poczułam w końcu różnicę. Ostatnie trzy tygodnie były ciężkie ( czyt. coraz więcej i coraz szybciej) ale czwarty to zasłużony odpoczynek.
Wczoraj na siłowni zamiast trzydziestu powtórzeń każdego ćwiczenia tylko piętnaście, po prostu sielanka. Wychodziłam jakaś nieprzyzwoicie lekka i mało obolała. A dzisiaj w utęsknionych -3stopniach krótkie bieganko po parku i tylko 4x1km z przerwą 2min w truchcie. Tętno nie zdążyło przekroczyć 168bpm a średnio wyniosło 154.
Tempo kilometrówek to 5,15 min/km, 5,18min/km, 5,15min/km, 5,07min/km. Trochę traciłam przyczepność na zakrętach, ale co tam.
ODPOCZYWAM.
Dziwne historie dzieją się z moim tętnem. W ubiegłym tygodniu, kiedy było mi bardzo zimno zaczęłam diagnozować co się dzieje. Po popołudniowej drzemce ( niedzielna tradycja)z paskiem pulsometra obudziłam się i wykonałam tylko jeden ruch - włączyłam mój zegarek. Zmierzone tętno wynosiło 40, podskoczyło dopiero kiedy ruszyłam nogą. Diagnozę powtórzyłam kilka dni później -to samo. To chyba wyjaśnia, dlaczego jest mi zimno, i jestem w stanie usnąć o każdej porze i na długo.
Jak pogoda się poprawi trzeba będzie znowu próbować zmierzyć sobie tętno max. Ciekawe, czy zmieniło się coś przez ostatnie pół roku?
Moje pijawki wróciły z obozu, znowu mam przeciąg w lodówce i codzienne negocjacje :co będzie na obiad?
Pozdrawiam
Monika
86 dni do maratonu
Poczułam w końcu różnicę. Ostatnie trzy tygodnie były ciężkie ( czyt. coraz więcej i coraz szybciej) ale czwarty to zasłużony odpoczynek.
Wczoraj na siłowni zamiast trzydziestu powtórzeń każdego ćwiczenia tylko piętnaście, po prostu sielanka. Wychodziłam jakaś nieprzyzwoicie lekka i mało obolała. A dzisiaj w utęsknionych -3stopniach krótkie bieganko po parku i tylko 4x1km z przerwą 2min w truchcie. Tętno nie zdążyło przekroczyć 168bpm a średnio wyniosło 154.
Tempo kilometrówek to 5,15 min/km, 5,18min/km, 5,15min/km, 5,07min/km. Trochę traciłam przyczepność na zakrętach, ale co tam.
ODPOCZYWAM.
Dziwne historie dzieją się z moim tętnem. W ubiegłym tygodniu, kiedy było mi bardzo zimno zaczęłam diagnozować co się dzieje. Po popołudniowej drzemce ( niedzielna tradycja)z paskiem pulsometra obudziłam się i wykonałam tylko jeden ruch - włączyłam mój zegarek. Zmierzone tętno wynosiło 40, podskoczyło dopiero kiedy ruszyłam nogą. Diagnozę powtórzyłam kilka dni później -to samo. To chyba wyjaśnia, dlaczego jest mi zimno, i jestem w stanie usnąć o każdej porze i na długo.
Jak pogoda się poprawi trzeba będzie znowu próbować zmierzyć sobie tętno max. Ciekawe, czy zmieniło się coś przez ostatnie pół roku?
Moje pijawki wróciły z obozu, znowu mam przeciąg w lodówce i codzienne negocjacje :co będzie na obiad?
Pozdrawiam
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
30 styczeń
84 dni do maratonu
Dzisiaj wybrałam się z K. na salę gimnastyczną i godzinę rzucałyśmy piłką lekarską. Serie ćwiczeń na ręce, nogi, brzuch i grzbiet. Potem zrobiło się niebezpiecznie bo przyszli siatkarze i ich piłka zaczęła lądować za blisko nas. Przerwali nam chyba najprzyjemniejszą część zabawy - rozciąganie. Chyba zmieniam się w masochistkę bo lubię czuć ból kiedy moje mięśnie porządnie się naciągają.
Teraz muszę przemyśleć strategię żywieniową na jutro, bo w planach dłuuuuugie bieganie. Wezmę batona energetycznego(albo dwa bo przecież zima) i zobaczymy w jakim stanie wrócę.
Wracam do prozy życia, czyli gotowania obiadu na dzisiaj i jutro.
Pozdrawiam
Monika
84 dni do maratonu
Dzisiaj wybrałam się z K. na salę gimnastyczną i godzinę rzucałyśmy piłką lekarską. Serie ćwiczeń na ręce, nogi, brzuch i grzbiet. Potem zrobiło się niebezpiecznie bo przyszli siatkarze i ich piłka zaczęła lądować za blisko nas. Przerwali nam chyba najprzyjemniejszą część zabawy - rozciąganie. Chyba zmieniam się w masochistkę bo lubię czuć ból kiedy moje mięśnie porządnie się naciągają.
Teraz muszę przemyśleć strategię żywieniową na jutro, bo w planach dłuuuuugie bieganie. Wezmę batona energetycznego(albo dwa bo przecież zima) i zobaczymy w jakim stanie wrócę.
Wracam do prozy życia, czyli gotowania obiadu na dzisiaj i jutro.
Pozdrawiam
Monika
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
3 luty
do maratonu 81 dni
Dzisiaj przygotowałam sobie kisiel, moją ulubioną słodycz dzieciństwa nie reglamentowaną, ale trudno dostępną. Zamiast pocieszenia przyniósł wspomnienia czasów kiedy wracałam ze szkoły i zajmowałam miejsca w kolejkach, aby mama która pracowała do piętnastej po powrocie z pracy mogła cokolwiek kupić. Spożywczy na zmianę z mięsnym w którym ekspedientka toporem słusznych rozmiarów rozbierała ćwiartkę krowy, a ty nie wiedziałeś czy w porcji dostaniesz więcej kości czy mięsa. I danina którą trzeba była oddać w postaci tzw. kartek. Kiedy dziesięć lat temu przyjechałam do rodzinnego miasta, ekspedientka poznała mnie i zapytała, czy ty Moniczko dalej czytasz tyle książek co kiedyś. Tak czytam. Książki się zmieniły, nie mają już burych okładek z szarego papieru i taśmy klejącej w środku i teraz nie brakuje stron dawniej gubionych przez czytelników.
Ze sklepów znikł łój który zalegał na ladzie sklepowej w 10 czy 15 kilowych kostkach którego nie rozdrapywali klienci, a pojawiła się plazma w której migają egzotyczne obrazy.
Ale miało być przecież o bieganiu...
Czas dla biegacza jest nieubłagany, teraz mknie coraz szybciej i zostawia mnie w tyle na trasie, Ciężko nadążyć i dostosować się do planu który chcę zrealizować.
Niedziela biegowo była ciężka, poniedziałek jeszcze gorszy. A wtorek, zamiast spodziewanych 6 było 8 szybkich kilometrów. I jak tu uśmiechać się do świata kiedy końca m-ca nie widać?
Pozdrawiam
lekko zdołowana
M.
do maratonu 81 dni
Dzisiaj przygotowałam sobie kisiel, moją ulubioną słodycz dzieciństwa nie reglamentowaną, ale trudno dostępną. Zamiast pocieszenia przyniósł wspomnienia czasów kiedy wracałam ze szkoły i zajmowałam miejsca w kolejkach, aby mama która pracowała do piętnastej po powrocie z pracy mogła cokolwiek kupić. Spożywczy na zmianę z mięsnym w którym ekspedientka toporem słusznych rozmiarów rozbierała ćwiartkę krowy, a ty nie wiedziałeś czy w porcji dostaniesz więcej kości czy mięsa. I danina którą trzeba była oddać w postaci tzw. kartek. Kiedy dziesięć lat temu przyjechałam do rodzinnego miasta, ekspedientka poznała mnie i zapytała, czy ty Moniczko dalej czytasz tyle książek co kiedyś. Tak czytam. Książki się zmieniły, nie mają już burych okładek z szarego papieru i taśmy klejącej w środku i teraz nie brakuje stron dawniej gubionych przez czytelników.
Ze sklepów znikł łój który zalegał na ladzie sklepowej w 10 czy 15 kilowych kostkach którego nie rozdrapywali klienci, a pojawiła się plazma w której migają egzotyczne obrazy.
Ale miało być przecież o bieganiu...
Czas dla biegacza jest nieubłagany, teraz mknie coraz szybciej i zostawia mnie w tyle na trasie, Ciężko nadążyć i dostosować się do planu który chcę zrealizować.
Niedziela biegowo była ciężka, poniedziałek jeszcze gorszy. A wtorek, zamiast spodziewanych 6 było 8 szybkich kilometrów. I jak tu uśmiechać się do świata kiedy końca m-ca nie widać?
Pozdrawiam
lekko zdołowana
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
8 luty
76 dni do maratonu
Ostatni tydzień, był okrutny. Jestem poobijana (dwie wywrotki na lodzie), boli mnie przedramię i biodro. Ale na szczęście mija depresyjka, która prześladowała mnie w ubiegłym tygodniu.
Biegowo - plan tygodniowy wykonany.
Środa - siłownia
Czwartek - odpoczynek
Piątek - wytrzymałość tempowa maratonowa 10X600m z przerwami 400m w truchcie. Zaczynam wykorzystywać możliwości G 305 -biegam z "pilotem na ręce". Ustawiłam trening interwałowy dyst/dyst i zegarek pilnuje teraz każdego przebiegniętego metra.
Nieswojo czuję się nieopomiarowana, we wtorek zapomniałam wziąć na trening zegarka i myliły się pętle - ilość.
Sobota - przerwa
Niedziela - 24 km w średnim tempie 5,47min/km w zróżnicowanym terenie, z prawie czterokilometrowym podbiegiem
Tętno zadowalające średnio na całej trasie 159, max 185 pojawiło się nie na podbiegu tylko na pierwszym kilometrze.
Wczoraj podłoże nie było łatwe. W zasadzie lód na całej trasie przykryty cienką warstwą śniegu, która w rzeczywistości tylko utrudniała oszacowanie podłoża lód/śnieg? i dał mi nieźle w skórę. Ostatnie trzy kilometry z pianą na ustach po 6 minut. Wtedy właśnie pojawiły się wątpliwości skoro tak się czuję po dwudziestym kilometrze to jak przebiegnę maraton?
W tym tygodniu zmieniam buty w których biegam. Wydaje się, że w moich Vomero2 siadła już amortyzacja. Mają na liczniku ponad 1000 km i nic im nie dolega, ale mnie coraz mocniej boli prawe biodro/pachwina? W tym tygodniu przesiadam się na Vomero4 - i zobaczymy czy pojawi się jakaś różnica.
W czwartek poczułam się pierwotny myśliwy, który upolował mamuta. Mój mamut to pegasusy, jedyne za 99zł w krakowskim Decathlonie.
Są śliczne i zapowiadają się na wygodne, ale wypróbuję je dopiero wiosną.
Mam już nadany numer startowy w Cracovia Maraton!
M.
76 dni do maratonu
Ostatni tydzień, był okrutny. Jestem poobijana (dwie wywrotki na lodzie), boli mnie przedramię i biodro. Ale na szczęście mija depresyjka, która prześladowała mnie w ubiegłym tygodniu.
Biegowo - plan tygodniowy wykonany.
Środa - siłownia
Czwartek - odpoczynek
Piątek - wytrzymałość tempowa maratonowa 10X600m z przerwami 400m w truchcie. Zaczynam wykorzystywać możliwości G 305 -biegam z "pilotem na ręce". Ustawiłam trening interwałowy dyst/dyst i zegarek pilnuje teraz każdego przebiegniętego metra.
Nieswojo czuję się nieopomiarowana, we wtorek zapomniałam wziąć na trening zegarka i myliły się pętle - ilość.
Sobota - przerwa
Niedziela - 24 km w średnim tempie 5,47min/km w zróżnicowanym terenie, z prawie czterokilometrowym podbiegiem
Tętno zadowalające średnio na całej trasie 159, max 185 pojawiło się nie na podbiegu tylko na pierwszym kilometrze.
Wczoraj podłoże nie było łatwe. W zasadzie lód na całej trasie przykryty cienką warstwą śniegu, która w rzeczywistości tylko utrudniała oszacowanie podłoża lód/śnieg? i dał mi nieźle w skórę. Ostatnie trzy kilometry z pianą na ustach po 6 minut. Wtedy właśnie pojawiły się wątpliwości skoro tak się czuję po dwudziestym kilometrze to jak przebiegnę maraton?
W tym tygodniu zmieniam buty w których biegam. Wydaje się, że w moich Vomero2 siadła już amortyzacja. Mają na liczniku ponad 1000 km i nic im nie dolega, ale mnie coraz mocniej boli prawe biodro/pachwina? W tym tygodniu przesiadam się na Vomero4 - i zobaczymy czy pojawi się jakaś różnica.
W czwartek poczułam się pierwotny myśliwy, który upolował mamuta. Mój mamut to pegasusy, jedyne za 99zł w krakowskim Decathlonie.
Są śliczne i zapowiadają się na wygodne, ale wypróbuję je dopiero wiosną.
Mam już nadany numer startowy w Cracovia Maraton!
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
9 luty
75 dni do maratonu
Boję się biegać po lodzie. Nie wiem czy to wynika ze strachu czy ze zmęczenia, ale mam wrażenie, że nie biegnę tylko stoję w miejscu.
Wiem, że nie jest to odpowiedni moment, ale ograniczam węglowodany. Muszę zrzucić przed kwietniem przynajmniej 5 kg.
Smutna refleksja jest taka, że mimo przebieganych 12 m-cy waga zatrzymała się na 63kg i ani drgnie i powoli dojrzewa świadomość, że przez najbliższe tygodnie będę po prostu chodziła głodna.
Dzisiaj biegałam w nowej parze butów, było bardziej miękko, ale niewiele więcej mogę powiedzieć bo biegłam spięta i cały czas bałam się, że stracę kontakt z podłożem i zobaczę nogi wyżej głowy.
Dzisiaj zgodnie z planem 3km wolno i dyszka w średnim tempie 5,37 min/km. Średnie tętno-164. Samopoczucie dobre, mogę nieśmiało szepnąć, że było to tempo w którym nie widziałam czerwonych plam przed oczami, ale zachowywałam trzeźwość myśli i gdybym miała z kim to mogłabym pogadać.
Pozdrawiam
M.
75 dni do maratonu
Boję się biegać po lodzie. Nie wiem czy to wynika ze strachu czy ze zmęczenia, ale mam wrażenie, że nie biegnę tylko stoję w miejscu.
Wiem, że nie jest to odpowiedni moment, ale ograniczam węglowodany. Muszę zrzucić przed kwietniem przynajmniej 5 kg.
Smutna refleksja jest taka, że mimo przebieganych 12 m-cy waga zatrzymała się na 63kg i ani drgnie i powoli dojrzewa świadomość, że przez najbliższe tygodnie będę po prostu chodziła głodna.
Dzisiaj biegałam w nowej parze butów, było bardziej miękko, ale niewiele więcej mogę powiedzieć bo biegłam spięta i cały czas bałam się, że stracę kontakt z podłożem i zobaczę nogi wyżej głowy.
Dzisiaj zgodnie z planem 3km wolno i dyszka w średnim tempie 5,37 min/km. Średnie tętno-164. Samopoczucie dobre, mogę nieśmiało szepnąć, że było to tempo w którym nie widziałam czerwonych plam przed oczami, ale zachowywałam trzeźwość myśli i gdybym miała z kim to mogłabym pogadać.
Pozdrawiam
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
12 luty
72 dni do maratonu.
Słowa, które mają zły wpływ na moją psyche to BNP, wytrzymałość tempowa maratonowa i wszystkie inne które wiążą się z szybkim bieganiem. Moje mięśnie i ścięgna krzyczą dość śniegu i lodu. I co z tego, że dzień jest coraz dłuższy, i kilka razy słyszałam sikora bogatkę, który wabił samicę, kiedy warunki jeszcze nie wiosenne(reprodukcyjne). Prognoza pogody długoterminowa nie jest optymistyczna, wciąż opady śniegu i lekki mróz. Mam nadzieję, że na półmaraton Marzanny, który zbliża się wielkimi krokami, nie trzeba będzie odśnieżać Błoń.
W czwartek wybiegałam 12 kilometrów, 2 wolno i 10x600m średnio po 5,06min/km z odpoczynkiem 10x400m truchtu.
Przez rok mojego biegania, nigdy nie miałam kłopotów z temperaturą - zawsze było mi za gorąco. A ostatnio zauważyłam zmiany: zaczynam marznąć nie tylko przy dłuższych 20km wybieganiach, ale także przy codziennych dyszkach. Dlatego mimo, że koniec sezonu zainwestuję w bieliznę termoaktywną. Ciekawa jestem jak się sprawdzi na biegowych trasach.
Dzisiaj mój komputer sprawił mi niemiłą niespodziankę, zaktualizował się i przestał działać na nim Training Center. Musiałam odświeżyć znajomość ze Sporttrackiem. Gorzej będzie jak i on zacznie fikać. Za dużo techniki wokół mnie, za dużo instrukcji obsługi i pojęć, których nie chcę znać.
Z przyziemnych newsów, to wciąż chodzę głodna, ograniczam węglowodany i nerwowo gumę żuję.
Ale twardo zbijam BMI- dzisiaj 22 (1kg mniej)
M.
72 dni do maratonu.
Słowa, które mają zły wpływ na moją psyche to BNP, wytrzymałość tempowa maratonowa i wszystkie inne które wiążą się z szybkim bieganiem. Moje mięśnie i ścięgna krzyczą dość śniegu i lodu. I co z tego, że dzień jest coraz dłuższy, i kilka razy słyszałam sikora bogatkę, który wabił samicę, kiedy warunki jeszcze nie wiosenne(reprodukcyjne). Prognoza pogody długoterminowa nie jest optymistyczna, wciąż opady śniegu i lekki mróz. Mam nadzieję, że na półmaraton Marzanny, który zbliża się wielkimi krokami, nie trzeba będzie odśnieżać Błoń.
W czwartek wybiegałam 12 kilometrów, 2 wolno i 10x600m średnio po 5,06min/km z odpoczynkiem 10x400m truchtu.
Przez rok mojego biegania, nigdy nie miałam kłopotów z temperaturą - zawsze było mi za gorąco. A ostatnio zauważyłam zmiany: zaczynam marznąć nie tylko przy dłuższych 20km wybieganiach, ale także przy codziennych dyszkach. Dlatego mimo, że koniec sezonu zainwestuję w bieliznę termoaktywną. Ciekawa jestem jak się sprawdzi na biegowych trasach.
Dzisiaj mój komputer sprawił mi niemiłą niespodziankę, zaktualizował się i przestał działać na nim Training Center. Musiałam odświeżyć znajomość ze Sporttrackiem. Gorzej będzie jak i on zacznie fikać. Za dużo techniki wokół mnie, za dużo instrukcji obsługi i pojęć, których nie chcę znać.
Z przyziemnych newsów, to wciąż chodzę głodna, ograniczam węglowodany i nerwowo gumę żuję.
Ale twardo zbijam BMI- dzisiaj 22 (1kg mniej)
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
13 luty
71 dni do maratonu
Dzisiaj zrozumiałam dlaczego tak źle biega się po śniegu. Zapominałam przypiąć narty
Wyciągnęłam narty spod łóżka i wyruszyłam na Błonia, ślad założony i pomknęłam przed siebie. Cudowna odmiana po przebijaniu się w śniegu i kontrolowaniu rozjeżdżających się nóg na lodzie. Pogoda idealna, na Błoniach spotkałam czterech biegaczy na nartach.
Wcześniej na giełdzie narciarskiej kupiłam podkoszulkę termoaktywną, którą oczywiście musiałam od razu przetestować, przebrałam się w samochodzie(szyby były zaparowane) i zaczęłam biegać.
Dystans: 9.25 km
Czas: 01:27:01 godz
Średnie tempo: 09:24 min/km
Średnie tętno: 125 bpm (64% HRmax)
Biegówki dały mi poczucie niezwykłej lekkości, porównując do codziennego biegania i do tego co działo się na nartach w ubiegłych latach. Żadnej zadyszki, zmęczenia mięśni, mocno pracowały tylko achillesy. I biegałabym jeszcze kilka km gdyby nie krwiste obtarcie na pięcie, które przywróciło mnie do rzeczywistości.
Jutro bez szaleństw, w planie spokojne 20 km.
Ruszyły zapisy na Marzannę, czyli sezon startowy za pasem - czas porównań i oczekiwań.
Półmaraton jurajski przebiegłam w średnim tempie 5,32 min/km, przy średnim tętnie 170, max dochodził do 187. Dzisiaj kiedy patrzę na te wyniki, trudno mi uwierzyć, że wytrzymałam takie tętno prawie przez dwie godziny. Zobaczymy co się będzie działo w tym roku.
Pozdrawiam
M.
71 dni do maratonu
Dzisiaj zrozumiałam dlaczego tak źle biega się po śniegu. Zapominałam przypiąć narty
Wyciągnęłam narty spod łóżka i wyruszyłam na Błonia, ślad założony i pomknęłam przed siebie. Cudowna odmiana po przebijaniu się w śniegu i kontrolowaniu rozjeżdżających się nóg na lodzie. Pogoda idealna, na Błoniach spotkałam czterech biegaczy na nartach.
Wcześniej na giełdzie narciarskiej kupiłam podkoszulkę termoaktywną, którą oczywiście musiałam od razu przetestować, przebrałam się w samochodzie(szyby były zaparowane) i zaczęłam biegać.
Dystans: 9.25 km
Czas: 01:27:01 godz
Średnie tempo: 09:24 min/km
Średnie tętno: 125 bpm (64% HRmax)
Biegówki dały mi poczucie niezwykłej lekkości, porównując do codziennego biegania i do tego co działo się na nartach w ubiegłych latach. Żadnej zadyszki, zmęczenia mięśni, mocno pracowały tylko achillesy. I biegałabym jeszcze kilka km gdyby nie krwiste obtarcie na pięcie, które przywróciło mnie do rzeczywistości.
Jutro bez szaleństw, w planie spokojne 20 km.
Ruszyły zapisy na Marzannę, czyli sezon startowy za pasem - czas porównań i oczekiwań.
Półmaraton jurajski przebiegłam w średnim tempie 5,32 min/km, przy średnim tętnie 170, max dochodził do 187. Dzisiaj kiedy patrzę na te wyniki, trudno mi uwierzyć, że wytrzymałam takie tętno prawie przez dwie godziny. Zobaczymy co się będzie działo w tym roku.
Pozdrawiam
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
15 luty
69 dni do maratonu
Zaczyna ogarniać mnie stres przedstartowy, bo jeśli w ubiegłym roku, przebiegłam Marzankę w dwie godziny po niespełna 2,5miesięcznym bieganiu, to na ile powinnam liczyć w tym roku? Mam nadzieję, że tych kilka urwanych minut przyniesie wystarczającą satysfakcję bo koszt jest olbrzymi: czas, pot i zmęczenie.
Dodatkowo w Marzance zadebiutuje też mój małżonek, który biega od czasu do czasu. Muszę pomyśleć o odpowiedniej taktyce, aby nie dać się zostawić za dużo z tyłu
Wczoraj miało być spokojne 20km
było:
Dystans: 16.72 km
Czas: 01:53:55 godz
Średnie tempo: 06:48 min/km
Średnie tętno: 145 bpm (74% HRmax)
I to był prawdziwe wolne rozbieganie, może nie do końca long ale z tętnem podręcznikowym. Biegło się super mimo, że lekko nie było. Droga odśnieżona, rozdeptana nie dawała dobrego oparcia i nogi się rozjeżdżały. Ale całą drogę miałam świadomość, że kontroluję wysiłek i mogę szybciej i dłużej(nie tak jak ostatnio kiedy przybiegłam na sztywnych nogach).
Zaczyna się trzeci tydzień(najcięższy) lutego w moim planie treningowym. Przede mną cztery dni biegania, dzisiaj jeszcze luzik - dyszka + przebieżki, ale jutro już 12km BNP.
Łydki sztywnieją, ponaciągana jestem w różnych dziwnych miejscach.
Pozdrawiam
M.
69 dni do maratonu
Zaczyna ogarniać mnie stres przedstartowy, bo jeśli w ubiegłym roku, przebiegłam Marzankę w dwie godziny po niespełna 2,5miesięcznym bieganiu, to na ile powinnam liczyć w tym roku? Mam nadzieję, że tych kilka urwanych minut przyniesie wystarczającą satysfakcję bo koszt jest olbrzymi: czas, pot i zmęczenie.
Dodatkowo w Marzance zadebiutuje też mój małżonek, który biega od czasu do czasu. Muszę pomyśleć o odpowiedniej taktyce, aby nie dać się zostawić za dużo z tyłu
Wczoraj miało być spokojne 20km
było:
Dystans: 16.72 km
Czas: 01:53:55 godz
Średnie tempo: 06:48 min/km
Średnie tętno: 145 bpm (74% HRmax)
I to był prawdziwe wolne rozbieganie, może nie do końca long ale z tętnem podręcznikowym. Biegło się super mimo, że lekko nie było. Droga odśnieżona, rozdeptana nie dawała dobrego oparcia i nogi się rozjeżdżały. Ale całą drogę miałam świadomość, że kontroluję wysiłek i mogę szybciej i dłużej(nie tak jak ostatnio kiedy przybiegłam na sztywnych nogach).
Zaczyna się trzeci tydzień(najcięższy) lutego w moim planie treningowym. Przede mną cztery dni biegania, dzisiaj jeszcze luzik - dyszka + przebieżki, ale jutro już 12km BNP.
Łydki sztywnieją, ponaciągana jestem w różnych dziwnych miejscach.
Pozdrawiam
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
19 luty
64 dni do maratonu
Długo nie pisałam na blogu, ale ten tydzień daje mi w kość.
Wtorek - bieganie 13km bieg ciągły, mam wrażenie, że ten śnieg zrobił ze mnie czołg, który bardzo wolno się rozbędza, pali za dużo ( nie mam na myśli papierosów broń Boże) i trudno wchodzi w zakręty. Tempo zadawalające 5,41 min/km przy tej ilości zakrętów na pętli????
A środa była prawdziwie hardcorowa!
Salę zapamiętam długo! Biegałam tzw. (pierwszy raz słyszałam to wyrażenie)- obwód lekkoatletyczny. Przy 4, 5, 6, powtórzeniu zorientowałam się, że coś nie gra - odpoczywam przy skipach A. Przecież to nie jest normalne , a potem było jeszcze szybciej.
Skipu B na pewno nie opanuję bo z koordynacją ruchową jestem zdecydowanie na bakier, ale wielkoskoki to i owszem.
Na deser były piłki lekarskie do bólu, skurczy, więcej nie pamiętam. Ale deser, deserów to skip A z piłką lekarską przed sobą w wyciągniętych rękach (2Xdługość sali) i przebieżka- kilka serii. Do domu wracałam samochodem z prędkością, która wyprowadziła z równowagi wszystkich kierowców którzy za mną jechali. Wooooooolno.
W czwartek rano kiedy robiłam kawę, ręce trzęsły mi się jakbym miała zaawansowaną ch. Parkinsona, wieczorem bolało mnie wszystko tak, że trening przełożyłam na dzisiaj rano.
Porażka, tętno wysokie, zmęczenie materiału wciąż obecne. Zamiast szybkiej dyszki było 7km wolnych i bolesnych.
Zaczynam nabierać coraz więcej szacunku do dystansu do którego się przygotowuję. Potrzebowałam dwóch maratonów, żeby obudziła się we mnie świadomość tego co mnie czeka. Wiem, że będzie olbrzymia satysfakcja i radość ale również olbrzymi wysiłek.
Pozdrawiam
M.
64 dni do maratonu
Długo nie pisałam na blogu, ale ten tydzień daje mi w kość.
Wtorek - bieganie 13km bieg ciągły, mam wrażenie, że ten śnieg zrobił ze mnie czołg, który bardzo wolno się rozbędza, pali za dużo ( nie mam na myśli papierosów broń Boże) i trudno wchodzi w zakręty. Tempo zadawalające 5,41 min/km przy tej ilości zakrętów na pętli????
A środa była prawdziwie hardcorowa!
Salę zapamiętam długo! Biegałam tzw. (pierwszy raz słyszałam to wyrażenie)- obwód lekkoatletyczny. Przy 4, 5, 6, powtórzeniu zorientowałam się, że coś nie gra - odpoczywam przy skipach A. Przecież to nie jest normalne , a potem było jeszcze szybciej.
Skipu B na pewno nie opanuję bo z koordynacją ruchową jestem zdecydowanie na bakier, ale wielkoskoki to i owszem.
Na deser były piłki lekarskie do bólu, skurczy, więcej nie pamiętam. Ale deser, deserów to skip A z piłką lekarską przed sobą w wyciągniętych rękach (2Xdługość sali) i przebieżka- kilka serii. Do domu wracałam samochodem z prędkością, która wyprowadziła z równowagi wszystkich kierowców którzy za mną jechali. Wooooooolno.
W czwartek rano kiedy robiłam kawę, ręce trzęsły mi się jakbym miała zaawansowaną ch. Parkinsona, wieczorem bolało mnie wszystko tak, że trening przełożyłam na dzisiaj rano.
Porażka, tętno wysokie, zmęczenie materiału wciąż obecne. Zamiast szybkiej dyszki było 7km wolnych i bolesnych.
Zaczynam nabierać coraz więcej szacunku do dystansu do którego się przygotowuję. Potrzebowałam dwóch maratonów, żeby obudziła się we mnie świadomość tego co mnie czeka. Wiem, że będzie olbrzymia satysfakcja i radość ale również olbrzymi wysiłek.
Pozdrawiam
M.
-
- Stary Wyga
- Posty: 243
- Rejestracja: 07 cze 2009, 08:22
21 luty
62 dni do maratonu
Data na którą czekam z utęsknieniem to 15 kwiecień - czwartek wtedy planowany jest ostatni cięższy trening przed maratonem. Nie wiem co będę wtedy robić bo jeszcze nie mam planu treningów nawet marcowych, ale po tym czwartku będzie 10 dni odpoczynku, lekkich treningów i regeneracji.
Nie spodziewałam się, że dwa m-ce usystematyzowanego biegania i ćwiczeń siłowych doprowadzi mnie do stanu w którym mam świadomość, że przebiegnę połówkę, nawet 24km ale nie więcej. Nie teraz i nie w tych warunkach.
Dzisiaj:
Dystans: 23.05 km
Czas: 02:16:56 godz
Średnie tempo: 05:57 min/km
Średnie tętno: 160 bpm (82% HRmax)
Pogoda w zasadzie dobra, ale rozmarzający lód, kałuże i spacerowicze sprawili, że na sporej części trasa przypominała slalom. Biegłam dzisiaj starą trasą + podbieg na Kopiec Kościuszki Aleją Waszyngtona.
W ostatnim tygodniu wybiegałam niespodziewanie mało, bo tylko 37km plus oczywiście upiorna środa na sali.
Ten tydzień to odpoczynek, redukcja obciążeń o 50% od marca znowu mocny biegowy akcent.
Pozdrawiam
M.
62 dni do maratonu
Data na którą czekam z utęsknieniem to 15 kwiecień - czwartek wtedy planowany jest ostatni cięższy trening przed maratonem. Nie wiem co będę wtedy robić bo jeszcze nie mam planu treningów nawet marcowych, ale po tym czwartku będzie 10 dni odpoczynku, lekkich treningów i regeneracji.
Nie spodziewałam się, że dwa m-ce usystematyzowanego biegania i ćwiczeń siłowych doprowadzi mnie do stanu w którym mam świadomość, że przebiegnę połówkę, nawet 24km ale nie więcej. Nie teraz i nie w tych warunkach.
Dzisiaj:
Dystans: 23.05 km
Czas: 02:16:56 godz
Średnie tempo: 05:57 min/km
Średnie tętno: 160 bpm (82% HRmax)
Pogoda w zasadzie dobra, ale rozmarzający lód, kałuże i spacerowicze sprawili, że na sporej części trasa przypominała slalom. Biegłam dzisiaj starą trasą + podbieg na Kopiec Kościuszki Aleją Waszyngtona.
W ostatnim tygodniu wybiegałam niespodziewanie mało, bo tylko 37km plus oczywiście upiorna środa na sali.
Ten tydzień to odpoczynek, redukcja obciążeń o 50% od marca znowu mocny biegowy akcent.
Pozdrawiam
M.