PODSUMOWANIE ROKU 2020
Rok był bardzo dziwny, więc zasługuje na osobny post.
Łącznie 2949,6 km
Szkoda, że nie dobiłem do 3000 km, ale myślę, że w 2021 to jest wykonalne. To zdecydowanie mój najlepszy rok pod kątem kilometrażu (rok temu było o 200 km mniej).
Średnio 57 km tygodniowo i 246 km miesięcznie. To nieźle, jak na fakt, że byłem wyłączony 2 tygodnie z powodu kwarantanny i zrobiłem jedno dodatkowe połowiczne roztrenowanie.
Miesiąc po miesiącu:
styczeń - 294 km
Holandia. Miesiąc spędzony pod kątem zrzucania wagi i trenowania akcentów pod maraton. Z perspektywy czasu widzę, że za mało czasu poświęciłem na bazę, bo przy akcentach dopiero powoli wchodziłem w formę. Kilometrowo okazał się to drugi najlepszy miesiąc, choć nie takie były plany.
luty - 242 km
Dwa starty w parkrunie, dopiero za drugim podejściem udało się zejść poniżej 20 minut. Dwa starty na dyszkę zostały mi odwołane przez huragany w Holandii. Ten rok już od początku dawał mi popalić. Mniejszy kilometraż z powodu kłopotów z achillesem.
marzec - 222 km
Z perspektywy czasu to był niezły miesiąc. Półmaraton w Hadze pobiegłem ocierając się o życiówkę - zabrakło kilkunastu sekund. Wtedy nie byłem zadowolony, teraz brałbym to w ciemno. Gdy odwołano maraton, zacząłem przymierzać się do roztrenowania i doliczenia achillesa.
kwiecień - 121 km
Zdecydowanie najbardziej ogórkowy miesiąc w roku. Pierwsze dwa tygodnie na kwarantannie - wróciłem do rodziny na Śląsk. W domu udało mi się przynajmniej ćwiczyć codziennie.

Druga połowa to mozolny powrót do formy, brakowało mi konkretnego celu.
maj - 255 km
Całkiem solidnie wybiegany miesiąc. Forma jeszcze była dość kiepska, ale biegałem coraz więcej. Postanowiłem przygotować się do solowego 10k jesienią z Danielsem i budowałem bazę. Na achillesa pomogły ćwiczenia, przerwa od biegania to było za mało.
czerwiec - 269 km
Budowanie bazy, podbiegi wychodziły mi już uszami, pandemiczne próby kilometrowe, do tego życiówka na 3 km (11:30) na Warsaw Track Cup - życiówka była pewna, bo nigdy wcześniej nie biegłem tego dystansu, ale zaprezentowałem się lepiej niż rok temu na Teście Coopera.
lipiec - 283 km
Na początek życiówka na tysiaka - 3:17. Druga faza u Danielsa, dużo biegania rytmów, miałem już serdecznie dość 400tek, ale przyniosły one efekt, bo forma zaczęła iść w górę. W drugiej połowie miesiąca znowu wyjechałem do Holandii, choć i tak głównie pracowałem zdalnie.
sierpień - 283 km
Wciąż utrzymany solidny kilometraż. Zacząłem lubić się z interwałami typu 800-1200m. Miałem ich dosyć, ale wreszcie wchodziły pod kontrolą. Zaczęło się też więcej biegania progowego. Z perspektywy czasu trochę za bardzo odpuściłem drugie zakresy i długie wybiegania/BNP. W tym okresie miałem wrażenie, że jestem w świetnej formie i szkoda, że było jeszcze za ciepło, żeby się sprawdzić.
wrzesień - 276 km
Na początku września przyplątała się infekcja i teraz wiem, że był to chyba covid (ostatnio się zbadałem na przeciwciała i mam je, ale nie wiem skąd). Nie rozłożyło mnie mocno, mogłem nawet biegać, ale treningi szły jak krew z nosa. Potem, gdy wyzdrowiałem, nieudana próba na 5 km na Agrykoli. Słońce mnie pokonało i nie zszedłem poniżej 20 minut. Dalej tłukłem ostro akcenty z Danielsa z nadzieją, że będzie lepiej.
październik - 246 km
Wyszło trochę mniej kilometrów, bo luzowałem przed spontanicznie pobieganym Półmaratonem w Gdańsku, który okazał się kompletnym niewypałem z mojej strony (wynik powyżej 1:35), źle biega mi się w słońcu. Potem kolejne luzowanie i 2 tygodnie później nareszcie sukces. 5 km w 19:20 na bieżni w Amsterdamie. Wreszcie złapałem dużo pozytywnej motywacji, to był największy mój sukces w tym roku. Pod koniec miesiąca z powodu pandemii znowu wróciłem na dłużej do Polski.
listopad - 145 km
Czułem na akcentach sygnały, że formy nie da się utrzymać przez tak długi czas, podszedłem do próby na dychę na Agrykoli, pogoda idealna, po 8 km miałem tempo ok. 4:06, czyli tempo na ok. 41 minut. Niestety nie dane było mi jej dokończyć z powodu meczu piłkarskiego.

Tak czy owak, życiówki by nie było, a jedynie przyzwoity wynik. Druga połowa miesiąca to roztrenowanie - ale biegałem sobie co kilka dni po parę kilometrów.
grudzień - 314 km
Postanowiłem zrobić solidną bazę i wreszcie wyczłapałem ponad 300 km. Pojawiło się trochę długich wybiegań ok. 25 km, co tydzień podbiegi i zabawy biegowe. Szybko złapałem przyzwoitą formę i daje mi to nadzieję na udany 2021!
Jeszcze trochę śmiesznych statystyk z Runalyze:
Łączny czas treningu: 10 dni i 14 godzin.

Średnie tempo: 5:10 min/km
Średni puls: 75% max - zaskoczenie, myślałem, że będzie wyższy. Pilnowanie stref chyba w miarę mi wychodzi.
Wzrost wysokości: 18 540 m - prawie dwa razy więcej niż w poprzednich latach, głównie dlatego, że spędziłem kilka miesięcy na Śląsku.

Kalorie spalone: 206 903 kcal. Oczywiście ta liczba jest mocno niedokładna i niewiele mi mówi.

Ciekawe, ile dziś bym ważył, gdybym jadł tyle samo, ale nie biegał.
Średnia temperatura: 12 C - o, tak mogłoby być codziennie.

Najcieplejszy trening to 26 stopni w czerwcowe przedpołudnie, najzimniejszy -5 w grudniowy poranek.
Najbardziej wietrzny trening to 63 km/h, oczywiście w Holandii (sierpień)
Co do celów, to na razie sytuacja na świecie jest tak popieprzona, że niczego konkretnego nie będę planował, kontynuuję tylko swój trening.
