Gryzzelda: powoli ale do przodu
Moderator: infernal
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
04.05.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 14.3 km
Czas: 1 h 32 min
Tempo: 6:27 min/km
Tak ten pomysl za mna chodzil i chodzil, zeby wreszczie opuscic te moja strefe komfortu ok. 10 km i wyrwac sie gdzies dalej. Wiec dzis szybka decyjza, zaplanowanie trasy i w dorge, bo ponoc ostatni dzien pogoda dopisuje, tzn. slonko swieci ale zimno. W sumie cas najwyzszy na deszcz, wszedzie susza, trawy dalej sie pala bo debile musza sobie grillowac na swiezym powietrzu
Ale wracajac do truchtania. Maz i dzieci wywiezli mnie w okolice lotniska, skad mialam sobie doszurac do domu. Zalozylam koszulke z krotkim i na to blozke z dlugim rekawem w razie czego, ale ja zdjelam przed koncem pierwszego km. Slonko swiecilo mocno i chociaz miejscami wialo, nie chcialo mi sie wyplatywac bluzy ze sluchawek i w koncu juz jej nie zakladalam.
Po pierwszych dwoch km ustalilam sobie tempo komfortowe na 6:38 i tak mi sie dobrze szuralo, ze moglabym tak chyba az do Polski doszurac gdy dobijalam do 50 min biegu zaczelo mi sie zdziebko nudzic, a tu ledwo polowa! Myslalam nawet zeby sobie co nieco skrocic zalozona trase, ale jak pomyslalam o gorkach ktore musoalabym pokonac na te okolicznosc, to dalam sobie spokoj. Takze grzecznie truchtalam wzdluz fiordu, obok trzech mieczy, gdzie wyprzedli mnie na oko 70-letni dziadek, co mnie troche zmotywowalo do przyspieszenia. I tak stamtad, jako ze juz bylo w strone domu, to mimo ze lekko pod gorke, to udalo mi sie leciutko przyspieszyc. Minawszy centrum handlowe Amfi w ogole bylam w euforii, ze to juz blisko, jakies 25 min i bede w domu wbiegajac nad jeziorko, prawie zalowalam, ze musze konczyc, mialam wrazenie ze moglabym tak biec i biec i biec... przez glowe przebiegla mi mysl, zeby moze jeszcze jakis objazd sobie zafundowac, ale rozsadek wygral, bo przeciez jeszcze prawie 3 km mialam do celu. I ze byly one nieco z gorki, to udaly sie w okolicach 6 z malym kawalkiem a jeden to nawet ponizej
Takze zadowolona jestem bardzo, mam nadzieje ze jutro ciepriec nie bede ani ze mi sie zadna (tfu) kontuzja nie odnowi ani nowa nie przyplacze.
A tak jeszcze z innej beczki, zdjecie z wtorku. Troche przekrzywione i pewnie znowu zle wykadowane, ale mi sie podoba
Truchtanie
Dystans: 14.3 km
Czas: 1 h 32 min
Tempo: 6:27 min/km
Tak ten pomysl za mna chodzil i chodzil, zeby wreszczie opuscic te moja strefe komfortu ok. 10 km i wyrwac sie gdzies dalej. Wiec dzis szybka decyjza, zaplanowanie trasy i w dorge, bo ponoc ostatni dzien pogoda dopisuje, tzn. slonko swieci ale zimno. W sumie cas najwyzszy na deszcz, wszedzie susza, trawy dalej sie pala bo debile musza sobie grillowac na swiezym powietrzu
Ale wracajac do truchtania. Maz i dzieci wywiezli mnie w okolice lotniska, skad mialam sobie doszurac do domu. Zalozylam koszulke z krotkim i na to blozke z dlugim rekawem w razie czego, ale ja zdjelam przed koncem pierwszego km. Slonko swiecilo mocno i chociaz miejscami wialo, nie chcialo mi sie wyplatywac bluzy ze sluchawek i w koncu juz jej nie zakladalam.
Po pierwszych dwoch km ustalilam sobie tempo komfortowe na 6:38 i tak mi sie dobrze szuralo, ze moglabym tak chyba az do Polski doszurac gdy dobijalam do 50 min biegu zaczelo mi sie zdziebko nudzic, a tu ledwo polowa! Myslalam nawet zeby sobie co nieco skrocic zalozona trase, ale jak pomyslalam o gorkach ktore musoalabym pokonac na te okolicznosc, to dalam sobie spokoj. Takze grzecznie truchtalam wzdluz fiordu, obok trzech mieczy, gdzie wyprzedli mnie na oko 70-letni dziadek, co mnie troche zmotywowalo do przyspieszenia. I tak stamtad, jako ze juz bylo w strone domu, to mimo ze lekko pod gorke, to udalo mi sie leciutko przyspieszyc. Minawszy centrum handlowe Amfi w ogole bylam w euforii, ze to juz blisko, jakies 25 min i bede w domu wbiegajac nad jeziorko, prawie zalowalam, ze musze konczyc, mialam wrazenie ze moglabym tak biec i biec i biec... przez glowe przebiegla mi mysl, zeby moze jeszcze jakis objazd sobie zafundowac, ale rozsadek wygral, bo przeciez jeszcze prawie 3 km mialam do celu. I ze byly one nieco z gorki, to udaly sie w okolicach 6 z malym kawalkiem a jeden to nawet ponizej
Takze zadowolona jestem bardzo, mam nadzieje ze jutro ciepriec nie bede ani ze mi sie zadna (tfu) kontuzja nie odnowi ani nowa nie przyplacze.
A tak jeszcze z innej beczki, zdjecie z wtorku. Troche przekrzywione i pewnie znowu zle wykadowane, ale mi sie podoba
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
06.05.2014 Wtorek
Truchtanie
Dystans: 6.5 km
Czas: 42 min
Tempo: 6:27 min/km
Wieczorne szuranie bez polotu. Tak tylko, zeby troche glowe przewietrzyc.
Sciagnelam sobie islandzki kryminal do sluchania "W bagnie", ale slaby jest :/ dobrze ze chociaz krotki, juz jestem w polowie to nie musze sie duzo meczyc
Truchtanie
Dystans: 6.5 km
Czas: 42 min
Tempo: 6:27 min/km
Wieczorne szuranie bez polotu. Tak tylko, zeby troche glowe przewietrzyc.
Sciagnelam sobie islandzki kryminal do sluchania "W bagnie", ale slaby jest :/ dobrze ze chociaz krotki, juz jestem w polowie to nie musze sie duzo meczyc
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
10.05.2014 Sobota
Truchtanie
Dystans: 10.2 km
Czas: 1 h 5 min
Tempo: 6:23 min/km
Od czwartku sie zbieralam do wyjscia, ale najpierw musialam z dziecmi zostac, w piatek bylam w kinie na Walesie a w sobote jak dzieci poszly spac to nareszcie moglam wyjsc. Jak to fajnie z takimi dlugimi wieczorami!
W sumie dosc zmeczona bylam, bo wczesniej wyciagnelam dzieci na Dalsnuten, gdzie nie bylam chyba od zeszlorocznych zawodow. Na miejscu okazalo sie, ze maja inauguracje akcji "10 szczytgow" i dostalismy specjalne broszurki w ktorych mamy kolekcjonowac znaczki z 10 szczytow w okolicy. Ludzi myla masa, ale pogoda ladna, choc jak wracalismy to sie zachmurzylo, ale padac zaczelo dopiero jak juz bylismy w aucie.
Poza tym przez 90 days of action i dzien 29 mialam straszne zakwasy w lydkach, zwlaszcza w prawej. Normalnie sie zdenerwowalam i zawisilam na chwile dzialania zwiazane z tym planem, do czasu az mnie przestanie bolec
Wracajac do biegania, to chcialam pobiegac troche pod gore,bo sobie mysle: niektorzy to maratony gorskie lataja, a ja dostaje zadyszki pod najmnijesza gorke. Mialam obawy przez te slabosc, ale obralam kurs na wieze telewizyjna i ruszylam. Pierwszy km calkiem spoko choc pod gore, na drugim to sie juz rozbujalam i dalej sie wspinalam zygzakiem. W pewnym momencie zle skrecilam i musialam sie cofnac dosc spory kawalek w dol. No ale szlo calkiem dobrze, naj sie wdrapalam na wzgorze to mialam niezla zadyszke ale tempo trzymalam dobre. Kawalek wyplaszczenia, male kolko na zlapanie oddechu (za szybko) i postanowilam wbiec na sama wieze (niby tylko 250 m i 5%, ale poczatek jest bardziej stromy) i niestety nie udalo sie takze wczlapalam sie jeszcze po schodach na pierwsze pietro, cyknelam fote
i na tarczy wrocilam na dol. Na dol polecialam po lesie, po korzeniach i kamieniach zamiast po asflatowej drodze. O matko, jak to mozna po tym zbiegac!
Pozniej pokrecilam sie po ogrodzie botnaicznym, zbieglam nad male jeziorko i stwierdzilam ze czuje sie na tyle dobrze, ze jeszcze dobije do 10 km.
Przewyzszenia wyszlo razem ok. 160 m czyli nie az tak duzo (myslalam ze bedzie z 200) ale i tam to moj rekodr na 10 km mysle ze jak trafie na dobry dzien, to po plaskim spokojnie ponizej godziny pobiegne. Takze powialo optymizmem pod koniec, pomimo mojej wiezowej porazki.
I przez to wszystko spoznilam sie na eurowizje, niestety nie na tyle, zeby przegapic wystep Polski. Wszystko by bylo dobrze, ale dlaczego ona tak falszowala??????
Truchtanie
Dystans: 10.2 km
Czas: 1 h 5 min
Tempo: 6:23 min/km
Od czwartku sie zbieralam do wyjscia, ale najpierw musialam z dziecmi zostac, w piatek bylam w kinie na Walesie a w sobote jak dzieci poszly spac to nareszcie moglam wyjsc. Jak to fajnie z takimi dlugimi wieczorami!
W sumie dosc zmeczona bylam, bo wczesniej wyciagnelam dzieci na Dalsnuten, gdzie nie bylam chyba od zeszlorocznych zawodow. Na miejscu okazalo sie, ze maja inauguracje akcji "10 szczytgow" i dostalismy specjalne broszurki w ktorych mamy kolekcjonowac znaczki z 10 szczytow w okolicy. Ludzi myla masa, ale pogoda ladna, choc jak wracalismy to sie zachmurzylo, ale padac zaczelo dopiero jak juz bylismy w aucie.
Poza tym przez 90 days of action i dzien 29 mialam straszne zakwasy w lydkach, zwlaszcza w prawej. Normalnie sie zdenerwowalam i zawisilam na chwile dzialania zwiazane z tym planem, do czasu az mnie przestanie bolec
Wracajac do biegania, to chcialam pobiegac troche pod gore,bo sobie mysle: niektorzy to maratony gorskie lataja, a ja dostaje zadyszki pod najmnijesza gorke. Mialam obawy przez te slabosc, ale obralam kurs na wieze telewizyjna i ruszylam. Pierwszy km calkiem spoko choc pod gore, na drugim to sie juz rozbujalam i dalej sie wspinalam zygzakiem. W pewnym momencie zle skrecilam i musialam sie cofnac dosc spory kawalek w dol. No ale szlo calkiem dobrze, naj sie wdrapalam na wzgorze to mialam niezla zadyszke ale tempo trzymalam dobre. Kawalek wyplaszczenia, male kolko na zlapanie oddechu (za szybko) i postanowilam wbiec na sama wieze (niby tylko 250 m i 5%, ale poczatek jest bardziej stromy) i niestety nie udalo sie takze wczlapalam sie jeszcze po schodach na pierwsze pietro, cyknelam fote
i na tarczy wrocilam na dol. Na dol polecialam po lesie, po korzeniach i kamieniach zamiast po asflatowej drodze. O matko, jak to mozna po tym zbiegac!
Pozniej pokrecilam sie po ogrodzie botnaicznym, zbieglam nad male jeziorko i stwierdzilam ze czuje sie na tyle dobrze, ze jeszcze dobije do 10 km.
Przewyzszenia wyszlo razem ok. 160 m czyli nie az tak duzo (myslalam ze bedzie z 200) ale i tam to moj rekodr na 10 km mysle ze jak trafie na dobry dzien, to po plaskim spokojnie ponizej godziny pobiegne. Takze powialo optymizmem pod koniec, pomimo mojej wiezowej porazki.
I przez to wszystko spoznilam sie na eurowizje, niestety nie na tyle, zeby przegapic wystep Polski. Wszystko by bylo dobrze, ale dlaczego ona tak falszowala??????
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
12.05.2014 Poniedzialek
Truchtanie
Dystans: 13 km
Czas: 1 h 25 min
Tempo: 6:31 min/km
Maz stwierdzil, ze w koncu moje bieganie sie na cos przydalo. Trzeba bylo zaprowadzic samochod na przeglad, wiec zaprowadzilam i z warsztatu wrocilam biegiem ale odbierzemy go dzisiaj chyba jednak razem
Dzien byl piekny, pogoda tez, a ze w te okolice to zupelnie sie nie zapuszczam, cieszylam sie bardzo ze sobie tam potruchtam. Na drugim km, jak bylam jeszcze swieza i usmiechnieta, spotkalam kolege z pracy na rowerze wracajacego do domu. Pewnie pomysal ze bieglam w obie strony
Po drodze milalam pola, laki, potem most nad fjordem
morze pachnialo, slonce swiecilo, no cos pieknego.
Za mostem zaczal sie podbieg i tam musze powiedziec ze zaczelam lekko puchnac. Morale nie poprawial widok wiezy telewizyjnej w oddali, skad z reszta mam do domu jeszcze 3 km. Ale jakos szuralam przed siebie. Wkrotce zbieg, ale tylko po to, zeby zaczac dluuugi podbieg kolo centrum handlowego. Tam to juz myslalam "che do domu!". Ale jak sie wyplaczylo to wiedzialam, ze tereaz to juz tylko z gorki.
Jakos sie doczolgalam
Takze nie powiem, ze bieglo sie lekko, ale dalam rade i tempo nie bylo nawet jakies bardzo slimacze. Podczas biegu cos mi prawe kolano lekko dokuczalo, ale porozciagalam, pocwiczylam, wymoczylam w solance i dzis jest spokoj. Zakwasy mam w lydkach, musze teraz dac nogom sie zregenerowac. Bieganie pewnie dopiero w czwartek.
Truchtanie
Dystans: 13 km
Czas: 1 h 25 min
Tempo: 6:31 min/km
Maz stwierdzil, ze w koncu moje bieganie sie na cos przydalo. Trzeba bylo zaprowadzic samochod na przeglad, wiec zaprowadzilam i z warsztatu wrocilam biegiem ale odbierzemy go dzisiaj chyba jednak razem
Dzien byl piekny, pogoda tez, a ze w te okolice to zupelnie sie nie zapuszczam, cieszylam sie bardzo ze sobie tam potruchtam. Na drugim km, jak bylam jeszcze swieza i usmiechnieta, spotkalam kolege z pracy na rowerze wracajacego do domu. Pewnie pomysal ze bieglam w obie strony
Po drodze milalam pola, laki, potem most nad fjordem
morze pachnialo, slonce swiecilo, no cos pieknego.
Za mostem zaczal sie podbieg i tam musze powiedziec ze zaczelam lekko puchnac. Morale nie poprawial widok wiezy telewizyjnej w oddali, skad z reszta mam do domu jeszcze 3 km. Ale jakos szuralam przed siebie. Wkrotce zbieg, ale tylko po to, zeby zaczac dluuugi podbieg kolo centrum handlowego. Tam to juz myslalam "che do domu!". Ale jak sie wyplaczylo to wiedzialam, ze tereaz to juz tylko z gorki.
Jakos sie doczolgalam
Takze nie powiem, ze bieglo sie lekko, ale dalam rade i tempo nie bylo nawet jakies bardzo slimacze. Podczas biegu cos mi prawe kolano lekko dokuczalo, ale porozciagalam, pocwiczylam, wymoczylam w solance i dzis jest spokoj. Zakwasy mam w lydkach, musze teraz dac nogom sie zregenerowac. Bieganie pewnie dopiero w czwartek.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
14.05.2014 Sroda
Truchtanie
Dystans: 6.3 km
Czas: 39 min
Tempo: 6:15 min/km
Niby mialam nie biegac, ale nogi jakos sobie odpoczely, a ze dzisiaj piekne slonce a jutro ma padac, to zal bylo nie skorzystac.
Ale tak troche na sile to bylo, musze przyznac. Pobieglam miedzy domami, choc plan zakladal na plaze, ale strasznie wialo za to pokluczylam sobie troche po wazkich uliczkach pomiedzy pieknymi domkami i sie naogladalam kwiatkow. Kwitna bzy, jablonie, rododendrony, jeszcze jakies pozne tulipany, floksy, jakies zolte krzaki, konwalie nawet. Takze chociaz oczy sie napatrzyly.
Tempo w sumie w miare rowne przez 4 km 6:18/6:20/6:19/6:23, koncowke udalo sie troche przyspieszyc chociaz latwo nie bylo.
I od jutra wracam do zarzuconych cwiczen 90 days of action, bo je zaniedbalam z powodu bolacej lydki i tylko jakies pompki pojedyncze robilam. Teraz lydka nie boli, wiec trzeba wziec sie do roboty tym bardziej, ze widac efekty tych cwiczen!
Truchtanie
Dystans: 6.3 km
Czas: 39 min
Tempo: 6:15 min/km
Niby mialam nie biegac, ale nogi jakos sobie odpoczely, a ze dzisiaj piekne slonce a jutro ma padac, to zal bylo nie skorzystac.
Ale tak troche na sile to bylo, musze przyznac. Pobieglam miedzy domami, choc plan zakladal na plaze, ale strasznie wialo za to pokluczylam sobie troche po wazkich uliczkach pomiedzy pieknymi domkami i sie naogladalam kwiatkow. Kwitna bzy, jablonie, rododendrony, jeszcze jakies pozne tulipany, floksy, jakies zolte krzaki, konwalie nawet. Takze chociaz oczy sie napatrzyly.
Tempo w sumie w miare rowne przez 4 km 6:18/6:20/6:19/6:23, koncowke udalo sie troche przyspieszyc chociaz latwo nie bylo.
I od jutra wracam do zarzuconych cwiczen 90 days of action, bo je zaniedbalam z powodu bolacej lydki i tylko jakies pompki pojedyncze robilam. Teraz lydka nie boli, wiec trzeba wziec sie do roboty tym bardziej, ze widac efekty tych cwiczen!
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
18.05.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 10 km
Czas: 1 h 06 min
Tempo: 6:39 min/km
Wypada choc zaznaczyc te moja wczorajsza porazke
Spontaniczna akcja, maz chcial podjechac do kolegi z sasiedniego miasta wiec zabralam sie z nim i mialam wrocic biegiem wzdluz jezior i pol. Tylko ze nie zdazylam sie dobrze napic i odwiedzic toalety a ze wczoraj mielismy prawdziwe lato, to szybko wyschlam na wior. Mocno rozwazalam czy by nie zapukac do jednego z mijanych domow i nie poprosic o szklanke wody, ale przypomnialo mi sie jak Ylvis z bracmi prosili o wode w Smålandii i stwierdzilam ze sobie podaruje https://www.youtube.com/watch?v=vig2bH0SPIw
co prawda Smålandia w Szwecji, ale oni po jednych pieniadzach
Takze jak w polowie natrafilam na jeden krotki ale mozny podbieg, przeszlam do marszu i to byl koniec. Juz sie do biegu poderwac nie moglam, co chwile na byle jakiej gorce przechodzilam w marsz poza tym brzuch mnie rozbolal i juz tylko myslalam o tym, zeby znalezc sie w domu.
Wiekszosc trasy naprawde malownicza i piekna, musze tam kiedys wrocic w lepszej formie.
Po poludniu za to zabralam dzieci na plaze, bo w koncu nigdy nie wiadomo ile tego lata bedziemy mieli. A bylo naprawde pieknie, tylko woda taaaaka zimnaaa! 10 stopni, podobno. Dzieciom to nie przeszkadzalo, chlapali sie jakby miala ze 20. Poza tym strzepalam sie na mahon wiec wypad udany. Dzis juz pochmurno, a w planach wieczorna wycieczka w gory. Mam nadzieje ze za bardzo nie zmokniemy
Truchtanie
Dystans: 10 km
Czas: 1 h 06 min
Tempo: 6:39 min/km
Wypada choc zaznaczyc te moja wczorajsza porazke
Spontaniczna akcja, maz chcial podjechac do kolegi z sasiedniego miasta wiec zabralam sie z nim i mialam wrocic biegiem wzdluz jezior i pol. Tylko ze nie zdazylam sie dobrze napic i odwiedzic toalety a ze wczoraj mielismy prawdziwe lato, to szybko wyschlam na wior. Mocno rozwazalam czy by nie zapukac do jednego z mijanych domow i nie poprosic o szklanke wody, ale przypomnialo mi sie jak Ylvis z bracmi prosili o wode w Smålandii i stwierdzilam ze sobie podaruje https://www.youtube.com/watch?v=vig2bH0SPIw
co prawda Smålandia w Szwecji, ale oni po jednych pieniadzach
Takze jak w polowie natrafilam na jeden krotki ale mozny podbieg, przeszlam do marszu i to byl koniec. Juz sie do biegu poderwac nie moglam, co chwile na byle jakiej gorce przechodzilam w marsz poza tym brzuch mnie rozbolal i juz tylko myslalam o tym, zeby znalezc sie w domu.
Wiekszosc trasy naprawde malownicza i piekna, musze tam kiedys wrocic w lepszej formie.
Po poludniu za to zabralam dzieci na plaze, bo w koncu nigdy nie wiadomo ile tego lata bedziemy mieli. A bylo naprawde pieknie, tylko woda taaaaka zimnaaa! 10 stopni, podobno. Dzieciom to nie przeszkadzalo, chlapali sie jakby miala ze 20. Poza tym strzepalam sie na mahon wiec wypad udany. Dzis juz pochmurno, a w planach wieczorna wycieczka w gory. Mam nadzieje ze za bardzo nie zmokniemy
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
22.05.2014 Czwartek
Truchtanie
Dystans: 7.5 km
Czas: 44 min
Tempo: 5:50 min/km
Po niedzielnej porazce troche musialam odpaczac od biegania
W poniedzialek wieczorna wycieczka. Mialo byc 6 km, ale wyszlo 7 bosmy sie zgubili. Dwa razy Ale bylo wesolo, a widoki jak zwykle przepiekne.
We wtorek pogoda byla cudowna po poludniu i jak tylko przyszlam do domu, to dzieciaki na mnie napadly, ze chca na wycieczke no to co bylo robic, po kanapce do reki, hot dogi do termosa i jazda. Wyszedl nam godzinny spacer z piknikiem kolo ogromnego kamienia: podobalo sie
Za to wczoraj mnie dopadal migrena i nic nie robilam, o.
Dzisiaj z rana lalo jak z cebra i w ogole nic nie wrozylo, ze jednak pojde pobiegac. Jak weszlam na drugie pietro to dostalam zadyszki
Ale przyszlam do domu, zrobilam obiad, pojadlam, dzieci mi zszargaly nerwy, upieklam drozdzowke z jagodami (moj debiut, ale jaki udany!) i po pochlonieciu jednego malego kawalka rzeczonej drozdzowki wyszlam. W sumie w ostatniej chwili skrecilam nad fiord, bo najpierw chcialam po miescie poszurac, ale wieczor taki piekny, ze szkoda go na miasto marnowac. I tak sobie lece i lece, a tu Gramin pika 1 km ze niby 5:42. No troche z gorki bylo, ale zeby az tak? Postanowilam troche zwolnic i zobaczyc jak sie sytuacja rozwinie. Nastepne wpadly po 6:04 i 6:04 a ja czulam, ze mam jeszcze zapas sily. To dobieglam do plazy, rundka dookola polwyspu i nawrota. W ogole mocno wialo i mnie ten wiatr denerwowal, bo w ogole nie slyszalam audiobooka przez niego. Tak wiec na plazy wlaczylam sobie muze, zeby mi sie lepiej bieglo, bo juz zaczynalo byc ciezko. Pomimo tego 4 km po 5:56. Wtedy wyprzedzil mnie jakis koles i tak ladnie jakos biegl, ze postanowilam go pogonic troszke. Oczywiscie szybko zaczal mi odchodzic, ale 5 km wpadl po 5:23 postanowialm sprobowac jeszcze troche przyspieszyc i 6 km wyszedl po 5:11.
No wtedy dalam sobie troche odpoczac, pol km w truchcie i podbieg na wiadukt pokonany po 5:40 co nie jest rewelacyjnym wynikiem, ale biarac pod uwage wczesniejsze tempa, to chyba jednak calkiem calkiem.
Jestem ogolnie w szoku, ze potrafie tak szybko biegac
Zdjecie z poniedzialku
Truchtanie
Dystans: 7.5 km
Czas: 44 min
Tempo: 5:50 min/km
Po niedzielnej porazce troche musialam odpaczac od biegania
W poniedzialek wieczorna wycieczka. Mialo byc 6 km, ale wyszlo 7 bosmy sie zgubili. Dwa razy Ale bylo wesolo, a widoki jak zwykle przepiekne.
We wtorek pogoda byla cudowna po poludniu i jak tylko przyszlam do domu, to dzieciaki na mnie napadly, ze chca na wycieczke no to co bylo robic, po kanapce do reki, hot dogi do termosa i jazda. Wyszedl nam godzinny spacer z piknikiem kolo ogromnego kamienia: podobalo sie
Za to wczoraj mnie dopadal migrena i nic nie robilam, o.
Dzisiaj z rana lalo jak z cebra i w ogole nic nie wrozylo, ze jednak pojde pobiegac. Jak weszlam na drugie pietro to dostalam zadyszki
Ale przyszlam do domu, zrobilam obiad, pojadlam, dzieci mi zszargaly nerwy, upieklam drozdzowke z jagodami (moj debiut, ale jaki udany!) i po pochlonieciu jednego malego kawalka rzeczonej drozdzowki wyszlam. W sumie w ostatniej chwili skrecilam nad fiord, bo najpierw chcialam po miescie poszurac, ale wieczor taki piekny, ze szkoda go na miasto marnowac. I tak sobie lece i lece, a tu Gramin pika 1 km ze niby 5:42. No troche z gorki bylo, ale zeby az tak? Postanowilam troche zwolnic i zobaczyc jak sie sytuacja rozwinie. Nastepne wpadly po 6:04 i 6:04 a ja czulam, ze mam jeszcze zapas sily. To dobieglam do plazy, rundka dookola polwyspu i nawrota. W ogole mocno wialo i mnie ten wiatr denerwowal, bo w ogole nie slyszalam audiobooka przez niego. Tak wiec na plazy wlaczylam sobie muze, zeby mi sie lepiej bieglo, bo juz zaczynalo byc ciezko. Pomimo tego 4 km po 5:56. Wtedy wyprzedzil mnie jakis koles i tak ladnie jakos biegl, ze postanowilam go pogonic troszke. Oczywiscie szybko zaczal mi odchodzic, ale 5 km wpadl po 5:23 postanowialm sprobowac jeszcze troche przyspieszyc i 6 km wyszedl po 5:11.
No wtedy dalam sobie troche odpoczac, pol km w truchcie i podbieg na wiadukt pokonany po 5:40 co nie jest rewelacyjnym wynikiem, ale biarac pod uwage wczesniejsze tempa, to chyba jednak calkiem calkiem.
Jestem ogolnie w szoku, ze potrafie tak szybko biegac
Zdjecie z poniedzialku
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
25.05.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 11 km
Czas: 1 h 10 min
Tempo: 6:20 min/km
Mialam isc pobiegac w sobote, ale caly dzien (8 godzin) spedzilismy w wesolym miasteczku. Takze juz nie mialam sily na bieganie, zaleglam na kanapie i obejrzalam film. A co!
W niedziele najpierw poszlam z dziecmi na wycieczke zebrac nastempny znaczek (maja juz 3, jeszcze 2 i dostana dyplom). Pozniej chcialam potruchtac ale maz mial jakies zajecia i udalo sie wyjsc dopiero jak dzieci juz lezaly w lozkach. Jak to fajnie jak wieczory sa takie dlugie! wyszlam o 20:10 a sloneczko jeszcze wysoko na niebie
Plan byl zeby pobiegac gorki. Wiec wczlapalam sie najpierw ten kilometr podbiegu, a ze bylo mi dosc chlodno na poczatku to chyba za szybko zaczelam i sie zmeczylam takze jak na 3 km mialam opcje skrecic na gorki czy pobiec prosto, to oczywiscie lenistwo wygralo i pobieglam prosto. Stwierdzilam ze to nie moj dzien dzisiaj. Ogolnie to bieglam sciezka rowerowa, ale przyuwazylam ze w pewnym momencie mozna odbic na sciezka koncka, ktora jest gruntowa. Tak wiec dalam susa i dalej popedzilam tym konskim traktem, co jakis czas omijajac kupy. Takze bieg z przeszkodami byl.
No i troche z gorki bylo, wiec zlapalam drugi oddech i stwierdzilam ze nie chce mi sie z tego zagajnika wychodzic, wiec przebiegne pod obwodnica i jedak robiac troche wieksza petle sprobuje tych gorek. Musze powiedziec, ze jakos weszlo, nawet tak zle nie bylo. To znaczy na szczycie tego najgorszego podbiegu dyszlalam jak parowoz, ale nie przeszlam do marszu. O! Ale tez strategicznie zostalam an konskiej sciezce, gdzie jest zancznie mniej spacerowiczow, wiec jako ze akurat w poblizu nie bylo nikogo, to sobie moglam dyszec i jeczec do woli w sumie powinnam jeszcze jedna petle z tym podbiegiem zrobic, ale juz mialam troche w nogach wiec skierowalam sie w strone domu. Wybralam troszeczke dluzsza droge, ale za to jaka ladna!
Takze jestem zadowolona, chociaz suma przewyzszen nie byla taka duza (136 m). Moj plan jest zagladac to tego zagajnika raz w tygodniu. Szkoda tylko ze zeby do niego dobiec to juz musze sie sporo wspiac, zawsze sie wtedy zmacham
Truchtanie
Dystans: 11 km
Czas: 1 h 10 min
Tempo: 6:20 min/km
Mialam isc pobiegac w sobote, ale caly dzien (8 godzin) spedzilismy w wesolym miasteczku. Takze juz nie mialam sily na bieganie, zaleglam na kanapie i obejrzalam film. A co!
W niedziele najpierw poszlam z dziecmi na wycieczke zebrac nastempny znaczek (maja juz 3, jeszcze 2 i dostana dyplom). Pozniej chcialam potruchtac ale maz mial jakies zajecia i udalo sie wyjsc dopiero jak dzieci juz lezaly w lozkach. Jak to fajnie jak wieczory sa takie dlugie! wyszlam o 20:10 a sloneczko jeszcze wysoko na niebie
Plan byl zeby pobiegac gorki. Wiec wczlapalam sie najpierw ten kilometr podbiegu, a ze bylo mi dosc chlodno na poczatku to chyba za szybko zaczelam i sie zmeczylam takze jak na 3 km mialam opcje skrecic na gorki czy pobiec prosto, to oczywiscie lenistwo wygralo i pobieglam prosto. Stwierdzilam ze to nie moj dzien dzisiaj. Ogolnie to bieglam sciezka rowerowa, ale przyuwazylam ze w pewnym momencie mozna odbic na sciezka koncka, ktora jest gruntowa. Tak wiec dalam susa i dalej popedzilam tym konskim traktem, co jakis czas omijajac kupy. Takze bieg z przeszkodami byl.
No i troche z gorki bylo, wiec zlapalam drugi oddech i stwierdzilam ze nie chce mi sie z tego zagajnika wychodzic, wiec przebiegne pod obwodnica i jedak robiac troche wieksza petle sprobuje tych gorek. Musze powiedziec, ze jakos weszlo, nawet tak zle nie bylo. To znaczy na szczycie tego najgorszego podbiegu dyszlalam jak parowoz, ale nie przeszlam do marszu. O! Ale tez strategicznie zostalam an konskiej sciezce, gdzie jest zancznie mniej spacerowiczow, wiec jako ze akurat w poblizu nie bylo nikogo, to sobie moglam dyszec i jeczec do woli w sumie powinnam jeszcze jedna petle z tym podbiegiem zrobic, ale juz mialam troche w nogach wiec skierowalam sie w strone domu. Wybralam troszeczke dluzsza droge, ale za to jaka ladna!
Takze jestem zadowolona, chociaz suma przewyzszen nie byla taka duza (136 m). Moj plan jest zagladac to tego zagajnika raz w tygodniu. Szkoda tylko ze zeby do niego dobiec to juz musze sie sporo wspiac, zawsze sie wtedy zmacham
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
28.05.2014 Wtorek
Interwaly
Dystans: 6.9 km
Czas: 41 min
Tempo: 5:54 min/km
Wreszcie, po pol roku, postanowilam zrobic uzytek z zegarka i zaprogramowac sobie w nim trening Tak mnie jakos naszlo. Oczywiscie nie mam sily i cierpliwosci zaglebac sie w literature fachowa, wiec zrobilam sobie na czuja
rozgrzewka + 5 x (3' 5:00-5:40/1' trucht) + schlodzenie
zupelnie nie wiedzialam jak mi pojdzie i czego sie spodziewac. Na wszelki wypadek wlaczylam sobie muzyke, zeby nie musiec sie skupiac na audiobooku i interwalach na raz. Troche slabo sie czulam, ale poszlam bo jak sobie wszystko juz zaplanowalam to bylam bardzo ciekawa jak mi pojdzie
Na rozgrzewce nogi bardzo ciezkie, ale postanowilam jednak sporbowac. Pierwsze powtorzenie szlo dosc ciezko, drugie bylo w wiekszosci na podbiegu to tez slabo, a minuta przerwy to wcale nie az tak duzo ale trzecie juz lekko z gorki i sie rozbujalam, czwarte i piate juz elegancko. Pozniej ok. km odpoczynek i podbieg na wiadukt, po 4:53
Zmachalam sie, nie powiem. I jeszcze do tego jakis taki dyskomfort w piszczelach poczulam. Przy ucisku nic nie boli, ale to chyba od spietych lydek mnie ciagnie. Robie sobie ze dwa dni przerwy i duzo rozciagania.
Tempa jeszcze ku pamieci zapisze:
5:30/6:41/5:22/6:26/5:20/6:59/5:08/6:39/5:13
Jakby ktos mial jakas konstruktywna krytyke, to z przyjemnoscia przeczytam
Interwaly
Dystans: 6.9 km
Czas: 41 min
Tempo: 5:54 min/km
Wreszcie, po pol roku, postanowilam zrobic uzytek z zegarka i zaprogramowac sobie w nim trening Tak mnie jakos naszlo. Oczywiscie nie mam sily i cierpliwosci zaglebac sie w literature fachowa, wiec zrobilam sobie na czuja
rozgrzewka + 5 x (3' 5:00-5:40/1' trucht) + schlodzenie
zupelnie nie wiedzialam jak mi pojdzie i czego sie spodziewac. Na wszelki wypadek wlaczylam sobie muzyke, zeby nie musiec sie skupiac na audiobooku i interwalach na raz. Troche slabo sie czulam, ale poszlam bo jak sobie wszystko juz zaplanowalam to bylam bardzo ciekawa jak mi pojdzie
Na rozgrzewce nogi bardzo ciezkie, ale postanowilam jednak sporbowac. Pierwsze powtorzenie szlo dosc ciezko, drugie bylo w wiekszosci na podbiegu to tez slabo, a minuta przerwy to wcale nie az tak duzo ale trzecie juz lekko z gorki i sie rozbujalam, czwarte i piate juz elegancko. Pozniej ok. km odpoczynek i podbieg na wiadukt, po 4:53
Zmachalam sie, nie powiem. I jeszcze do tego jakis taki dyskomfort w piszczelach poczulam. Przy ucisku nic nie boli, ale to chyba od spietych lydek mnie ciagnie. Robie sobie ze dwa dni przerwy i duzo rozciagania.
Tempa jeszcze ku pamieci zapisze:
5:30/6:41/5:22/6:26/5:20/6:59/5:08/6:39/5:13
Jakby ktos mial jakas konstruktywna krytyke, to z przyjemnoscia przeczytam
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
30.05.2014 Piatek
Truchtanie
Dystans: 10 km
Czas: 1 h 4 min
Tempo: 6:22 min/km
No to se zalatwilam.
Ale od poczatku.
Juz od jakiegos czasu nosilam sie z zamiarem zakupu butow. Po dlugim i doglebnym procesie tentegowania w glowie zamowilam te
jako ze maja duzo amortyzacji i jeszcze do tego jakas membrane, a moje adidasy z goretexem dostaly dziury. Buty przyszly w zeszlym tygodniu, wiec czas najwyzszy bylo je wyprobowac. Rozmiar wydawal sie OK, choc moze moglyby byc pol numeru wieksze. Ale polowek nie produkuja. Jak wywalilam wkladke to byly ok na dlugosc, ale bardzo szerokie. Jak je zasznurowalam porzadnie to zaczely sie marszczyc przy noskach no nic, postanowilam wlozyc wkladki spowrotem i sobie poszurac na wyspe i dobic do 100 km w maju (moj rekord ). Na poczatku bylo megakomfortowo, mieciutko i milutko, tak jak sobie umyslilam. Wiec sie tocze powolutku na wyspe, ale po 3 km jak mialam wbiegac na most,cos mnie zaczyna kluc w prawej stopie. Zatrzymalam sie, przesznurowalam, poprawilam wkladke i pobieglam dalej. Ale klucie sie utrzymalo. Wiec postanowilam wywalic wkladki. Na chile pomoglo, dobieglam do 5 km i zawrocilam. Za to buty zaczely mnie ocierac teraz w obydwie stopy na raz. Po kolejnym km wlozylam wkladki, ale sytuacja byla nieciekawa. Z zalem ogladalam sie za autobusem ktory jechal w strone domu, a ja nie mialam ze soba pieniedzy. Ale mysle sobie ze nie jest tak zle, ze jeszcze tylko 4 km i bede w domu. No i tak szuram i szuram, a stopy bola coraz bardziej. No jakbym tam jakas tarke miala w srodku. Chcac zakonczyc to jak najszybciej przyspieszylam. Jak mi pyknelo 10 km to wylaczylam zegarek i pol km do domu doszlam. Ale jeszcze nie wiedzialam jakie kuku sobie zrobilam. Dopiero jak zdjelam buty i chcialam sie porozciagac, poczulam szczypanie. I wtedy to juz sie balam zdjac skarpetki okazalo sie ze na obydwoch stopach zrobilam sobie mega pecherze pomiedzy srodstopiem a lukiem stopy, z czego ten na lewej stopie juz byl zerwany w zasadzie na calej powierzchni a ten na prawej zaledwie pekniety. Jak weszlam pod prysznic to myslalam ze zejde, tak szczypalo.
Dzis mialam isc z dziecmi zebrac ostatni znaczek z okolicznych gorek zeby mogli dostac dyplom, ale chyba nie dam rady.
Z butami nie wiem co zrobic, mam ochote je wywalic
Truchtanie
Dystans: 10 km
Czas: 1 h 4 min
Tempo: 6:22 min/km
No to se zalatwilam.
Ale od poczatku.
Juz od jakiegos czasu nosilam sie z zamiarem zakupu butow. Po dlugim i doglebnym procesie tentegowania w glowie zamowilam te
jako ze maja duzo amortyzacji i jeszcze do tego jakas membrane, a moje adidasy z goretexem dostaly dziury. Buty przyszly w zeszlym tygodniu, wiec czas najwyzszy bylo je wyprobowac. Rozmiar wydawal sie OK, choc moze moglyby byc pol numeru wieksze. Ale polowek nie produkuja. Jak wywalilam wkladke to byly ok na dlugosc, ale bardzo szerokie. Jak je zasznurowalam porzadnie to zaczely sie marszczyc przy noskach no nic, postanowilam wlozyc wkladki spowrotem i sobie poszurac na wyspe i dobic do 100 km w maju (moj rekord ). Na poczatku bylo megakomfortowo, mieciutko i milutko, tak jak sobie umyslilam. Wiec sie tocze powolutku na wyspe, ale po 3 km jak mialam wbiegac na most,cos mnie zaczyna kluc w prawej stopie. Zatrzymalam sie, przesznurowalam, poprawilam wkladke i pobieglam dalej. Ale klucie sie utrzymalo. Wiec postanowilam wywalic wkladki. Na chile pomoglo, dobieglam do 5 km i zawrocilam. Za to buty zaczely mnie ocierac teraz w obydwie stopy na raz. Po kolejnym km wlozylam wkladki, ale sytuacja byla nieciekawa. Z zalem ogladalam sie za autobusem ktory jechal w strone domu, a ja nie mialam ze soba pieniedzy. Ale mysle sobie ze nie jest tak zle, ze jeszcze tylko 4 km i bede w domu. No i tak szuram i szuram, a stopy bola coraz bardziej. No jakbym tam jakas tarke miala w srodku. Chcac zakonczyc to jak najszybciej przyspieszylam. Jak mi pyknelo 10 km to wylaczylam zegarek i pol km do domu doszlam. Ale jeszcze nie wiedzialam jakie kuku sobie zrobilam. Dopiero jak zdjelam buty i chcialam sie porozciagac, poczulam szczypanie. I wtedy to juz sie balam zdjac skarpetki okazalo sie ze na obydwoch stopach zrobilam sobie mega pecherze pomiedzy srodstopiem a lukiem stopy, z czego ten na lewej stopie juz byl zerwany w zasadzie na calej powierzchni a ten na prawej zaledwie pekniety. Jak weszlam pod prysznic to myslalam ze zejde, tak szczypalo.
Dzis mialam isc z dziecmi zebrac ostatni znaczek z okolicznych gorek zeby mogli dostac dyplom, ale chyba nie dam rady.
Z butami nie wiem co zrobic, mam ochote je wywalic
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
08.06.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 8 km
Czas: 50 min
Tempo: 6:21 min/km
Nareszcie, po dlugiej chwili oczekiwania...
stopy mi sie jako-tako zagoily i moglam wyjsc poszurac. Jeszcze wczoraj wyszlam z dziecmi i szwagierka w gory i nic a nic mnie nie bolalo, wiec stwierdzilam, ze moge.
W ogole to jeszcze chcialam sie taka refleksja podzielic, ze jednak jak jest dwojka doroslych,to znacznie lepiej sie z dziecmi chodzi po gorach.
Pogoda byla piekna, widoki tez, to chyba moj ulubiony szczyt. Tu jeszcze slit focia
A dzis poszlismy cala rodzina w takie miejsce
i tez bylo fajnie
a bieganie takie tam troche z obawami, troche na zmeczaniu, ale wieczor taki piekny, ze mozna bylo sie ponapawac pobieglam na pagorki przy morzu i choc suma przewyzszen nie powala, to jednak slabo wchodzily... jeszcze pod domem braklo mi 230 m do pelnych 8 km i postanowilam ta ostatnia gorke co ja zawsze podchodze podbiec. I biegne, biegne, juz mysle ze Garmin powinien pikac, patrze, a tu jeszcze 100 m dobieglam i padlam.
I w ogole goraco sie zrobilo, a caly dzien slonce za chmurami bylo i jakis taki chlodek. A wieczorem pelna lampa takze sie gotowalam troszku. Ale to nic, ja na gorac tutaj na pewno nie bede narzekac. jutro do poludnia tez ma tak byc, pojdziemy sie poplazowac z dziecmi a co, trzeba z lata korzystac bo w tym roku to przyszlo wczesnie i normalnie nas tu rozpieszcza!
Uwielbiam takie lato w Norwegii!
Truchtanie
Dystans: 8 km
Czas: 50 min
Tempo: 6:21 min/km
Nareszcie, po dlugiej chwili oczekiwania...
stopy mi sie jako-tako zagoily i moglam wyjsc poszurac. Jeszcze wczoraj wyszlam z dziecmi i szwagierka w gory i nic a nic mnie nie bolalo, wiec stwierdzilam, ze moge.
W ogole to jeszcze chcialam sie taka refleksja podzielic, ze jednak jak jest dwojka doroslych,to znacznie lepiej sie z dziecmi chodzi po gorach.
Pogoda byla piekna, widoki tez, to chyba moj ulubiony szczyt. Tu jeszcze slit focia
A dzis poszlismy cala rodzina w takie miejsce
i tez bylo fajnie
a bieganie takie tam troche z obawami, troche na zmeczaniu, ale wieczor taki piekny, ze mozna bylo sie ponapawac pobieglam na pagorki przy morzu i choc suma przewyzszen nie powala, to jednak slabo wchodzily... jeszcze pod domem braklo mi 230 m do pelnych 8 km i postanowilam ta ostatnia gorke co ja zawsze podchodze podbiec. I biegne, biegne, juz mysle ze Garmin powinien pikac, patrze, a tu jeszcze 100 m dobieglam i padlam.
I w ogole goraco sie zrobilo, a caly dzien slonce za chmurami bylo i jakis taki chlodek. A wieczorem pelna lampa takze sie gotowalam troszku. Ale to nic, ja na gorac tutaj na pewno nie bede narzekac. jutro do poludnia tez ma tak byc, pojdziemy sie poplazowac z dziecmi a co, trzeba z lata korzystac bo w tym roku to przyszlo wczesnie i normalnie nas tu rozpieszcza!
Uwielbiam takie lato w Norwegii!
Ostatnio zmieniony 10 cze 2014, 21:16 przez Gryzzelda, łącznie zmieniany 1 raz.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
10.06.2014 Wtorek
Truchtanie
Dystans: 6.8 km
Czas: 41 min
Tempo: 6:01 min/km
Mielismy isc na wieczorna wycieczke, ale na popoludnie zapowiadali burze, wiec wylorawa w gory byla srednim pomyslem. I rzeczywiscie, po upalnym poranku ok. 15 lunelo. Ja czulam sie okropnie przez te zmiany cisnienia, ale jakos trzeba bylo przetrwac popoludnie, dziecko na urodziny zawiezc i przywiezc, z drugim sie pobawic i jakos sie przekulalam. To jak sie przekulalam, to ubralam ciuchy biegowe i wyszlam, bo i sie rozpogodzilo.
Pobieglam BNP, no nie do konca, bo koncoweczka jednak troszku slabiej, ale ogolnie jestem zadowolona. Zmeczylam sie, ale tak pozytywnie
w ogole pelno biegaczy wypelzlo wszedzie.
Truchtanie
Dystans: 6.8 km
Czas: 41 min
Tempo: 6:01 min/km
Mielismy isc na wieczorna wycieczke, ale na popoludnie zapowiadali burze, wiec wylorawa w gory byla srednim pomyslem. I rzeczywiscie, po upalnym poranku ok. 15 lunelo. Ja czulam sie okropnie przez te zmiany cisnienia, ale jakos trzeba bylo przetrwac popoludnie, dziecko na urodziny zawiezc i przywiezc, z drugim sie pobawic i jakos sie przekulalam. To jak sie przekulalam, to ubralam ciuchy biegowe i wyszlam, bo i sie rozpogodzilo.
Pobieglam BNP, no nie do konca, bo koncoweczka jednak troszku slabiej, ale ogolnie jestem zadowolona. Zmeczylam sie, ale tak pozytywnie
w ogole pelno biegaczy wypelzlo wszedzie.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
15.06.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 13.3 km
Czas: 1 h 24 min
Tempo: 6:17 min/km
Od wtorku czulam taka niemoc, ze az strach... w srode jiz myslelam zeby nie isc na wycieczke, ale jakos tak mi nie pasowalo jako organizatorowi... wiec wpadlo ponad 7 km po pieknym terenie, ale umeczylam sie okrutnie. Takze do wczoraj biegania nie bylo, tylko w sobote i niedziele wycieczka z dziecmi w zolwim tempie.
No a wczoraj wieczorem juz nie wytrzymalam. Wieczor piekny, troche wietrzny ale za to przyjamnie chlodny, tak 15 stopni. Kazalam sie wyweizc na wyspe, skad jak sobie obliczyma na google maps mialam miec do domu jakies 8 km. Ale ze byly jakies roboty drogowe to musielismy pojechac troche dalej, no i ja sobie policzylam ta trase po ulicy. A jak zaczelam biec, to od razu trafilam na sciezke najpierw w lesie, a potem wzdluz brzegu. I bylo tak pieknie, ze na ulice wcale mi sie bie chcialo wracac. Raz przez przypadek na nia wbieglam, ale szybko zawrocilam nad morze. I w ten oto sposob z 8 km zrobilo sie 13, ale w jakze pieknych okolicznosciach przyrody!
Tutaj jeszcze mapka do moich poczynan: Zdjecie nie moje, ale tamtedy bieglam i nawet niebo wygladalo podobnie:
Bieglo sie dobrze jak dawno, na moscie dostalam wiatr w plecy to juz zupelnie lekko sie bieglo. To jak dotychczas najdluzszy dystans w Minimusach i dzis troche lydki czuje, ale generalnie jest OK
Truchtanie
Dystans: 13.3 km
Czas: 1 h 24 min
Tempo: 6:17 min/km
Od wtorku czulam taka niemoc, ze az strach... w srode jiz myslelam zeby nie isc na wycieczke, ale jakos tak mi nie pasowalo jako organizatorowi... wiec wpadlo ponad 7 km po pieknym terenie, ale umeczylam sie okrutnie. Takze do wczoraj biegania nie bylo, tylko w sobote i niedziele wycieczka z dziecmi w zolwim tempie.
No a wczoraj wieczorem juz nie wytrzymalam. Wieczor piekny, troche wietrzny ale za to przyjamnie chlodny, tak 15 stopni. Kazalam sie wyweizc na wyspe, skad jak sobie obliczyma na google maps mialam miec do domu jakies 8 km. Ale ze byly jakies roboty drogowe to musielismy pojechac troche dalej, no i ja sobie policzylam ta trase po ulicy. A jak zaczelam biec, to od razu trafilam na sciezke najpierw w lesie, a potem wzdluz brzegu. I bylo tak pieknie, ze na ulice wcale mi sie bie chcialo wracac. Raz przez przypadek na nia wbieglam, ale szybko zawrocilam nad morze. I w ten oto sposob z 8 km zrobilo sie 13, ale w jakze pieknych okolicznosciach przyrody!
Tutaj jeszcze mapka do moich poczynan: Zdjecie nie moje, ale tamtedy bieglam i nawet niebo wygladalo podobnie:
Bieglo sie dobrze jak dawno, na moscie dostalam wiatr w plecy to juz zupelnie lekko sie bieglo. To jak dotychczas najdluzszy dystans w Minimusach i dzis troche lydki czuje, ale generalnie jest OK
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
27.06.2014 Piatek
Szuranie
Dystans: 6.4 km
Czas: 44 min
Tempo: 6:49 min/km
Niemocy ciag dalszy... no nie skladalo mi sie na bieganie zupelnie. Zeszly weekend mielismy bardzo intensywny, lazenie z dzieciakami i babcia po gorach, to musialam potem odchorwac w sumie juz od srody chcialam isc na lekki rozruch, ale zarowno w srode jak i w czwartek maz mi pokrzyzowal plany. Za to dzisiaj poszlam, a co!
Nie powiem, bylo ciezko. Nogi z olowiu, oddech plytki. Jeszcze to cale cholerstow pyli teraz na potege, deszczu nie ma, bieganie jak w jakiejs cholernej pylkowej zawiesinie.
Takze przeczlapalam sobie 6 km bez zalozen, po prostu zeby rozruszac zastale miesnie. Powoli, powoli, bo sie ... (wiadomo co sie stanie). Nastepny rozruch planuje w niedziele, ale Ania cos jeczy ze chce ze mna pobiegac, to moze "pobiegamy" jutro.
Dla zainteresowanych, zdjecia z wyprawy do stop lodowca Buarbreen:
miejscami trzeba sie bylo posilkowac linami
dolina polodowcowa. Nie wiem dlaczego wyglada plasko na tym zdjeciu
i takie atrakcje tez byly
tu widac jak rzeka wyplywa z lodowca. Jedno szczescie, bo nam sie woda po dordze skonczyla
u stop lodowca
posilek regeneracyjny
Szuranie
Dystans: 6.4 km
Czas: 44 min
Tempo: 6:49 min/km
Niemocy ciag dalszy... no nie skladalo mi sie na bieganie zupelnie. Zeszly weekend mielismy bardzo intensywny, lazenie z dzieciakami i babcia po gorach, to musialam potem odchorwac w sumie juz od srody chcialam isc na lekki rozruch, ale zarowno w srode jak i w czwartek maz mi pokrzyzowal plany. Za to dzisiaj poszlam, a co!
Nie powiem, bylo ciezko. Nogi z olowiu, oddech plytki. Jeszcze to cale cholerstow pyli teraz na potege, deszczu nie ma, bieganie jak w jakiejs cholernej pylkowej zawiesinie.
Takze przeczlapalam sobie 6 km bez zalozen, po prostu zeby rozruszac zastale miesnie. Powoli, powoli, bo sie ... (wiadomo co sie stanie). Nastepny rozruch planuje w niedziele, ale Ania cos jeczy ze chce ze mna pobiegac, to moze "pobiegamy" jutro.
Dla zainteresowanych, zdjecia z wyprawy do stop lodowca Buarbreen:
miejscami trzeba sie bylo posilkowac linami
dolina polodowcowa. Nie wiem dlaczego wyglada plasko na tym zdjeciu
i takie atrakcje tez byly
tu widac jak rzeka wyplywa z lodowca. Jedno szczescie, bo nam sie woda po dordze skonczyla
u stop lodowca
posilek regeneracyjny
- Gryzzelda
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1710
- Rejestracja: 29 cze 2012, 21:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
29.06.2014 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 13 km
Czas: 1 h 23 min
Tempo: 6:25 min/km
No to niemoc chyba pokonana.
Caly weekend odpoczywalismy w domu, bo dzieci troche kaszlaly, wiec pomimo pieknej pogody na zadna wycieczke sie nie wybralismy. No i dobrze, bo ile mozna za to rozmrozilam lodowke i umylam okna, ustanawiajac przy tym record predkosci. Ale jakosc nie poszla w parze z szybkoscia i teraz czekam na deszcz, zeby milosciwie zmyl te niedorobki
Wracajac do tematu biegowego.
Kazalam sie wieczorem wywiezc prawie na Tanager, zeby sie przebiec brzegiem Harfsfjordu. Sciezka byla bardzo malownicza, wzdluz samego brzegu, o tak to wygladalo (zdjecie pozyczone)
i tak sobie truchtam i truchtam, zwawo mi wychodzi ale se mysle ze zlapalam rytm i juz nie bede na sile zwalniac tylko sie pokulam po te 6:15-6:18. I tak sie kulalam i napawalam okolicznosciami przyrody do 6 km, gdzie co prawda strzalka kazala skrecac miedzy domy, ale ja z mapy pamietalam ze sciezka ma prowadzic wzdluz wody caly czas. No i sie wpakowalam najpierw podobieg w lesie na szczyt klifu, potem gallop po kamlotach w lesie, cudem uniknieta wywrota, troche w dol i znowu w gore na klif. Na dol tak stromo, ze prawie sie balam schodzic, ale zeszlam i juz prawie odetchnelam z ulga, gdy zobaczylam nastepne 500 m "sciezki": mokre kalmoty lezace w blotku. Dwa razy niezle sie uslizgnelam, ale cudem zachowalam rownowage. Jak wreszcie wylazlam na prawdziwa sciezke, tetno mialam w kosmosie, a Garmin obiwescil koniec 6 km po 8:34 takze chwile dochodzilam do siebie, kolejne km letko pod gore, chociaz chcialam wybrac troszke dluzsza, ale bardziej plaska (przynajmniej z poczatku) trase. Rozsadek zwyciezyl, bo przeciez trasa i bez ododatkowego "objazdu" byla juz dosc dluga. I jak sie wczlapalam na ten pagorek odgradzajacy fiordy od siebie, pomknelam w strone domu i ostatnie 3 km weszly po ok. 5:50.
Ogolnie bardzo fajnie bylo, super sie odkrywa takie malownicze sciezki w swoim miescie. Jeszcze na pewno tam wroce! Moze tylko w drugo stone pobiegne i kaze sie odebrac, zeby te najbardziej urokliwe zakatki miec pod koniec trasy.
Jeszcze jedno zdjecie z seszlego weeknedu wkleje, a co!
Låtefossen
Truchtanie
Dystans: 13 km
Czas: 1 h 23 min
Tempo: 6:25 min/km
No to niemoc chyba pokonana.
Caly weekend odpoczywalismy w domu, bo dzieci troche kaszlaly, wiec pomimo pieknej pogody na zadna wycieczke sie nie wybralismy. No i dobrze, bo ile mozna za to rozmrozilam lodowke i umylam okna, ustanawiajac przy tym record predkosci. Ale jakosc nie poszla w parze z szybkoscia i teraz czekam na deszcz, zeby milosciwie zmyl te niedorobki
Wracajac do tematu biegowego.
Kazalam sie wieczorem wywiezc prawie na Tanager, zeby sie przebiec brzegiem Harfsfjordu. Sciezka byla bardzo malownicza, wzdluz samego brzegu, o tak to wygladalo (zdjecie pozyczone)
i tak sobie truchtam i truchtam, zwawo mi wychodzi ale se mysle ze zlapalam rytm i juz nie bede na sile zwalniac tylko sie pokulam po te 6:15-6:18. I tak sie kulalam i napawalam okolicznosciami przyrody do 6 km, gdzie co prawda strzalka kazala skrecac miedzy domy, ale ja z mapy pamietalam ze sciezka ma prowadzic wzdluz wody caly czas. No i sie wpakowalam najpierw podobieg w lesie na szczyt klifu, potem gallop po kamlotach w lesie, cudem uniknieta wywrota, troche w dol i znowu w gore na klif. Na dol tak stromo, ze prawie sie balam schodzic, ale zeszlam i juz prawie odetchnelam z ulga, gdy zobaczylam nastepne 500 m "sciezki": mokre kalmoty lezace w blotku. Dwa razy niezle sie uslizgnelam, ale cudem zachowalam rownowage. Jak wreszcie wylazlam na prawdziwa sciezke, tetno mialam w kosmosie, a Garmin obiwescil koniec 6 km po 8:34 takze chwile dochodzilam do siebie, kolejne km letko pod gore, chociaz chcialam wybrac troszke dluzsza, ale bardziej plaska (przynajmniej z poczatku) trase. Rozsadek zwyciezyl, bo przeciez trasa i bez ododatkowego "objazdu" byla juz dosc dluga. I jak sie wczlapalam na ten pagorek odgradzajacy fiordy od siebie, pomknelam w strone domu i ostatnie 3 km weszly po ok. 5:50.
Ogolnie bardzo fajnie bylo, super sie odkrywa takie malownicze sciezki w swoim miescie. Jeszcze na pewno tam wroce! Moze tylko w drugo stone pobiegne i kaze sie odebrac, zeby te najbardziej urokliwe zakatki miec pod koniec trasy.
Jeszcze jedno zdjecie z seszlego weeknedu wkleje, a co!
Låtefossen