niedziela, 21 października
II Samsung Halfmarathon
Czas netto: 2:13:30
średnie tempo: 6:20
średnie tętno: 167
max tętno: 177
Do Szamotuł pojechałam już w sobotę, bo nie było żadnego pociągu, którym bym mogła dojechać rano na czas. Znaczy się był, ale jakoś o 4 rano czy coś w tym guście, czyli bez sensu. Na szczęście można było zarezerwować nocleg w pobliskim internacie, który był całkiem spoko, nawet miałam cały pokój 4-osobowy dla siebie. Odebrałam pakiet, zjadłam rozgotowany makaron na pasta party (odbywało się w klasie szkolnej, dobrze, że telewizor był i leciała Magda Gessler

), potem poszłam do internatu i zasadniczo przed 22-gą zgasiłam światło.
W niedzielę zbudziłam się wcześnie, szybkie i lekkie śniadanko, po czym poszłam w stronę biura zawodów. Tam spotkałyśmy się z Anią, co było, Ania pisała, więc nie będę się powtarzać. Z ciekawostek - przymierzyłam jedne Adasie, którymi byłam zainteresowana, niestety były ciut za duże i nie wiem, czy cisnęły mnie w podbicie ze względu na generalnie dziwną konstrukcję, czy też niedopasowanie do mojej stopy. Było zimno i zastanawiałam się, co z tymi prognozami o 17 stopniach i słonecznym, prawie bezchmurnym dniu

No ale trzeba było oddać graty do depozytu, więc chcąc nie chcąc ruszyłyśmy z Anią się rozgrzać. A w tłumie na starcie było już ciepło

Armata na start jak huknęła, to aż cały tłum podskoczył. Ruszyliśmy. Pierwsze kilometry szły zgodnie z planem, mijały dość szybko, zwłaszcza, że zapoznałam się na trasie z paroma miłymi osobami. Pierwsze 5 km w 30:29. Na wodopoju krótki marsz, żeby się nie oblać wodą (u mnie jakoś ten patent ze zgniataniem kubka w dziubek nie działa, nie wiem, czemu), potem dalej w długą. Mgła była taka, że nie wiadomo było, gdzie jesteśmy, gdzie są wszyscy i jak daleko przede mną są wszyscy inni. Drugie 5 km też w miarę żwawo, 30:55 - ze względu na wodopój. Po 10 km zaczęłam być świadoma mojego kolana, ale nieco przyspieszyłam. A co! Ponieważ stawka się nieco rozciągnęła, osób przede mną prawie nie było widać, ale dogoniła mnie jedna laska, więc sobie razem biegłyśmy, raz szybciej (nieco poniżej 6:00 min na km), raz wolniej. I rozmawiałyśmy o bolących kolanach

Ok. 14 km miałam lekki kryzys, ale w sumie minął po kilku minutach. Po trzecim wodopoju nawet odzyskałam wigor. Trzecie 5 km poszło w 30:46 - ewidentnie szłam na rekord

Niestety, w okolicy 17 km ból w kolanie był już na tyle ostry, że przeszłam do marszu. Decyzja ciężka, ale konieczna. Jak tylko ból się zmniejszał, podbiegałam, i to żwawo, bo siły były. Jak się zwiększał, znowu przechodziłam do marszu. Ogólnie byłam przekonana, że wynik będzie fatalny, wstyd i masakra, i w ogóle Ania zmarznie czekając na mnie na tej mecie...

Aż wtem usłyszałam: "Kaczita, CO JEST?! Dajesz!" - i Ania wyłoniła się z mgły

I tak te ostatnie dwa kilometry zeszły mi dość szybko, pod koniec nawet udało się zacisnąć zęby i zafiniszować

W tle widać, jak Ania schodzi za barierki
Dzisiaj kolano nadal nieco boli, ale już mniej i nie cały czas. Najbardziej chyba jak schodzę po schodach. Chyba jest to ITBS, chociaż boli mnie pod kolanem, a nie nad (zresztą nie wiem, gdzie dokładnie boli przy ITBS-ie, oprócz tego, że po zewnętrznej stronie kolana). Kupiłam już wielką butlę Coli Zero do rolowania, w pracy rozciągałam pasmo, mam nadzieję, że za parę dni mi przejdzie. Opuchlizny prawie nie ma (musiałam naprawdę mocno się przyglądać, żeby ją zobaczyć), macanie nie boli, jestem dobrej myśli

Trochę żal tego biegu, bo mogło być naprawdę nieźle, zwłaszcza, że dzisiaj nie mam nawet śladu zakwasów. A po Warszawie miałam, nawet mięśni brzucha

No ale zdrowie najważniejsze, a jeszcze mnóstwo zawodów przede mną. Poza tym było naprawdę fajnie, a piwko po biegu było przepyszne (
mimo, że to lane Tyskie 
).
Stay tuned!