
Jakiś czas temu Tomek @elektrod dał znać, że ruszają zapisy na "Bielika".
Nigdy tych zawodów nie biegłem, ale wiedziałem o nich i samą trasę zawodów znałem bardzo dobrze.
Kilka razy już wspominałem w swoim blogu o bieganiu na Szlaku Bielika.
Dałem znać Przemkowi i Monice. Szybka akcja i się wszyscy zapisaliśmy.
Jedna sprawa nie dotarła do nas od razu, że zawody są w sobotę o 10:30

Monika jest koordynatorką naszego Parkrun i niestety zawody te z lekka kolidowały, ale finalnie temat został ogarnięty - znalazło się zastępstwo do koordynowania.
Zawody to "one way ticket"
Od razu powiedziałem Przemkowi i Monice, że z Pargowa wrócimy do Siadła Dolnego biegiem, ale po odpoczynku w Pargowie. Tam był przewidziany piknik po zawodach. Później do tej propozycji dołączył się też Tomek.
Po Dębnie zrobiłem tylko kilka biegów spokojnych. Niestety, cały czas trzymają mnie zatoki.
Cholerstwo nie puszcza już ponad miesiąc. W środę idę na trzecią wizytę lekarską.
Nic nie pomaga, w tym leki antyhistaminowe. Ech ..

Starałem się za to, robić wszystkie biegi, jak było najbardziej ciepło, by łapać aklimatyzację.
We wtorek 21 maja poszedłem na stadion zrobić akcent.
Wcześniej zrobiłem 12 km spaceru, załatwiając sprawy. Garmin sugerował spokojną bazę, ja jednak ustawiłem sobie swoje interwały:
- 1600m T5 +
- 8x 400m T3 na przerwach 1 min.
Tej drugiej części nie planowałem robić na siłę. Postanowiłem skończyć, jak już będzie zbyt mocne rzeźbienie.
Skończyłem po 4x.

Zapewne na siłę bym jeszcze ze dwa razy zrobił, ale to już byłoby za dużo.
Patelnia i gorący wiatr. Trochę cienia tylko na krótkim prawym łuku bieżni.
Bieg był w nowych i tanich Asics Gel-Nimbus Lite 3.

Buty miękkie, wąskie i niestety nie na tę porę roku. Stopy mi się w nich gotowały. Będą do klepania km zimną porą roku.
Na żużlowym stadionie, przy szybszym tempie miałem wrażenie, że muszę więcej wkładać wysiłku, by mieć wybicie. Może to jednak była kwestia pogody i ogólnego zmęczenia.
Garmin wykrył próg:

W środę zapętliłem się na górce "Ale urwał". Zrobiłem spokojnie 10 km z ~260m przewyższeń.

Było oczywiście parno i duszno.
2 dni wcześniej, dół tej ulicy, gdzie zaczynałem podbiegi, tak wyglądał:
https://www.facebook.com/10006767241815 ... 5947333982
Do soboty już nie biegałem.
Auto musiałem zostawić w ASO. Na zawody postanowiłem pojechać rowerem.
Start był w Siadle Dolnym. Z domu mam tam 10 km.
Dzień zawodów - sobota 25 maja
W sobotę obudziłem się z dużym bólem głowy. W nocy budziłem się kilka razy przez zapchany nos.
Nie przesadzam z kroplami, więc się jakoś przemęczyłem do rana.
Musiałem wziąć tabletkę na ból głowy. Zjadłem dwie kanapki, wypiłem kawę.
Zabierałem kamizelkę biegową i dwie softflaski 0,5l. Do jednej nalałem wody, a do drugiej rozpuszczony Maurten.
Byłem z lekka zrezygnowany.
W ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Postanowiłem potruchtać do Siadła Dolnego. Tam zakładałem, że zawody też przetruchtam. Odpoczniemy w Pargowie i w zależności jak się będę czuł, to zdecyduję, jak wrócić.
Była możliwość powrotu autobusem.
Żona była przekonana, że pojechałem rowerem

Przed samym wyjściem użyłem jeszcze Otrivin. Ze sobą zabrałem Muggę.
Z domu wybiegłem tuż przed 9.00.
Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/15566409532
Truchtałem spokojnie a puls i tak miałem wysoki. Fakt, że teren był z lekka pofalowany.
W kamizelce Salomona, którą zabrałem, softflaski są dość nisko:

Bardziej by tam pasowały te z rurkami. By się napić, to musiałem mocno schylać głowę lub podnosić ręką flaszkę z kamizelką. Piszę o tym, bo będzie to miało większe znaczenie w czasie zawodów.
Na razie piłem samą wodę.
Po niecałej godzinie dotarłem na miejsce. Do startu było jeszcze pół godzinki.
Monika z Przemkiem i Tomek już byli na miejscu. Pierwszych zauważyłem chłopaków.

Uzupełniłem wodę w softflasce. Zjadłem tubkę owsianki Lubella.
Czas szybko zleciał. Ustawiliśmy się przed linią startu.

Trasę biegu obrazuje to nagranie:
https://www.youtube.com/watch?v=ugC-RG1M1KQ
Profil trasy:

O równej 10.30 ruszyliśmy.
Postanowiłem biec całość na samopoczucie, w ogóle nie patrzeć na zegarek. Tak też było do samego końca.
Jeszcze jedno sobie postanowiłem, że całość pokonam biegiem i nie przejdę do marszu, co wcale na tej trasie nie było takie oczywiste. Do tego samego namawiałem też Przemka

Pierwszy kilometr jest po płaskim.
Średnie tempo wyszło 4:28. Biegłem tu dość luźno, chwilę jeszcze rozmawiałem z koleżanką Agatą.
Przemek był z przodu, a Tomek chyba tuż za mną.
Po tym kilometrze zaczynał się najgorszy podbieg.
Odcinek około 430m długości i ~53m wzniosu.
Kiedyś trenując tam podbiegi, nagrałem filmik:
https://youtu.be/ihUO2Zh4REE
Tu wpis: viewtopic.php?f=27&t=60447&p=1079779&hi ... a#p1079779
Całość pokonałem biegiem. Wyprzedziłem tu z 10 osób. Część odrobiła sobie później na zbiegu

Średnie tempo kilometra z tą górką to 5:15, GAP 4:07.
Jak ktoś tu przegnie, to później nogi robią się gumowe

Na górce był punkt z wodą. Nie skorzystałem, bo miałem swoją.
Teraz do miejscowości Moczyły zaczął się urokliwy odcinek około 2km ze spadkiem, aczkolwiek też był trochę pofalowany.
Częściowo widać to na foto Jarka Dulnego:

Załapaliśmy się tam wszyscy na zdjęcia. Jarek zapytał mnie, czy się nie pomyliłem, że biegnę taki krótki dystans

Przemek, a drugi w tle za nim to ja:


Tomek prowadził cały peleton


Monika:

Trzeci kilometr pośród tych pól zrobiłem w 4:15.
Dobiegliśmy do asfaltówki w Moczyłach (chyba tak się to odmienia

Tu był kolejny wodopój. Złapałem kubek z wodą i polałem sobie głowę.
Teraz biegliśmy około 1300m asfaltem, z czego część też pod górę: odcinek 3,5-4,5km.

Świeciło już mocno słonko i wiatr wiał w pysk na tym podbiegu.
Czwarty kilometr minął na asfaltowym podbiegu w 4:33.
W końcu górka, z ładną panoramą, jest tam punkt widokowy. Znam to miejsce i o tym wiem, bo w czasie biegu, to się tego raczej nie zauważa.
https://maps.app.goo.gl/vRSg7m9BgCDAJ4EN6
Wiedziałem, że teraz będzie zbieg jeszcze kawałek asfaltem i skręcimy w las i będziemy lecieć w dół aż prawie do Odry Zachodniej.
Piąty kilometr minął jeszcze na asfalcie, przed skrętem w las. Tempo 4:41.
Na zakręcie był kolejny punkt z wodą.
Tu też polałem głowę.
Wbiegliśmy do lasu. Był odcinek z górki, ale była też straszna duchota. Trzeba było uważać na nierówności.
Niestety zaczął się najgorszy odcinek z robalami. Wszystko, co było w tym lesie nas atakowało

Przed startem nasmarowałem się Muggą. Pomaga ona na kleszcze i komary, ale nie na wściekłe muchy.
Spocony byłem już bardzo mocno, że zapewne wszystko i tak spłynęło.
Te robale musiały być strasznie wygłodzone. Chyba tam cały rok czekają na startujących w "Bieliku"

Gdzieś na tym odcinku postanowiłem się napić Maurten.
Schyliłem głowę do softflaski, zacisnąłem dzióbek i go niechcący wyciągnąłem.
Lepki Maurten zaczął się wylewać z flaski. Szybko wcisnąłem ustnik - tak się chyba to fachowo nazywa.
Wszystko się kleiło. Z drugiej flaski wylałem trochę wody i obmyłem ręce. Wrrrr

Szósty kilometr zrobiony w 4:25.
Najniższy punkt biegu przypadał na około 6,5 km trasy. Byliśmy prawie na poziomie 0 m p.m.
W lesie były też banery informujące, ile zostało do mety. Foto zrobione na powrocie:

Zaczynał się pofalowany odcinek z powolnym wzniosem.
Siódmy km już był na 10 m n.p.m. i minął w 4:44.
Tu gdzieś ponownie postanowiłem się napić Maurten, bo czułem taką potrzebę. Miałem już w sumie sporo kilometrów w nogach.
Niestety przytrafiła się ta sama sytuacja. Wyrwałem ustnik

Chyba te softflaski są stare i już mocno wyrobione. Dodatkowo ta kamizelka biegowa nie ułatwia sprawy.
Wcisnąłem ponownie ustnik, ale byłem klejący w cholerę. Postanowiłem już tego nie ruszać, ale i tak tam za wiele nie zostało. Większość miałem na sobie

Pot plus słodkie - chyba to robale uwielbiają. Żałowałem, że nie mam długiego ogona. Opędzałem się, machając na okrągło rękoma.
Nie pamiętam już czy w tym lesie był jakiś punkt z wodą.
Ósmy km zrobiony tempem 4:48.
Tempa oczywiście teraz biorę z Connect, bo jak pisałem, w ogóle tego nie kontrolowałem.

(foto z powrotu)
Zaczynał się ciężki etap biegu: końcówka i to cały czas pod górę.
Ciągnęło się to już mozolnie: góra, dół i tak w kółko.
O "muchach Hitchcocka" nie wspomnę.
Minął w końcu dziewiąty km, zrobiony w 4:50.
Teraz oby dociągnąć do dziesiątego, pokonując drugi największy podbieg.
Tu już głowa musiała bardzo mocno pracować. Gorąc straszna, ale nie wiem, czy bucha z nieba, czy z moich płuc.
W końcu dobiegłem do asfaltówki na samej górce w Pargowie, gdzie równo odpikał dziesiąty kilometr w 5:27 i gdzie był punkt z wodą.
Wody już nie brałem, postanowiłem cisnąć do mety.
Z traka wiedziałem, że zostało około 800 m, które zrobiłem tempem 4:34.
Nie kontrolowałem czasu ani tempa. Wpadając na metę czułem się jakbym złamał 40 minut

Patrzę na zegar, a tam prawie 51 min - szok, niedowierzanie, tak wolno??


Byłem mocno zmęczony, ale nie poskładało mnie. Nie musiałem nawet usiąść. Po metą widziałem siedzącego Przemka
Nie mam jeszcze fotki z mety, Przemek się załapał w migawce:

Edit:
Już jest:

Po chwili bieg ukończył Tomek i zrobiliśmy sobie wspólne foto:


Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/15567908439
Okazało się, że z czasem 50:48 zająłem 25/149 miejsce open i byłem drugi w M50, tracąc do pierwszego 28s.
Wiem to z wyników. Nie znałem tam ludzi i nikogo specjalnie nie goniłem.
Przemek ukończył zawody z czasem 49:09, Tomek 52:06, a Monika 01:03:30.
Garmin wykrył mi ponownie próg:

Intensywność biegu była na takim pulsie, jakiego od lat nie miałem.
Zapewne spowodowane było to roztrenowaniem, chorobą, temperaturą i profilem trasy.
Jakim cudem to uciągnąłem, to nie wiem. Gdybym patrzył na zegarek, to zapewne bym zwolnił, widząc swój puls.
W listopadzie, gdzie dyszkę pobiegłem w 41:50, miałem średni puls 163 i max 174, a tu średni 169 i max 182

Nie przepadam za pomidorówką, ale po biegu wciągnąłem aż dwie miseczki.

Tomek musiał się szybciej zebrać i wrócić solo. My odpoczywaliśmy dłużej.

Przemek smażył się cały czas na leżaczku, a ja z Moniką poszliśmy się przejść wzdłuż granicy.


Wróciliśmy akurat na losowanie nagród. Przemek już się mocno rumienił


Udało się wylosować jakieś gadżety i dwa zaproszenia na koncert:


Jakoś powkładałem, to co dostałem do kamizelki i po chwili ruszyliśmy spokojnie w drogę powrotną.

Pierwsze 12km truchtaliśmy spokojnie z Przemkiem i Moniką do Siadła Dolnego (odwrócona trasa zawodów).
Oczywiście musieliśmy ponownie pokonać odcinek leśny z robalami

Jak wybiegliśmy z lasu, to na szczęście się zachmurzyło i wiał fajny wiaterek. Odcinek asfaltowy był więc całkiem przyjemny.

Przed Siadłem zaczęło nawet trochę kropić. Tam Monika z Przemkiem zakończyli bieg. Mieli tu zaparkowane auto.
Ja czułem się dobrze i postanowiłem dobiec do domu.
Deszcz przestał padać i zrobiła się patelnia.
Solo biegłem już szybciej.
Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/15574094730
Jak dobiegłem do domu, to wypiłem wszystko, to co miałem ze sobą. Lał się ze mnie pot.
W sumie, na raty, przebiegłem 42,32 km z ~480m przewyższeń.
Całość przebiegłem w świetnych Saucony Speed 3, które @Siedlak1975 nie pasują

Potraktowałem ten dzień jako trening pod ultra.
Jak wspominałem, w środę idę kolejny raz do lekarki i mam nadzieję, że w końcu dostanę coś, co mi pomoże z tymi zatokami. Chyba już bez antybiotyku się nie obejdzie.
Edit:
Dodam, że impreza jest bardzo fajna.
Jest rywalizacja na rowerach, bieg, kijki i nawet kajaki, ale oni to już oczywiście po Odrze

Na miejscu były też rywalizacje dla najmłodszych, plus piknik.