Zaczynając od zera
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Pamiętając"
W tym sezonie z treningami jest bardzo kiepsko, w zasadzie jestem non stop chora. Imbir, cytryna... są na porządku dziennym, ale pomagają jak umarłemu kadzidło. Na linii startu "Biegu Wilczym Tropem" stanęłam bez przygotowania. To mój pierwszy bieg tego typu więc nie mam pojęcia czego się spodziewać. Widzę kijkowiczów więc pewnie za szybko nie będzie. To tylko niecałe 2 km więc nie ma co się spinać.
Krótka rozgrzewka i start z płyty stadionu .... najpierw powoli jak żółw ociężale...inaczej się nie dało. 500 osób ruszyło w jednej chwili. Po kilku metrach dotarłam do pierwszej furtki...czekam w kolejce na przejście.
Po chwili druga...tym razem brama od stadionu, znów wszyscy idziemy. Ufff.. udało się, jesteśmy na ścieżce.To teraz do przodu...
Niestety, wąska asfaltowa dróżka ledwo taki tłum mieściła.Część osób postanowiła pójść sobie na spacer. Próbuję ich wyminąć. Z prawej się nie daje, z lewej też kiepsko. Takich desperatów jak ja jest więcej.
Przynajmniej nawet się nie spocę
Docieramy do płotka przy którym należy zawrócić.
Wreszcie trochę się luzuje. Mam okazję choć ciut przyśpieszyć.
Dobiegam do mety, dostaję pamiątkowy medal...nie ma jeszcze wirusowego szaleństwa, więc medale wieszają na szyi. Udało mi się pamiętać o zatrzymaniu zegarka. 1/4 drogi przeszłam, 1/4 przetruchtałam, połowę dystansu przebiegłam, cudów nie będzie, bieg i tak bez pomiaru czasu. Ku mojemu zdziwieniu tempo wyszło bodajże 6:33 max 5:11.
Fajna atmosfera a i gadżety w pakiecie niczego sobie jak na bieg spacerowy.
Trochę krótki, lecz cóż.... W zasadzie na te 2 km to szkoda było się przebierać w ciuchy biegowe, więc dokręciłam jeszcze 5 towarzyskich kilometrów.
Szybki powrót do domu, chwila odpoczynku i poniosło mnie w ten dzień jeszcze na łyżwy.
Moja radość skończyła się następnego dnia wieczorem, gdy znów mnie rozłożyło przeziębienie.
....#@&#+ wirusy... łapię wszystko co fruwa. Zastanawiam się, czy ja mam na czole wypisane, że jestem "otwarta" na wszelkie choróbska?
15 marca Smerfna 5 a ja znów uziemiona. Cóż... polecę "z buta", tak jak stoję, to nie maraton a rękawki, które dają w pakiecie są zbyt ładne, żeby ich nie mieć
W tym sezonie z treningami jest bardzo kiepsko, w zasadzie jestem non stop chora. Imbir, cytryna... są na porządku dziennym, ale pomagają jak umarłemu kadzidło. Na linii startu "Biegu Wilczym Tropem" stanęłam bez przygotowania. To mój pierwszy bieg tego typu więc nie mam pojęcia czego się spodziewać. Widzę kijkowiczów więc pewnie za szybko nie będzie. To tylko niecałe 2 km więc nie ma co się spinać.
Krótka rozgrzewka i start z płyty stadionu .... najpierw powoli jak żółw ociężale...inaczej się nie dało. 500 osób ruszyło w jednej chwili. Po kilku metrach dotarłam do pierwszej furtki...czekam w kolejce na przejście.
Po chwili druga...tym razem brama od stadionu, znów wszyscy idziemy. Ufff.. udało się, jesteśmy na ścieżce.To teraz do przodu...
Niestety, wąska asfaltowa dróżka ledwo taki tłum mieściła.Część osób postanowiła pójść sobie na spacer. Próbuję ich wyminąć. Z prawej się nie daje, z lewej też kiepsko. Takich desperatów jak ja jest więcej.
Przynajmniej nawet się nie spocę
Docieramy do płotka przy którym należy zawrócić.
Wreszcie trochę się luzuje. Mam okazję choć ciut przyśpieszyć.
Dobiegam do mety, dostaję pamiątkowy medal...nie ma jeszcze wirusowego szaleństwa, więc medale wieszają na szyi. Udało mi się pamiętać o zatrzymaniu zegarka. 1/4 drogi przeszłam, 1/4 przetruchtałam, połowę dystansu przebiegłam, cudów nie będzie, bieg i tak bez pomiaru czasu. Ku mojemu zdziwieniu tempo wyszło bodajże 6:33 max 5:11.
Fajna atmosfera a i gadżety w pakiecie niczego sobie jak na bieg spacerowy.
Trochę krótki, lecz cóż.... W zasadzie na te 2 km to szkoda było się przebierać w ciuchy biegowe, więc dokręciłam jeszcze 5 towarzyskich kilometrów.
Szybki powrót do domu, chwila odpoczynku i poniosło mnie w ten dzień jeszcze na łyżwy.
Moja radość skończyła się następnego dnia wieczorem, gdy znów mnie rozłożyło przeziębienie.
....#@&#+ wirusy... łapię wszystko co fruwa. Zastanawiam się, czy ja mam na czole wypisane, że jestem "otwarta" na wszelkie choróbska?
15 marca Smerfna 5 a ja znów uziemiona. Cóż... polecę "z buta", tak jak stoję, to nie maraton a rękawki, które dają w pakiecie są zbyt ładne, żeby ich nie mieć
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
" Wśród szumu drzew"
Ominął mnie Parkrun ....a taki fajny był, panowie Dzień Kobiet zorganizowali. Moje pobolewające ucho przypominało mi wyraźnie, że jeszcze nie doszłam do siebie. Morsowanie też odpuściłam
Za to zaryzykowałam i w niedzielę ruszyłam w las. Pogoda nawet fajna, temperatura idealna. Już na wejściu zaryłam butem w błoto...ciekawie się zaczyna.
W lesie nie biegałam od wieków, dlatego mój "ambitny" plan zakładał jedno kółko (4km), a pełnia radości będzie jak dam radę dołożyć jeszcze 1km, tak żeby wyszła równa piąteczka. Ktoś pomalował wystające korzenie farbą fluorescencyjną i chwała mu za to, szkoda tylko że znaki wyznaczające trasę i odległość umieszczone na drzewach mocno się już zatarły.
Pierwszy kilometr był niczym dziesięć a i dalej lepiej nie było. Tu korzonek, tam wzniesienie z piaseczkiem, kolejna droga dla koneserów błota i ... co chwilę uciekający zasięg. O tym, że GPS fruwa sobie jak chce zorientowałam się tylko po tym, że miałam włączony YouTube, który non stop się "szukał".
Miała być muzyka z pliku w telefonie lecz...zamiast włączyć, artystycznie wszystkie pliki usunęłam chwilę wcześniej wysiadając z samochodu... a co mi tam.
Wreszcie wymarzone 4km pokazały się na drzewie a mnie wystarczyło sił, żeby dołożyć ten jeden kilometr.
Czas...masakra, nie ma czym się chwalić 38:36. Nie mam pojęcia czy jest on adekwatny. To i tak nie ma znaczenia.
Wtorek...ciuchy do biegania w bagażniku, zaplanowałam że pobiegnę w las wprost po pracy, nie będę wracała do domu.
Słońce pięknie świeciło, pogoda jak marzenie. W planach...5km. Na trasie jeden kijkowicz i jeden chodziarz. Las dla mnie. Przez radio co chwilę słyszę, że coś odwołują, zamykają...ogólna panika z powodu wirusa z koroną, w lesie przynajmniej spokój. Na razie ścieżki nie zamknęli, ale kto ich wie, już wszystkiego jestem w stanie się spodziewać. Plan udało mi się wykonać, swoje wybiegałam, choć wynik w zasadzie taki sam jak poprzednio, no dobrze, 36 sekund lepszy. GPS tradycyjnie żył własnym życiem. W sumie nie chodziło mi o bicie rekordów, lecz o to, żeby się przekonać, że jestem w stanie przebiec tę piątkę na Smerfnej. Jeśli w lesie dałam radę, tym bardziej po centrum miasta powinnam sobie poradzić. Na ten tydzień biegania wystarczy...chyba że nam Smerfną też odwołają. Nie jest to impreza masowa ale 450 osób to jednak nie jest taka mała grupka. Najtrudniejsze jest chyba to czekanie: pobiegniemy, czy nie pobiegniemy....
Ominął mnie Parkrun ....a taki fajny był, panowie Dzień Kobiet zorganizowali. Moje pobolewające ucho przypominało mi wyraźnie, że jeszcze nie doszłam do siebie. Morsowanie też odpuściłam
Za to zaryzykowałam i w niedzielę ruszyłam w las. Pogoda nawet fajna, temperatura idealna. Już na wejściu zaryłam butem w błoto...ciekawie się zaczyna.
W lesie nie biegałam od wieków, dlatego mój "ambitny" plan zakładał jedno kółko (4km), a pełnia radości będzie jak dam radę dołożyć jeszcze 1km, tak żeby wyszła równa piąteczka. Ktoś pomalował wystające korzenie farbą fluorescencyjną i chwała mu za to, szkoda tylko że znaki wyznaczające trasę i odległość umieszczone na drzewach mocno się już zatarły.
Pierwszy kilometr był niczym dziesięć a i dalej lepiej nie było. Tu korzonek, tam wzniesienie z piaseczkiem, kolejna droga dla koneserów błota i ... co chwilę uciekający zasięg. O tym, że GPS fruwa sobie jak chce zorientowałam się tylko po tym, że miałam włączony YouTube, który non stop się "szukał".
Miała być muzyka z pliku w telefonie lecz...zamiast włączyć, artystycznie wszystkie pliki usunęłam chwilę wcześniej wysiadając z samochodu... a co mi tam.
Wreszcie wymarzone 4km pokazały się na drzewie a mnie wystarczyło sił, żeby dołożyć ten jeden kilometr.
Czas...masakra, nie ma czym się chwalić 38:36. Nie mam pojęcia czy jest on adekwatny. To i tak nie ma znaczenia.
Wtorek...ciuchy do biegania w bagażniku, zaplanowałam że pobiegnę w las wprost po pracy, nie będę wracała do domu.
Słońce pięknie świeciło, pogoda jak marzenie. W planach...5km. Na trasie jeden kijkowicz i jeden chodziarz. Las dla mnie. Przez radio co chwilę słyszę, że coś odwołują, zamykają...ogólna panika z powodu wirusa z koroną, w lesie przynajmniej spokój. Na razie ścieżki nie zamknęli, ale kto ich wie, już wszystkiego jestem w stanie się spodziewać. Plan udało mi się wykonać, swoje wybiegałam, choć wynik w zasadzie taki sam jak poprzednio, no dobrze, 36 sekund lepszy. GPS tradycyjnie żył własnym życiem. W sumie nie chodziło mi o bicie rekordów, lecz o to, żeby się przekonać, że jestem w stanie przebiec tę piątkę na Smerfnej. Jeśli w lesie dałam radę, tym bardziej po centrum miasta powinnam sobie poradzić. Na ten tydzień biegania wystarczy...chyba że nam Smerfną też odwołają. Nie jest to impreza masowa ale 450 osób to jednak nie jest taka mała grupka. Najtrudniejsze jest chyba to czekanie: pobiegniemy, czy nie pobiegniemy....
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
" Z dzisiaj"
No to "pozamiatane"...bieg odwołano, a w zasadzie przełożono na 14 czerwca. Tyle na razie.
Kolejne info...treningi BBL zawieszone do kwietnia. Baseny zamknięte, kina i teatry także. Został las...
No to "pozamiatane"...bieg odwołano, a w zasadzie przełożono na 14 czerwca. Tyle na razie.
Kolejne info...treningi BBL zawieszone do kwietnia. Baseny zamknięte, kina i teatry także. Został las...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Przerwa"
Nie biegam.
Nie biegam ze względu na siebie i na moich bliskich. Sezon jesienno - zimowy pokazał mi, że mój organizm dziwnie reaguje nawet na drobne przeciążenie. Nie będę ryzykować, nie ma teraz czasu na eksperymenty, czy po tym treningu znów złapię przeziębienie czy mi się uda.
Na ten moment, kiedy mogę, biorę psa i jadę za miasto na spacer. W domu stoi rower stacjonarny, coraz częściej zaczynam patrzeć w jego stronę. Od lat na rowerze nie jeździłam ponieważ nie było kiedy i jakoś nie porywało mnie to. Kręcenie pustych kilometrów w miesskaniu do zbytniej rozrywki także nie należy, lecz jeśli nie ma innej możliwości ruchu? Pracę przeniesiono mi do domu, więc tym bardziej nie mam okazji do przejścia się. Trudny to czas.
Nie biegam.
Nie biegam ze względu na siebie i na moich bliskich. Sezon jesienno - zimowy pokazał mi, że mój organizm dziwnie reaguje nawet na drobne przeciążenie. Nie będę ryzykować, nie ma teraz czasu na eksperymenty, czy po tym treningu znów złapię przeziębienie czy mi się uda.
Na ten moment, kiedy mogę, biorę psa i jadę za miasto na spacer. W domu stoi rower stacjonarny, coraz częściej zaczynam patrzeć w jego stronę. Od lat na rowerze nie jeździłam ponieważ nie było kiedy i jakoś nie porywało mnie to. Kręcenie pustych kilometrów w miesskaniu do zbytniej rozrywki także nie należy, lecz jeśli nie ma innej możliwości ruchu? Pracę przeniesiono mi do domu, więc tym bardziej nie mam okazji do przejścia się. Trudny to czas.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Siedzimy"
Siedzimy teraz już wszyscy. U nas policja "czuwa". Dumne statystyki z wczoraj to 40 mandatów. Biegacze niestety takie są na celowniku. Teraz to można biegać z kuchni do pokoju. Nawet na spacer do lasu już pójść nie mogę. Wczoraj zdążyłam jeszcze się przejść po lesie Winiarskim. Zastanawiałam się tylko o co chodzi, ponieważ wkoło jeździła policja ogłaszając coś. Echo nie pozwalało zrozumieć o co chodzi. Dzisiaj już wiem. Tego typu rekreacja jest zabroniona. Można iść na spacer blisko domu i tylko gdy to bardzo konieczne. Został mi rower stacjonarny. Czy wszędzie są takie obostrzenia?
Siedzimy teraz już wszyscy. U nas policja "czuwa". Dumne statystyki z wczoraj to 40 mandatów. Biegacze niestety takie są na celowniku. Teraz to można biegać z kuchni do pokoju. Nawet na spacer do lasu już pójść nie mogę. Wczoraj zdążyłam jeszcze się przejść po lesie Winiarskim. Zastanawiałam się tylko o co chodzi, ponieważ wkoło jeździła policja ogłaszając coś. Echo nie pozwalało zrozumieć o co chodzi. Dzisiaj już wiem. Tego typu rekreacja jest zabroniona. Można iść na spacer blisko domu i tylko gdy to bardzo konieczne. Został mi rower stacjonarny. Czy wszędzie są takie obostrzenia?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Wreszcie"
Nie biegam w zasadzie już 2 miesiące a od miesiąca siedzę w czterech ścianach. Niektórzy ryzykują i truchtają, lecz są i tacy, którzy mieli wątpliwą przyjemność być pouczonymi lub ukaranymi przez pewne służby.
Nie mam nadmiaru gotówki więc siedzę w domu.
Przyszedł wreszcie ten dzień gdy powiedziano... możecie wyjść...O 8.00 stawiłam się na swojej dawnej, leśnej ścieżce. Parking pusty. Odpalam swoją starą apkę na której uczyłam się biegać. Słyszę... start, lecę. Wydaje mi się, że już dawno powinnam usłyszeć komendę "walk"...ale jej nie ma. Może jeszcze 2 minuty nie minęły? Mięśnie osłabły i to mocno. Kondycja żadna, dlatego potraktuję wyjście do lasu bardzo rekreacyjnie.
Po drodze spotykam biegająca znajomą, poza tym żadnej żywej duszy.
Hmmm...strasznie długie te dwie minuty. Na drzewie pokazuje się info, że przebiegłam 2km i znów się z koleżanką spotykamy. Tym razem zatrzymujemy się na drobne pogaduchy. Całe szczęście, bo płuca bym wypluła. Jak to dobrze, że w lesie nie trzeba tej szmaty na nosie trzymać. Chwila odpoczynku bardzo się przydała.
Znów lecę...a tych dwóch minut jak nie było, tak nie ma. Sprawdzam telefon, oszsz...pauza się włączyła zaraz na samym początku. Mogłam sobie czekać. Ponownie włączam.
Lecę dalej...czekam na zbawienne piknięcie, które mi powie "walk". Nooo dobiegłam do skraju lasu po czym niby złodziej wybiegłam ze ścieżki wprost na swój samochód nurkując w nim jak najszybciej, bo zakładanie czegokolwiek na "gębę", żeby po 5 sekundach to zdjąć raczej jest bez sensu.
Hmmm... coś z tą aplikacją jest nie tak. Brakło mi jakichś minut żeby ten trening zarejestrować jako zakończony. Trudno, jadę...i tak zarejestrowane są bzdury, niech tam apka idzie dalej...no i "doszła" do granic absurdu.
Zatrzymała się przed domem. "Training completed" - usłyszałam....tiaaa, już widzę jak "completed".
Wieczorem usiadłam zobaczyć gdzie się to moje osiągnięcie zarejestrowało...ale oprócz Endomondo, z którego zaraz wyrzuciłam, nie ma nigdzie.
Szperam po ustawieniach... jest, już wiem o co chodzi. Pomimo tego że zmieniłam telefon, to powtórnie wgrany program ma nadal zapamiętane moje wcześniejsze osiągnięcia i jest w pełni ukończony. Wynik po wyniku wszystko kasowałam, od jutra zaczynam od zera. Kiedyś świetnie ten program nauczył mnie biegać, miałam formę o niebo lepszą niż teraz, więc do niego wracam, może ciut zmodyfikuję i zamiast chodzenia dam slowjogging, ale spróbuję jeszcze raz go zrobić.
Kiedy o 9.00 z lasu wyskoczyłam, na parkingu stało już kilka aut. Z jednego z nich wyszła para starszych osób. Kobitka jak mała dziewczynka, podskakując wbiegła do lasu, złapała pierwsze z brzegu drzewo i przytuliła się do niego. Jak można było doprowadzić ludzi do takiego stanu? Wyjście do lasu postrzegane jako luksus?
Pewnie nie zawsze uda mi się pojechać do lasu, szczególnie że znów nas straszą że zagrożenie pożarowe...idzie lato, bieganie w mieście bez maseczki grozi mandatem. Zamówiłam na allegro pieluchy tetrowe i metry gumy...skoro ten łach i tak nie chroni, to niech chociaż nie dusi. Uszyje maseczki dla siebie i pewnie dla znajomych. Jutro też pójdę w las
Nie biegam w zasadzie już 2 miesiące a od miesiąca siedzę w czterech ścianach. Niektórzy ryzykują i truchtają, lecz są i tacy, którzy mieli wątpliwą przyjemność być pouczonymi lub ukaranymi przez pewne służby.
Nie mam nadmiaru gotówki więc siedzę w domu.
Przyszedł wreszcie ten dzień gdy powiedziano... możecie wyjść...O 8.00 stawiłam się na swojej dawnej, leśnej ścieżce. Parking pusty. Odpalam swoją starą apkę na której uczyłam się biegać. Słyszę... start, lecę. Wydaje mi się, że już dawno powinnam usłyszeć komendę "walk"...ale jej nie ma. Może jeszcze 2 minuty nie minęły? Mięśnie osłabły i to mocno. Kondycja żadna, dlatego potraktuję wyjście do lasu bardzo rekreacyjnie.
Po drodze spotykam biegająca znajomą, poza tym żadnej żywej duszy.
Hmmm...strasznie długie te dwie minuty. Na drzewie pokazuje się info, że przebiegłam 2km i znów się z koleżanką spotykamy. Tym razem zatrzymujemy się na drobne pogaduchy. Całe szczęście, bo płuca bym wypluła. Jak to dobrze, że w lesie nie trzeba tej szmaty na nosie trzymać. Chwila odpoczynku bardzo się przydała.
Znów lecę...a tych dwóch minut jak nie było, tak nie ma. Sprawdzam telefon, oszsz...pauza się włączyła zaraz na samym początku. Mogłam sobie czekać. Ponownie włączam.
Lecę dalej...czekam na zbawienne piknięcie, które mi powie "walk". Nooo dobiegłam do skraju lasu po czym niby złodziej wybiegłam ze ścieżki wprost na swój samochód nurkując w nim jak najszybciej, bo zakładanie czegokolwiek na "gębę", żeby po 5 sekundach to zdjąć raczej jest bez sensu.
Hmmm... coś z tą aplikacją jest nie tak. Brakło mi jakichś minut żeby ten trening zarejestrować jako zakończony. Trudno, jadę...i tak zarejestrowane są bzdury, niech tam apka idzie dalej...no i "doszła" do granic absurdu.
Zatrzymała się przed domem. "Training completed" - usłyszałam....tiaaa, już widzę jak "completed".
Wieczorem usiadłam zobaczyć gdzie się to moje osiągnięcie zarejestrowało...ale oprócz Endomondo, z którego zaraz wyrzuciłam, nie ma nigdzie.
Szperam po ustawieniach... jest, już wiem o co chodzi. Pomimo tego że zmieniłam telefon, to powtórnie wgrany program ma nadal zapamiętane moje wcześniejsze osiągnięcia i jest w pełni ukończony. Wynik po wyniku wszystko kasowałam, od jutra zaczynam od zera. Kiedyś świetnie ten program nauczył mnie biegać, miałam formę o niebo lepszą niż teraz, więc do niego wracam, może ciut zmodyfikuję i zamiast chodzenia dam slowjogging, ale spróbuję jeszcze raz go zrobić.
Kiedy o 9.00 z lasu wyskoczyłam, na parkingu stało już kilka aut. Z jednego z nich wyszła para starszych osób. Kobitka jak mała dziewczynka, podskakując wbiegła do lasu, złapała pierwsze z brzegu drzewo i przytuliła się do niego. Jak można było doprowadzić ludzi do takiego stanu? Wyjście do lasu postrzegane jako luksus?
Pewnie nie zawsze uda mi się pojechać do lasu, szczególnie że znów nas straszą że zagrożenie pożarowe...idzie lato, bieganie w mieście bez maseczki grozi mandatem. Zamówiłam na allegro pieluchy tetrowe i metry gumy...skoro ten łach i tak nie chroni, to niech chociaż nie dusi. Uszyje maseczki dla siebie i pewnie dla znajomych. Jutro też pójdę w las
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Leśnie"
Od czasu wprowadzenia maseczek, tylko raz biegłam miastem, a w zasadzie jakimiś kątami, żeby mało kogo spotkać ponieważ gdybym czymś się "owinęła", to chyba bym się udusiła. Przeniosłam się do lasu, a że nie muszę do niczego się przygotowywać ani nigdzie się spieszyć, lecę z programem marszobiegów. Teren wymagający, więc się nie nudzę. Co prawda od soboty można już biegać bez maski wszędzie, ale chyba na nowo pokochałam las. Te zapachy, ciepło igliwia, świergot ptaków ... tego się nie da odnaleźć biegnąc wzdłuż "przelotówki". Trzy tygodnie temu ruszyły treningi BBL. Na pierwsze spotkanie mogło przyjść tylko 6 osób. Można sobie wyobrazić jak wyglądały zapisy . Drugi trening, to już o raz więcej zapaleńców, ale znów polowaliśmy na zapisy, wyścig niczym po trofeum. Trzeci trening już bez limitów. Na ilu do tej pory byłam?
Oczywiście, że na wszystkich trzech
Niestety znów mam problemy z zegarkiem, zrobiło się to samo co poprzednio. Już wcześniej miałam z nim kłopoty, nie przesyłał wyników do Endomondo, żeby przesłać do telefonu, musiałam nieźle nakombinować. Wtedy kupiłam nowy telefon. Teraz - za nic nowego telefonu kupować nie będę. Dziwne to. Poprzednio się zbiegło z wypuszczeniem serii Vantage ... dzisiaj czytam, że znów jest nowy model na rynku. Sam zegarek wydaje się pokazywać dobrze, ale co z tego jeśli tylko na nim pozostają dane? Stawałam na rzęsach żeby resetować, jeszcze raz wgrywać apki, podłączać do laptopa za pomocą kabelka i ... cokolwiek przyszło mi do głowy. Wszystko na nic.
Udaje się przesłać jeden dzień po czym znów "zawisa". Nie wiem co robić... Przez tę pandemię finanse także poszły w las, ale jeśli nie będzie innego wyjścia, to trzeba będzie pomyśleć o wymianie. Tylko na co?
Od czasu wprowadzenia maseczek, tylko raz biegłam miastem, a w zasadzie jakimiś kątami, żeby mało kogo spotkać ponieważ gdybym czymś się "owinęła", to chyba bym się udusiła. Przeniosłam się do lasu, a że nie muszę do niczego się przygotowywać ani nigdzie się spieszyć, lecę z programem marszobiegów. Teren wymagający, więc się nie nudzę. Co prawda od soboty można już biegać bez maski wszędzie, ale chyba na nowo pokochałam las. Te zapachy, ciepło igliwia, świergot ptaków ... tego się nie da odnaleźć biegnąc wzdłuż "przelotówki". Trzy tygodnie temu ruszyły treningi BBL. Na pierwsze spotkanie mogło przyjść tylko 6 osób. Można sobie wyobrazić jak wyglądały zapisy . Drugi trening, to już o raz więcej zapaleńców, ale znów polowaliśmy na zapisy, wyścig niczym po trofeum. Trzeci trening już bez limitów. Na ilu do tej pory byłam?
Oczywiście, że na wszystkich trzech
Niestety znów mam problemy z zegarkiem, zrobiło się to samo co poprzednio. Już wcześniej miałam z nim kłopoty, nie przesyłał wyników do Endomondo, żeby przesłać do telefonu, musiałam nieźle nakombinować. Wtedy kupiłam nowy telefon. Teraz - za nic nowego telefonu kupować nie będę. Dziwne to. Poprzednio się zbiegło z wypuszczeniem serii Vantage ... dzisiaj czytam, że znów jest nowy model na rynku. Sam zegarek wydaje się pokazywać dobrze, ale co z tego jeśli tylko na nim pozostają dane? Stawałam na rzęsach żeby resetować, jeszcze raz wgrywać apki, podłączać do laptopa za pomocą kabelka i ... cokolwiek przyszło mi do głowy. Wszystko na nic.
Udaje się przesłać jeden dzień po czym znów "zawisa". Nie wiem co robić... Przez tę pandemię finanse także poszły w las, ale jeśli nie będzie innego wyjścia, to trzeba będzie pomyśleć o wymianie. Tylko na co?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Tak sobie"
Wrzuciłam marszobiegi i dobrze mi z tym. Jestem na piątym tygodniu planu, a w zasadzie dziś powinnam go kończyć, lecz się nie dało. Przez całą noc padało, później lało i teraz znów pada. Miałam wieczorne plany w związku z Nocą Świętojańską, lecz czekam na info co robimy... a w zasadzie co zadecydują osóbki które to organizowały.
Zegarek szaleje dalej. Żeby przesłać treningi, oczywiście ręcznie, muszę na chwilę wyłączyć i ponownie włączyć bluetooth w telefonie, choć i to nie zawsze działa, o automatycznym przesyłaniu mogę zapomnieć. Do Endomondo info z platformy dochodzi po około 3 dniach.
Od czasu jak tylko dano nam zielone światło na treningi BBL, byłam na wszystkich. Brakowało mi przede wszystkim kontaktu ze znajomymi. Parkrun nadal się nie może odbyć. Jestem ciekawa czy w tym roku odbędzie się Bieg Niepodległości w Poznaniu. Oczywiście jestem na niego zapisana, lecz chyba nikt nie wie jak to będzie. Smerfną Piątkę, którą wstępnie przełożono na połowę czerwca, ostateczne przełożono na marzec 2021.
Żeby urozmaicić sobie tę dziwną onlinową codzienność, wrzuciłam sobie apkę greocatching i szperam teraz po krzakach podczas spacerów. Do tej pory znalazłam "aż" 5 keszy, niestety, żeby do wielu z nich dotrzeć, to najlepiej mieć rower, mój jakieś 10 lat lub więcej stoi w piwnicy. Postanowiłam, że z początkiem tygodnia a tym samym końcem miesiąca zafunduję mu SPA. Zadzwoniłam do serwisu, ale dowiedziałam się, że ARKUSy są kiepskimi rowerami i może się okazać, że nie opłaca się nic przy nim robić.
Super, a kupowałam go w najlepszym wówczas sklepie typowo rowerowym i do najtańszych nie należał. Jeśli mi go nie przyjmą, spróbuję u jakieś osóbki, która ma swój mały warsztacik i tyle... Rower ma około 200km przejechanych, nawet może nie... a cała sprawa będzie polegała na przeczyszczeniu, naoliwieniu, podciągnieciu linek i ustawieniu przerzutek, nie spodziewam się innych usterek.
W tej chwili dostałam info... biegamy...z cukru nie jesteśmy
Czyli o 20.00 wraz z kilkoma innymi "szaleńcami", będę zażywała "kąpieli" pod chmurką.
Wrzuciłam marszobiegi i dobrze mi z tym. Jestem na piątym tygodniu planu, a w zasadzie dziś powinnam go kończyć, lecz się nie dało. Przez całą noc padało, później lało i teraz znów pada. Miałam wieczorne plany w związku z Nocą Świętojańską, lecz czekam na info co robimy... a w zasadzie co zadecydują osóbki które to organizowały.
Zegarek szaleje dalej. Żeby przesłać treningi, oczywiście ręcznie, muszę na chwilę wyłączyć i ponownie włączyć bluetooth w telefonie, choć i to nie zawsze działa, o automatycznym przesyłaniu mogę zapomnieć. Do Endomondo info z platformy dochodzi po około 3 dniach.
Od czasu jak tylko dano nam zielone światło na treningi BBL, byłam na wszystkich. Brakowało mi przede wszystkim kontaktu ze znajomymi. Parkrun nadal się nie może odbyć. Jestem ciekawa czy w tym roku odbędzie się Bieg Niepodległości w Poznaniu. Oczywiście jestem na niego zapisana, lecz chyba nikt nie wie jak to będzie. Smerfną Piątkę, którą wstępnie przełożono na połowę czerwca, ostateczne przełożono na marzec 2021.
Żeby urozmaicić sobie tę dziwną onlinową codzienność, wrzuciłam sobie apkę greocatching i szperam teraz po krzakach podczas spacerów. Do tej pory znalazłam "aż" 5 keszy, niestety, żeby do wielu z nich dotrzeć, to najlepiej mieć rower, mój jakieś 10 lat lub więcej stoi w piwnicy. Postanowiłam, że z początkiem tygodnia a tym samym końcem miesiąca zafunduję mu SPA. Zadzwoniłam do serwisu, ale dowiedziałam się, że ARKUSy są kiepskimi rowerami i może się okazać, że nie opłaca się nic przy nim robić.
Super, a kupowałam go w najlepszym wówczas sklepie typowo rowerowym i do najtańszych nie należał. Jeśli mi go nie przyjmą, spróbuję u jakieś osóbki, która ma swój mały warsztacik i tyle... Rower ma około 200km przejechanych, nawet może nie... a cała sprawa będzie polegała na przeczyszczeniu, naoliwieniu, podciągnieciu linek i ustawieniu przerzutek, nie spodziewam się innych usterek.
W tej chwili dostałam info... biegamy...z cukru nie jesteśmy
Czyli o 20.00 wraz z kilkoma innymi "szaleńcami", będę zażywała "kąpieli" pod chmurką.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Powtórka"
Plan z marszobiegami od września idzie mi kiepsko. Doszłam do etapu 2x18 minut biegu z 8 minutową przerwą. Nie ma kiedy lecieć do lasu po pracy. Co poniedziałek wolniutko drepczemy sobie grupą znajomych po 8 - 9km, czasem to także marszobieg, zależy kto się przyłączy oraz kto co może.
Nikt nie ma ciśnienia...
Jutro ma być podana oficjalna wiadomość odnośnie Biegu Niepodległości w Poznaniu. Organizatorzy jeszcze tydzień temu mówili, że mają dla nas dobrą wiadomość, po ostatnich "osiągach" w statystyce zachorowań, te informacj chyba już tak optymistyczne nie będą.
za tydzień ta wirtualna dycha...a tu jak na złość komuś się coś pomieszało i w maseczkach każą biegać. Polecę wkoło lasu i tyle albo drogą parkrunową pod las.
Maseczki...no co za głupota...a żeby ją przyklepać - godziny dla seniorów...gdzie w sklepach na obrzeżach miasta pustki ale wody się nie kupi.
Plan z marszobiegami od września idzie mi kiepsko. Doszłam do etapu 2x18 minut biegu z 8 minutową przerwą. Nie ma kiedy lecieć do lasu po pracy. Co poniedziałek wolniutko drepczemy sobie grupą znajomych po 8 - 9km, czasem to także marszobieg, zależy kto się przyłączy oraz kto co może.
Nikt nie ma ciśnienia...
Jutro ma być podana oficjalna wiadomość odnośnie Biegu Niepodległości w Poznaniu. Organizatorzy jeszcze tydzień temu mówili, że mają dla nas dobrą wiadomość, po ostatnich "osiągach" w statystyce zachorowań, te informacj chyba już tak optymistyczne nie będą.
za tydzień ta wirtualna dycha...a tu jak na złość komuś się coś pomieszało i w maseczkach każą biegać. Polecę wkoło lasu i tyle albo drogą parkrunową pod las.
Maseczki...no co za głupota...a żeby ją przyklepać - godziny dla seniorów...gdzie w sklepach na obrzeżach miasta pustki ale wody się nie kupi.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"PKO Poznań Virtual Run"
W zeszłą sobotę wybrałam się na bieganie, nawet ubrałam się i wyjechałam na trasę, jednak zanim zdążyłam dojechać do lasu, deszcz mocno już padał. Jakoś trudno mi było się tym razem zebrać, żeby się ruszyć, tym bardziej w taką pogodę nie było siły, żebym wyszła z samochodu, szczególnie, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i świeciłam nogami w krótkich legach. Deszcz coraz mocniej uderzał o blachę auta - wracam. Po drodze zrobiłam zakupy w przydrożnym sklepiku. Już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Gdy tylko weszłam do domu, momentalnie rozbolało mnie ucho.
O nieee... znów. Zawsze tak mam, gdy pobolewa mnie gardło, ale myślałam, że to od tego, że za dużo gadam. Masakra jakaś. W obecnym czasie, gdy nie można się dostać ani do lekarza ani do pracy nie chcą wpuścić, to najgorsze co mogło mi się przydarzyć. Reanimuję się domowymi sposobami. Na drugi dzień jest już trochę lepiej, ale to gardło...wlewam w siebie hektolitry herbaty z cytryną i imbirem. Czas wirtualnego biegu nieubłaganie się zbliża....
Jeszcze tylko kilka godzin i można lecieć. Coś mnie tknęło, żeby spojrzeć w panel zawodnika, jest trochę po 21.00...
Dziwa rzecz, nie odnotowano wpłaty, nie przyznano mi numeru startowego. Może mój bank nie przesłał? Sprawdzam. Wita mnie informacja, że od 22.00 do 6:00 będzie przerwa techniczna. Zdążę jeszcze, ale muszę się uwijać. Okazuje się, że nie - tutaj wszystko w porządku. Wbijam na stronę FB tego wydarzenia... jest, odpowiadają w ciągu godziny. Taaa, ale od poniedziałku do piątku od 8.00 do 16.00 bodajże. Trudno, piszę do nich, trzeba próbować. Po 15 minutach otrzymuję odpowiedź, że jutro sprawdzą. Po kolejnych 15 minutach już mam swój numer i sprawa została wyjaśniona.
W planach 10km około godziny 15.00, najpóźniej 16.00.
Tiaaa... to by było zbyt piękne. Sięgam do szafy, gdy nagle słyszę dzwonek ... goście przyszli.
Wyszłam biegać o 18.00. Robiło się już szarawo, deszcz siąpił cały dzień. Odpaliłam apkę, włączyłam zegarek. Gdzie by tutaj pobiec, żeby trasa była oświetlona i maksymalnie płaska... przy okazji nie po centrum, żeby kogoś nie drażnił brak u mnie maseczki. No dobra, najpierw prosto, później w prawo, w dół, dalej ...dalej to już jest całkiem ciemno, ale trudno,... dalej jest most i pewnie ta droga pomiędzy rzeką a działkami będzie fajna, to część trasy rowerowej więc jest asfalt.
Wpadam w ową drogę i ... pierwsze kilka metrów jest w miarę OK, po czym okazuje się, że tam nie ma ani jednej lampy. Biegnę przed siebie na czuja, przecież trzeba stamtąd jakoś się wydostać, czym prędzej tym lepiej. Nie mam pojęcia po czym biegnę ponieważ nie widzę swoich butów. Jedyną rzeczą która świeci, jest opaska na moim ramieniu. W sam raz, żeby każdy zbój dobrze mnie widział
Ufff.. zbliżam się do końca drogi przez mękę i nagle mija mnie kto? Nikt inny jak tylko kolejny biegacz - zapaleniec, który właśnie zaczyna tę drogę pokonywać. Z resztą co się dziwię, takie pomysły tylko biegacze mogą mieć, czyżby trenował pod tralie?
5km za mną, teraz już będzie "z górki". Za chwilę wlecę w park, tam główna alejka jest zawsze oświetlona, z resztą niedawno przeprowadzano rewitalizację i nowe lampy są pozakładane.
Przebiegam na pasach przez jedną z głównych ulic i ... oszszsz, co jest?
Znów ciemnica...wybiegam obok kościoła i wlatuję w park. Tiaaaa, w park ale po jego drugiej stronie. Lecę pod mostem.
Przy brzegu rzeki stoją jakieś dwa "elementy", albo samobójcy albo masochości, bo kto o zdrowych zmysłach stałby tam wpatrując się w lustro wody mącone kroplami deszczu.
Patrzę przed siebie a tam... czarna dziura - no to jestem w czarnej .... xxxx
A miało być tam miło i łatwo. Niestety nie ma innej trasy, muszę to przelecieć. Próbuję znaleźć w oddali jakiś punkt który będzie celem dobiegnięcia. Widzę jakieś słupki... no to do nich.
Dalej już zaczął wyłaniać się oświetlony most prowadzący do upragnionej przeze mnie głównej alejki parkowej. Tam przemykają się ludzie z parasolami i psami. Jest dobrze, reszta drogi w pełni oświetlona i po asfalcie. Już mogę odetchnąć. Jestem prawie przy domu, gdy znów mijamy się z tamtym gościem - biegaczem ekstremalnym i śmiejemy się do siebie
Na zegarku pojawiło się upragnionych 10km. Zatrzymuję rejestrowanie biegu, zdejmuję telefon z ręki i chcę zatrzymać apkę ... a ta mi mówi, że biegłam dopiero 3 minuty
Nie ważne, wystarczy info z zegarka. Jakimś cudem udało mi się skończyć ten bieg bez skręconych kostek, bez guza na głowie, nawet deszczu w zasadzie nie zauważyłam
Odległość 10,01km
Czas 01:10:40
Można powiedzieć - czas kiepski, jednak gdy pomyślę w jakich warunkach był osiągnięty, stwierdzam, że jest całkiem przyzwoity. Aaaa... ku mojemu zaskoczeniu, gardło już nie boli
W zeszłą sobotę wybrałam się na bieganie, nawet ubrałam się i wyjechałam na trasę, jednak zanim zdążyłam dojechać do lasu, deszcz mocno już padał. Jakoś trudno mi było się tym razem zebrać, żeby się ruszyć, tym bardziej w taką pogodę nie było siły, żebym wyszła z samochodu, szczególnie, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i świeciłam nogami w krótkich legach. Deszcz coraz mocniej uderzał o blachę auta - wracam. Po drodze zrobiłam zakupy w przydrożnym sklepiku. Już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Gdy tylko weszłam do domu, momentalnie rozbolało mnie ucho.
O nieee... znów. Zawsze tak mam, gdy pobolewa mnie gardło, ale myślałam, że to od tego, że za dużo gadam. Masakra jakaś. W obecnym czasie, gdy nie można się dostać ani do lekarza ani do pracy nie chcą wpuścić, to najgorsze co mogło mi się przydarzyć. Reanimuję się domowymi sposobami. Na drugi dzień jest już trochę lepiej, ale to gardło...wlewam w siebie hektolitry herbaty z cytryną i imbirem. Czas wirtualnego biegu nieubłaganie się zbliża....
Jeszcze tylko kilka godzin i można lecieć. Coś mnie tknęło, żeby spojrzeć w panel zawodnika, jest trochę po 21.00...
Dziwa rzecz, nie odnotowano wpłaty, nie przyznano mi numeru startowego. Może mój bank nie przesłał? Sprawdzam. Wita mnie informacja, że od 22.00 do 6:00 będzie przerwa techniczna. Zdążę jeszcze, ale muszę się uwijać. Okazuje się, że nie - tutaj wszystko w porządku. Wbijam na stronę FB tego wydarzenia... jest, odpowiadają w ciągu godziny. Taaa, ale od poniedziałku do piątku od 8.00 do 16.00 bodajże. Trudno, piszę do nich, trzeba próbować. Po 15 minutach otrzymuję odpowiedź, że jutro sprawdzą. Po kolejnych 15 minutach już mam swój numer i sprawa została wyjaśniona.
W planach 10km około godziny 15.00, najpóźniej 16.00.
Tiaaa... to by było zbyt piękne. Sięgam do szafy, gdy nagle słyszę dzwonek ... goście przyszli.
Wyszłam biegać o 18.00. Robiło się już szarawo, deszcz siąpił cały dzień. Odpaliłam apkę, włączyłam zegarek. Gdzie by tutaj pobiec, żeby trasa była oświetlona i maksymalnie płaska... przy okazji nie po centrum, żeby kogoś nie drażnił brak u mnie maseczki. No dobra, najpierw prosto, później w prawo, w dół, dalej ...dalej to już jest całkiem ciemno, ale trudno,... dalej jest most i pewnie ta droga pomiędzy rzeką a działkami będzie fajna, to część trasy rowerowej więc jest asfalt.
Wpadam w ową drogę i ... pierwsze kilka metrów jest w miarę OK, po czym okazuje się, że tam nie ma ani jednej lampy. Biegnę przed siebie na czuja, przecież trzeba stamtąd jakoś się wydostać, czym prędzej tym lepiej. Nie mam pojęcia po czym biegnę ponieważ nie widzę swoich butów. Jedyną rzeczą która świeci, jest opaska na moim ramieniu. W sam raz, żeby każdy zbój dobrze mnie widział
Ufff.. zbliżam się do końca drogi przez mękę i nagle mija mnie kto? Nikt inny jak tylko kolejny biegacz - zapaleniec, który właśnie zaczyna tę drogę pokonywać. Z resztą co się dziwię, takie pomysły tylko biegacze mogą mieć, czyżby trenował pod tralie?
5km za mną, teraz już będzie "z górki". Za chwilę wlecę w park, tam główna alejka jest zawsze oświetlona, z resztą niedawno przeprowadzano rewitalizację i nowe lampy są pozakładane.
Przebiegam na pasach przez jedną z głównych ulic i ... oszszsz, co jest?
Znów ciemnica...wybiegam obok kościoła i wlatuję w park. Tiaaaa, w park ale po jego drugiej stronie. Lecę pod mostem.
Przy brzegu rzeki stoją jakieś dwa "elementy", albo samobójcy albo masochości, bo kto o zdrowych zmysłach stałby tam wpatrując się w lustro wody mącone kroplami deszczu.
Patrzę przed siebie a tam... czarna dziura - no to jestem w czarnej .... xxxx
A miało być tam miło i łatwo. Niestety nie ma innej trasy, muszę to przelecieć. Próbuję znaleźć w oddali jakiś punkt który będzie celem dobiegnięcia. Widzę jakieś słupki... no to do nich.
Dalej już zaczął wyłaniać się oświetlony most prowadzący do upragnionej przeze mnie głównej alejki parkowej. Tam przemykają się ludzie z parasolami i psami. Jest dobrze, reszta drogi w pełni oświetlona i po asfalcie. Już mogę odetchnąć. Jestem prawie przy domu, gdy znów mijamy się z tamtym gościem - biegaczem ekstremalnym i śmiejemy się do siebie
Na zegarku pojawiło się upragnionych 10km. Zatrzymuję rejestrowanie biegu, zdejmuję telefon z ręki i chcę zatrzymać apkę ... a ta mi mówi, że biegłam dopiero 3 minuty
Nie ważne, wystarczy info z zegarka. Jakimś cudem udało mi się skończyć ten bieg bez skręconych kostek, bez guza na głowie, nawet deszczu w zasadzie nie zauważyłam
Odległość 10,01km
Czas 01:10:40
Można powiedzieć - czas kiepski, jednak gdy pomyślę w jakich warunkach był osiągnięty, stwierdzam, że jest całkiem przyzwoity. Aaaa... ku mojemu zaskoczeniu, gardło już nie boli
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Nie udało się"
Troszkę pobiegałam i znów przestój. Usiłowałam bronić się jak i czym mogłam jednak jakieś paskudztwo dopadło mnie i rozłożyło. Dwa tygodnie siedzenia a właściwe leżenia w domu minęło jak jeden dzień. Przede mną jeszcze tydzień dochodzenia do siebie ...a wszystko to przez jakiegoś wirusa wrrr
Już wiem, że powrót do poprzedniej formy zabierze mi przynajmniej miesiąc. Na tę chwilę jestem masakrycznie osłabiona. W międzyczasie chyba Polar coś pozmieniał ponieważ teraz pięknie i sam się synchronizuje. W sumie gdyby nie ta pandemia, to pewnie zaliczyłby już "kosz" a tak...chyba jeszcze ze mną pozbędzie. Jakoś przyzwyczaiłam się do niego a i na baterię nie mam co narzekać. Czy potrzeba mi w tej chwili czegoś więcej?
Za tydzień mam w planach morsowanie...a raczej odwiedzenie morsowiska, sezon już ruszył, warto chociaż spotkać się ze znajomymi, choć samo wejście do wody odłożę na później.
Mam nadzieję, że do tego czasu nie zamkną nas w domach.
Troszkę pobiegałam i znów przestój. Usiłowałam bronić się jak i czym mogłam jednak jakieś paskudztwo dopadło mnie i rozłożyło. Dwa tygodnie siedzenia a właściwe leżenia w domu minęło jak jeden dzień. Przede mną jeszcze tydzień dochodzenia do siebie ...a wszystko to przez jakiegoś wirusa wrrr
Już wiem, że powrót do poprzedniej formy zabierze mi przynajmniej miesiąc. Na tę chwilę jestem masakrycznie osłabiona. W międzyczasie chyba Polar coś pozmieniał ponieważ teraz pięknie i sam się synchronizuje. W sumie gdyby nie ta pandemia, to pewnie zaliczyłby już "kosz" a tak...chyba jeszcze ze mną pozbędzie. Jakoś przyzwyczaiłam się do niego a i na baterię nie mam co narzekać. Czy potrzeba mi w tej chwili czegoś więcej?
Za tydzień mam w planach morsowanie...a raczej odwiedzenie morsowiska, sezon już ruszył, warto chociaż spotkać się ze znajomymi, choć samo wejście do wody odłożę na później.
Mam nadzieję, że do tego czasu nie zamkną nas w domach.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Raz lepiej - raz gorzej"
Okazało się że to moje "przeziębienie" było zdecydowanie bardziej poważne niż się spodziewałam. 3 tygodnie zamknięcia w domu a później miesiąc zakazu jakiejkolwiek aktywności poza spacerami. Powolutku wracam do starych nawyków, zaczęłam od wizyty w lesie z kijkami. Po 5 km przespałam pół dnia. Za drugim razem 7km poszło już łatwiej. Dalej dołączyłam do Nocnego BBLu, a w zasadzie wieczornego człapania po parku. Za pierwszym razem sukcesem było dla mnie pokonanie 4km marszobiegiem, w domu niemal umierałam ze zmęczenia. Wydawało mi się że już nigdy nie będę w stanie przebiec ciągiem 5km.
Nagle zaproszono mnie na nocną, wigilijną piątkę. Mimo że wolniutko, w tempie niemalże chodu...to jednak przebiegłam całość. Po kilku dniach w tym samym tempie, czyli około 8.30, przebiegłam 6km.
Dzisiaj biegłam Charytatywny Wirtualny Bieg Aniołów (wspierane jest znane mi dziecko, więc nie mogłam nie pobiec). Ku mojej radości wyszło 5km w tempie 6:58.
Morsowanie także dwa razy już zaliczyłam. Do niczego mi się nie spieszy, dlatego nie mam parcia na wyniki.
Jutro ostatni dzień Endomondo. Zastanawiam się czy zmienić na inną aplikację czy pozostać przy Polarze, choć nie powiem, miło było podglądać znajomych. Czy zmienić, a jeśli tak to na co?
Okazało się że to moje "przeziębienie" było zdecydowanie bardziej poważne niż się spodziewałam. 3 tygodnie zamknięcia w domu a później miesiąc zakazu jakiejkolwiek aktywności poza spacerami. Powolutku wracam do starych nawyków, zaczęłam od wizyty w lesie z kijkami. Po 5 km przespałam pół dnia. Za drugim razem 7km poszło już łatwiej. Dalej dołączyłam do Nocnego BBLu, a w zasadzie wieczornego człapania po parku. Za pierwszym razem sukcesem było dla mnie pokonanie 4km marszobiegiem, w domu niemal umierałam ze zmęczenia. Wydawało mi się że już nigdy nie będę w stanie przebiec ciągiem 5km.
Nagle zaproszono mnie na nocną, wigilijną piątkę. Mimo że wolniutko, w tempie niemalże chodu...to jednak przebiegłam całość. Po kilku dniach w tym samym tempie, czyli około 8.30, przebiegłam 6km.
Dzisiaj biegłam Charytatywny Wirtualny Bieg Aniołów (wspierane jest znane mi dziecko, więc nie mogłam nie pobiec). Ku mojej radości wyszło 5km w tempie 6:58.
Morsowanie także dwa razy już zaliczyłam. Do niczego mi się nie spieszy, dlatego nie mam parcia na wyniki.
Jutro ostatni dzień Endomondo. Zastanawiam się czy zmienić na inną aplikację czy pozostać przy Polarze, choć nie powiem, miło było podglądać znajomych. Czy zmienić, a jeśli tak to na co?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Nic nowego"
Nic tak naprawdę ciekawego się nie dzieje. Staram się wychodzić na dreptanie 2 razy w tygodniu i raz morsować. Nie mam ciśnienia na jakiekolwiek osiągi, biegam - just for fun w tempie mocno spacerowym. Wychodzi tego nie za wiele, 8km - 7km - 7km w poprzednim tygodniu, czyli wyszło 22km. Gdzie się podziały te czasy gdy co tydzień biegałam przynajmniej jedną dychę?
W tym tygdniu:
wtorek - 8,55km w tempie 7:43
czwartek - 7,01 w tempie 7:43
sobota - 11,01 w tempie 8:01
Ta sobota to tak w sumie sama się wykręciła. Przez 7km biegłam ze znajomymi robiąc fotki po drodze, gadając o wszystkim i o niczym i poraz n-ty mijając tę samą tamę na Prośnie. Tak, biegamy po parku, gdzie nikt nas za maseczki nie ściga. Jedno kółko to ciut ponad 2km, więc w pewnej chwili można dostać kręćka robiąc kolejne okrążenie. Tempo wolniusieńkie, niemal jak slow jogging, pomiędzy 8:40 a 9:10.
Kiedy dobiegłyśmy do 7 km, dziewczyny skończyły, a mnie coś poniosło, żeby jednak choć do tego ósmego kilometra dokręcić. Lecę więc sama przed siebie.
Ósmy kilometr - 7:06, czuję, że długo tak nie pociągnę, za szybko
Dziewiąty - 7:14, wolniej, ale tylko trochę
Dziesiąty - 7:05 hmmm, w sumie nienajgorzej mi się biegnie
Jedenasty - 6:57 no to mnie ciut nogi poniosły,
Sama bym się o taki dystans nie podejrzewała. Gdyby ktoś na początku tego biegu zaproponował mi 11 km, to spojrzałabym się na niego i wyśmiała mogąc się założyć, że na ten moment to niemożliwe.
Na FB mignęły mi zapisy na Bieg Tropem Wilczym - 16 maja. Trasa do wyboru, niecałe 2km lub 5km. A co mi tam szkodzi, zapiszę się.
No i zgłosiłam się na trasę ...5km. Po chwili dostałam na maila regulamin w którym wielkimi literami piszą, że mam na pokonanie trasy max 40 minut. Oj, będzie ciekawie. Kiedyś spokojnie w takim limicie się mieściłam i to jeszcze z nadwyżką, a teraz czy zdążę?
Do maja jeszcze trochę czasu, mam cichą nadzieję, że uda mi się . Wiem, wiem, wydaje się to śmieszne, ale dla mnie to będzie wyzwanie. Przez tę całą "pandemię" wszystko mi się posypało.
Tydzień wcześniej lecę wirtualne Wingsy, jak szaleć, to szaleć...
Nic tak naprawdę ciekawego się nie dzieje. Staram się wychodzić na dreptanie 2 razy w tygodniu i raz morsować. Nie mam ciśnienia na jakiekolwiek osiągi, biegam - just for fun w tempie mocno spacerowym. Wychodzi tego nie za wiele, 8km - 7km - 7km w poprzednim tygodniu, czyli wyszło 22km. Gdzie się podziały te czasy gdy co tydzień biegałam przynajmniej jedną dychę?
W tym tygdniu:
wtorek - 8,55km w tempie 7:43
czwartek - 7,01 w tempie 7:43
sobota - 11,01 w tempie 8:01
Ta sobota to tak w sumie sama się wykręciła. Przez 7km biegłam ze znajomymi robiąc fotki po drodze, gadając o wszystkim i o niczym i poraz n-ty mijając tę samą tamę na Prośnie. Tak, biegamy po parku, gdzie nikt nas za maseczki nie ściga. Jedno kółko to ciut ponad 2km, więc w pewnej chwili można dostać kręćka robiąc kolejne okrążenie. Tempo wolniusieńkie, niemal jak slow jogging, pomiędzy 8:40 a 9:10.
Kiedy dobiegłyśmy do 7 km, dziewczyny skończyły, a mnie coś poniosło, żeby jednak choć do tego ósmego kilometra dokręcić. Lecę więc sama przed siebie.
Ósmy kilometr - 7:06, czuję, że długo tak nie pociągnę, za szybko
Dziewiąty - 7:14, wolniej, ale tylko trochę
Dziesiąty - 7:05 hmmm, w sumie nienajgorzej mi się biegnie
Jedenasty - 6:57 no to mnie ciut nogi poniosły,
Sama bym się o taki dystans nie podejrzewała. Gdyby ktoś na początku tego biegu zaproponował mi 11 km, to spojrzałabym się na niego i wyśmiała mogąc się założyć, że na ten moment to niemożliwe.
Na FB mignęły mi zapisy na Bieg Tropem Wilczym - 16 maja. Trasa do wyboru, niecałe 2km lub 5km. A co mi tam szkodzi, zapiszę się.
No i zgłosiłam się na trasę ...5km. Po chwili dostałam na maila regulamin w którym wielkimi literami piszą, że mam na pokonanie trasy max 40 minut. Oj, będzie ciekawie. Kiedyś spokojnie w takim limicie się mieściłam i to jeszcze z nadwyżką, a teraz czy zdążę?
Do maja jeszcze trochę czasu, mam cichą nadzieję, że uda mi się . Wiem, wiem, wydaje się to śmieszne, ale dla mnie to będzie wyzwanie. Przez tę całą "pandemię" wszystko mi się posypało.
Tydzień wcześniej lecę wirtualne Wingsy, jak szaleć, to szaleć...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
"Przegląd tygodnia"
W tym tygodniu udało mi się zrealizować moje założenia nawet z nawiązką.
*Wtorek - 10km w tempie ciut nieznanym. Zapomniałam włączyć zegarek, zorientowałam się po przebiegnięciu niemal 1,7km. Jedno okrążenie to i tak trochę ponad 2km, więc nietrudno policzyć ile przebiegłam. Tempo mogło być około 7:45
*Czwartek - 7km w tempie 7:54
* Sobota - to tradycyjnie czas, gdy cześć trasy przegadam ze znajomymi ( 7km) a później sama dokręcam kilka kilometrów.
Dzisiaj w sumie wyszło mi 13km w tempie 7:47, przy czym przegadane kilometry w tempie- 8,08 a sama - 7:10.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz przebiegłam taki dystans. Nie podejrzewałam, że jeszcze jestem w stanie to zrobić. Na razie nie planuję zwiększenia odległości, będę szczęśliwa, gdy uda mi się tyle samo przebiec jeszcze raz. Tak po cichu marzy mi się, żeby do jesieni choć raz przebiec dystans półmaratonu. Tempo może być totalnie ślimacze, to akurat mało ważne, byleby sięgnąć po te 21km.
W tym tygodniu udało mi się zrealizować moje założenia nawet z nawiązką.
*Wtorek - 10km w tempie ciut nieznanym. Zapomniałam włączyć zegarek, zorientowałam się po przebiegnięciu niemal 1,7km. Jedno okrążenie to i tak trochę ponad 2km, więc nietrudno policzyć ile przebiegłam. Tempo mogło być około 7:45
*Czwartek - 7km w tempie 7:54
* Sobota - to tradycyjnie czas, gdy cześć trasy przegadam ze znajomymi ( 7km) a później sama dokręcam kilka kilometrów.
Dzisiaj w sumie wyszło mi 13km w tempie 7:47, przy czym przegadane kilometry w tempie- 8,08 a sama - 7:10.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz przebiegłam taki dystans. Nie podejrzewałam, że jeszcze jestem w stanie to zrobić. Na razie nie planuję zwiększenia odległości, będę szczęśliwa, gdy uda mi się tyle samo przebiec jeszcze raz. Tak po cichu marzy mi się, żeby do jesieni choć raz przebiec dystans półmaratonu. Tempo może być totalnie ślimacze, to akurat mało ważne, byleby sięgnąć po te 21km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 04 lut 2018, 00:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
" Nadrabiam zaległości"
W jednym tygodniu było 13km a w drugim udało mi się przetruchtać 15km. Byłoby więcej gdyby nie to, ze strasznie cierpły mi stopy. Zastanawiałam się czy to wina butów, wkładek, czy jednak za duży dystans? Masakryczne odczucie, które zdarzało mi się już wcześniej. Mniej więcej w okolicach 7-8km zaczynał się ostatnio ten problem. Na szczęście oprócz Asicsów mam w domu jeszcze Adidasy, upchnęłam w nie te większe wkładki i jest OK, czyli jednak zbyt wąskie buty. Czy to możliwe że rozklepałam sobie stopy?
III Wiosenny Bieg Smerfna Piątka tym razem odbył się wirtualnie. Fajny pakiet, medal w kształcie Smerfetki, rękawki z takim samym motywem i czarna opaska. Ciekawy i praktyczny zestaw. Zaplanowałam, że pobiegnę w pierwszy wyznaczony dzień. Nie musiałam nawet pytać kto robi "Smerfna", nasza stara trasa zapełniła się biegaczami, którzy w przeważającej większości pędzili na złamanie karku, jakby ich ktoś gonił, bordowi na twarzy z wysiłku....
Mimo, że wirtualny, to jednak troszkę rywalizacji było.
Ja nie miałam z kim rywalizować, przy tym moim ślimaczym tempie przynajmniej dla nikogo nie jestem "zagrożeniem"
Z tego co pamiętam to limit czasowy wynosi 60 minut, wiec dlaczego nie wykorzystać w pełni tego za co zapłaciłam?
Z drugiej jednak strony zapisałam się na Bieg Tropem Wilczym, tam limit to 40 minut, , mam nadzieję, że tam na styk dam radę.
Smerfną pobiegłam z koleżanką... wyszedł nam czas 33:25...
Czyli spokojnie Wilczy przebiegnę jeszcze z zakładką...
Tiaaaa, Wilczy.... zmienili termin, zamiast 16 kwietnia, zrobili sierpień tłumacząc się decyzjami "z góry"
Przede mną jeszcze Wings for Life. W tym tygodniu przyszła koszulka i puszka Red Bulla. Ile przebiegnę, tyle przebiegnę. Trudno cokolwiek przewidzieć. Jeśli będzie pogoda taka jak dzisiaj, to masakra. Od rana u nas leje. Całe szczęście, że udało mi się wczoraj wyjść pobiegać. Miało być krótko i wolno.
Wyszło 10km w czasie 1h:11:03 w tempie 7:06 tym razem nie tylko po samym parku.
Ile kilometrów wyjdzie mi za tydzień? Chciałabym te 9 przebiec. Tempo powinno wynosić 7:33, czyli dość realne.
Zobaczymy
W jednym tygodniu było 13km a w drugim udało mi się przetruchtać 15km. Byłoby więcej gdyby nie to, ze strasznie cierpły mi stopy. Zastanawiałam się czy to wina butów, wkładek, czy jednak za duży dystans? Masakryczne odczucie, które zdarzało mi się już wcześniej. Mniej więcej w okolicach 7-8km zaczynał się ostatnio ten problem. Na szczęście oprócz Asicsów mam w domu jeszcze Adidasy, upchnęłam w nie te większe wkładki i jest OK, czyli jednak zbyt wąskie buty. Czy to możliwe że rozklepałam sobie stopy?
III Wiosenny Bieg Smerfna Piątka tym razem odbył się wirtualnie. Fajny pakiet, medal w kształcie Smerfetki, rękawki z takim samym motywem i czarna opaska. Ciekawy i praktyczny zestaw. Zaplanowałam, że pobiegnę w pierwszy wyznaczony dzień. Nie musiałam nawet pytać kto robi "Smerfna", nasza stara trasa zapełniła się biegaczami, którzy w przeważającej większości pędzili na złamanie karku, jakby ich ktoś gonił, bordowi na twarzy z wysiłku....
Mimo, że wirtualny, to jednak troszkę rywalizacji było.
Ja nie miałam z kim rywalizować, przy tym moim ślimaczym tempie przynajmniej dla nikogo nie jestem "zagrożeniem"
Z tego co pamiętam to limit czasowy wynosi 60 minut, wiec dlaczego nie wykorzystać w pełni tego za co zapłaciłam?
Z drugiej jednak strony zapisałam się na Bieg Tropem Wilczym, tam limit to 40 minut, , mam nadzieję, że tam na styk dam radę.
Smerfną pobiegłam z koleżanką... wyszedł nam czas 33:25...
Czyli spokojnie Wilczy przebiegnę jeszcze z zakładką...
Tiaaaa, Wilczy.... zmienili termin, zamiast 16 kwietnia, zrobili sierpień tłumacząc się decyzjami "z góry"
Przede mną jeszcze Wings for Life. W tym tygodniu przyszła koszulka i puszka Red Bulla. Ile przebiegnę, tyle przebiegnę. Trudno cokolwiek przewidzieć. Jeśli będzie pogoda taka jak dzisiaj, to masakra. Od rana u nas leje. Całe szczęście, że udało mi się wczoraj wyjść pobiegać. Miało być krótko i wolno.
Wyszło 10km w czasie 1h:11:03 w tempie 7:06 tym razem nie tylko po samym parku.
Ile kilometrów wyjdzie mi za tydzień? Chciałabym te 9 przebiec. Tempo powinno wynosić 7:33, czyli dość realne.
Zobaczymy