Wczoraj przebiegłem 4km, przemieszałem z marszem ostatni km, Łącznie styl dość kiepski - brak energii na ostatnim kilometrze i przejście do okresów marszu to porażka. Według niektórych nawet wplecenie krótkiego marszu w 42,195 oznacza że nie można powiedzieć że jest się maratończykiem. Dziś przebiegłem te 5 km ekstremalnie równo, bez zatrzymywania się. Wczoraj w brzydkim stylu te 5 km pokonałem w mniej niż 27 minut, dziś zajęło mi to 5 minut więcej. Fakt że zmęczony byłem znacznie mniej, nawet dołożyłem sobie jeszcze jeden kilometr do tych 5, ale cóż, to wynik idzie w świat a nie styl w jakim go osiągnięto.
Czy zatem dążyć na siłę do ciągłego biegu przez coraz większe odległości, czy może zaakceptować co jakiś czas w miarę krótkie odcinki marszowe jeśli w rezultacie mam być na mecie znacząco szybciej
