Ruda - nowe wyzwanie- aktywność w ciąży
Moderator: infernal
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Dużo spraw do załatwienia, napisania..... Nie miałam czasu nic napisać a dziś już niewiele pamiętam z treningów z zeszłym tyg.
Pamiętam
wtorek- 8km wolne wybieganie (musiałam wracać, bo Lusia miała już senność
czwartek- 7km- 1,5 trucht, potem 5x400 (po 3.40-4.10) w przerwie trucht 400m do tętna poniżej 120. Na koniec trucht
w Piątek mi się nie chciało( byłam padnięta)- przygotowania do chrztu- zakupy z Lusią w nosidełku w chuście- ciekawe przeżycie- myślałam, że kręgosłup złamie mi się po noszeniu malucha. Na szczęście przy kasie podeszła pani z obsługi i wyjęła mi zakupy z koszyka. Byłam bardzo miło zaskoczona. Potem spowiedź. jestem pozytywnie zaskoczona- nowoczesny ksiądź- kazał posłuchać plików mp3 z internetu i to po angielsku
Sobota- znowu aktywny dzień- ustawianie naszego stanowiska na biegu Samsunga, ślub przyjaciółki, miasteczko kobiet na biegu Samsunga i wreszcie sam bieg- dla idei- bardzo wolne 5km
Niedziela- chrzciny. Wszystko się pięknie udało, dziecko spało. Przyjęcie tez udane, ale .... juz nie miałam ochoty na bieganie
Poniedziałek 28.06- 17km- godzina wolnegego biegania w I zakresie, potem 15min przyspieszeń do 4 min/km i powrót trucht. Czułam mięśnie
Pamiętam
wtorek- 8km wolne wybieganie (musiałam wracać, bo Lusia miała już senność
czwartek- 7km- 1,5 trucht, potem 5x400 (po 3.40-4.10) w przerwie trucht 400m do tętna poniżej 120. Na koniec trucht
w Piątek mi się nie chciało( byłam padnięta)- przygotowania do chrztu- zakupy z Lusią w nosidełku w chuście- ciekawe przeżycie- myślałam, że kręgosłup złamie mi się po noszeniu malucha. Na szczęście przy kasie podeszła pani z obsługi i wyjęła mi zakupy z koszyka. Byłam bardzo miło zaskoczona. Potem spowiedź. jestem pozytywnie zaskoczona- nowoczesny ksiądź- kazał posłuchać plików mp3 z internetu i to po angielsku
Sobota- znowu aktywny dzień- ustawianie naszego stanowiska na biegu Samsunga, ślub przyjaciółki, miasteczko kobiet na biegu Samsunga i wreszcie sam bieg- dla idei- bardzo wolne 5km
Niedziela- chrzciny. Wszystko się pięknie udało, dziecko spało. Przyjęcie tez udane, ale .... juz nie miałam ochoty na bieganie
Poniedziałek 28.06- 17km- godzina wolnegego biegania w I zakresie, potem 15min przyspieszeń do 4 min/km i powrót trucht. Czułam mięśnie
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
wtorek- pojechaliśmy z mężem na Agrykolę dopiero jak Lusia zasnęła- 22.30. Zrobiliśmy w sumie 7km- 20min truchtu, rozciąganie i 5 podbiegów na Agrykolę. Mimo późnej godziny było dalej gorąco. Piękne te nasze Łazienki nocą
środa- nasza 3 rocznica ślubu. Pojechaliśmy na obiad do Passe Partou- super knajpka a jedzenie fantastyczne i wykwintne. Potem chcieliśmy zabrać młoda na rejs po Wisle, ale się nie zebrała grupa. Połaziliśmy więc po Starówce i Nowym Mieście
Mieliśmy zrobić trening, ale dziś odpoczywamy.
Młoda jest niesamowita- pełza, kręci się dookoła własnej osi- mała siłaczka!!!
środa- nasza 3 rocznica ślubu. Pojechaliśmy na obiad do Passe Partou- super knajpka a jedzenie fantastyczne i wykwintne. Potem chcieliśmy zabrać młoda na rejs po Wisle, ale się nie zebrała grupa. Połaziliśmy więc po Starówce i Nowym Mieście
Mieliśmy zrobić trening, ale dziś odpoczywamy.
Młoda jest niesamowita- pełza, kręci się dookoła własnej osi- mała siłaczka!!!
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Dziś znowu słaba noc- Lusia sie budziła. O 11 udało mi się wyjśc na trening. Trening w południe z tu żar z nieba
Biegałam dziś nad Wisłą- 11 km- 8 km po 5.15-5.30 i 10x100 po 3.30-3.40 i powrót do domu. Potem jeszcze troszkę ćwiczeń siłowych, ale Lusia się obudziła. Dokończę wieczorem. Teraz gotowanie cieciorki z orzechami, makaronem i fetą a po 15 praca
Biegałam dziś nad Wisłą- 11 km- 8 km po 5.15-5.30 i 10x100 po 3.30-3.40 i powrót do domu. Potem jeszcze troszkę ćwiczeń siłowych, ale Lusia się obudziła. Dokończę wieczorem. Teraz gotowanie cieciorki z orzechami, makaronem i fetą a po 15 praca
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
2.07- trening na Agrykoli z mężem. Rano praca
Na trening pojechaliśmy na 19.30. Lusia akurat miała senność, więc okryliśmy wózek moskitierą i zasnęła.
20min rozgrzewkowego biegania, stretching i 2x4km poniżej 5min/km
Byłam zmęczona- niewyspanie daje mi się we znaki
3 i 4.07- układanie wykładziny w klinice. w niedzielę układaliśmy do 1 w nocy. Byłam nieprzytomna- ból pleców i rąk i znowu niewyspanie
w poniedziałek miał być trening, ale ..... wolałam położyć się wcześniej. Zmęczenie takie, ze nie mogę zasnąć
Wtorek- znowu kiepska noc- na trening idę o 10.15- jednak żar leje się z nieba i udaje mi się zrobić tylko 5km. o 15 wybiegam po raz drugi- tym razem do pracy(mam 5km)
Na trening pojechaliśmy na 19.30. Lusia akurat miała senność, więc okryliśmy wózek moskitierą i zasnęła.
20min rozgrzewkowego biegania, stretching i 2x4km poniżej 5min/km
Byłam zmęczona- niewyspanie daje mi się we znaki
3 i 4.07- układanie wykładziny w klinice. w niedzielę układaliśmy do 1 w nocy. Byłam nieprzytomna- ból pleców i rąk i znowu niewyspanie
w poniedziałek miał być trening, ale ..... wolałam położyć się wcześniej. Zmęczenie takie, ze nie mogę zasnąć
Wtorek- znowu kiepska noc- na trening idę o 10.15- jednak żar leje się z nieba i udaje mi się zrobić tylko 5km. o 15 wybiegam po raz drugi- tym razem do pracy(mam 5km)
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
od 10.07 jesteśmy na wakacjach w Zakopcu. W zeszłym tyg. było już upalnie w Wawie, więc treningi mocno skrócone. Raz na stadionie, raz późnym wieczorem (raczej wszystko krótkie).
Do Zakopca wyruszyliśmy w sobotę o 3.30. Niestety nasza klima dalej zepsuta, więc dlatego taka wczesna pora. Jechało się rewelacyjnie, ale Andrzej miała pecha - na wstępie zrobili mu zdjęcie a na Zakopiance złapali go i 300zł poszło....
W Zakopanem upał i lampa. Po krótkiej drzemce wyruszylismy na basem geotermalny na Szymoszkową. Lusia pływała a potem wylegiwała się w cieniu na kocyku i nagle.... stanęła na czworakach (cudnie).
Trening- 10km- od Małej Łaki drogą pod reglami do Strązyskiej w dół do Zakopca i 5km do góry na Krzeptówki.
11.07- Wyruszyliśmy do Doliny Chochołowskiej z nadzieją na wejście na Grzesia. Dla wózka droga kiepska- przydałby się jogger. Nieśliśmy wiec Lusię na rekach, a wózek prowadziliśmy- strasznie męcząco. W schronisku zrezygnowaliśmy z pomysłu wejścia w góry. Lutek potrzebuje teraz dużo snu, a upał i noszenie w nosidle lub chuście, to niezbyt dobry pomysł dla niej. Wróciłam z wyprawy wykończona.
12.07- o 11 po drzemkach Lusi udało mi się wyruszyć na bieg na Kasprowy. Ludzi był już całkiem sporo. Od ronda Kuźnickiego na szczyt biegłam 1.27. Słabo niestety. Od Myślenickich Turni praktycznie szybko szłam- nie było pary. Komentarze też nie były wybredne- chora na głowę , wariatka. Inni byli zdziwieni- o ta Pani nas mijała w tamtą stronę a już wraca?
Wieczorem "odnowa biologiczna"- poszliśmy z małą do Aqua Parku- drogi, śmierdzący, każdy narzeka na brudne kible a przejście z przebieralni do basenu to czas około 7min- do tego nie jest w ogóle oznaczone- gdyby cos się tam działo, to ewakuacja nie byłaby możliwa. W basenie na zewnątrz atakowały gzy. Mała jednak była zachwycona- zupełnie inaczej zachowuje się już w wodzie- macha rączkami i nóżkami do pieska
13.07- zapowiadali burzę, więc Andrzej zrezygnował ze swojego pomysłu biegu przez Tary i pojechaliśmy na przełom Białki- piękne miejsce. Chcieliśmy się powspinać, ale ściana była podmyta w druga skała w całości opanowana przez wspinaczy. Ochłodziliśmy wiec stopy i pojechaliśmy do Nowego Targu uczcić moje urodziny (przenieśliśmy je z czwartku 15.07 ). Willa Toscana- super miejsce- piękny wystrój, fajny ogródek, w którym Lusia brykała na Trawie i super jedzonko.
Wieczorem zrobiłam 3 podbiegi 1000m i 3 zbiegi- przeszkadzali mi jedynie ludzie, którzy wyszli o 22 z sanktuarium i szli jak święte krowy- po 4 osoby w rzędzie.
14.07- poszliśmy do doliny Lejowej na wspinanie- i tu ciekawostka- tam jest tylko jedna marna skała, słabo obita a okazuje się, że nie wystarczy kupić bilet do parku, trzeba jeszcze zapłacić góralowi ekstra za wspinanie. Naprawdę nie dziwię się ludziom, że wyjeżdżają za granicę- ceny podobne, ale warunki inne. Za wspinanie się nigdy nie płaci, bo to już jest wliczone do biletu. Nikt tez nie robi remontów w wakacje- a Zakopiec cały rozkopany. Zrobiliśmy więc spacer z Doliny Lejowej do Koscieliskiej z Lusią w chuście.
Wieczorem długie wybieganie- do Kościeliskiej i doliny Białego - 16 km- męcząco, bo ciągle pod górkę
15.07 4rano pobudka. Zawiozłam Andrzeja do Chochołowiej i tam zaczął swój biegowy projekt przebiegnięcia przez Tarty Zachodnie i Wysokie. Siwa Polana-dolina Iwanicka -schr. Ornak- dolina Tomanowa-
Chuda Turnia-Ciemniak-Kopa Kondracka- Kasprowy-Świnica-Zawrat-
dolina 5 Stawów Pol-Szpiglasowa przełęcz- Morskie Oko.
Było strasznie gorąco. Udało sie zrobić w 7.47- 35km do Morskiego Oka. Potem zbieg do Paklenicy Białczańskiej - wyszło 42.300- czyli Maraton- 8.30h. Andrzej szczęśliwy i nawet nie specjalnie zmęczony. Były miejsca gdzie niestety nie miał jak biec- ludzie nie mają wyobraźni- na łańcuchach spotkał ludzi o kulach i z małymi dziećmi w klapkach)- potem wszyscy się dziwa, ze ktoś zginął , a tak naprawdę robią to na własne życzenie.
16.07- rano chciałam jeszcze raz pobiec na Kasprowy- tym razem ruszyłam o 8.30- do Myślenickich Turni z ronda- 40min. Zrezygnowałam jednak na Myslenickich- ilość ludzi mnie przeraziła- to nie byłby nawet marsz, tylko chodzenie noga za nogą. Rzeczywiście to był piątek i najechało strasznie dużo ludzi. W drodze do domu stałam godzinę w korku
Przyjechali znajomi i poszliśmy na spacer z Doliny Kościeliskiej do Strążyskiej- 15km
17.07- upał straszny, jednak zapowiadali burze. Ruszyliśmy w południe do schroniska Ornak- miła wycieczka z przerwą na leżenie i brykanie Lusi na kocu. Znajomi poszli na Czerwone Wierchy i najedli się strachu- burza! Dziewczyna naszego znajomego spanikowała i on musiał ja nieść na rękach. Dobrze, ze udało im się zejść- kilka osób zostało rażonych piorunem
Do Zakopca wyruszyliśmy w sobotę o 3.30. Niestety nasza klima dalej zepsuta, więc dlatego taka wczesna pora. Jechało się rewelacyjnie, ale Andrzej miała pecha - na wstępie zrobili mu zdjęcie a na Zakopiance złapali go i 300zł poszło....
W Zakopanem upał i lampa. Po krótkiej drzemce wyruszylismy na basem geotermalny na Szymoszkową. Lusia pływała a potem wylegiwała się w cieniu na kocyku i nagle.... stanęła na czworakach (cudnie).
Trening- 10km- od Małej Łaki drogą pod reglami do Strązyskiej w dół do Zakopca i 5km do góry na Krzeptówki.
11.07- Wyruszyliśmy do Doliny Chochołowskiej z nadzieją na wejście na Grzesia. Dla wózka droga kiepska- przydałby się jogger. Nieśliśmy wiec Lusię na rekach, a wózek prowadziliśmy- strasznie męcząco. W schronisku zrezygnowaliśmy z pomysłu wejścia w góry. Lutek potrzebuje teraz dużo snu, a upał i noszenie w nosidle lub chuście, to niezbyt dobry pomysł dla niej. Wróciłam z wyprawy wykończona.
12.07- o 11 po drzemkach Lusi udało mi się wyruszyć na bieg na Kasprowy. Ludzi był już całkiem sporo. Od ronda Kuźnickiego na szczyt biegłam 1.27. Słabo niestety. Od Myślenickich Turni praktycznie szybko szłam- nie było pary. Komentarze też nie były wybredne- chora na głowę , wariatka. Inni byli zdziwieni- o ta Pani nas mijała w tamtą stronę a już wraca?
Wieczorem "odnowa biologiczna"- poszliśmy z małą do Aqua Parku- drogi, śmierdzący, każdy narzeka na brudne kible a przejście z przebieralni do basenu to czas około 7min- do tego nie jest w ogóle oznaczone- gdyby cos się tam działo, to ewakuacja nie byłaby możliwa. W basenie na zewnątrz atakowały gzy. Mała jednak była zachwycona- zupełnie inaczej zachowuje się już w wodzie- macha rączkami i nóżkami do pieska
13.07- zapowiadali burzę, więc Andrzej zrezygnował ze swojego pomysłu biegu przez Tary i pojechaliśmy na przełom Białki- piękne miejsce. Chcieliśmy się powspinać, ale ściana była podmyta w druga skała w całości opanowana przez wspinaczy. Ochłodziliśmy wiec stopy i pojechaliśmy do Nowego Targu uczcić moje urodziny (przenieśliśmy je z czwartku 15.07 ). Willa Toscana- super miejsce- piękny wystrój, fajny ogródek, w którym Lusia brykała na Trawie i super jedzonko.
Wieczorem zrobiłam 3 podbiegi 1000m i 3 zbiegi- przeszkadzali mi jedynie ludzie, którzy wyszli o 22 z sanktuarium i szli jak święte krowy- po 4 osoby w rzędzie.
14.07- poszliśmy do doliny Lejowej na wspinanie- i tu ciekawostka- tam jest tylko jedna marna skała, słabo obita a okazuje się, że nie wystarczy kupić bilet do parku, trzeba jeszcze zapłacić góralowi ekstra za wspinanie. Naprawdę nie dziwię się ludziom, że wyjeżdżają za granicę- ceny podobne, ale warunki inne. Za wspinanie się nigdy nie płaci, bo to już jest wliczone do biletu. Nikt tez nie robi remontów w wakacje- a Zakopiec cały rozkopany. Zrobiliśmy więc spacer z Doliny Lejowej do Koscieliskiej z Lusią w chuście.
Wieczorem długie wybieganie- do Kościeliskiej i doliny Białego - 16 km- męcząco, bo ciągle pod górkę
15.07 4rano pobudka. Zawiozłam Andrzeja do Chochołowiej i tam zaczął swój biegowy projekt przebiegnięcia przez Tarty Zachodnie i Wysokie. Siwa Polana-dolina Iwanicka -schr. Ornak- dolina Tomanowa-
Chuda Turnia-Ciemniak-Kopa Kondracka- Kasprowy-Świnica-Zawrat-
dolina 5 Stawów Pol-Szpiglasowa przełęcz- Morskie Oko.
Było strasznie gorąco. Udało sie zrobić w 7.47- 35km do Morskiego Oka. Potem zbieg do Paklenicy Białczańskiej - wyszło 42.300- czyli Maraton- 8.30h. Andrzej szczęśliwy i nawet nie specjalnie zmęczony. Były miejsca gdzie niestety nie miał jak biec- ludzie nie mają wyobraźni- na łańcuchach spotkał ludzi o kulach i z małymi dziećmi w klapkach)- potem wszyscy się dziwa, ze ktoś zginął , a tak naprawdę robią to na własne życzenie.
16.07- rano chciałam jeszcze raz pobiec na Kasprowy- tym razem ruszyłam o 8.30- do Myślenickich Turni z ronda- 40min. Zrezygnowałam jednak na Myslenickich- ilość ludzi mnie przeraziła- to nie byłby nawet marsz, tylko chodzenie noga za nogą. Rzeczywiście to był piątek i najechało strasznie dużo ludzi. W drodze do domu stałam godzinę w korku
Przyjechali znajomi i poszliśmy na spacer z Doliny Kościeliskiej do Strążyskiej- 15km
17.07- upał straszny, jednak zapowiadali burze. Ruszyliśmy w południe do schroniska Ornak- miła wycieczka z przerwą na leżenie i brykanie Lusi na kocu. Znajomi poszli na Czerwone Wierchy i najedli się strachu- burza! Dziewczyna naszego znajomego spanikowała i on musiał ja nieść na rękach. Dobrze, ze udało im się zejść- kilka osób zostało rażonych piorunem
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Dziś Bieg Powstania- 5km
20.35 netto- 2 miejsce w kat.!!!
POczątek- nie mogłam się przepchnąc, potem 2 i 4 km za szybko po 3.38. KOńcówkę umierałam, finiszu zero.
Jeszcze przed wyjazdem z Zakopca zrobilismy trening na stadione- 2km rozgrzewki a potem 10x400m, końcówki nie zrobilismy, bo zaczęło lać.
w zeszłym tyg z treningiem było słabo- wt 5km wolno
śr- wolne
czw- 10km w tym 10x100
pt z koleżanką- miał byc stadion, ale Agrykola nie była dostępna, więc 55min biegania- 10min rozgrzewka, potem 10podbiegów na Agrykolę, przerwa w truchcie i 10x100m, truct i rozciaganie
20.35 netto- 2 miejsce w kat.!!!
POczątek- nie mogłam się przepchnąc, potem 2 i 4 km za szybko po 3.38. KOńcówkę umierałam, finiszu zero.
Jeszcze przed wyjazdem z Zakopca zrobilismy trening na stadione- 2km rozgrzewki a potem 10x400m, końcówki nie zrobilismy, bo zaczęło lać.
w zeszłym tyg z treningiem było słabo- wt 5km wolno
śr- wolne
czw- 10km w tym 10x100
pt z koleżanką- miał byc stadion, ale Agrykola nie była dostępna, więc 55min biegania- 10min rozgrzewka, potem 10podbiegów na Agrykolę, przerwa w truchcie i 10x100m, truct i rozciaganie
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Już chyba wiem o co chodzi z tym szybkim bieganiem po urodzeniu dziecka. To rzeczywiście kwestia psychiczna. Kiedyś wszystko biegałam tak samo- czy to 5km, czy maraton. Wydawało mi się, ze nie można biegać szybko. Teraz po pierwsze mocno ogranicza mnie czas- mogę zrobic trening krótki, ale intensywny. Nawet jak biegam 10-15km to na tyle szybko, zeby Lusia jak najkrócej była z babcią. PO drugie bardzo mocno motywuje mnie mąż - trener. Po trzecie mam wrażenie (tylko się nie śmiejcie)- otwartości umysłu. Dzieki temu rzeczywiscie biegnę szybciej i nie jest to dla mnie jakimś ogromnym wysiłkiem (oczywiscie wysiłkiem jest podczas zawodów). Biegnąc w zawodach staram sie teraz nie myśleć o czymś konkretnym- po prostu biegnę i jest mi dobrze. Nie wiem czy to jasno opisałam.
Mój kochany mąż ma zakrzepicę. Nie wiem czy wiecie jak podstępna to choroba( dla niewtajemniczonych przypomnę śp. Kamilę Skolimowską, która właśnie z tego powodu zmarła. Zrobiło mu się to podczas naszego urlopu w Zakopcu, a dokładnie podczas jego wycieczki biegowej przy 35st upale. Przez te 8h40 min miał tylko 3 litry wody. Odwodnił sie, mimo, ze wcale tego nie czuł. Dodatkowo przyczynił sie do tego trening górski. Krew sie zagęścila i zatkała zyłę odpiszczelową. Może nie byłoby tego gdyby potem nie powrót 8 godz w aucie(czyli noga w dole i brak pracy łydki). Efekt był taki, ze bardzo bolała go łydka, lekko napuchła i widać było na żyle czerwona pręgę. Koleżanka mnie przestraszyła i Andrzej został wysłany do lekarza. Po USG dopplera diagnoza została potwierdzona i zalecenia- 2x dziennie zastrzyki z heparyny i zakaz ruchu przez tydzień.
Dzis zrobilismy pierwszy wspólny trening.
Wczoraj- godz luźnego biegu
Dziś- 12km w tym 8x100
waga- 58kg (jak dla mnie juz za mało), tym bardziej, że zrobiła mi sie budowa atletki- góra bardzo mocno rozbudowana (za sprawą córeczki, która uwielbia bujanie i podrzucanie)
Mój kochany mąż ma zakrzepicę. Nie wiem czy wiecie jak podstępna to choroba( dla niewtajemniczonych przypomnę śp. Kamilę Skolimowską, która właśnie z tego powodu zmarła. Zrobiło mu się to podczas naszego urlopu w Zakopcu, a dokładnie podczas jego wycieczki biegowej przy 35st upale. Przez te 8h40 min miał tylko 3 litry wody. Odwodnił sie, mimo, ze wcale tego nie czuł. Dodatkowo przyczynił sie do tego trening górski. Krew sie zagęścila i zatkała zyłę odpiszczelową. Może nie byłoby tego gdyby potem nie powrót 8 godz w aucie(czyli noga w dole i brak pracy łydki). Efekt był taki, ze bardzo bolała go łydka, lekko napuchła i widać było na żyle czerwona pręgę. Koleżanka mnie przestraszyła i Andrzej został wysłany do lekarza. Po USG dopplera diagnoza została potwierdzona i zalecenia- 2x dziennie zastrzyki z heparyny i zakaz ruchu przez tydzień.
Dzis zrobilismy pierwszy wspólny trening.
Wczoraj- godz luźnego biegu
Dziś- 12km w tym 8x100
waga- 58kg (jak dla mnie juz za mało), tym bardziej, że zrobiła mi sie budowa atletki- góra bardzo mocno rozbudowana (za sprawą córeczki, która uwielbia bujanie i podrzucanie)
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Zaczął się cięzki trening do MW
28.07- 10km + 8x100 przebieżki. Miałam ogromnego speda- mogłam biec w dowolnie szybkim tempie i dowolnie długo
29.07. 7km + 10x200 podbiegi pod górkę - brak sił, nogi ołowiane. Kiepskie samopoczucie
30-wolne- cudownie
31- luźny bieg w parku Skaryszewskim 8km. Biegaliśmy na zmianę. Najpierw Andrzej chodził z Lusią(oczywiście spała), a potem zamiana(oczywiście nie spała)
1.08- najpierw pojechalismy całą rodzinką do Muzeum Chopina- super polecam, potem młodą zostawiliśmy u babci i pojechaliśmy na Kabaty zrobic trening. Nie wiedziałam, że będzie tak ciezko. Oczywiście trening o godz 14 w pełnym słońcu. 21km, początek ponad godzinę w tempie 5.20-5.30, potem z narastającym przyspieszeniem od 4.40 do 4.20. Najcięzej było dla nóg- ból zginaczy kolana. Myślałam, że nie dojdę do auta.
2.08- odnowa biologiczna- solanka plus na bolące mięsnie prądy TNNS i ulubione piwo Karmi(oczywiscie bezalkoholowe)
3.08- 8km luźno plus 8x100 przebieżki. Trening w pełnym skwarze o 11. Pot lał sie strumieniami.
dziś Lusia stanęła z podparciem. myślałam,że to tylko tak, ale ona pokazała to jeszcze 3x i była super dumna z siebie
Ja byłam u fryzjera- całkowita przemiana
4.08- trening poranny- tzn o 10. 3km rozgrzewki a potem 3x5x1:30'. strasznie cię żko
28.07- 10km + 8x100 przebieżki. Miałam ogromnego speda- mogłam biec w dowolnie szybkim tempie i dowolnie długo
29.07. 7km + 10x200 podbiegi pod górkę - brak sił, nogi ołowiane. Kiepskie samopoczucie
30-wolne- cudownie
31- luźny bieg w parku Skaryszewskim 8km. Biegaliśmy na zmianę. Najpierw Andrzej chodził z Lusią(oczywiście spała), a potem zamiana(oczywiście nie spała)
1.08- najpierw pojechalismy całą rodzinką do Muzeum Chopina- super polecam, potem młodą zostawiliśmy u babci i pojechaliśmy na Kabaty zrobic trening. Nie wiedziałam, że będzie tak ciezko. Oczywiście trening o godz 14 w pełnym słońcu. 21km, początek ponad godzinę w tempie 5.20-5.30, potem z narastającym przyspieszeniem od 4.40 do 4.20. Najcięzej było dla nóg- ból zginaczy kolana. Myślałam, że nie dojdę do auta.
2.08- odnowa biologiczna- solanka plus na bolące mięsnie prądy TNNS i ulubione piwo Karmi(oczywiscie bezalkoholowe)
3.08- 8km luźno plus 8x100 przebieżki. Trening w pełnym skwarze o 11. Pot lał sie strumieniami.
dziś Lusia stanęła z podparciem. myślałam,że to tylko tak, ale ona pokazała to jeszcze 3x i była super dumna z siebie
Ja byłam u fryzjera- całkowita przemiana
4.08- trening poranny- tzn o 10. 3km rozgrzewki a potem 3x5x1:30'. strasznie cię żko
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
Oj, dawno mnie nie było.
Najpierw to co teraz.
Znowu jesteśmy w Zakopcu. Przyjechailiśmy w niedzielę, a właściwie w poniedziałek o 2.30 rano. Wyjechaliśmy po 20.30: 1)Andrzej był jeszcze na kursie do 15 a potem musiał zrobić 2 godzinny trening, 2) klima cały czas nie działa, więc dla Lusi byłby to dramat jazda w taki skwar 3) Lusia spała przez całą drogę
W niedzielę robiłam mocny trening- 18km- 3km rozgrzewki, rozciąganie, a potem 12x1km po 4,45, z przerwami 2 min w truchcie i na koniec trucht. Skwar straszny a jak bieg w lesie to komary obsiadały mnie na maxa. Mamę zabrałam ze sobą , żeby pochodziła z Lusią po Powsinie. Wracając miałam przygodę z autem. Zaparkowałam w Powsinie. Nie myślałam, ze tam panuje takie chamstwo- zostałam przyparkowana tak, ze 4 facetów próbowało mi wyjechać- po 40 min udało się.
w poniedziałek juz w Zakpcu- rest. Spacer 10km z Lusią i wczesne spanko.
wtorek 24.08 10km z mężem i Lusią w joggerze. No właśnie od zeszłej środy mamy baby joggera! Super, że mogę z córką robić trening. Zabralismy go w góry, bo z takimi kółkami to generalnie łatwiej sie jeździ. Dzis było cięzko dla Andrzeja- to on prowadził ja całą drogę a było i pod górkę całkiem sporo.
Najpierw to co teraz.
Znowu jesteśmy w Zakopcu. Przyjechailiśmy w niedzielę, a właściwie w poniedziałek o 2.30 rano. Wyjechaliśmy po 20.30: 1)Andrzej był jeszcze na kursie do 15 a potem musiał zrobić 2 godzinny trening, 2) klima cały czas nie działa, więc dla Lusi byłby to dramat jazda w taki skwar 3) Lusia spała przez całą drogę
W niedzielę robiłam mocny trening- 18km- 3km rozgrzewki, rozciąganie, a potem 12x1km po 4,45, z przerwami 2 min w truchcie i na koniec trucht. Skwar straszny a jak bieg w lesie to komary obsiadały mnie na maxa. Mamę zabrałam ze sobą , żeby pochodziła z Lusią po Powsinie. Wracając miałam przygodę z autem. Zaparkowałam w Powsinie. Nie myślałam, ze tam panuje takie chamstwo- zostałam przyparkowana tak, ze 4 facetów próbowało mi wyjechać- po 40 min udało się.
w poniedziałek juz w Zakpcu- rest. Spacer 10km z Lusią i wczesne spanko.
wtorek 24.08 10km z mężem i Lusią w joggerze. No właśnie od zeszłej środy mamy baby joggera! Super, że mogę z córką robić trening. Zabralismy go w góry, bo z takimi kółkami to generalnie łatwiej sie jeździ. Dzis było cięzko dla Andrzeja- to on prowadził ja całą drogę a było i pod górkę całkiem sporo.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
5.08 i 7.08- bieg około godz, luźno, 6.08 odpoczynek
Andrzej kończył malowanie dużego pokoju- strasznie sie wymeczył, tym bardziej , że straszny skwar a z sufitu ciągle coś spadało. Największy problem był z Lusią. Ona teraz potrzebuje już miejsca na czworakowanie i zabawę a w naszej sypialni miejsca malutko. Nie mogłam mu nawet pomóc w malowaniu, zresztą nie mam zdolności. jak zaczęłam robic sufit, to był tak obrzydliwy, ze musiał wszystko poprawaić.
8.09-niedziela- cięzki trening. Lusia z mamą w Powsinie. Ja biegałam w lesie kabackim- 3 km trucht, rozciaganie, potem 3x4km po 4.43, potem 3 km trucht. Biegło mi się super. te 4.43 to była średnia, ale miałam odcinki znacznie szybsze.
9.08- odpuściłam, musiałam posprzątać po remoncie i byłam strasznie zmeczona.
10-08- plnowana przerwa
11.09-trening na Agrykoli- bardzo późno. Moglismy trenować z Lusią, albo trwałoby to bardzo długo. Młoda szybko zasnęła. więc- 6km biegu luźnego, potem 12x 300 pod górę. Ciemno było strasznie i niesety mnóstwo trenujących kolarzy- często bez światełek i jadących nie po ściezce, tylko przez środek. Kilka razu niemiłe spotkania. Byłam wykończona, ale chyba bardziej psychicznie
12.08- biegałąm z kolezanką i Lusią. 8km luźno i 8x100m przebieżki
13i 14 .08-przerwa
15.08- niedziela. bieg z mezem. Młoda była z babcią w domu. Biegalismy po Kabatach- 100min, njpierw wolno, potem po 60min z narastającym przyspieszeniem najpierw 4.45, potem 4.30 i ja zostałam na takim tempie a Andrzej szalał. Dla mnie bardzo cięzko, tym bardziej, ze wpakował nas w jakieś błoto i nierówności terenu.
16.08- przerwa
17.08jestem mega zmęczona (sprzątanie, dziecko, trening itd). ciągle upał- w domy mozna się ugotować, klima zepsuta w aucie, na zewnątrz smażalnia. Ważę 57kg, ale źle wyglądam. zdecydowanie za chudo. Zrobiłam morfologię i tsh, ale wyszło ok. Trening miał byc rano, ale Lusię bolały dziąsełka(wyszły juz dwa ząbki) i nie dało się. po godzinie odpuściałam, potem zasneła, więc myślałam, że się uda, ale po 5 min znowu się obudziała i płakała. Po południu praca. po pół godz. usłyszałam dziwne dzwięki, okazało się, ze właśnie zalewa nam klinikę. Było makabrycznie. Tym razem zalało całą klinikę- lało sie z sufitu- nasiąkał i z hukiem spadał. PO dwóch godz. przyjachał maz i razem sprzątaliśmy. Wrócilismy do domu, żeby uśpić młodą i pobieglismy do pracy znowu sprzątać. Wrócliliśmy tez biegiem - razem 10km i 5 przebieżek po 200m.
Padłam od sprzątania tego pobojowiska
Bardzo mało sypiam. lusia budzi sie co godzine. Byłam u mojej ulubionej Pani doktor, powiedziała, zeby jednak karmic ją w nocy, że młoda należy do tej grupy dzieci, które nie mają czasu na jedzenie w ciagu dnia, tylko jedzą na śpiąco w nocy. Młoda ma 6miesięcy i tydzień i waży 6kg i ma 64cm, czyli cały czas poniżej 2 centyla. Śmieszna była sytuacja, kiedy Pani doktor chciała ją zważyć. najpierw zapytała nas czy mała juz się przekręca z plecków na brzuch i odwrotnie, ale zanim coś powiedzieliśmy to Lusia obróciła się, przeszła na czworaki, potem do klęku i wstała próbując otworzyć pudełko z medykamentami.Ważenie się nie udało. Lusia juz nie uleży na wadze. Usiadła i zaczęła naciskać przyciski od wagi. Pani nie mogła uwierzyć. Rzeczywiście ruchowo jest na 3 miesiące do przodu. Próbujemy ja karmic. Najlepiej idzie jeden deserek i zupka mojej mamy.
18- środa- trening z koleżanką na Polu Mokotowskim. Ja biegłam z wózkiem. 3 km po 5,o, rozciaganie, a potem 12 km około 5.20- z wózkiem biega się znacznie wolniej, potem 5x150m przebieżki. Fajny trening, tylko czemu juz tak wcześnie robi się ciemno. To był pierwszy dzień, kiedy zrobiło się chłodno
19- odpuściłam, byłam zmęczona. nie będę zabijać się , przecież nie walczę o mistrzostwo świata
21.08- luźno 10km z e Stegien w kierunku Powsina. sympatycznie
Z ciekawych przygód- tydzień temu sąsiadka wjechała nam na parkinu w samochód. Jej mam kupiła dzień wcześniej auto, a ona chciała pokazać swojemu chłopakowi i ruszyła. Ponieważ to nieletnia i nigdy nie jechała uatem, nie wiedziała gdzie jest wsteczny i z impetem wjechała nam w bok. Dobrze, ze nie udało jej się wyjechac na ulicę.
Miałam marzenie- wyjazd do Norwegii. Juz na maxa miałam dość upałów, a tam chłodno i zakochałam sie w tym miejscu patrząc na wspaniałe zdjęcia fiordów. Dobrze, że dowiedzieliśmy się co z dokumentami Lusi. Niestety na dowód tymczasowy dla dziecka lub paszport czeka sie 3 tyg. Więc pomysł został przeniesiony na next rok. ale w miedzy czasie pojechaliśmy zrobic paszport, zaś mój maz wjechał z impetem na wysoki krawężnik- pękła opona. Pękła tak, ze do wymiany i to nie jedna....
Największą moją radością jest teraz Lusia. Każdy dzień to nowe atrakcje zarówno dla niej jak i dla nas. Jest cudownie. Mogłabym mieć 3 dzieci/
Andrzej kończył malowanie dużego pokoju- strasznie sie wymeczył, tym bardziej , że straszny skwar a z sufitu ciągle coś spadało. Największy problem był z Lusią. Ona teraz potrzebuje już miejsca na czworakowanie i zabawę a w naszej sypialni miejsca malutko. Nie mogłam mu nawet pomóc w malowaniu, zresztą nie mam zdolności. jak zaczęłam robic sufit, to był tak obrzydliwy, ze musiał wszystko poprawaić.
8.09-niedziela- cięzki trening. Lusia z mamą w Powsinie. Ja biegałam w lesie kabackim- 3 km trucht, rozciaganie, potem 3x4km po 4.43, potem 3 km trucht. Biegło mi się super. te 4.43 to była średnia, ale miałam odcinki znacznie szybsze.
9.08- odpuściłam, musiałam posprzątać po remoncie i byłam strasznie zmeczona.
10-08- plnowana przerwa
11.09-trening na Agrykoli- bardzo późno. Moglismy trenować z Lusią, albo trwałoby to bardzo długo. Młoda szybko zasnęła. więc- 6km biegu luźnego, potem 12x 300 pod górę. Ciemno było strasznie i niesety mnóstwo trenujących kolarzy- często bez światełek i jadących nie po ściezce, tylko przez środek. Kilka razu niemiłe spotkania. Byłam wykończona, ale chyba bardziej psychicznie
12.08- biegałąm z kolezanką i Lusią. 8km luźno i 8x100m przebieżki
13i 14 .08-przerwa
15.08- niedziela. bieg z mezem. Młoda była z babcią w domu. Biegalismy po Kabatach- 100min, njpierw wolno, potem po 60min z narastającym przyspieszeniem najpierw 4.45, potem 4.30 i ja zostałam na takim tempie a Andrzej szalał. Dla mnie bardzo cięzko, tym bardziej, ze wpakował nas w jakieś błoto i nierówności terenu.
16.08- przerwa
17.08jestem mega zmęczona (sprzątanie, dziecko, trening itd). ciągle upał- w domy mozna się ugotować, klima zepsuta w aucie, na zewnątrz smażalnia. Ważę 57kg, ale źle wyglądam. zdecydowanie za chudo. Zrobiłam morfologię i tsh, ale wyszło ok. Trening miał byc rano, ale Lusię bolały dziąsełka(wyszły juz dwa ząbki) i nie dało się. po godzinie odpuściałam, potem zasneła, więc myślałam, że się uda, ale po 5 min znowu się obudziała i płakała. Po południu praca. po pół godz. usłyszałam dziwne dzwięki, okazało się, ze właśnie zalewa nam klinikę. Było makabrycznie. Tym razem zalało całą klinikę- lało sie z sufitu- nasiąkał i z hukiem spadał. PO dwóch godz. przyjachał maz i razem sprzątaliśmy. Wrócilismy do domu, żeby uśpić młodą i pobieglismy do pracy znowu sprzątać. Wrócliliśmy tez biegiem - razem 10km i 5 przebieżek po 200m.
Padłam od sprzątania tego pobojowiska
Bardzo mało sypiam. lusia budzi sie co godzine. Byłam u mojej ulubionej Pani doktor, powiedziała, zeby jednak karmic ją w nocy, że młoda należy do tej grupy dzieci, które nie mają czasu na jedzenie w ciagu dnia, tylko jedzą na śpiąco w nocy. Młoda ma 6miesięcy i tydzień i waży 6kg i ma 64cm, czyli cały czas poniżej 2 centyla. Śmieszna była sytuacja, kiedy Pani doktor chciała ją zważyć. najpierw zapytała nas czy mała juz się przekręca z plecków na brzuch i odwrotnie, ale zanim coś powiedzieliśmy to Lusia obróciła się, przeszła na czworaki, potem do klęku i wstała próbując otworzyć pudełko z medykamentami.Ważenie się nie udało. Lusia juz nie uleży na wadze. Usiadła i zaczęła naciskać przyciski od wagi. Pani nie mogła uwierzyć. Rzeczywiście ruchowo jest na 3 miesiące do przodu. Próbujemy ja karmic. Najlepiej idzie jeden deserek i zupka mojej mamy.
18- środa- trening z koleżanką na Polu Mokotowskim. Ja biegłam z wózkiem. 3 km po 5,o, rozciaganie, a potem 12 km około 5.20- z wózkiem biega się znacznie wolniej, potem 5x150m przebieżki. Fajny trening, tylko czemu juz tak wcześnie robi się ciemno. To był pierwszy dzień, kiedy zrobiło się chłodno
19- odpuściłam, byłam zmęczona. nie będę zabijać się , przecież nie walczę o mistrzostwo świata
21.08- luźno 10km z e Stegien w kierunku Powsina. sympatycznie
Z ciekawych przygód- tydzień temu sąsiadka wjechała nam na parkinu w samochód. Jej mam kupiła dzień wcześniej auto, a ona chciała pokazać swojemu chłopakowi i ruszyła. Ponieważ to nieletnia i nigdy nie jechała uatem, nie wiedziała gdzie jest wsteczny i z impetem wjechała nam w bok. Dobrze, ze nie udało jej się wyjechac na ulicę.
Miałam marzenie- wyjazd do Norwegii. Juz na maxa miałam dość upałów, a tam chłodno i zakochałam sie w tym miejscu patrząc na wspaniałe zdjęcia fiordów. Dobrze, że dowiedzieliśmy się co z dokumentami Lusi. Niestety na dowód tymczasowy dla dziecka lub paszport czeka sie 3 tyg. Więc pomysł został przeniesiony na next rok. ale w miedzy czasie pojechaliśmy zrobic paszport, zaś mój maz wjechał z impetem na wysoki krawężnik- pękła opona. Pękła tak, ze do wymiany i to nie jedna....
Największą moją radością jest teraz Lusia. Każdy dzień to nowe atrakcje zarówno dla niej jak i dla nas. Jest cudownie. Mogłabym mieć 3 dzieci/
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
25.08- trening o 10. miał być z Lusią, ale ostatecznie po porannym płaczu zasnęła i została z tatusiem. Noc była straszna. Lusia rozpaczała całą noc. chyba kolejne ząbki. Ja chodzę na rzęsach.
zrobiłam 16km drogą pod Reglami od Doliny Małej łąki do Doliny Białego i powrót do wzniesienia. tam 12x300m pod górkę i powrót do domu. Męcząco, ale fajnie. Zrelaksowałam umysł.
Potem wypozyczylismy nosidełko ze stelażem i poszliśmy na Nosal. ja niosłam Lusię. Mimo, ze nie waży dużo, to było ciezko- szczególnie chodzenie po stopniach.
Zjadłam 2 obiady- jeden w knajpie, drugi ugotowany przez mnie. Lusia z wielką ochotą jadła ogórkową, którą oczywiście zaraz ulała. Ona chciałaby jeśc już"dorosłe" jedzenie, ale jej układ pokarmowy nie jest na to przygotowany.
zrobiłam 16km drogą pod Reglami od Doliny Małej łąki do Doliny Białego i powrót do wzniesienia. tam 12x300m pod górkę i powrót do domu. Męcząco, ale fajnie. Zrelaksowałam umysł.
Potem wypozyczylismy nosidełko ze stelażem i poszliśmy na Nosal. ja niosłam Lusię. Mimo, ze nie waży dużo, to było ciezko- szczególnie chodzenie po stopniach.
Zjadłam 2 obiady- jeden w knajpie, drugi ugotowany przez mnie. Lusia z wielką ochotą jadła ogórkową, którą oczywiście zaraz ulała. Ona chciałaby jeśc już"dorosłe" jedzenie, ale jej układ pokarmowy nie jest na to przygotowany.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
26.08- byliśmy z Lusią na Wiktorówkach i na Rusinowej Polanie. Dzisiaj nosił młodą Andrzej. Bardzo była dzielna i cały czas się rozglądała. Chcieliśmy pójść na Gęsią Szyje, ale chmury nie zachęcały. W drodze powrotnej Lusia zasnęła snem kamiennym. Potem basen. Najbardziej młoda lubi rwącą rzekę, płynie w kółku z naszą asekuracja, macha nogami i kręci się. potem oczywiście jacuzzi. Tam zdobywa serca wszystkich- jeden uśmiech i każda pani chce brać ja na ręce. Ona wtedy jest przeszczęśliwa. Mi udało się zrobić 4 baseny.
Wieczorem wspólny trening z mężem i młodą w joggerze. Godzinne bieganie- około 9km- prawie cały czas pod górkę. Cięzki trening, do tego wózek Nasze trudy zostały wynagrodzone pięknym widokiem- Giewont skąpany w czerwonym słońcu a potem tęcza.
Noc lepsza- mało płakała. Niestety młoda z nami w łóżku
27.08
Wolne. Pojechaliśmy do Niedzicy. Najpierw spacer. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem po serpentynach prowadzących do Zamku. Okazało się, ze jak to w Polsce- nie można płacić kartą za wejście do zamku. Musieliśmy więc 3 km w jedną stronę iść do bankomatu. Zamek fajny, młoda tez zainteresowana. Szkoda, ze zrobiło się późno i burzowo. Można było popłynąć statkiem do Zamku w Czorsztynie.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do naszej ulubionej knajpy w Nowym Targu- Toscana. Tym razem nie udało się siedzieć w ogródku. Deszcz padał i zrobiło się zimno. Niestety też obsługa juz nie taka.... Czekaliśmy długo i średnio sympatycznie. Za to gnocchi z prawdziwkami i sałatka z marynowaną polędwiczka wspaniała. Nie udało nam się pójść na basen. Zrobiło się późno- 20, a młoda zasnęła w aucie.
W domu się przebudziła i rozbrykała
28.09- dziś zaplanowany była najważniejszy trening w tygodniu. Andrzej chciał jechać na Słowację, żeby tam pobiegac, ale widząc co dzieje się w Zakopcu zrezygnowaliśmy. Wszędzie tłumy, korki..... Dzień raczej pochmurny i lekko pada. Andrzej zabrał Lusię na spacer, ja zaczęłam robić trening w Azkopcu w COSie na stadionie. Udało mi sie zrobic 4.700. Od 3 km w deszczu, ale rozpadało się tak, ze nie było nawet widać gdzie się biegnie, do tego ochłodziło się do 10st. Poszliśmy więc na basen z nadzieją, ze potem zrobi sie lepiej. Lusi chciało sie spać i szybko znudziła się rwąca rzeka. Panie w jacuzzi tez były bez humoru. Zaczęła chlapać rączkami, co sprawiało jej wyraźną radość. Panie najpierw się odsunęły(mimo, ze bąbelki z dyszy i tak często chlapią) a potem wyszły. No cóż Lusia nie zdobyła ich serc. Panie widocznie przyszły na podryw , bo w kompletnym makijażu- trudno się dziwić, ze po takiej kąpieli wygląda się jak czarownica. Panie już przed naszym wejściem były całkowicie rozmazane. Inne osoby znowu były oczarowane Lusią- ona uwielbia być w centrum zainteresowania(jak to małe dzieci)
Trochę mnie dziwi organizacja na basenie- wjeżdża się do parkingu podziemnego, ale oświetlenia brak. Wszystko ok, jak się wjeżdża- światła są zapalone, ale potem nie wiadomo jak trafić do wyjścia albo do auta. Kolejki do kasy- gigantyczne. Właściwie kolejka , bo reszta kas nieczynna. Zepsute zamknięcia w szatniach, do tego duża liczba osób powoduje, ze jest kolejka do przebrania. no i ten smród grzyba w szatni. a szkoda.... Niestety nie ma gdzie iść, więc chcąc nie chcąc idzie się znowu do Aqua Parku
Pogoda nie zrobiła się lepsza... Wróciliśmy do domu. Dziś mąż robi obiad , a my bawimy sie z Lusią.
Lutek bardzo rozwinął się przez ten tydzień- potrafi już szybko wstawać i zrobić kilka kroków przy meblach, wchodzi na kanapę, wspinając się najpierw na poduszkę a potem na łóżko, turla się, przechodzi przez przeszkody, w klęku wysokim lub stojąc z nisko podpartymi rączkami- tańczy biodrami, wygłupia sie chowając pod kołdrą i z niej wyskakując, mówi- Ewa, baba, Ada, nie. jest najcudowniejszą osóbką na świecie. Andrzej się śmieje, ze mogę cały czas ją filmować, robić zdjęcia albo całować....
pogoda minimalnie lepsza. Młoda po 2 godzinnych szaleństwach zaczęła pokładać się do spania. Postanowiłam więc, ze ja z nią zostaję, a Andrzej pojedzie zrobić trening. Ja zrobię go jutro. Nie walczę przecież o mistrzostwo świata
Wieczorem wspólny trening z mężem i młodą w joggerze. Godzinne bieganie- około 9km- prawie cały czas pod górkę. Cięzki trening, do tego wózek Nasze trudy zostały wynagrodzone pięknym widokiem- Giewont skąpany w czerwonym słońcu a potem tęcza.
Noc lepsza- mało płakała. Niestety młoda z nami w łóżku
27.08
Wolne. Pojechaliśmy do Niedzicy. Najpierw spacer. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem po serpentynach prowadzących do Zamku. Okazało się, ze jak to w Polsce- nie można płacić kartą za wejście do zamku. Musieliśmy więc 3 km w jedną stronę iść do bankomatu. Zamek fajny, młoda tez zainteresowana. Szkoda, ze zrobiło się późno i burzowo. Można było popłynąć statkiem do Zamku w Czorsztynie.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do naszej ulubionej knajpy w Nowym Targu- Toscana. Tym razem nie udało się siedzieć w ogródku. Deszcz padał i zrobiło się zimno. Niestety też obsługa juz nie taka.... Czekaliśmy długo i średnio sympatycznie. Za to gnocchi z prawdziwkami i sałatka z marynowaną polędwiczka wspaniała. Nie udało nam się pójść na basen. Zrobiło się późno- 20, a młoda zasnęła w aucie.
W domu się przebudziła i rozbrykała
28.09- dziś zaplanowany była najważniejszy trening w tygodniu. Andrzej chciał jechać na Słowację, żeby tam pobiegac, ale widząc co dzieje się w Zakopcu zrezygnowaliśmy. Wszędzie tłumy, korki..... Dzień raczej pochmurny i lekko pada. Andrzej zabrał Lusię na spacer, ja zaczęłam robić trening w Azkopcu w COSie na stadionie. Udało mi sie zrobic 4.700. Od 3 km w deszczu, ale rozpadało się tak, ze nie było nawet widać gdzie się biegnie, do tego ochłodziło się do 10st. Poszliśmy więc na basen z nadzieją, ze potem zrobi sie lepiej. Lusi chciało sie spać i szybko znudziła się rwąca rzeka. Panie w jacuzzi tez były bez humoru. Zaczęła chlapać rączkami, co sprawiało jej wyraźną radość. Panie najpierw się odsunęły(mimo, ze bąbelki z dyszy i tak często chlapią) a potem wyszły. No cóż Lusia nie zdobyła ich serc. Panie widocznie przyszły na podryw , bo w kompletnym makijażu- trudno się dziwić, ze po takiej kąpieli wygląda się jak czarownica. Panie już przed naszym wejściem były całkowicie rozmazane. Inne osoby znowu były oczarowane Lusią- ona uwielbia być w centrum zainteresowania(jak to małe dzieci)
Trochę mnie dziwi organizacja na basenie- wjeżdża się do parkingu podziemnego, ale oświetlenia brak. Wszystko ok, jak się wjeżdża- światła są zapalone, ale potem nie wiadomo jak trafić do wyjścia albo do auta. Kolejki do kasy- gigantyczne. Właściwie kolejka , bo reszta kas nieczynna. Zepsute zamknięcia w szatniach, do tego duża liczba osób powoduje, ze jest kolejka do przebrania. no i ten smród grzyba w szatni. a szkoda.... Niestety nie ma gdzie iść, więc chcąc nie chcąc idzie się znowu do Aqua Parku
Pogoda nie zrobiła się lepsza... Wróciliśmy do domu. Dziś mąż robi obiad , a my bawimy sie z Lusią.
Lutek bardzo rozwinął się przez ten tydzień- potrafi już szybko wstawać i zrobić kilka kroków przy meblach, wchodzi na kanapę, wspinając się najpierw na poduszkę a potem na łóżko, turla się, przechodzi przez przeszkody, w klęku wysokim lub stojąc z nisko podpartymi rączkami- tańczy biodrami, wygłupia sie chowając pod kołdrą i z niej wyskakując, mówi- Ewa, baba, Ada, nie. jest najcudowniejszą osóbką na świecie. Andrzej się śmieje, ze mogę cały czas ją filmować, robić zdjęcia albo całować....
pogoda minimalnie lepsza. Młoda po 2 godzinnych szaleństwach zaczęła pokładać się do spania. Postanowiłam więc, ze ja z nią zostaję, a Andrzej pojedzie zrobić trening. Ja zrobię go jutro. Nie walczę przecież o mistrzostwo świata
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
coś jeszcze o butach
w brooksach na początku biegało mi sie super, ale po kilkunastu treningach okazało się, ze to one są przyczyna bólu Achillesów
Adidasy sequence- na poczatku wydawały mi się, strasznie cięzkie, za luźne. Potem po brooksach przekonałam sie do nich. Po kilkunastu treningach zaczęly uciskać mnie w grzbiet stopy- tak jakby miały za niskie podbicie.
Zdecydowanie najlepiej sprawdzają sie NIKE. Z tym, ze ja nie biegam cały czas w jednych butach. Andrzej tez zadowolony z NIKów, ale bardzo szybko je zużywa.
Ciuszki- zdecydowanie NIKE, zarówno koszulki, jaki i kurtki- rewelacja. Ostatnio zaś zakupiłam spódniczkę Saucony- super!!
coś o diecie-
diety nie ma tzn jem na co mam ochotę. Nigdy nie jadałam w takiej ilości i tak różnorodnych dań. Bardzo dużo gotuję. Zdecydowanie to najbardziej nam smakuje. Od czasu do czasu w knajpie- sushi, albo chińskie jedzonko.
Niestety po ciąży, w której w ogóle nie piłam kawy(na sam zapach miałam mdłości), pije teraz 2-3 dziennie. w ciągu dnia juz zdecydowanie mniej karmię młodą piersią, więc mogę sobie na to pozwolic. Piersia karmie w nocy- 5-7 razy, w zależności od dnia. Pijemy z meżem sporo karmi. On od czasu urodzin Lusi, zaczął lubowac sie w tym nieprocentowym trunku.
Samopoczucie- generalnie dobre, ale jak jestem bardzo zmęczona i niewyspana , to jestem bardzo rozdrażniona. do tego drażni mnie często głupota ludzka a z ta ostatnio mam często do czynienia.
Praca- teraz jesteśmy tydzień na wakacjach, ale generalnie to przyjmuje juz codziennie- około 3 godzin, do tego sporo prac biurowych w domu, pisanie artykułów, uczenie się. Zaczynam przygotowania do doktoratu. Będę pisać o atrolizie jednoczasowej przedziału przedniego i tylnego stawu skokowego. Artrolzia to takie dokładne czyszczenie stawu. Pacjenci będą po złamaniach najczęściej trójkostkowych powikłanych, w których rok po zespoleniu nie ma zakresu ruchu i jest problem funkcjonalny. Mam nadzieję, że szybko pójdzie, a do tego ciekawa robota
Andrzej w zeszłym tyg był na kursie Anatomy Trains- na temat powięzi. Zachwycony, ze wszystko ma swoje uzasadnienie naukowe i że można działac aż na tylu polach i pomóc niekoniecznie ruszając chory obszar. Fizjoterapia bardzo się rozrasta i ewoluuje. Fantastycznie!!!!
Ja w listopadzie idę na kurs- akupresura i masaż w leczeniu cieżarnych, igłoterapia punktów spustowych i kontynuacja Medycyny Ortopedycznej.
w brooksach na początku biegało mi sie super, ale po kilkunastu treningach okazało się, ze to one są przyczyna bólu Achillesów
Adidasy sequence- na poczatku wydawały mi się, strasznie cięzkie, za luźne. Potem po brooksach przekonałam sie do nich. Po kilkunastu treningach zaczęly uciskać mnie w grzbiet stopy- tak jakby miały za niskie podbicie.
Zdecydowanie najlepiej sprawdzają sie NIKE. Z tym, ze ja nie biegam cały czas w jednych butach. Andrzej tez zadowolony z NIKów, ale bardzo szybko je zużywa.
Ciuszki- zdecydowanie NIKE, zarówno koszulki, jaki i kurtki- rewelacja. Ostatnio zaś zakupiłam spódniczkę Saucony- super!!
coś o diecie-
diety nie ma tzn jem na co mam ochotę. Nigdy nie jadałam w takiej ilości i tak różnorodnych dań. Bardzo dużo gotuję. Zdecydowanie to najbardziej nam smakuje. Od czasu do czasu w knajpie- sushi, albo chińskie jedzonko.
Niestety po ciąży, w której w ogóle nie piłam kawy(na sam zapach miałam mdłości), pije teraz 2-3 dziennie. w ciągu dnia juz zdecydowanie mniej karmię młodą piersią, więc mogę sobie na to pozwolic. Piersia karmie w nocy- 5-7 razy, w zależności od dnia. Pijemy z meżem sporo karmi. On od czasu urodzin Lusi, zaczął lubowac sie w tym nieprocentowym trunku.
Samopoczucie- generalnie dobre, ale jak jestem bardzo zmęczona i niewyspana , to jestem bardzo rozdrażniona. do tego drażni mnie często głupota ludzka a z ta ostatnio mam często do czynienia.
Praca- teraz jesteśmy tydzień na wakacjach, ale generalnie to przyjmuje juz codziennie- około 3 godzin, do tego sporo prac biurowych w domu, pisanie artykułów, uczenie się. Zaczynam przygotowania do doktoratu. Będę pisać o atrolizie jednoczasowej przedziału przedniego i tylnego stawu skokowego. Artrolzia to takie dokładne czyszczenie stawu. Pacjenci będą po złamaniach najczęściej trójkostkowych powikłanych, w których rok po zespoleniu nie ma zakresu ruchu i jest problem funkcjonalny. Mam nadzieję, że szybko pójdzie, a do tego ciekawa robota
Andrzej w zeszłym tyg był na kursie Anatomy Trains- na temat powięzi. Zachwycony, ze wszystko ma swoje uzasadnienie naukowe i że można działac aż na tylu polach i pomóc niekoniecznie ruszając chory obszar. Fizjoterapia bardzo się rozrasta i ewoluuje. Fantastycznie!!!!
Ja w listopadzie idę na kurs- akupresura i masaż w leczeniu cieżarnych, igłoterapia punktów spustowych i kontynuacja Medycyny Ortopedycznej.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
29.08 udało się zrobić wczorajszy trening. rano jajecznica z dwóch jaj i dwie kawy i o te dwie za dużo. Już na początku biegania bolał mnie żołądek i... to byłoby na tyle dyskomfortu jaki odczuwałam podczas biegania. Pierwsze 3 km zrobiłam po torze narto-rolkowym dookoła COSu, potem przebieżki 3x100 i rozciąganie. Wyszło prawie 4 km. dalej 5x2km. Pierwsze dwa km ze średnią 4.15 (od 4.04 do 4.30) przerwa w truchcie 4min. To było jednak zdecydowanie za wolno. Kolejne 2km ze średnią 4.07, ale jeszcze za wolno. Na 3 powtórzeniu rozkręciłam się do średniej poniżej 4.0 (od 3.40 najszybciej) i tak kontynuowałam przez kolejne 2 powtórzenia. Zauważyłam, że im wyżej i dalej podnoszę nogi, tym szybciej biegnę. Czułam sie rewelacyjnie. Potem jeszcze trucht do 19km. Akurat jak kończyłam znowu zaczęło lać.
potem mąż zabrał nas do Doliny Białego. wzięliśmy joggera, bo mięliśmy pójść tylko dolinką. Zdziwiło mnie jak poszliśmy na Drogę nad Reglami. Przecież to pod górkę. No cóż, ale nie odzywałam się. Andrzej doskonale radził sobie z podchodzeniem z joggerem i Lusią. Potem jednak zrobiło się więcej kamulców i stromo. Lusie niosłam na rekach a Andrzej dzwigał na plecach joggera. Po 1,5 godz miałam dość i postanowiliśmy zejść. A można było zabrać chustę.....
potem obiad w knajpie Adamo- polecam, niedrogo, smacznie, klimatycznie. Poszliśmy z Lusią do sali dla dzieci. Bawiła się wyśmienicie- huśtanie na koniku , na motorze, zjeżdżalnia i dzieci, która uwielbia. to nie jest już niemowlaczek, to duża panna, która z łatwością wchodzi w interakcje z innymi dziećmi. jest wspaniała... Żeby jeszcze jadła
potem mąż zabrał nas do Doliny Białego. wzięliśmy joggera, bo mięliśmy pójść tylko dolinką. Zdziwiło mnie jak poszliśmy na Drogę nad Reglami. Przecież to pod górkę. No cóż, ale nie odzywałam się. Andrzej doskonale radził sobie z podchodzeniem z joggerem i Lusią. Potem jednak zrobiło się więcej kamulców i stromo. Lusie niosłam na rekach a Andrzej dzwigał na plecach joggera. Po 1,5 godz miałam dość i postanowiliśmy zejść. A można było zabrać chustę.....
potem obiad w knajpie Adamo- polecam, niedrogo, smacznie, klimatycznie. Poszliśmy z Lusią do sali dla dzieci. Bawiła się wyśmienicie- huśtanie na koniku , na motorze, zjeżdżalnia i dzieci, która uwielbia. to nie jest już niemowlaczek, to duża panna, która z łatwością wchodzi w interakcje z innymi dziećmi. jest wspaniała... Żeby jeszcze jadła
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"
-
- Ekspert/fizjoterapia
- Posty: 432
- Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:20
- Kontakt:
a moja córeczka przed chwilą ćwiczyła propriocepcję- oparła sie o podłogę na rękach a nogi wyprostowała w kolanach i podniosła jedna rękę , w której trzymała kaczuszkę. Takie podparcie na trzech punktach w podporze
oj będziemy mieć sportowca
oj będziemy mieć sportowca
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
"Droga jest celem"