MARATON KOŁOBRZEG
CZAS 4h53min 46 sekund
Tempo średnie 7min 03 sekundy
HR średnie/max 159/180
Treningi.
No było chyba w miarę ok. do połowy marca z regularnością. Potem to się totalnie popsuło. Raz kontuzja, raz krótkie przeziębienie ...a wiele razy jakaś niechęć, inaczej – zwykłe lenistwo i nie tylko treningowe. Naiwnie przed okresem startu liczyłem na to, że wykonane 8 kwietnia 30 km (3h23min) coś dadzą, albo może dały bo i bez tego treningu mogło być gorzej. Podejrzewam, że po mojej decyzji o odrzuceniu biegania z HR jakoś padło u mnie z regularnością – głupi związek, ale dużo jest takich małżeństw
Gdy wybierałem się na ostatni przed Maratonem trening 03 maja to przed wyjściem mało mi oczy nie wyszły z orbit, jak po zgraniu danych z zegarka na kompa ujrzałem, że ostatni trening przed tym miał miejsce 8 dni temu!!!! Taperingstrong! I tu już byłem pewny, że z rekordu (4h 21min) nici. Nie wiem jak i dlaczego tak szybko mi ten czas strzelił bez treningu. Wcześniej też nie było za wiele tego. Lenistwo. No i ta waga... 98 kg. Nie nadaję się na Maratony.
Okres 6 dni przed startem.
Pod ten bieg wykonałem sobie urlop majowy. Bardzo blisko linii startu miałem ośrodek – a co podobało mi się, więc podam nazwę DOZAMEL. Strasznie mocno wiało i zimno jak na maj tak 8-11 stopni, czasem 7. Bądź, co bądź, miałem super warunki na wypoczynek przed startem. Dzień przed biegiem wbrew ateistom Bóg daje o sobie znać i ucisza bardzo, alr to bardzo znacząco wiatr. W sam raz na start i pomoc mi w życiówce. Wykorzystuję ten dzień na dużo spaceru, tak rodzinka ważniejsza niż me byczenie się przed startem, który i tak był spalony patrząc na kalendarz odbytych treningów. Pogoda na start ok 11 stopni. Cud się stal.
Organizacja przed startem
Pakiet pobrałem dzień przed biegiem po godzinie 20. Wszystko sprawnie. W pakiecie musujące 20 sztuk witamin w tubce, piwo Kołobrzeg, baton, i coś na masaż pleców – ale nie znam się na tym
Przed samym startem jest muza, spiker, fajnie. Nie mam zastrzeżeń do organizatorów żadnych.
Start
Pierwsza z dwóch technicznych niedogodności jaka mnie spotkała, to zbyt późno włączony GPS. 10 sekund przed startem nie wystarczyło, fix złapany w biegu został po 4 minutach. Czuję, że puls mam za wysoki jak na tempo 5:55-6;05 jaki sobie podążałem. Puls widzę na ekranie zegarka i już wiem NA PEWNO jaka lipa nastanie -159bpm. Odbyty 2 dni wcześniej trening tą trasą z tempem podobnym miał 10 bpm mniej uderzeń.
Trasa jest piękna. Z lewej strony do 5 km widać i słychać może a z prawej drzewa. Podłoże to ścieżka rowerowa jaką tworzy bruk – przez moment też drewniane pomosty nad bagnami. Lecę sobie świadom, że mnie i tak odłączy. Bez żadnej wiary na rekord. Cieszę się trasą. 10 km to już Ustronie Morskie – miejscowość w której jako dziecko I raz zobaczyłem na żywo może. Bieg trwa ciągle przy morzu. Jest nawrót dla startujących w półmaratonie, ja lecę prosto na latarnie Gaski. Po minięciu Ustronia Morskiego trasa niewiele oddala się od plaży. Pod nogami więcej miększej powierzchni drogi leśnej, jednak nim ona nastała była jeszcze droga betonowa i asfaltowa. Nastały te Gąski. Pierwszy raz w życiu tam jestem i podziwiam latarnię Tam na półmetku przy jej okrążeniu mam największy puls mimo tempo ok 5.50 – 179!!!!!!. Czas na rekord

2h09 minut. Czuję, że nie jest dobrze i tak też miało być. Zwalniam delikatnie i lecę nadal oczywiście, przecież należy ukończyć ten 10 w życiu Maraton. Trasa teraz biegnie w drugą stronę.
Na 22 km spotyka mnie druga niedogodność techniczna. Nie wiem jak, ale przedziurawił mi się w biegowym plecaku bukłak. Nie miałem w nim wody, tylko izotonik. Tym sposobem zostałem zwycięzcą nieogłoszonego konkursu na najsłodszy biegający tyłeczek (no sorki zawodniczki

).
Zimno mi w tyłek ale lecę nadal i ciesze się, że pęknięcie nie miało miejsce na samym dole tylko tak na 1/3 wysokości, przez co mam picie nadal i nie muszę liczyć na punkty wody – piję kiedy chcę a od 27 km maszeruję kiedy chcę. Skurcze tu silne już nastawały. Mało treningów w ostatnim czasie teraz się odezwało – ale wiedziałem, że tak będzie. Walka nie miała sensu. Bo o co? Rekordu i tak by nie było, a postanowiłem zachować resztki sił na Półmaraton Nocny Wrocław, gdzie chcę łamać życiówkę. Męczący ten odcinek, lecz mogło być gorzej przy wietrze.
Podziwiam sobie widoki.... i jestem na mecie w czasie 4h53minut i 46 sekund co mi daję 204 lokatę na 228 – kiedyś uda mi się być ostatnim
Na miejscu piwo (nie piję wcale – oddałem swoje innej osobie), dawali ponadto chyba zupę, ponadto bułki słodkie, wafelki, banany też chyba były.... nie interesowało mnie to jednak, zniknąłem do pokoju wyswobodzić się ze stroju izotonicznego
Nie wychodzą mi te Maratony …...... kolejny ważny to Łódź 2018 – chcę „zaliczyć” jak najwięcej miejsc na mapie polskich maratonów!
Co nie opisałem dobrze z trasy, to może uda mi się Wam pokazać na tym filmiku nakreconym przeze mnie podczas bie.... podczas zaliczenia tego dystansu
https://www.youtube.com/watch?v=aeEbE7ZCB3g