Od kontuzji do maratonu w Walencji 7.12.2025

Moderator: infernal

Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Jeszcze kilka słów o samym wyjeździe. Pakiet ogarnąłem przez tour operatora Raz Event Maraton. Tak wiem zarobią na mnie trochę, ale odstawiając alko sądzę że więcej zaoszczędziłem. Nie lecę z nimi w piątek lecz z kolegą z Wawy w czwartek bezpośrednio do Walencji. Stamtąd metrem nr 5 bezpośrednio z lotniska w okolice noclegów. A'propos noclegów to dzieją się cyrki. Tour operator załatwia 3 noclegi w hotelu NH Ciudad Valencia na Avinguda del Porto 217... a to raptem 15-20' spacerem od miejsca startu i mety! Na szczęście na początku września załatwiłem 1 nocleg z czwartku na piątek przez Airbnb za 250zł...na Av. del Porto 214 :) co za fart. Tzn fart będzie jak wszystko się uda, bo czytałem, że Hiszpanie usuwają rezerwacje czując szybki zysk. Czytałem też że w hotelach pojawia się overbooking... Pewien biegowy turysta pisał, że zamiast niedaleko startu, został przeniesiony 7km dalej. Nie wiem czy to wszystko prawda, ale może tak być. W końcu mamy nadmiarowe 100 tysięcy osób w tym dniu w mieście.
Obecne ceny noclegów są kosmiczne. A trzeba pamiętać, że maraton startuje o 8,15. Natomiast do 8 jest ciemno. Oczywiście jest wiele stref startowych, bo Ci biegnący na czas 4h+ ruszają po 9.30
Zostałem przydzielony do strefy niebieskiej. Najpierw jest Elita, potem ambitni amatorzy sub 2.38 a moja strefa 2.38-2.49.
Startujemy o 8.15 a kolejna fala o 8.25.. gdzieś mi mignęło, że część osób na sub 2.50 startuje też o 8.25 - może tak być że np na macie pomiarowej 5km będę przykładowo na miejscu 2000, ale kilkanaście minut później będę już na 2500 miejscu.

Mój nr startowy to 33195

Przypuszczam, że ego biegaczy może tworzyć niemiłą atmosferę na starcie (pisał o tym Bartek Olszewski). Planuję wystartować spokojnie, uniknąć przepychanek, nadkładania dystansu nawet kosztem czasu. Jeśli pierwszy kilometr pokonam w 4.30 to mam jeszcze 41 innych km aby pobiec dobrze.
Bazując na doświadczeniu na pierwszych kilometrach będę musiał określić swoje maksymalne tempo przy akceptowalnym wysiłku. Rok temu w Budapeszcie było to tempo 4.00/km - leciałem tak do 25km, gdzie pokonały mnie podbiegi na moście Arpada, najpierw ten z Bulwaru na most, a potem ten z Wyspy Małgorzaty na ten sam most. Ostatecznie całość pokonałem pokonałem w 2.51.11 czyli po 4.03-4.04/km.
Trzeba dodać, że nie byłem wówczas w ogóle przygotowany więc liczę teraz na lepszy wynik. Ponadto wtedy zwiedzaliśmy Budapeszt całą sobotę :)
Co do temperatury, to nadają ocieplenie w Walencji. Gdzieś koło 14 mają być nawet +22 stopnie. Niewątpliwym plusem jest start o 8.15 a nie 9, czyli tuż po wschodzie Słońca. Długi cień budynków powinien bardzo pomagać.

Dzisiaj jeszcze kolega napisał, że ogarnia bilety na mecz Valencia-Sevilla w niedzielę o 16.15 :) bajka! Za 90 euro ale skusiłem się na mecz La Liga na Estadio Mestalla. Kiedyś to dwukrotni finaliści LM. Raz przegrali z Bayernem po karnych a raz 0-3 z Realem Madryt.
Technicznie pewnie lepsi niż Rajović. Kurcze zdążyłem to wczoraj napisać, a on zaliczył kolejne pudło sezonu. Ech
Oczywiście nie samym biegiem człowiek żyje. Koniecznie będzie trzeba pozwiedzać w czwartek i piątek, a nawet poszukać Świętego Graala - podobno to właśnie ten kielich znajduje się w Katedrze Walenckiej.
Ahoj przygodo!
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
PKO
Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Tydzień startowy

Przed żadnym dotychczasowym maratonem czy ważnym dla mnie biegiem, nie było tak źle.


Poniedziałek i wtorek to wielokrotne pobudki w nocy. Syn sporo kaszlał, a to wc i zamiast 7.5h snu wpadło po 5h w kilku ratach.
W środę wieczorem pojechałem pociągiem do Warszawy. Kolega, z którym leciałem, mieszka niedaleko Okęcia więc logistycznie super, tym bardziej że samolot do Walencji startował o 5.35 Koledze w dodatku 10 dni wcześniej urodził się syn więc udało się łącznie przespać około 4 godzin.

Czwartek:
Pobudka o 3.00 i już po nieco ponad godzinie byliśmy w terminalu. Wszystko poszło sprawnie. W ogóle leciała tym samolotem fajna ekipa. Był Henryk Szost, Mariusz Giżyński, Bartek Falkowski a tuż obok mnie po lewej ręce siedział jakiś dobry zawodnik. Od słowa do słowa i okazało się, że to Patryk Pawłowski - brązowy medalista Mistrzostw Polski w maratonie, rozgrywanych przy okazji wrześniowego Maratonu Warszawskiego, gdzie startował prosto z porodówki. Akurat jemu, nie tylko ja, ale i gros ludzi wówczas kibicowało najbardziej.

Walencja przywitała nas bardzo chłodną aurą. Nawet w środku dnia, przy +12 a może i +14 stopniach chodziliśmy w czapkach. Nie wiem czy to wilgotność, czy to efekt bliskości morza i wiatru, ale było mi zimno. W ogóle z lotniska jedzie metro i nawet taki laik jak ja, intuicyjnie by się do niego dostał. Przed wejściem zrobił się trochę zator do biletomatów (jest także tradycyjne okienko).
W rejon startu/mety jedzie linia nr 5. Aby dostać się z tam z lotniska należy kupić bilet SUMA AB+ (a i b to strefy miejskie a + to lotnisko). Po nieco ponad 30 minutach jazdy, wysiedliśmy na ostatniej stacji: Maritim skąd miałem 300m do pokoju z którego korzystałem z czwartku na piątek.
Nocleg ten kosztował mnie 50e +opłata AirBnb. Mimo bardzo dobrego kontaktu z właścicielami, nie mogłem się przez kilka minut dodzwonić stojąc na dole przy bramie wejściowej. Po czym podeszła do nas jakaś kobieta przechodząca chodnikiem i po prostu otworzyła nam drzwi..:) Chyba nie wyglądaliśmy na occupados :)

Nareszcie udało się nawiązać kontakt i zameldowałem się w mieszkaniu. Właściciele tacy po 50-tce wynajmowali kilka pokojów - akurat był ktoś z Australii i Brazylii - wszyscy biegacze. Lokum było skromne, ale czyste. Widać pokój chyba po dorastającym synu - bo sporo ścian swoje przeżyło :) A i co nie jest standardem, zadbano, abym miał elektryczny grzejnik w pokoju.
Kolega Karim nocował jakieś 1.5km dalej i miał utrudniony kontakt, bo osoba nie mówiła słowa po angielsku :)

W końcu udało i tam się dostać. Mieszkanie otworzyła Kolumbijka - mieszkająca tam z mężem i 3 córkami w wieku szkolnym. Mówiła bardzo dużo - my nie rozumieliśmy jej, a ona nas. Choć wydaje mi się, że w ten weekend nauczyłem się więcej hiszpańskich słów niż ta (swoją drogą bardzo uprzejma) kobieta przez angielskich przez całe życie. Na szczęście google translator pomógł :). W sumie zarabiając na wynajmie turystom wypada umieć cokolwiek, ale trzeba chcieć.
Pokój Karima był no co tu dużo mówić mocno obdrapany. Na plus tylko że na głowę nie padało. W ogóle jest tam wszędzie bardzo ciasno w tych kamienicach. Nie ma możliwości nawet wniesienia mebli, a na pewno jest to wyjątkowo utrudnione.
Moje pierwsze wrażenie jest takie, że w Polsce nawet żyjąc w skromnych wydawałoby się warunkach, absolutnie nie mamy się czego wstydzić.

Potem na szybko chcieliśmy coś zjeść. Stanęło na dobrej pizzy u Włocha, jakieś zakupy w supermarkecie (uważam, że mają tam dosyć tanio w takich sklepach) i można było chwilę się zdrzemnąć. Karim jeszcze poszedł biegać z naszym wspólnym kolegą Dominikiem (też z Torunia) a ja uciąłem sobie 2h drzemkę, bo byłem totalnie wykończony.
Wieczorem pojechaliśmy na starówkę. Trochę pochodziliśmy, wstąpiliśmy do Katedry Walenckiej (podobno to tam znajduje się Święty Graal), potem byliśmy niedaleko Mercado Central, przy jakiejś pięknej fontannie i w paru miejscach, których nie jestem w stanie opisać:)
Tak minął dzień pierwszy.
Udało się nawet pospać 7.5h ciągiem - nadal to za mało, ale to było bardzo potrzebne. Karima obudziłem telefonem po 10 :)
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Piątek 05.12

Z kolegą stwierdziliśmy, że coś zjemy, kierując się ku plaży/ dzielnicy portowej. Tutaj jest duże pole do popisu, bo udało się kupić ryż z kurczakiem + pałką kurczaka za całe 4euro. Można tanio zjeść, tylko trzeba poszukać w bocznych uliczkach. Plażę Walencja ma przepiękną, naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Było na tyle ciepło, że kobiety grały w siatkówkę plażową i zupełnie nie wiało. Potem krótki spacer po swoje rzeczy i skierowałem się do hotelu na Avinguda del Port raptem 200m od mojego pierwszego miejsca noclegowego. Udało się zameldować niemal godzinę wcześniej niż to było w zapisie.
Krótki odpoczynek i wraz z grupą która dotarła kilkadziesiąt minut później wybieraliśmy się po pakiety. W ogóle ekipa z Modlina leciała do Madrytu a stamtąd szybką koleją 370km pociągiem. Ludzie wyglądali jak zombie wobec czego część z nich poszła spać.

Pakiety odbiera się w Feria Valencia - godzinę jazdy metrem z przesiadką. Jeśli ktoś kiedyś będzie potrzebował to wsiadając na stacji Ayora (do której z hotelu miałem 300m) jadąc linią nr 7 przesiadaliśmy się na stacji Jesus. Następnie przesiedliśmy się na linię nr 2 i jechaliśy do stacji les Carolines. Stamtąd 5 minut spacerem po pakiety. Akurat mieliśmy szczęście, bo czekaliśmy raptem 10' na zewnątrz, po czym zostaliśmy wpuszczeni do środka.
Dalej w kolejce stałem może 15 minut i gdy podszedłem do wolontariuszki... ta gdzieś poszła :) Wokół ludzie odbierali pakiety a ja stałem jak d... na środku.
Na szczęście zlitował się nade mną inny wolontariusz. W pakiecie wiadomo różności. Najbardziej rozbawił mnie worek kartofli :) Wiem, że Hiszpanie mają przekąskę patatas bravas, choć można z łatwością znaleźć trochę lepsze rzeczy.

W osobnym miejscu odbierało się koszulki, ale też trzeba było pamiętać aby zabrać agrafki, które nie były w worku z pakietem.

Z Expo nie korzystałem. Owszem trzeba je było pokonać aby w ogóle móc wyjść na zewnątrz. Było chyba wszystko poza tańczącym pingwinem na środku :)
Tuż po wyjściu sprawdzaliśmy czy działają chipy w naszych numerach startowych. Wszystko grało i grupą można było udać się w podróż powrotną do hotelu, gdzie dotarliśmy po 19.30
Tam spotkałem swojego współlokatora z pokoju. Wyglądał niemal identycznie jak Jurgen Klopp - znany niemiecki trener piłkarski. Zastanawiałem się czy wziąć autograf:)

Chwilę pogadaliśmy i wraz z pewnym 77-letnim mężczyzną z naszej grupy udaliśmy się spacerem w kierunku Miasta Sztuki i Nauki. Muszę przyznać że Pan Jerzy Dygudaj jest niesamowity. Będąc grubo po 60-tce biegał maraton poniżej 3.40 - także zawstydzał wielu młodych biegaczy.

A Miasto Sztuki i Nauki? No cóż, bajka to mało powiedziane. Mimo, że wolę naturę czy stare budowle, to owe futurystyczne budynki zapierają dech w piersiach. Stamtąd do hotelu mieliśmy niespełna 2 kilometry. Warto było poznać drogę, którą potem trzeba wrócić z mety maratonu do hotelu.
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Sobota
Liczyłem, że się wyśpię.. spałem od 22 do 1 w nocy i potem chwilę od 5 do 7
Wstałem jak zombie. Zegarek pokazywał że 3 parametry zdrowia poza normalnym poziomem. HRV spadł z 80ms (dolna norma dla mnie) na 46 Czułem się fatalnie.
O 9.30 było spotkanie z Heniem Szostem, Adamem Kszczotem, JJ, ekipą bieganie.pl przy Hotelu Turia. Obiecałem dzień wcześniej, że zrobię za przewodnika i pojedziemy tam. Poza tym i tak byłem umówiony ze znajomymi, że się tam zobaczymy. 3 lub 4 stacje metrem - wysiadka na Alameda i byliśmy w Ogrodach Turii. W ogóle to wyjście z metra jest wprost w korycie dawnej rzeki. Tak sobie pomyślałem... przecież przy poważnych ulewach woda spływa tam, gdzie spływała od tysięcy lat a stamtąd wprost do tej stacji metra...

Mieliśmy stamtąd jakieś 2.5km aby dotrzeć na miejsce zbiórki. Ogrody Turii zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Spotkałem nie dziesiątki, ale setki biegaczy. Poza tym spacerowicze, szkółki piłkarskie, kobiety umawiające się na jogę itp. A ... i nie spotkałem nikogo z psem na smyczy! Czysto i raj dla biegaczy :szok: Piękny zielony teren z kilkudziesięcioletnimi palmami. Dodatkowo wrażenie robiły piękne mosty ....nad drzewami i pustym korytem rzeki :)

Zaczęliśmy truchtać i po chwili byliśmy na miejscu. Adam Kszczot wypalił: "ooo my to się chyba znamy?" - no tak, bywam przecież często w Łodzi.
Zrobiliśmy parę fotek i udaliśmy się na rozruch w Ogrodach Turii - gdzie biegliśmy w kierunku stacji naszego metra, co nam bardzo odpowiadało, bo po rozgrzewce i rozciąganiu nie wracaliśmy z naszymi sportowcami na miejsce zbiórki lecz w okolice własnego hotelu. Co do samego rozruchu, to w zwykłej koszulce przy tempie 5.40/km o godzinie 10 rano było mi ewidentnie za gorąco :( Pomyślałem sobie - Boże ... przecież jutro tak przez 42 kilometry...
W drodze powrotnej padło hasło, aby wybrać się na miejsce startu i mety - a ja wspominając, że byłem tam dzień wcześniej wieczorem, zostałem wytypowany na przewodnika ;)

Następnie miałem się przespać w hotelu, ale wystarczyło położyć głowę na poduszkę i nic z tego. Poleżałem więc tak ze 3 godziny, pod wieczór lekki obiad i odprawa maratońska z organizatorami wyjazdu.

Wyjście z hotelu wyznaczono na godzinę 7.00
Trzeba było się wyspać :)
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Udało się zasnąć około 22...szkoda że pobudka przypadła dokładnie na 1.00.
Nie było spania do rana amen. Miałem dużo czasu na przemyślenia spodziewając się nadchodzącej katastrofy. Myślałem nad taktyką biegu. Jak zacząć? Nie chodzi o to aby skończyć "na Jezusa" niesionym pod ramię przez dwóch towarzyszy niedoli. To nie bohaterstwo, to skrajna nieodpowiedzialność. Nie można doprowadzić się do takiego stanu jakieś 2.5-3 tysiące kilometrów od domu w obcym kraju. Świat nie kończy się na maratonie w Walencji.

Celem minimum był czas poniżej 3 godzin. Stwierdziłem, że spróbuję biec na tyle szybko, aby tętno nie rosło a tempo było akceptowalne. Wziąłem na start 0.5 litrową butelkę wody. Przypuszczałem, że na pierwszym punkcie z wodą w okolicy 5.7km będzie tłok więc skorzystam z własnej wody.
Zjadłem lekkie śniadanie (pozdrawiam jedzących jajecznicę :) ) Inwestycja w kalorie pewnie się zwróciła :)

Około 7.30 znajdowałem się niedaleko startu. Dwóch przewodników z Raz Event jakieś 10' wcześniej zawróciło do hotelu, aby udać się po następną grupę. Nadal było całkowicie ciemno. Tak na dobrą sprawę jasno zrobiło się około godziny 8.00 Niedziela przywitała nas temperaturą +15 stopni o wschodzie słońca. Nie miałem żadnych sensacji żołądkowych i po krótkiej rozgrzewce udałem się do niebieskiej strefy startowej (nr 3). Ruszaliśmy o 8.15 w pierwszej fali razem z Elitą, "sub elitą" amatorów (do 2.38). Wydawało mi się że ustawiłem się właściwie. Spotkałem kilku Polaków - jednego z Geparda Kępno w charakterystycznej koszulce, a drugiego w w koszulce "Kolejorza". Obaj biegli na sub 2.50 Sam zdecydowałem się startować w czerwonym singlecie Polska, który kupiłem parę dni przed wylotem.

Ujrzałem nawet pacemakerów na 2.50, którzy jakimś "poboczem" przeszli mocno do przodu. Bieg rozpoczyna się z mostu lekkim zbiegiem, ale nie można było nabrać prędkości ze względu na tłok. Unikałem przepychanek jak mogłem. Kilka razy utworzyły się zatory, ale mimo tego, ten pierwszy kilometr pokonałem w 4.11

Potem wyraźnie przyspieszyliśmy i kolejne kmy wpadały nieco poniżej 4.00/km Już na drugim kilometrze było mi bardzo ciepło więc tam pierwszy raz wziąłem łyka i polałem szyję wodą. Niestety nadal było ciasno i problem pojawiał się na zakrętach. Tuż obok mnie zderzyło się dwóch zawodników i obaj polecieli na twarz zdzierając sobie dłonie, kolana... Upadli raptem 2m obok mnie. Te trudne wymagające skręty sprawiały, że dosyć szybko nadłożyłem sporo dystansu i Garmin "strzelał" km znacznie przed chorągiewkami. Oczywiście kiedy mogłem, pilnowałem niebieskiej linii oznaczającej najkrótszą drogę do mety. Uprzedzając pokonałem 42.47km i jak się okazało to najmniej spośród osób, których wyniki widziałem. Ludzie zwykle pokonywali 42.5-42.6 a mój kolega Karim 42.7km. W sumie dogoniłem go gdzieś ok 4 kilometra i razem lecieliśmy aż do 18, kiedy to przyspieszył, zostawiając mnie z tyłu.

Zazwyczaj pamiętam wiele szczegółów jednak tym razem byłem tak skoncentrowany, że nie zauważyłem nawet piłkarskiego Estadio Mestalla - klubu Valencia CF - dwukrotnego finalisty LM (przegrali raz po karnych z Bayernem i raz 0-3 z Realem).

Na matach pomiarowych zerkałem na czas i tak 5km w 20.12; 10km 40.10; 15km 1.00.11 - bieg prowadziłem wyjątkowo równo, mimo narastającego zmęczenia i rosnącej temperatury. Polewałem się i piłem na każdym punkcie z wodą - na szczęście podawano ją w butelkach, z których było łatwiej się pić i z którymi można było kawałek biec.

Organizator zaplanował 3 punkty z żelami energatycznymi na trasie, z których korzystałem (zjadłem również 3 swoje). Trasa generalnie płaska jak stół, rzesze kibiców - z każdym kilometrem coraz więcej - nic tylko to cholerne słońce i rosnąca temperatura (po 30 kilometrze +22-23 stopnie w cieniu.
Być może byłoby ciut luźniej na początku gdybym biegł przed Pacemakerami na 2.50 (oni realnie lecieli na 2.47-2.48 od początku), ale po godzinie biegu było już sporo miejsca i żadnych problemów na punktach odświeżania itp.

Połówkę minąłem w 1.24.30 - o 1s wolniej niż rok temu w Budapeszcie, gdzie wcale nie przygotowałem się do maratonu. Kawałek dalej w okolicy 22.6km pod naszym hotelem stała ekipa Raz Event Maraton - z którymi zbiłem piątkę. Na 26km w okolicy Hotelu Turia stała prawdopodobnie Karolina Obstój z bieganie.pl z kolegą, flagą Polski i głośno dopingowała. No tam już było gorąco - natomiast trzeba przyznać że wiele kilometrów jest zacienionych dzięki wysokim kamienicom wzdłuż ulic.

Zacząłem wyprzedzać coraz więcej osób, mimo że moje tempo nie rosło. Kryzys wydawał się być daleko - co prawda od 8km czułem paznokieć w lewej stopie (drugi palec zaraz za dużym) - uprzedzając on był już odciśnięty wcześniej i narósł nieco jeden na drugi wobec czego po biegu był cały czarny - no i już go nie mam. Podolog powiedziała, że nie ma gwarancji że on w ogóle odrośnie, bo dużo martwej tkanki wokół.

Kolega, który śledził mnie na żywo wrzucił screena że na 10.25km byłem w okolicy 4100 miejsca a na mecie skończyłem ponad 1200 lokat wyżej. Średnio wyprzedzałem blisko 40 osób na kilometrze - przy czym po 30km zdecydowanie ponad 50 - i to wszystkich teoretycznie mocniejszych ode mnie.

Pamiętam, że w okolicy 30 km biegłem po 3.56-3.58 i tak sobie myślę, pociągnę tak do końca, ale między 32-35km jest 15m przewyższenia i tempo spadło na 4.06/km; gdzie kolejne leciałem po 4.01 - fajnie widać że 1m up zabiera 1s - czyli na 15m straciłem 15s.

Po 35 kilometrze wyprzedziłem zarówno kolegę z Geparda Kępno, jak i tego w koszulce Lecha Poznań + kilku innych Polaków - no i zacząłem wyprzedzać bardzo wiele kobiet. Jak wiadomo kobiety mają lepszą wytrzymałość i potrafią rozsądniej zacząć - no i kobieta biegająca 2.50 to jak mężczyzna z poziomu 2.32-2.35 - a już na takim poziomie są to osoby przygotowane o wiele lepiej niż ja - gdzie kryzysy nie powinny zdarzać się tak często.
Im bliżej mety, tym rosła moja ekscytacja. Kibice zrobili szpaler niczym kolarzom podjeżdżającym na Col du Tourmalet czy Mont Ventoux bądź też na innych słynnych podjazdach Tour de France czy Giro d'Italia. Ten doping i to wspomnienie zostanie ze mną do końca życia. Coś niebywałego.
Jakieś 2 kilometry przed metą odpięły mi się dwie dolne agrafki a właściwie to namoknięty od wody i potu numer startowy został przecięty - przez chwilę biegłem trzymając lewą ręką numer startowy.

Ostatni kilometr (oznaczony co 100m) to słynny niebieski dywan. Łzy w oczach, uśmiech na twarzy pomieszany z ogromnym zmęczeniem i pełnia szczęścia w sercu. Tak trzeba żyć!

Meta 2.49.23
1.24.21+1.24.52
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Morderca_z_głębi_lasu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 803
Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
Życiówka na 10k: 34:31
Życiówka w maratonie: 2:47:32
Lokalizacja: Nienack

Nieprzeczytany post

Zestawię teraz wszystkie kilometry, piątki - te z zegarka z oficjalnymi.

OFICJALNIE:
5k - 20.11
10k- 40.10 (5km w 19.59)
15k- 1.00.10 (20.00)
20k- 1.20.06 (19.56)
21.1- 1.24.31
25k- 1.40.12 (20.06)
30k- 2.00.25 (20.13)
35k- 2.20.48 (20.23)
40k- 2.40.52 (20.04)
42.2- 2.49.23

WEDŁUG ZEGARKA:
1) 4.11,2
2) 3.58,3
3) 3.58,1
4) 3.56,7
5) 3.58,9 5k: 20.03

6) 3.59,4
7) 3.58,3
8) 3.57,0
9) 3.58,7
10) 3.56,3 5k: 19.50

11) 4.05,5
12) 3.58,1
13) 3.57,3
14) 3.56,7
15) 3.58,6 5k: 19.54

16) 3.56,1
17) 3.57,0
18) 4.00,9
19) 3.57,3
20) 3.58,6 5k: 19.50

21) 3.58,9
22) 4.00,1
23) 3.58,5
24) 4.04,9
25) 3.55,4 5k: 19.58

26) 4.02,1
27) 4.02,0
28) 4.05,3
29) 4.00,6
30) 3.56,9 5k: 20.07

31) 3.57,6
32) 3.58,7
33) 4.06,6
34) 4.05,8
35) 4.05,1 5k: 20.14

36) 4.01,5
37) 4.01,5
38) 4.01,6
39) 3.58,8
40) 3.52,7 5k: 19.56

41) 3.58,5
42) 3.53,2
0.47km - 1.39,3 - 3.33/km
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k-34.31 (Poznań 16.03.25) HM-1.18.32(Łódź 6.4.25) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ