Jacek, rekreacyjnie: tenis stołowy i bieganie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

I po świętach, trenujemy dalej. Choć nie stało nic na przeszkodzie, by w nie również to robić. Ja, mimo że wziąłem strój biegowy do Gdańska, nie użyłem go. Zadowoliłem się kilkunastoma kilometrami spacerów dziennie.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I, mimo że restauracje i muzea zamknięte, złota uliczka pusta jak chyba nigdy, więc kasy nie było gdzie wydawać. A jednak zasiliłem Urząd Miejski mandatem parkingowym, tylko 130 w promce jak opłacę w ciągu 14 dni, bo potem już 200zł. Byłem w kilku większym miastach Europy i nigdzie nie pobierają opłat w niedzielę, tym bardziej Wielką Niedzielę, nie wszędzie pewnie tak jest, ale akurat tak trafiałem. Na morze nasze rzadko zaglądam i nieobyty jestem z rodzimymi standardami. A tam dymają frajerów. :bum:

W każdym razie znów nie pobiegałem, za to mając po powrocie jeszcze kilka wolnych godzin, więc trzy potłukłem w pingla. Elegancko wszystko wokół stołu pozabezpieczałem, i już niewiele piłek wypada. Zatem sporo tego uderzania, aż w aucie poczułem lekkie przesilenie łokcia.
Tak to wygląda teraz w realu https://www.youtube.com/watch?v=G8PYNx_mB8s
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Razorek pisze:Można też pomyśleć nad nawierzchnia syntetyczna jest ona bezpieczniejsza dla stawów, dzięki czemu zmniejszymy ryzyko kontuzji.
Jest to nowość na rynku, ale coraz częściej stosowana. Na stronie Tenistalu widziałem wiele ciekawych realizacji w tym zakresie.
Niewiarygodne, jak spersonalizowana reklama potrafi wszędzie odnaleźć potencjalnego klienta.


Cały czas gram, mam chęci dużo, choć czasem lekki wkurw już mnie bierze, bowiem nie ma tak bezpośredniego przełożenia treningu na widoczny postęp jak w bieganiu. Jest to o wiele mniej wymierne i zauważalne, może dlatego że nie ma go. Mimo, że czasu idzie ze trzy razy więcej niż było na biegowe treningi. Gdzie nie zdarzyło mi się wrócić po północy. Przesadziłem z powrotem i brakiem info, więc opierdol należał się w domu. Na razie jedynie lekko odczuwam przesilenie nadgarstka tym częstym graniem, choć rakietkę już zbiłem do niskiej wagi 162 gramy. Też psychicznie brakuje takiej ciągłej pełnej mobilizacji w grze, ale trudno non stop o to, oraz nie ma potrzeby co dzień takiej "spiny".

Dwa razy też pobiegałem w kwietniu, 6km na elektryku i dycha w terenie. Strasznie spadła wydolność i po 5km odczuwam już spory ubytek mocy. Ostatni km dychy przycisnąłem w 4 minuty, chcąc przypomnieć sobie jak to jest.

Jak przewidywałem, jesienną Łódź odwołali, tak więc nic już chyba nie zmotywuje mnie do trenowania w tym roku. Jednak tych kilka biegów w miesiącu chciałbym robić, by nie wypaść zupełnie z obiegu.

Edit. W trakcie pisania posta moderator usunął spam.


edit@Michał
Czuwam.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek Kwiecień

Jeśli doliczyłem się dobrze, w kwietniu biegałem cztery razy, łącznie jakieś 31km. Z czego w ostatnim tygodniu ponad połowę tego, zauważyła to córka, komentując moje piątkowe wyjście, jako już drugie w tygodniu.
Reszta dni upłynęła na graniu. Na razie rzadko korzystam z robota, bowiem ta reszta stała by się codziennością, będącą przegięciem w życiu rodziny, jeśli już się tym nie staje. Dodatkowo przy takiej intensywności i moim agresywny stylu, odczuwam czasem przesilenie w łokciu. A gadałem z gościem który bierze blokadę i mówi że nie jest to już do wyleczenia u niego, przy ciągłym obciążeniu ręki.
Zrezygnowałem z opłaconych biegów na dychę przy maratonie i rossmana, za co otrzymałem zwrot.
Dziś i jutro miałem mieć scyntografię serca w zakładzie medycyny nuklearnej, ale w piątek otrzymałem telefon, że urządzenie siadło więc mam przeniesiony termin, którego nie znam jeszcze.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek Maj

Dystans 91km.

Miesiąc zacząłem tradycyjnie, czyli dużo grania i mało biegania. Ale już końcówka zaowocowała całkowitym odwróceniem proporcji. Wszystko wydarzyło się nieplanowanie, a co miałem zaplanowane, nie doszło do skutku. Mam na myśli badanie kardiologiczne. Odwołali je w piątek przed majowym weekendem, ze względu na awarię aparatury, gdzie termin miałem na wtorek. Więc liczyłem, że po naprawie jestem jednym z pierwszych w kolejce, ale gdzież tam, termin skoczył o ponad miesiąc do przodu, na połowę czerwca. Dyskutować nikt ze mną nie chciał – bierze Pan, albo nie? Czyli napromieniowany miałem świecić piątego maja, a tak tego dnia zaliczyłem pierwsze bieganie w miesiącu. Takie oszukane, bo 5,5km na elektryku, pewnie było mega zimno wtedy. Kolejne wpadło 15-go, już dobra dycha w terenie po 5:12min/km. Oczywiście między tymi dwoma wypadami, było dużo grania w ping-ponga. Kolejne wyjście zaliczyłem 19-go, jak widzę też prawie dyszka, tyle że mega zdechła po 5:58min/km. Słabość straszną miałem tego dnia, a nic jeszcze wtedy nie przeczuwałem, że lada dzień wrócę na treningowe tory biegowe. Stało się trzy dni później w sobotę roku Pańskiego, kiedy to postanowiłem znów biegać z elementami treningu. Jednocześnie z tą decyzją zapisałem się na jesienne zawody. Po prostu, jak to czasem bywa, nieraz coś się spitoli samo lub z naszym udziałem. Tu mój był spory, przyznaję przegiąłem - przesadziłem z intensywnością i częstotliwością grania. A obciążając notorycznie i niezmiennie jedną grupę mięśni, ścięgien, niemal nie dając im wytchnienia, dokładając do tego niewłaściwą technikę, musi dojść do przeciążeń. No i szybko nabawiłem się początkowej fazy tzw. łokcia tenisisty - sam na razie stawiając taką diagnozę. Wiadomym jest choćby z biegania, na stany zapalne najlepiej na jakiś czas dać przerwę danemu organowi. Toteż nie gram już od półtora tygodnia i trochę jeszcze odpuszczę. Bardziej chyba niż tego urazu, przestraszyłem się pozostania bez jakiejkolwiek aktywności. Stąd szybka decyzja powrotu do biegania, trochę też nabrałem ochoty, no i pogoda pewnie też kiedyś się opamięta i będzie zgodna z kalendarzem. Najbardziej lubię biegać latem, a jeszcze w tym roku nie wyszedłem w krótkim rękawie. Obrałem na celownik Półmaraton Aleją Dębów Czerwonych 19 września w Wieruszowie. Zawsze to większa motywacja biegać pod coś, niż bez celu. Może uda mi się do tego czasu przebadać całkowicie, i posiądę jakąś informację jak dużo mogę pocisnąć w treningu, choć specjalnie nie liczę na to. W każdym razie ponowna konfrontacja z połówką może być ciekawym doświadczeniem. Po roku od ostatniego startu, który był de facto ostatnim poważnym biegiem. Później było coraz gorzej, z kulminacją tego w marcu i kwietniu, gdzie w tych dwóch miesiącach przebiegłem łącznie 53km. Pocieszające jest, że trochę innej aktywności w tym czasie uprawiałem, niestety jadłem przynajmniej 20% więcej, nie przykładając już takiej rangi do wagi jak wcześniej. Toteż stan na dziś wynosi 76kg z zarysem oponki nad paskiem. Niejako czasu sporo, bo jeszcze 16 tygodni, ale może bazy braknąć. Trenował będę według poniższego planu, w miarę oczywiście możliwości, ale z założeniem jak najpełniejszej realizacji. Zacząć musiałem od 9 tygodnia, pomijając pierwsze 8, gdyż tyle mam czasu do dnia startu. W minionym tygodniu zrealizowałem pierwszy tydzień wedle niego, wykonanie było mocno zbliżone do założeń. Nie ma co tego opisywać szczegółowo; trzy rozbiegania bez patrzenia na tempo i 16km w niedzielę, w tym piątka tempowa po 4:40min/km. Dziś rozpocząłem drugi tydzień, 10km rozbiegania, dalej podług kartki będzie. Oczywiście jak coś się znów nie spartoli. Też jeszcze nie podjąłem decyzji czy w wolne dni wplatał będę pingponga, na razie jedynie zrezygnowałem z niedzielnych gierek. W zamyśle obecnie prymat na bieganie, oby tylko zdrowie nie przeszkadzało, resztą się zajmę. :oczko:

Plan
https://i.imgur.com/ejPuBfn.jpg
https://i.imgur.com/8cBXVCp.jpg

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

Plan: 7km@5:10-5:20min/km + podbiegi 5x100m

Realizacja: 9,3km@5:20min/km. Dystans trochę dłuższy, ale nie bardzo chciało mi się kombinować z jego skracaniem na mojej pętelce. Tempo akurat wpadło podług założeń, choć nie jest ono jakieś nic nieznaczące obecnie dla mnie. Podbiegów 5x100m na 85% możliwości, które rzecz jasna trudno wyczuć.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

4.06 - BS 6,5km po 5:30 min/km. Następnie osiem setek, miało być 100/100m, zakręciłem się i ustawiłem czas przerwy na 1min, myśląc że będę szedł, jednak truchtałem, więc przerwa wyszła ok.180m. Tempo mało miarodajne z GPS, ale nawet jak na przebieżki, to w granicach 3:30min/km nie powala. Po wszystkim dotruchtałem 2,5km do domu.

6.06 - Założenie to 8km@5:15+8km4@40min/km. Wypełniłem, choć w pierwsze tempo nie mogłem się wstrzelić i wchodziło ok. 10sek szybciej na kilometr. Zapłaciłem za to na drugiej ósemce i z dużym trudem dociągnąłem do końca, nawet w tak niemrawym tempie.

Dodam jeszcze, że między biegowym piątkiem a niedzielą, pograłem w sobotę w pingponga. Dziś z kolei przyszedł SMS od Prezesa ligi, zapraszający na wznawiane turnieje, które organizuje. Bodaj pierwszy za tydzień - raczej odpuszczę, natomiast zastanawiam się, czy nie pobiec piątki na nieodległych zawodach w przyszłą niedzielę.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

7.06 - Donoszę o wczorajszym kiepskim bieganiu na dystansie 6,6km. Ale też niespecjalnie się czułem, głowa mnie ćmiła, o 9-tej poszedłem do łóżka, jeszcze chciałem Igę Świątek pooglądać, tyle że zasnąłem na pierwszym secie (zaraz sprawdzę wynik). O pierwszej obudziłem się nadal z bólem, aż wziąłem procha, a o czwartej musiałem wstać i zawieźć córkę pod szkołę na wycieczkę.
Teraz kwitnę w poczekalni szpitala, jutro zresztą też, wychodząc stąd muszę dowiedzieć się czy nie ma przeciwskazań do jutrzejszego biegania.

Edit. Zapomniałem dodać, dość mocno wczoraj oraz dziś bolą mnie łydki, co raczej nie miało nigdy miejsca w takim stopniu, nawet po mocnych czy długich treningach. Powody mogą być dwa; jeden to nowe buty które wyjąłem z szafy na niedzielny trening, drugi to że organizm trochę odwykł od pewnej pracy mięśni, a niedzielny bieg był i długi i dość żwawy jak na teraz. Też może oba czynniki na ten ból wpłynęły.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

9.06 - Rozpisany plan przewidywał na ten dzień inny trening, ale ponieważ byłem na badaniach i miałem przez to więcej czasu, postanowiłem zamienić z treningiem piątkowym. Miało być 8km@5:15+8km@4:40 czyli powtórka z niedzieli, kiedy to niestety dostałem nim w kość. Stchórzyłem więc, jednocześnie modyfikując go.
Wpierw BS 7,5km, po czym postanowiłem zrobić mocną piątkę. Praktycznie taką testową z zamysłem pobiegnięcia jej w formie BNP. Rozkminiając w czasie rozgrzewki dobór optymalnego tempa, ustaliłem schemat na 4:25/4:20/4:15/4:10/opór. Wystartować chciałem ciągiem zaraz po BS-ie, tylko nie miałem ustawionego pomiaru tętna w zegarku, więc te 2-3 minuty zeszło przerwy na tą czynność.
Dystans biegłem na GPS, oglądając ślad chyba nawet trochę ubrał, możliwe więc że parę metrów więcej zrobiłem.
Pierwszy trzy kilometry blisko założeń, nie ma o czym wspominać. Na czwartym już było ciężko, nie udało mi się go domknąć jak planowałem. A ostatni jednak mnie zawiódł, wyobrażałem sobie (życzeniowo), że uda mi się zamknąć go w okolicach 4:00min/km. Trudność była już znacząca, choć przyznaję że podświadomie tego cierpienia trochę sobie oszczędzałem i nie potrafiłem zmusić się do niego w pełnym wymiarze. Raptem ostatnie 200m docisnąłem na maxa i wyszło jak poniżej. Na koniec 2,5km schłodzenia.
Zrzut ekranu 2021-06-10 o 20.44.43.png
Było bardzo ciepło w pełnym słońcu, co niczego nie tłumaczy, przecież lubię biegać w upale, może jednak nie ala sprawdzian, itp. Niemniej i tak czułem satysfakcję z biegu, a sam wynik nie jest najgorszy jak na trzeci tydzień powrotu do systematycznego biegania i z małą oponką. Był to praktycznie full na teraz, za to łatwo będzie go poprawić.
Dlaczego w ogóle tak szybko zdecydowałem się pobiec coś trudnego. Dzień wcześniejszy był dość istotny, i w pewnym sensie było to remedium na zaistniała sytuację. Wykonałem wczoraj kolejne z badań, mając szybko wyniki, oceniając je na zimno i racjonalnie w moim postrzeganiu wydawały się pozytywne. A jednocześnie mając już na dziś umówioną wizytę lekarską, mogłem spodziewać się zgoła odmiennej diagnozy specjalisty. Także gdyby miał to się okazać mój ostatni wysiłek biegowy, chciałem ze spokojną głową go zaliczyć, bez nadmiaru myśli. I tak było.

Dziś już po wizycie, sprawa się wyklarowała. Dziewięć miesięcy badań, w tym również niepewności tej życiowej także, pozwalają na dalsze bieganie z elementami trenowania.
Stwierdzoną mam bradykarię, co nie jest niczym wielce negatywnym, jeśli jest bezobjawowa i nie niesie ze sobą ujemnych przejawów. Choć zjawisko bardziej chyba popularne jest w światku sportowy, bowiem będąc w szpitalu wielokrotnie musiałem tłumaczyć, że tak funkcjonuję zanim odłożono mi atropinę podnoszącą rytm serca.
I druga o wiele poważniejsza sprawa, czyli blaszka miażdżycowa, o czym już wspominałem. Ale tu na szczęście wczorajsza próba wysiłkowa, nie ujawniła zwiększonego niedokrwienia serca podczas obciążenia. Natomiast scyntografia wykazała ok. 5% zaburzenia perfuzji krwi w sercu. Ponoć norma jest do 12%, więc… niemal spokój. Dostałem zielone światło, a gwarancji nikt nie da i nie oczekuję. Trzeba robić coś by nie zgnuśnieć, czerpać radość z tego, w co bieganie się wpisuje, choć przypuszczalnie ping-pong też już pozostanie.

Mam nadzieję, że do tematu już nie będę musiał wracać, i pisał będę wyłącznie o bieganiu.

P.S. Pisałem wczoraj i wahałem się czy wysłać, może zbyt osobiste, niepotrzebne i poza tematyką forum, ale już, wciskam enter.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

11.06 - Luźne 8,5km + podbiegi 7x100m, weszły gładko, na powrocie fajne uczucie wacianych nóg. Wyrobiłem się idealnie na rozpoczęcie Euro, a oglądałem tenis. Wciągnąłem się tak, że kilka meczy w całości obejrzałem już w tym tygodniu, wachlarz zagrań najlepszych jest niesamowity, przygotowanie fizyczne także.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek


W sobotę meczyk pingla, gramy do trzech zwycięstw w dużych setach, gdzie duży składa się z małych też do trzech, a pojedynczy set grany do 11 punktów. Przegrywam 0:2 w dużych, doprowadzam do remisu 2:2, gramy piątego dużego, gdzie jest 2:2 w małych. Ostatni piąty mały decydujący o wyniku całego spotkania, przegrywam w nim na punkty 9:10, piłka meczowa dla rywala, mój serw, podrzucam piłkę, uderzam, ta trafia w kant stołu i spada na podłogę. Pech, raczej "noga". Ktoś się w ogóle połapał w tym schemacie, nieważne, przegrałem mecz 2:3. :bum:

13.06 - Trening taki sam jak tydzień temu 8km@5:15+8km4@40min/km. Pierwsze 8km znów wchodzi kilka sekund szybciej niż powinno. Drugiej ósemki nie pilnuję już tak dokładnie jak w ubiegłą niedzielę, więc trzy km wchodzą po ok. 4:50min/km, reszta planowo. Odczucia dużo lepsze niż poprzednio, ale było dużo chłodniej i biegłem w kurtce, choć za to spory wiatr momentami. Idealnie nie pilnowałem tempa, gdyż nadal po 4:40 nie jest swobodnym biegiem, lecz muszę sporo popracować nad jego utrzymaniem, toteż w trudniejszych momentach lekko odpuszczałem.

14.06 - Dziś zaliczone poranne rozbieganie, 9,5km po 5:50min/km. A wieczorem kibicujemy!
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

16.06 - I znów mnie żona wykiwała, ale tak już jest, ona woli rano, ja wieczorem. Jak się obudziłem, była już po, więc pod wieczór biegałem sam. Luźny BS-ik na dystansie 9km, do tego dołożyłem od siebie 8x100m podbiegów. Ponieważ plan na ten tydzień zakłada same rozbiegania, trudno bowiem zaszeregować niedzielne 20km tempem na zaliczenie jako akcent, choć będzie to mój najdłuższy dystans w tym roku, więc kto wie.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

17.06 - Znów jedynie 10km BS-ik jak nakazuje plan. Który to de facto powinien być dziś, z tym że nie wiem czy coś na wieczór mi nie wypadnie, toteż przezornie zrobiłem wczoraj. Zapewne śmieciowa jednostka znaczenia żadnego nie ma na przyrost formy, ale za to jak na mental wpływa taka sumienność. :oczko:
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

20.06 – Zapowiadali ciepło i było, choć dla mnie znośnie. Wyszedłem o 8:30 na pierwszego swojego longa, biorąc na biodra dwa nieduże bidony. Postanowiłem obiec łódzkie lotnisko, przez co trasa było trochę trailowa, za to sporo w cieniu oraz przyjemnie wiało. Do zrobienia miałem 20km tempem na zaliczenie. Toteż praktycznie go nie kontrolowałem, co wchodziło, to było dobre. I całkiem przyjemnie zleciał bieg, poza końcowką po osiedlu, gdzie dopiekało już znacznie.
Jedyny nieprzyjemny moment, to kiedy minąłem się w lesie z biegaczką, zdążyłem pomyśleć że fajna laska i kara natychmiast – zaryłem o konar i poleciałem jak długi przetaczając się po bidonach na plecach. Musiało to wyglądać przekomicznie - mam nadzieję że nikt nie widział. Finalnie palec stopy fioletowy, za to w pełnym zakresie gibkości. Konkluzja, patrzeć pod nogi, nie na piękno otaczającego świata. :bum:
Całościowo nabiegałem HM, w średnim 5:07min/km.

Natomiast dzień wcześniej kleiłem. Nie wiem czy owe klejenie nie jest bardziej ekscytujące od samego grania. Ta myśl z dozą nadziei, że to już będzie ostatnia, ta jedyna - choć nigdy nią nie jest. Aczkolwiek tym razem na bazie pierwszej próby optymizm trwa. Wygrałem bowiem zdecydowanie mecz stosunkiem 3:1, w systemie który poprzednio wyjaśniałem. Wcześniej czytając opinie o desce, jedna z nich brzmiała, że nie można się nią pomylić. Otóż można, natomiast niewymuszonych pomyłek jest o wiele mniej aniżeli poprzednimi zestawami.
Trzeba jeszcze to potwierdzić w szerszym zakresie spotkań z innymi przeciwnikami, inaczej znów klejenie. :bum:
Obrazek
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

21.06 - W poniedziałek jak przeważnie luźna dycha, zegarek się rozładował ale dystans pewny.

23.06 - Dziś widzę miała być 12-ka, myślałem że mam do zrobienia podbiegi. I tak ich nie zrobiłem, dupnie biega mi się z rana, ledwo przetruchtałem dychę. Wyszedłem rano, co by na spokojnie zaliczyć wieczorne meczyki, nie ważne o której, do południa jest dla mnie zawsze zbyt młoda godzina na trenowanie. A jeszcze okularów zapomniałem.

W pingla wróciło już wszystko do normy, przegrałem wczoraj 1:3. Na razie słaby tydzień, oby mecz ze Szwecją nie rozczarował.
Awatar użytkownika
jacekww
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2332
Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
Życiówka na 10k: 38:27
Życiówka w maratonie: 3:53:44
Lokalizacja: Łódź

Nieprzeczytany post

Obrazek

25.06 – Wiedząc iż weekendowo będę na działce postanowiłem zrobić niedzielny trening w piątek. Decyzja ta podyktowana była względami trasowymi, które to miejskie są bardziej sprzyjające pod taki bieg. Wielce wymagający on nie był, jak też nie musiał być zrobiony pod linijkę, niemniej lepiej się czuję jak cyfry po zgadzają się. A miało być 8km@5:15+8km@4:40min/km. Pierwszego tempa nie pilnuję sztywno, i przeważnie wchodzi szybciej. Drugie już staram się wedle założeń, i nie dlatego by nie przepalić, co ciągle jest bardzo trudne. Był to już trzeci identyczny trening na przestrzeni miesiąca. Tętno tym razem było o ok. 12 uderzeń mniejsze, aniżeli w dwóch poprzednich, natomiast była dużo bardziej sprzyjająca pogoda. Może rzeczywiście weszło trochę lżej, i poza pierwszym kilometrem pozostałe siedem były w czasie. Ale nadal jest daleko od biegania tego tempa z palcem w dup…

27.06 – A dlaczego, chyba wiem. Ciągle grzeszę. W sobotę wybraliśmy się do knajpy - nie nabzdryngolić – jedynie dobrze zjeść na zakończenie roku szkolnego córek. I jakby tego było mało, zaraz po namówiły mnie na najlepszego pączka w życiu. Choć chciałem jedynie pół, to zjadłem całego i nie żałuję. Toteż w niedzielę postanowiłem pobiegać trochę więcej niż musiałem. I tak potruchtałem dychę, następnie 1km w ośmiu podbiegach o małym nachyleniu, co wychodziło w ok 3:40min/km i powrót 3km.
Przy okazji zrobiłem zdjęcia chyba wszystkich starych domów przy głównej drodze w Ldzaniu.

28.06 – Dziś jak co poniedziałek zakręciłem dychę ponownie z rana, zapowiada się bowiem ciekawy mecz o 18-tej.


I ostatnio tradycyjnie słówko o graniu. Można powiedzieć że się odegrałem po ostatnim, wygrywając tym razem 3:0. Tyle że było parno i przeciwnik mocno narzekał na pocenie się, mi specjalnie to nie przeszkadza i zresztą jakoś strasznie też nie objawia się. Warunki mieliśmy takie same, ale czy rzeczywiście wygrałem ja, czy to on przegrał z potem, nie wiem.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

P.S. Z drzewa przy domu z ostatniego zdjęcia, kilka lat temu na swojej pierwszej biegowej trzydziestce rwałem jabłka "ocalenia" jak dziki. :bum:
ODPOWIEDZ