Ale biegania to on nie lubi. Ani swojego ani mojego.
Mój mąż jest teraz w okresie kryzysowym - ma poważną kontuzję kolana, jest w trakcie gojenia się. Niestety jakakolwiek aktywność inna niż chodzenie (i to tez nie za długo) nie wchodzi obecnie w grę. Odpada też nasz wspólny taniec co łatwe dla niego nie jest (ja chodzę w pojedynkę). W ogóle takie uziemienie jest masakrycznie frustrujące i przykre. No a ja, nieczuła żona, święcę własne sukcesy...
Ale abstrahując od tego okresu - mój mąż nie lubi biegać i chyba z czysto męskiej ambicjonalnej strony patrzy na moje bieganie wilkiem


Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy i czy nagle kochany mój nie zapała do biegania miłością

A jak to toczy się u Was? Jak mężowie radzą sobie z męską ambicją bycia silniejszym/ sprawniejszym od żony?
Pewnie część z Was biega rodzinnie - zazdroszczę. Ale kto wie, kto wie...
