Dzisiaj przebiegłam swoje pierwsze 10 km bez przerwy na marsz.
Jestem w euforii.
Pierwszy raz poczułam że moje ciało jest jak mały, sprawny, dobrze utrzymany samochodzik (;)). Biegłam równym tempem, serce sobie spokojnie biło, oddech swobodny; tylko zmęczenie w nogach dawało odczuć że biegnę

Stwierdzam że to 10 km było dla mnie łatwiejsze niż nie jedno zwyczajowe 5km.
Eh te hormony :D
Teraz jestem tak naładowana serotoniną, adrenaliną (i jeszcze pewnie całą masą podobnych) że nie mogę się zabrać za pracę. Najchętniej pobiegłabym dalej

Pewnie zaraz padnę, hormony szczęścia odpłyną a ja będę zasypiać nad klawiaturą.
A na razie, no mówię Wam, czysta euforia.
Może tak zadzwonić do babci?

pozdrawiam serdecznie