Garść faktów:
Trenuję od 4 miesięcy, przedtem liznąłem nieco roweru (przez 1,5 miesiąca 160-180 km tygodniowo). Moja życiówka na 10 km to 48:40 ustanowiona ponad miesiąc temu. Jestem w stanie przebiec ok 30 km w tempie 6 min/ km. Drugi dzień oznacza wtedy ból nóg, ale dwa dni po jestem w stanie kontynuować delikatne rozbieganie plus rozciąganie. (plus ból nóżek, ale już zdecydowanie mniej dotkliwy

Ostatnim razem pojawiły się zarzuty, że szarżuję z szybkością, więc usunąłem szybkie elementy, poza jednym, prowadzonym raz na tydzień albo i rzadziej. Poniżej prezentuję dwa typy tygodniowego cyklu. Dlaczego dwa? Otóż drugi tydzień jest nastawiony na sobotni dłuugi bieg. Nie przeplatam ich w proporcjach 50:50. Wolałbym 2 razy pierwszy tydzień i jeden raz tydzień drugi. Nasuwa się pytanie, dlaczego akurat sobota? W niedzielę mogę odpoczywać i regenerować się po długim wybieganiu, bez obaw o obowiązki dni roboczych.
Jakie mam cele?
Chciałbym w przyszłości dobrze biegać na dystansach 5-20 km. Na razie jednak kształtuję bazę, więc dystans 5 km jest dosyć mglistą perspektywą na ten czas. Wolałbym się skupić w szczególności na 10 km, moim ukochanym dystansie
Tydzień I
Pon. Wolne
Wt. 8,5 km/ 5:50 na km
Śr 10-11 km/ 5:50-6:05 na km
Czw. 10 km/ 5:50-6:05 na km
Pt. Wolne
So. 6 km/ 5:10-5:20 na km
Nd. 16-20 km/ 6:00-6:15 na km
Suma: 50-54 km
Tydzień II- wytrzymałościowy
Pon. Wolne
Wt- 10 km/ 6:00 na km
Śr 12 km/5:50- 6:00 na km
Czw. 8 km/ 5:45 na km
Pt. Wolne
So. 26-30 km/ 6:00 na km
Nd. Wolne
Suma- 56 km
W oczy może rzucać się duża suma kilometrów, jak na kogoś kto biega od lekko ponad kwartału, ale oparłem ją o wyczucie własne. Po 12 spokojnych kilometrach mam ochotę na jeszcze, co dla mnie jest znakiem, że jest to suma w sam raz. Zastanawiam się, czy nie zrobić w środę 10 zamiast 12, ale to już drobiazg