To i ja się pochwalę. Po sobotnich zawodach zrobiłem dzień przerwy, jeśli fizyczny zapieprz przy budowie fundamentu pod mini szklarnię można nazwać odpoczynkiem. Dziś 11,5 km w tempie 5:54 z tętnem ok. 120. Nie wiedziałem, że potrafię biegać z takim wolnym tętnem i nie zasnąć

Jutro mam w planie ze 17-20 km. W środę wypadałyby interwały, raczej krótkie i szybkie, bo za trzy tygodnie mam następne zawody na 10 km. A dalej 2 dni wolne, jeden szybki. Ten rodzaj treningu zainteresował mnie jeszcze ze względu na błyskawiczną regenerację po wolnych treningach. W pewnym wieku zaczyna się z tym problem
cd.
Wczorajsze 20 km poszło gładko, ale momentami chyba za szybko. Część trasy była oznaczona co 0,5 km i mogłem pilnować tempa, ale tam gdzie oznaczeń nie było to chyba odruchowo przyspieszałem, bo tempo całości wyszło 5:50 zamiast bliżej 6:00. Po treningu praktycznie nie czułem zmęczenia, ale do dzisiejszych interwałów podchodziłem "z pewna taką nieśmiałością". Okazało się, że poszło nadspodziewanie gładko. 4 serie po 400, 200, 100 z przerwami do wyrównania oddechu (nie wiem ile, ale krótko) i 100 truchtu między szybkimi odcinkami, bez przerwy między seriami. 400 w tempie 4:00, 100 w tempie 3:40. Moje T10 to ostatnio ok. 4:30, ale bywało lepiej i chciałbym do tego wrócić. Dodam, że to było na nawierzchni gruntowej w lesie, ale praktycznie wszystkie zawody na dychę rozgrywam w lesie, jednym albo drugim (w tym drugim to już totalny przełaj

), więc trening na asfalcie byłby trochę od czapy. Do tego rozgrzewka i schłodzenie w tempie majestatycznym. Jutro wypadałoby znów wolne ok. 1 godziny, więc luzik. Na razie mi pasuje, zobaczymy co będzie dalej.