Że mnie taki doświadczony biegacz, jak nie wiem, ale swoje 3 grosze dorzuce. Swoje długie wybiegania zaczynałem od 30 min (

), ale w końcu każdy od czegoś zaczynał. Stopniowo wydluzalem czas biegu - 10 min tygodniowo (2 razy zdarzyło mi się zdublowac czas, że względu na zawody, albo coś innego, mniejsza z tym).Teraz biegam 1h 50 min (w niedzielę). No i mysle, że na następnym wybieganiu spróbuje pobiec 2 godziny. Tempo nie jest zabójcze, dla niektórych może śmieszne, bo w 110 min wyszło mi 17,5 km.
Jednak przechodząc do spostrzeżeń:
1. Wydaje mi się, że baza znacznie się poprawiła
2. Przystosowanie mięśni, ścięgien itp do długiego, specyficznego wysiłku
3. "trening głowy", bo samotne bieganie przez 2 godziny (nawet z muzyką w uchu) jest zajęciem dość specyficznym
4. Może to głupie, ale takie biegi motywują - w końcu pokonuję coraz większy dystans, biegnę coraz dłużej
5. Takie wybiegania wkręcają
Sam myślałem nad wybieganiami do 120 min. Jednak widzę, że 150 min jest jeszcze "akceptowalne". Myślę, że od 120 min dodając 5 min czasu biegu tygodniowo byłoby ok.
Niedawno startowałem w półmaratonie (może za wcześnie, bo biegam od połowy lipca, ale wyszło to trochę na spontanie). W debiucie wyszło 1:51, więc dla mnie to wynik mega. No i wydaje mi się, że bez dłuższych wybiegań nawet nie miałbym po co wchodzić na stronę internetową organizatorów półmaratonu. Oczywiście, "zwykłe" biegi w tygodniu też dają sporo, ale to wybieganie buduję bazę niezbędną IMO czy to do 10 km, czy 21 km.
To tyle moim początkującym okiem
