Może i przebiegnięcie maratonu "na pałę", bez większego przygotowania, jest ciekawsze, bardziej spontaniczne... nie wiesz, czego się spodziewać - niektórych to rajcuje. Też w taki sposób myślałam, dopóki na 5 dni przed półmaratonem w Grodzisku nie siadła mi łydka - i to tak, że nawet chodzić nie mogłam W tym roku poszłam po rozum do głowy i robiłam regularne treningi wg określonego planu, który stworzyłam sobie sama w oparciu o kilka planów treningowych znalezionych w necie. Skorzystałam z wiedzy innych, ale dopasowałam ją odpowiednio do swoich możliwości, bo w końcu sama najlepiej wiem, jak reaguje mój organizm. Skutek? Przyjemny, świadomy bieg, maksymalne wsłuchanie się w sygnały wysyłane przez własne ciało. Wiedziałam, gdzie mogę przyspieszyć, gdzie zwolnić. No i ta frajda z realizacji określonego celu: przebiec w czasie 1:45-1:46. Udało się złamać 1:45, miałam czas netto 1:44:17 i mogę uczciwie powiedzieć, że jestem dumna z siebie i osiągniętego wyniku. Po prostu widzę, że regularne treningi, podbiegi, rytmy, etc. dały okreslony skutek. Też nie jestem fanką tabelek, mierzenia i realizowania jak robot planu treningowego. Ale to pomaga. Niestety
