Profian pisze:Sowa, nie zauważyłem ile masz lat nigdzie a to najistotniejsze w takiej dyskusji. 40-latek nie regeneruje się tak szybko jak 20-latek i potrzebuje dłuższych przerw. Dwa - stawiasz pytanie bardzo ostro, czy codziennie czy z przerwami i tak toczy się dyskusja. Ja Ci proponuje elastyczniejsze podejście, gdzie mogłabyś biegać zarówno tygodnie z 2 treningami pod rząd, np. wtorek-sroda i potem sobota niedziela, gdzie masz też 2 dniową przerwę, jak i tygodnie z bieganiem na zakładke bieg-regeneracja-bieg. Poćwiczysz zarówno bieganie na zmęczonych nogach jak i bardziej zbalansowane z regeneracją. Możesz mieszać tymi tygodniami. Na takim początkującym poziomie cokolwiek nie zrobisz da Ci bodzieć do rozwoju biegowego. Z atmosfery entuzjazmu w Twoich postach wnioskuje, że to co najbardziej ci zagraża to przeciążenie i kontuzja więc wszystko z głową rób. Plan z gotowca też Cie nie uratuje bo np. weźmiesz za ambitny i będziesz się za sztywno trzymać, zignorujesz jakieś bóle, przeciażenia, nie dodasz dni regeneracji i przerwa sama się "wymusi". Co też nie znaczy, że plany są do niczego,zawsze to jakas podpórka, ale nie są to też jakieś biblie jak trenować.
Pozdrawiam.
Wiek umieściłam w profilu, gdybyś zajrzał - wiedziałbyś, że właśnie prawie 40, w październiku stuknie 39. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to już ani zdrowie to ani tempo regeneracji.
Właściwie to zdałam sobie sprawę z tego, że przecież ja nie przygotowuję się po jakieś tam zawody i mogę właśnie elastycznie, czasem coś sprawdzić i się odrobinę przeforsować (jak wczoraj, gdy pierwszy raz prawie 5,5km i starałam się utrzymać tempo poniżej 8min/km) i nawet kosztem systematycznej realizacji planu i widocznego progresu, raz spróbować szybciej czy dłużej a innym razem przystanąć, bo taki piękny zachód słońca.
Jestem takim ambitnym, przejmującym się nerwusem, entuzjastą ale i pracoholikiem i trochę się obawiam, że z hobby, które może być ot po prostu fajną pasją i sposobem spędzania wolnego czasu, czasu dla siebie i swojego zdrowia (również psychicznego), zrobię kierat i wprowadzę sobie reżim i kolejne źródło stresu.
Chcę wyników, progresu, chcę, by było mi lżej i bym wreszcie mogła pobiegać sobie lekko po parku godzinkę na luzie, bez potów i przerw na marsz, ale to wymaga u mnie ogromu pracy nad wydolnością i czasu i nie wiem, czy nie lepiej osiągnąć to trochę później, ale za to nie zajechać się poczuciem wykonywania obowiązku i katorżniczą robotą.
Na pewno masz rację z tym, że nie trzeba stawiać sprawy albo/albo. Albo codziennie albo dzień przerwy, można elastycznie, różnie, zależnie od formy, ochoty, pogody czy innych losowych wypadków... Zbyt restrykcyjnie chyba podeszłam do siebie i biegania, cholernie wymagająca od siebie - chciałam i tutaj zrobić z siebie robota.