(bieg 20 min) wplotłem biegi boso (tak z 500 m). Nauczyło mnie to pokory i tego że ból pojawia się ze zdradliwym opóźnieniem. Kilkakrotnie bałem się, że przesadziłem i ledwo chodziłem. Tak że widzę tu dwa etapy - pierwszy śródstopie i drugi - boso. Bieganie boso traktuję jako środek do polepszenia czucia i ruchu. Jestem świadomy, że zaczynam wszystko od początku - mi jest łatwo bo niewiele osiągnąłem. Nie wyobrażam sobie, że ktoś może po waleniu piętami, od razu próbować biegać boso jakiekolwiek dłuższe odcinki.

Nie biegam teraz boso - aura. Biegam krótkie odcinki, bo łydki się adaptują powoli, kolano pobolewa, ale jestem zadowolony, bo odkryłem prawdziwy bieg. Mam świadomość każdego kroku, sprężystości, balansu środka ciężkości, odepchnięcia. Płynę. I nie zapominam o ostrożności - nie mam ciśnienia.
Stopy nabrały elastyczności i czucia, zacząłem szukać bardziej minimalnych butów, a nie kloców, które mają biegać za mnie, na udach i łydkach zarysowały mi się mięśnie, nigdy nie przypuszczałem że też mogę takie mieć
