Zwyczaju witania się nauczyłem się za młodzieniaszka latając po górach. Fakt - działa to jak należy od pewnej wysokości. Powiedz komuś w Chochołowskiej „cześć” to biedak będzie się zastanawiał do końca dnia „skąd on mnie zna?”. Później przeniosło się to na witanie się z ludźmi na skałkach. Jeszcze później jeżdżąc na rowerze widząc, że roweruje ktoś dla przyjemności, a nie do sklepu machałem ręką. Teraz witam się z ludźmi spotkanymi w biegu. Powiem „cześć”, albo machnę ręką jeżeli ktoś biegnie 2. stroną ulicy, albo i macham i mówię „cześć”, bo spora część ludzi biega w słuchawkach i po protu „sygnalizacja głosowa” nie dociera do takich. Przeważnie ludzie odpowiadają, a jak nie odpowiadają za 1. razem, bo ich to po prostu zaskoczy, to przeważnie przy następnym spotkaniu reagują prawidłowo. Czasami też machnę jakiemuś kolarzyście albo kijkarzowi i przeważnie też reagują. Kijkarze przeważnie uśmiechem, bo wolałbym, żeby mi raczej nie odmachiwali zdzielając mnie przy okazji kijkiem

. Sporadycznie zdarza się, że nawet pieszy machnie ręką albo się uśmiechnie, ale to już naprawdę rzadko. Na swojej trasce przebiegam koło takiej posesji na której krząta się taki jegomość ~60-ki. Na początku nic, ale po jakimś czasie, chyba jak się przyzwyczaił do takiego zjawiska przemieszczającego się za płotem, zaczął witać się uśmiechem. Miłe to jest. Tym bardziej, że 2,5 roku temu jak zaczynałem, to 3/4 patrzyła na mnie jak na jakiegoś oszołoma. Teraz już to tak ludzi nie dziwi. A czy ktoś mi odmachnie, odpowie, to mnie to nie szczególnie obchodzi. To świadczy o kimś a nie o mnie. Jak ktoś raz czy 2. nie odpowiedział, to 3. raz już też omijam takiego kogoś.
Pozdrawiam.