Wcześniej biegałem bez butów tylko zimą, ale to zupełnie inna historia.
Pierwsza rzecz która rzuciła mi się w oczy (a właściwie w uszy) to to, że moje kroki były właściwie bezszelestne. Pomyślałem sobie wtedy, że skoro mniej tupię to łagodniej ląduję i mniejsze siły są przekazywane na stawy. Czyli mój krok jest mniej kontuzjogenny... może w takim razie powinienem od czasu do czasu zrobić parę km na bosaka nie tylko dla przyjemności ale i z korzyścią dla mojej techniki biegu?
Druga sprawa zwróciła moją uwagę dnia następnego. Okazało się że siły które nie poszły w stawy bynajmniej nie zniknęły zupełnie - poczułem coś czego nie czułem od dawna, solidne zakwasiki

Wywnioskowałem z tego, że skoro pojawiły się u mnie takie mocne zakwasy to znaczy, że mięśnie amortyzujące uderzenie stopy o ziemię były u mnie dotychczas praktycznie nie używane - rozleniwiło mnie najwyraźniej obuwie biegowe...