klosiu pisze:
Dla ciebie to żadne tempo, ale jak ktoś ma życiówkę na dychę 47:30, a biega po trzy razy w tygodniu 10km w 50 min, to jest już poważne obciążenie.
Potwierdzam i to zdecydowanie. Niestety na skutek przetrenowania spadłam mocno wynikowo, jestem w trakcie odbudowy. 11.11 startowalam 10 km, tempo 4:43, obecnie biegam drugie zakresy (na tętno, aktualne badania wydolnościowe) w tempie 4:52-5:00 zależnie od dnia i jest to akcent, nie jest to spokojny bieg. To jest akcent, ktory później trzeba zregenerować, wiec proszę
beata nie wprowadzaj w błąd, bo możesz zrobić komuś krzywdę. Jak biegałam dychę poniżej 43 minut to też nie biegałam rozbiegań po 5:00, tylko wolniej. Lepiej spokojne biegi biegać za wolno niż za szybko i nawarstwiać sobie zmęczenie. Chłopak ma problem, jest zmęczony, więc coś nie gra i nie można temu zaprzeczać.
beata pisze:
Natomiast ja w ogóle nie wiem, co to znaczy "obolałe nogi". Jak obolałe, ciężkie? Czy to tak zwane zakwasy, bóle mięśni? Wg mnie kolega ma braki w sprawności, ćwiczeniach.
To super, że nie wiesz, nie chciałabyś tego doświadczyć

. Ja niestety to doskonale rozumiem bo odczucie zmęczonych, bolesnych nóg (nie, nie DOMSy), też miałam, chronicznie, więc jestem teraz na to wyczulona również u innych osób. I nie, nie były to braki siłowe, bo cisnęłam ogólnorozwojówkę ostro (z trenerem). To było nawarstwiające się zmęczenie - niezdolność do zregenerowania obciążeń. Bagatelizowanie i wmawianie, że tempo jest dobre, do niczego dobrego nie doprowadzi. Nie jest dobre, jest za szybkie na obecny poziom, na pewno nie takie, by utrzymywać je na każdym treningu...
A to czy chłopak biega na tartanie, bieżni szutrowej czy mechanicznej to akurat wątek zupełnie poboczny. Autor wątku nie pyta o to, jego problem leży gdzie indziej.