
Zaczęłam niemal 4 tygodnie temu, dokładnie 1 lipca 2014. Ponieważ startuję z zerową kondycją, prosto z kanapy a raczej - zza biurka komputerowego - zaczęłam rozsądnie marszobiegami. Początkowo 14-16 minut co drugi dzień, teraz już 30 minut w proporcji 1 minuta wolnego biegu na 1 minutę marszu. Przy proporcjach, gdy bieg był krótszy, było znośnie a gdy doszłam do minuty - znowu dogorywam i bieg jest nie frajdą, lecz gehenną. Wczoraj zgadałam się z trenerem i być może zdiagnozowaliśmy wspólnie przyczynę - oddycham nosem; a że jestem alergikiem i do tego mam problem z zatokami, bieganie jest mordęgą, bo truchtam właściwie prawie na bezdechu...
Od jutra będę się uczyć biegać oddychając ustami; mam nadzieję, że to pomoże i pójdę z tym bieganiem do przodu, bo na dzień dzisiejszy - jestem wykończona i nieco podłamana...