Majak, nie wprowadzaj na razie żadnych treningów.
Kup sobie tą książkę o której pisałam.
Marszobiegi są wprawdzie przez "Prawdziwych Biegaczy"
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
)) traktowane jak trędowaty pies, ale to jest po prostu bardzo dobra książka dla początkujących , zwłaszcza takich jak Ty, którzy x lat siedzieli i nic nie robili.
Tak naprawdę, to Twoim prawdziwym zmartwieniem nie powinno być ile teraz jesteś w stanie przebiec i w jakim czasie, a to jak biegać i nie załapać kontuzji z głupiego powodu.
W tej książce, znajdziesz masę odpowiedzi na podstawowe pytania, oraz bardzo dużo niezbyt obciążających a bardzo skutecznych ćwiczeń biegowych, które można sobie wykonywać bez ryzyka przeciążenia i kontuzji
N tym etapie biegaj _wolniej_, na luzie, nawet nie planuj za bardzo tylko określ sobie ile razy w tygodniu biegasz i w trakcie biegu oceniając swoje samopoczucie sam dorzucaj jakieś kombinacje- a to przebieżki, a to podbiegi, a to jakieś skipy itp. Jak czujesz ze Cię to za bardzo obciąża- odpuszczaj. Jak czujesz sie świetnie- biegnij dalej.
A czasami właśnie- po prostu wolniutko sobie gdzieś pobiegnij dla samego dobiegnięcia, dla przyjemności, bez zawracania sobie głowy "rozwojem"
Największy progres, zaobserwowałam u siebie na wyjeździe w Bieszczady. Biegałam na kompletnym luzie, bez celu, wolno bo jednak dużo pod górę i na dodatek gorąco (do 26 st tam wtedy było i duszno- burzowo)jedynie z zamiarem "pobiegnięcia na spacer lub dosłownie- na kapuśniak do knajpy odległe o 10 km
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
" A że nawet małe górki mnie przerastały, to jak nie dawałam rady to szłam. Po powrocie nagle się okazało ze po pierwsze przeszły mi wszelkie boleści nóg, a po drugie- z jakiegoś powodu zaczęłam biegać szybciej.
Im mniej się człowiek napina, tym lepiej mu wychodzi.
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)