mdj - od zera do półmaratonu we wrześniu / walka z ITBS
Moderator: infernal
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam, zaczynam (ponownie) przygodę z bieganiem i z blogowaniem - takie miłe 2 w 1.
Nie jest to moje pierwsze podejście do tematu biegania, biegałem już kiedyś przez ok 3 miesiące, jednak praca na trzy zmiany nie pomagała w systematycznym treningu i temat ucichł. Powrót do biegania kiełkował we mnie przez ok 3 lata, jednak nie mogłem się zmusić do tego by znów ubrać się w dres i drałować przed siebie.
Przełamałem się niedawno - skłonił mnie do tego stres, z którym spotykam się codziennie w pracy (kieruję dwudziestoosobowym zespołem) oraz mały synek, który daje mi ostro do wiwatu. Czas kiedy biegam, mam tylko dla siebie, co bardzo mi odpowiada - chyba każdy z Was wie o czym piszę Po biegu czułem się wspaniale.
Mój cel to PRZEBIEC pilski półmaraton, który odbywa się we wrześniu.
Trenuję w systemie wtorek/czwartek/sobota/ niedziela
20.01.2011
Temperatura 0 stopni. Było mi troszkę zimno, dobrze, że jedzie już do mnie koszulka Kalenji z długim rękawem.
Dystans:
Skromne 2 km w czasie 11'06
Po ostatniej niedzieli, kiedy to przebiegłem 5 km w 35 min odczuwam dziwny dyskomfort podczas biegania - mianowicie sztywnieją mi mięśnie w okolicach stawu skokowego i piszczeli. Muszę przejść w marsz żeby minęło, i dopiero potem mogę dalej biec. Dziwne, nigdy przedtem czegoś takiego nie miałem. Bardzo mnie to irytuje, ponieważ mógłbym spokojnie biec dalej, jednak boję się kontuzji. Chyba nie obejdzie się bez nowych butów, biegnąc ląduję na pięcie, więc może moje Adidasy już nie amortyzują.
Nie mam tendencji do tycia, przy wzroście 190 cm ważę 81 kg. Chudnąć nie chcę, więc jem wszystko i dużo.
Nie jest to moje pierwsze podejście do tematu biegania, biegałem już kiedyś przez ok 3 miesiące, jednak praca na trzy zmiany nie pomagała w systematycznym treningu i temat ucichł. Powrót do biegania kiełkował we mnie przez ok 3 lata, jednak nie mogłem się zmusić do tego by znów ubrać się w dres i drałować przed siebie.
Przełamałem się niedawno - skłonił mnie do tego stres, z którym spotykam się codziennie w pracy (kieruję dwudziestoosobowym zespołem) oraz mały synek, który daje mi ostro do wiwatu. Czas kiedy biegam, mam tylko dla siebie, co bardzo mi odpowiada - chyba każdy z Was wie o czym piszę Po biegu czułem się wspaniale.
Mój cel to PRZEBIEC pilski półmaraton, który odbywa się we wrześniu.
Trenuję w systemie wtorek/czwartek/sobota/ niedziela
20.01.2011
Temperatura 0 stopni. Było mi troszkę zimno, dobrze, że jedzie już do mnie koszulka Kalenji z długim rękawem.
Dystans:
Skromne 2 km w czasie 11'06
Po ostatniej niedzieli, kiedy to przebiegłem 5 km w 35 min odczuwam dziwny dyskomfort podczas biegania - mianowicie sztywnieją mi mięśnie w okolicach stawu skokowego i piszczeli. Muszę przejść w marsz żeby minęło, i dopiero potem mogę dalej biec. Dziwne, nigdy przedtem czegoś takiego nie miałem. Bardzo mnie to irytuje, ponieważ mógłbym spokojnie biec dalej, jednak boję się kontuzji. Chyba nie obejdzie się bez nowych butów, biegnąc ląduję na pięcie, więc może moje Adidasy już nie amortyzują.
Nie mam tendencji do tycia, przy wzroście 190 cm ważę 81 kg. Chudnąć nie chcę, więc jem wszystko i dużo.
Ostatnio zmieniony 22 mar 2011, 21:01 przez mdj, łącznie zmieniany 1 raz.
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
22.01.2011
Temperatura -3, chodniki zabielone przez delikatny śnieżek, godzina 7:50
Postanowiłem zrobić pętle niedaleko centrum miasta, by zobaczyć jak wylała nasza rzeka - dzisiejszy odcinek to dystans 3,5 km.
Tempo konwersacyjne, międzyczasy:
1 km - 5 min 35 sek
2 km - 12 min 11 sek
meta - 19 min 06 sek
Pierwsze 800 metrów do dziwny ból w kolanie, później ustało - widocznie za słaba rozgrzewka. Co najważniejsze, starałem się rozluźnić, i nie pojawiło się sztywnienie w stawach skokowych. Żadnej kolki też nie było, co mnie bardzo cieszy.
Dziś spotkała mnie pierwsza śmieszna biegowa historia. Biegłem przez nieciekawą okolicę i pod sklepikiem stała sobie grupka panów, którzy lubią raczyć się winkiem już od rana. Kiedy biegłem zaczęli wykrzykiwać obraźliwe hasła w stronę...policji! Jeden jegomość nawet przetruchtał za mną kilka metrów krzycząc "biegnij piesku, biegnij". Nie skojarzyłem o co mu chodzi, ale kiedy opowiadałem o tym później narzeczonej, przypomniała mi, że przecież w mieście mamy szkółkę policyjną, i pewnie zostałem wzięty za stróża prawa. No tak, młody, biegający, wysoki, w dresie w okolicach szkółki - pewny "pies" Tamtędy już nie będę biegał, zęby mi miłe
Pytanie: czy Wy też byliście zmuleni po pierwszych biegach? Niebawem idę do pracy, a oczy mi się zamykają...
Temperatura -3, chodniki zabielone przez delikatny śnieżek, godzina 7:50
Postanowiłem zrobić pętle niedaleko centrum miasta, by zobaczyć jak wylała nasza rzeka - dzisiejszy odcinek to dystans 3,5 km.
Tempo konwersacyjne, międzyczasy:
1 km - 5 min 35 sek
2 km - 12 min 11 sek
meta - 19 min 06 sek
Pierwsze 800 metrów do dziwny ból w kolanie, później ustało - widocznie za słaba rozgrzewka. Co najważniejsze, starałem się rozluźnić, i nie pojawiło się sztywnienie w stawach skokowych. Żadnej kolki też nie było, co mnie bardzo cieszy.
Dziś spotkała mnie pierwsza śmieszna biegowa historia. Biegłem przez nieciekawą okolicę i pod sklepikiem stała sobie grupka panów, którzy lubią raczyć się winkiem już od rana. Kiedy biegłem zaczęli wykrzykiwać obraźliwe hasła w stronę...policji! Jeden jegomość nawet przetruchtał za mną kilka metrów krzycząc "biegnij piesku, biegnij". Nie skojarzyłem o co mu chodzi, ale kiedy opowiadałem o tym później narzeczonej, przypomniała mi, że przecież w mieście mamy szkółkę policyjną, i pewnie zostałem wzięty za stróża prawa. No tak, młody, biegający, wysoki, w dresie w okolicach szkółki - pewny "pies" Tamtędy już nie będę biegał, zęby mi miłe
Pytanie: czy Wy też byliście zmuleni po pierwszych biegach? Niebawem idę do pracy, a oczy mi się zamykają...
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
23.01.2011
Rano delikatnie padał śnieg, i trochę się tego obawiałem, jednak do godziny 11 przeszło. Temperatura 1 stopień, czasami przebijało się słońce, więc było sympatycznie.
Kolega, który już trochę biega, zaproponował mały cross po pobliskim poligonie. Miałem trochę wątpliwości, ale pomyślałem - kurcze, czemu nie? Miało być ok 30-40 minut biegania.
Z 30 - 40 minut wyszła 1h10', dystans ponad 9 km!! Bieg umilała sympatyczna rozmowa, nawet nie wiedziałem, że tyle dam radę przebiec. Niezła niespodzianka!
Przede wszystkim sporo się dziś nauczyłem. Marcin świetnie nas rozgrzał, spokojnie prowadził bieg i elegancko schłodził na koniec delikatną przebieżką. Nic na wariata, wszystko powoli i spokojnie.
Nic mnie nie boli, niczego nie mam naciągniętego - czuję, że żyję!
Rano delikatnie padał śnieg, i trochę się tego obawiałem, jednak do godziny 11 przeszło. Temperatura 1 stopień, czasami przebijało się słońce, więc było sympatycznie.
Kolega, który już trochę biega, zaproponował mały cross po pobliskim poligonie. Miałem trochę wątpliwości, ale pomyślałem - kurcze, czemu nie? Miało być ok 30-40 minut biegania.
Z 30 - 40 minut wyszła 1h10', dystans ponad 9 km!! Bieg umilała sympatyczna rozmowa, nawet nie wiedziałem, że tyle dam radę przebiec. Niezła niespodzianka!
Przede wszystkim sporo się dziś nauczyłem. Marcin świetnie nas rozgrzał, spokojnie prowadził bieg i elegancko schłodził na koniec delikatną przebieżką. Nic na wariata, wszystko powoli i spokojnie.
Nic mnie nie boli, niczego nie mam naciągniętego - czuję, że żyję!
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Biegałem przed 22, było już trochę chłodno - ok 0 stopni.
Moja stała trasa wtorkowa, a do tego dołożyłem 1 km - razem nieco ponad 2,5 km.
18m12s - nieźle.
Biegło mi się świetnie, chociaż jeszcze czułem w nogach niedzielny poligon. Niestety dawały znać o sobie mięśnie w okolicach piszczeli. Może to śmieszne, ale wizualizowałem sobie, jak te miejsce rozluźniają się, i pomagało.
Dzisiaj pierwszy raz poczułem PRAWDZIWĄ radość z biegania. Byłem dumny, że widzę u siebie postęp, chociaż biegam od niedawna. A może uwierzyłem w siebie po niedzieli? Sam nie wiem.
No i dziś spotkałem po raz pierwszy biegacza w moich okolicach. Mieszka gdzieś niedaleko, bo dopiero się rozgrzewał - może kiedyś razem pobiegamy...Z twarzy wyglądał na buca, ale kto wie, może jest spoko. Niemniej na machnięcie ręką nie odpowiedział.
Zastanawiam się nad tym, jak zachowywać się po biegu w domu. Słyszałem już sporo opinii, jedni mi mówią, że mam wskakiwać od razu pod prysznic, drudzy, że mam się przebrać i odczekać. Póki co zaufałem tym drugim...
Ostatnio usłyszałem o kwietniowym biegu na 10 km w moich okolicach. Chyba pobiegnę - tylko tak myślę, że przed startem wypadałoby kilka razy te 10 km przebiec. Wyznaczam sobie termin - trzecia niedziela lutego to termin kiedy zaatakuję magiczną dziesiątkę. A co, do odważnych świat należy.
Jutro okaże się także, czy w piątek będę jechał do Decathlonu - na samą myśl cieszę się jak dziecko
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
27.01.2011
Zdradliwa pogoda - na chodnikach delikatny puszek, pod puszkiem gdzieniegdzie lód. Temp -5
ok. 4,2 km
27min57sec
Dziś nie miałem dobrego dnia. Czuje się zmęczony - niestety bieganie, praca w mojej głównej firmie i dorywcze pisanie artykułów daje o sobie znać. O 18 godzinie zasypiałem - dosłownie! Weekend miałem mieć wolny, jednak będę odbywał dwudniowe szkolenie. W przyszłym tygodniu wyjazd w delegację - krucho z odpoczynkiem, krucho.
Dzisiaj podczas biegu przemyślałem kilka spraw, i tak od jutra ruszam z programem pod 10 km: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=431, jednak pominę 2 lub 3 pierwsze tygodnie, muszę dokładnie dowiedzieć się, kiedy jest ta kwietniowa dycha. Po tym programie rozpocznę plan pod półmaraton: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=432 . Taki wybór będzie chyba najlepszy, i najbardziej logiczny. Możecie to potwierdzić lub zaprzeczyć? Dziękuję z góry.
Wyjazd do Decathlonu nie wyszedł - wypad do Poznania się nie udał. Wkurzyłem się, bo chciałem trochę odskoczyć od tego wszystkiego . Jednak zrobiłem to, co moja żona zawsze robi jak ma chandrę, czyli małe zakupy. Zamówiłem sobie na Allegro buty Ekideny 75 i koszulkę z długim rękawem Kalenji. Teraz na spokojnie zastanawiam się, czy z butami dobrze zrobiłem, bo wciąż mam dylemat, czy nie lepiej było dołożyć trochę i kupić coś lepszego. Niestety na ten moment mogłem pozwolić sobie tylko na tyle.
Na szczęście niebawem tygodniowy urlop - wyłączam telefon i skupiam się na regeneracji - fizycznej i mentalnej. Byle to urlopu...
Zdradliwa pogoda - na chodnikach delikatny puszek, pod puszkiem gdzieniegdzie lód. Temp -5
ok. 4,2 km
27min57sec
Dziś nie miałem dobrego dnia. Czuje się zmęczony - niestety bieganie, praca w mojej głównej firmie i dorywcze pisanie artykułów daje o sobie znać. O 18 godzinie zasypiałem - dosłownie! Weekend miałem mieć wolny, jednak będę odbywał dwudniowe szkolenie. W przyszłym tygodniu wyjazd w delegację - krucho z odpoczynkiem, krucho.
Dzisiaj podczas biegu przemyślałem kilka spraw, i tak od jutra ruszam z programem pod 10 km: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=431, jednak pominę 2 lub 3 pierwsze tygodnie, muszę dokładnie dowiedzieć się, kiedy jest ta kwietniowa dycha. Po tym programie rozpocznę plan pod półmaraton: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=432 . Taki wybór będzie chyba najlepszy, i najbardziej logiczny. Możecie to potwierdzić lub zaprzeczyć? Dziękuję z góry.
Wyjazd do Decathlonu nie wyszedł - wypad do Poznania się nie udał. Wkurzyłem się, bo chciałem trochę odskoczyć od tego wszystkiego . Jednak zrobiłem to, co moja żona zawsze robi jak ma chandrę, czyli małe zakupy. Zamówiłem sobie na Allegro buty Ekideny 75 i koszulkę z długim rękawem Kalenji. Teraz na spokojnie zastanawiam się, czy z butami dobrze zrobiłem, bo wciąż mam dylemat, czy nie lepiej było dołożyć trochę i kupić coś lepszego. Niestety na ten moment mogłem pozwolić sobie tylko na tyle.
Na szczęście niebawem tygodniowy urlop - wyłączam telefon i skupiam się na regeneracji - fizycznej i mentalnej. Byle to urlopu...
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
29.01.2011
Temperatura -3, bez dużego wiatru, więc całkiem przyjemnie.
Pierwsze podejście do programu na 10 km w 10 tygodni (zmodyfikowany plan 10 km w 14 tyg)
30 minut, 5 km
Dziś chrzest bojowy przeszły buty Kalenji Ekiden 75. Wybór był dobry, biega się wygodnie, czuję wielką różnicę między moimi starymi Adidasami. Nie żałuję zakupu.
Jestem po pierwszym dniu szkolenia - masakra, nie lubię takich spędów. Co jeden to mądrzejszy, a tak naprawdę gówno wiedzą. Popisy, lans i pokaz na siłę. Szczęście, że wykładowca jest ok, a obiad był w miarę dobry.
Od wczoraj zacząłem też pić Pluszzz z witaminami, może doda mi to trochę energii. Póki co wróciła mi jasność umysłu i znów zacząłem myśleć o tym, by popełnić zbrodnię małżeństwa . W końcu i tak mówię na moją lubą per żona, mieszkamy razem, mamy synka. Może przyszedł czas, by zalegalizować nasz związek?
I kolejna sprawa, która przyszła mi do głowy. Ile czasu musi minąć, aż w Polsce będzie taka sytuacja jak obecnie w Egipcie? Kiedyś ludzie stracą cierpliwość do tej całej politycznej szopki...
Tyle myśli podczas biegu na 5 km. Boję się co będzie jutro - 50 minut biegu. Kolega Marcin powiedział na poligonie coś fajnego - że boi się pobiec maratonu, bo natłok myśli przez ten czas by go zabił Coś w tym jest!
Temperatura -3, bez dużego wiatru, więc całkiem przyjemnie.
Pierwsze podejście do programu na 10 km w 10 tygodni (zmodyfikowany plan 10 km w 14 tyg)
30 minut, 5 km
Dziś chrzest bojowy przeszły buty Kalenji Ekiden 75. Wybór był dobry, biega się wygodnie, czuję wielką różnicę między moimi starymi Adidasami. Nie żałuję zakupu.
Jestem po pierwszym dniu szkolenia - masakra, nie lubię takich spędów. Co jeden to mądrzejszy, a tak naprawdę gówno wiedzą. Popisy, lans i pokaz na siłę. Szczęście, że wykładowca jest ok, a obiad był w miarę dobry.
Od wczoraj zacząłem też pić Pluszzz z witaminami, może doda mi to trochę energii. Póki co wróciła mi jasność umysłu i znów zacząłem myśleć o tym, by popełnić zbrodnię małżeństwa . W końcu i tak mówię na moją lubą per żona, mieszkamy razem, mamy synka. Może przyszedł czas, by zalegalizować nasz związek?
I kolejna sprawa, która przyszła mi do głowy. Ile czasu musi minąć, aż w Polsce będzie taka sytuacja jak obecnie w Egipcie? Kiedyś ludzie stracą cierpliwość do tej całej politycznej szopki...
Tyle myśli podczas biegu na 5 km. Boję się co będzie jutro - 50 minut biegu. Kolega Marcin powiedział na poligonie coś fajnego - że boi się pobiec maratonu, bo natłok myśli przez ten czas by go zabił Coś w tym jest!
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
30.01.2011
Temperatura -4 stopnie, bezwietrznie, super przyjemnie.
Drugi dzień z programem 10 km w 10 tygodnie
50 minut biegu, dystans 8 km wg Google Maps
Dziś biegło się wspaniale. To chyba zaleta tego, że wczoraj byłem strasznie zmęczony i usnąłem bardzo szybko. Dzisiaj wstałem o wspaniałej 6.30 - Wiktor dał mi pospać, więc byłem od rana wypoczęty. Do tego na szkoleniu wypiłem chyba z 4 kawy, więc power był. Wiem wiem, niezdrowo, ale bez kawy żyć nie mogę.
W słuchawkach zapuściłem sobie audiobooka i w drogę. Po jakimś czasie spojrzałem na zegarek, a tutaj już połowa czasu za mną - co książka potrafi zrobić z człowiekiem na piątym kilometrze minąłem się z nieznajomą mi (jeszcze) biegaczką - chyba biega w jakimś klubie - piękna sylwetka, szła ja burza. Też bym tak kiedyś chciał.Chciałem się przywitać machnięciem ręką i uśmiechem, jednak ta sympatyczna pani chyba jest nieśmiała, bo oczy w chodnik i ruraaaaa. Nieco dalej całą szerokością chodnika szła jakaś rodzinka z psem, więc wbiegłem na ulicę by ich wyminąć, i pomyślałem, "a co, niech zobaczą, jak się biega" i przyśpieszyłem, wyprostowałem się, pierś do przodu i biegłem tak sobie z 200 metrów niezłym tempem. Czułem się, jakbym leciał! Wspaniałe uczucie.
50 minut zleciało bardzo szybko, nie miałem większych problemów z pokonaniem dystansu. Kurcze, nie wiedziałem, że mam taką formę!
Edit:
W nagrodę strzeliłem sobie piwko - za zdrowie biegających!
Temperatura -4 stopnie, bezwietrznie, super przyjemnie.
Drugi dzień z programem 10 km w 10 tygodnie
50 minut biegu, dystans 8 km wg Google Maps
Dziś biegło się wspaniale. To chyba zaleta tego, że wczoraj byłem strasznie zmęczony i usnąłem bardzo szybko. Dzisiaj wstałem o wspaniałej 6.30 - Wiktor dał mi pospać, więc byłem od rana wypoczęty. Do tego na szkoleniu wypiłem chyba z 4 kawy, więc power był. Wiem wiem, niezdrowo, ale bez kawy żyć nie mogę.
W słuchawkach zapuściłem sobie audiobooka i w drogę. Po jakimś czasie spojrzałem na zegarek, a tutaj już połowa czasu za mną - co książka potrafi zrobić z człowiekiem na piątym kilometrze minąłem się z nieznajomą mi (jeszcze) biegaczką - chyba biega w jakimś klubie - piękna sylwetka, szła ja burza. Też bym tak kiedyś chciał.Chciałem się przywitać machnięciem ręką i uśmiechem, jednak ta sympatyczna pani chyba jest nieśmiała, bo oczy w chodnik i ruraaaaa. Nieco dalej całą szerokością chodnika szła jakaś rodzinka z psem, więc wbiegłem na ulicę by ich wyminąć, i pomyślałem, "a co, niech zobaczą, jak się biega" i przyśpieszyłem, wyprostowałem się, pierś do przodu i biegłem tak sobie z 200 metrów niezłym tempem. Czułem się, jakbym leciał! Wspaniałe uczucie.
50 minut zleciało bardzo szybko, nie miałem większych problemów z pokonaniem dystansu. Kurcze, nie wiedziałem, że mam taką formę!
Edit:
W nagrodę strzeliłem sobie piwko - za zdrowie biegających!
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
01.02.2011
Temperatura -6, bezwietrznie. Słyszałem plotki o powrocie zimy - masakra!!
30 minut + 4P
5,5 km
Dzisiaj miał biegać ze mną kolega. Dwa razy coś mu wypadało, ale zarzekał się, że dziś się stawi. (Nie)stety, znów mu nie wyszło. Może i dobrze, przynajmniej mogłem dalej słuchać mojego audiobooka. Z drugiej strony fajnie by było pobiegać z kimś. Może kiedyś uda mu się zdopingować i wyjść pobiegać.
Dziś biegało mi się tak sobie. Niby byłem super wypoczęty, ale podczas rozgrzewki dopadło mnie zmęczenie. W pewnym momencie chciałem już odpuścić, ale pomyślałem, że wstyd będzie napisać o tym w blogu - o ile ktoś go czyta. Niemniej pobiegłem, z czego bardzo się cieszę - nie ma przebacz, trzeba biegać! Po drodze mijałem jednego biegacza, biegł już ostatkiem sił, pewnie trochę kilometrów przebył. Jako, że go wymijałem na szybkim odcinku (byłem w momencie szybszej przebieżki) nie przywitałem się z nim, chciałem to uczynić podczas nawrotu, który miał miejsce za 100 metrów. Niestety, jak zawróciłem on skręcił między bloki i tyle go widziałem. Kurcze, mam teraz wyrzuty sumienia. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej wiem, że ktoś w sąsiedztwie biega - będę musiał z nim kiedyś zagadać. Dzisiaj wyjątkowo mocno dały o sobie znać łydki - pewnie to efekt przebieżek. Niby cztery serie po 70 kroków, ale jednak jakiś tam szok dla mięśni jest. No ale jak ktoś kiedyś powiedział - jak boli, to czujesz, że żyjesz. Czuję, czuję...
Wczoraj oglądałem z moją lepszą połówką dokument o porzuconych dzieciach. Kurcze, 30 minut myślałem o tym, że chyba chciałbym mieć drugie dziecko. Wiktorowi przydałaby się siostra...A może by tak adoptować dziewczynkę? Magda też kiedyś coś tam o tym przebąkiwała, a mi wczoraj gula w gardle stała jak widziałem te dzieciaczki, których nie chcieli rodzice. Podobno czterolatkom ciężko znaleźć dom. Kurcze, zaadoptowałbym...Poważnie! Trzeba nad tym pomyśleć.
W czwartek wyjeżdżam na dwudniową delegację, w programie widziałem, że do naszej dyspozycji będzie sauna, basen, jaccuzi i siłownia. Coś z tej czwórki przyda się biegaczowi? Nie mam pojęcia, bo do takich przybytków nie chadzam - nie lubię. Cieszę się natomiast, że będę miał okazję pobiegać w nieznanych mi rejonach. Bo oczywiście oprócz garnituru zabieram swoje klamoty do biegania. A co! Wieczorem będzie pewnie jakiś bal, więc przynajmniej szybciej mnie sen znuży
Dzisiaj po raz pierwszy wypiłem sobie izotonik po treningu - niebieski Oshee. Dobry nawet. Wypiłem połowę z 0,75 l, resztę zostawię sobie na czwartek. Nie chce pić całego na noc, to będę musiał później latać do wuceta
Przy okazji - chętnie kupiłbym kurtkę Kalenji XL. Może ma ktoś na sprzedaż?
Temperatura -6, bezwietrznie. Słyszałem plotki o powrocie zimy - masakra!!
30 minut + 4P
5,5 km
Dzisiaj miał biegać ze mną kolega. Dwa razy coś mu wypadało, ale zarzekał się, że dziś się stawi. (Nie)stety, znów mu nie wyszło. Może i dobrze, przynajmniej mogłem dalej słuchać mojego audiobooka. Z drugiej strony fajnie by było pobiegać z kimś. Może kiedyś uda mu się zdopingować i wyjść pobiegać.
Dziś biegało mi się tak sobie. Niby byłem super wypoczęty, ale podczas rozgrzewki dopadło mnie zmęczenie. W pewnym momencie chciałem już odpuścić, ale pomyślałem, że wstyd będzie napisać o tym w blogu - o ile ktoś go czyta. Niemniej pobiegłem, z czego bardzo się cieszę - nie ma przebacz, trzeba biegać! Po drodze mijałem jednego biegacza, biegł już ostatkiem sił, pewnie trochę kilometrów przebył. Jako, że go wymijałem na szybkim odcinku (byłem w momencie szybszej przebieżki) nie przywitałem się z nim, chciałem to uczynić podczas nawrotu, który miał miejsce za 100 metrów. Niestety, jak zawróciłem on skręcił między bloki i tyle go widziałem. Kurcze, mam teraz wyrzuty sumienia. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej wiem, że ktoś w sąsiedztwie biega - będę musiał z nim kiedyś zagadać. Dzisiaj wyjątkowo mocno dały o sobie znać łydki - pewnie to efekt przebieżek. Niby cztery serie po 70 kroków, ale jednak jakiś tam szok dla mięśni jest. No ale jak ktoś kiedyś powiedział - jak boli, to czujesz, że żyjesz. Czuję, czuję...
Wczoraj oglądałem z moją lepszą połówką dokument o porzuconych dzieciach. Kurcze, 30 minut myślałem o tym, że chyba chciałbym mieć drugie dziecko. Wiktorowi przydałaby się siostra...A może by tak adoptować dziewczynkę? Magda też kiedyś coś tam o tym przebąkiwała, a mi wczoraj gula w gardle stała jak widziałem te dzieciaczki, których nie chcieli rodzice. Podobno czterolatkom ciężko znaleźć dom. Kurcze, zaadoptowałbym...Poważnie! Trzeba nad tym pomyśleć.
W czwartek wyjeżdżam na dwudniową delegację, w programie widziałem, że do naszej dyspozycji będzie sauna, basen, jaccuzi i siłownia. Coś z tej czwórki przyda się biegaczowi? Nie mam pojęcia, bo do takich przybytków nie chadzam - nie lubię. Cieszę się natomiast, że będę miał okazję pobiegać w nieznanych mi rejonach. Bo oczywiście oprócz garnituru zabieram swoje klamoty do biegania. A co! Wieczorem będzie pewnie jakiś bal, więc przynajmniej szybciej mnie sen znuży
Dzisiaj po raz pierwszy wypiłem sobie izotonik po treningu - niebieski Oshee. Dobry nawet. Wypiłem połowę z 0,75 l, resztę zostawię sobie na czwartek. Nie chce pić całego na noc, to będę musiał później latać do wuceta
Przy okazji - chętnie kupiłbym kurtkę Kalenji XL. Może ma ktoś na sprzedaż?
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
02.02.2010
Między 1 a -3
"Stefan" + 30 min + 4P
5,5 km + 1,5 km = 7km
"Pierwszy raz Stefana"
Pamiętacie kolegę ze wczorajszego wpisu? Dziś udało nam się wspólnie pobiegać. Miało być 30 minut, a było trochę mniej. Niestety, Stefan nie miał dobrych butów i bolały go stopy. Do tego doszedł ból w piszczelach (skąd ja to znam ) co uniemożliwiło mu bieg. Na raty przedreptaliśmy ok 1,5 km, resztę czasu spędziliśmy rozciągając się i maszerując. 30 minut minęło sympatycznie, pogadaliśmy trochę o różnych sprawach i doszliśmy do wniosku, że "chodnik wszystko weryfikuje". Stefan biega na siłowni, jednak stwierdził, że ulica to zupełnie inna bajka Niemniej nie zniechęcił się, a wręcz przeciwnie - pewnie już przegląda bieganie.pl i szuka informacji na temat butów Fajnie, będzie z kim pobiegać.
Odprowadziłem Stefana do domu i postanowiłem zrobić swój jutrzejszy program - jednak nie zabieram rzeczy w delegację. Raz, że mama za małą torbę, a dwa, że różnie na takich wyjazdach bywa... Tak więc wolałem pobiegać dzisiaj, bo nie mogłem znieść myśli, że sobie czwartek odpuściłem.
Biegało się przyjemnie, jednak najgorsza była pogoda. Jak wychodziłem z domu, na termometrze była jedna kreska na plusie, a jak wróciłem to spadło do trzech na minusie. Woda, która była na chodnikach momentalnie zamarzała i w niektórych miejscach była dosłownie szklanka. Bałem się, że mogę zaliczyć glebę, ale udało mi się dobiec w całości, chociaż gdzieniegdzie było blisko pocałunku z ziemią.
W dni 30-minutowe biegam wokół Galerii Handlowej gdzie pracuję. Dzisiaj zauważyłem fajną akcję, mianowicie Straż Miejska stałą sobie na sygnale pod Galerią, i czekała na ludzi wychodzących z kina, którzy zaparkowali na miejscach dla inwalidów, inwalidami nie będąc Za pierwszym razem widziałem tylko Straż, na drugim okrążeniu Straż + kolejkę ludzi ze smętnymi minami. Widok bezcenny Dobrze im tak!
Zadziwia mnie jedna kwestia - widzę coraz więcej biegających ludzi. Zastanawiam się, czy to wysyp biegaczy, czy może wcześniej nie zwracałem na nich uwagi...
Między 1 a -3
"Stefan" + 30 min + 4P
5,5 km + 1,5 km = 7km
"Pierwszy raz Stefana"
Pamiętacie kolegę ze wczorajszego wpisu? Dziś udało nam się wspólnie pobiegać. Miało być 30 minut, a było trochę mniej. Niestety, Stefan nie miał dobrych butów i bolały go stopy. Do tego doszedł ból w piszczelach (skąd ja to znam ) co uniemożliwiło mu bieg. Na raty przedreptaliśmy ok 1,5 km, resztę czasu spędziliśmy rozciągając się i maszerując. 30 minut minęło sympatycznie, pogadaliśmy trochę o różnych sprawach i doszliśmy do wniosku, że "chodnik wszystko weryfikuje". Stefan biega na siłowni, jednak stwierdził, że ulica to zupełnie inna bajka Niemniej nie zniechęcił się, a wręcz przeciwnie - pewnie już przegląda bieganie.pl i szuka informacji na temat butów Fajnie, będzie z kim pobiegać.
Odprowadziłem Stefana do domu i postanowiłem zrobić swój jutrzejszy program - jednak nie zabieram rzeczy w delegację. Raz, że mama za małą torbę, a dwa, że różnie na takich wyjazdach bywa... Tak więc wolałem pobiegać dzisiaj, bo nie mogłem znieść myśli, że sobie czwartek odpuściłem.
Biegało się przyjemnie, jednak najgorsza była pogoda. Jak wychodziłem z domu, na termometrze była jedna kreska na plusie, a jak wróciłem to spadło do trzech na minusie. Woda, która była na chodnikach momentalnie zamarzała i w niektórych miejscach była dosłownie szklanka. Bałem się, że mogę zaliczyć glebę, ale udało mi się dobiec w całości, chociaż gdzieniegdzie było blisko pocałunku z ziemią.
W dni 30-minutowe biegam wokół Galerii Handlowej gdzie pracuję. Dzisiaj zauważyłem fajną akcję, mianowicie Straż Miejska stałą sobie na sygnale pod Galerią, i czekała na ludzi wychodzących z kina, którzy zaparkowali na miejscach dla inwalidów, inwalidami nie będąc Za pierwszym razem widziałem tylko Straż, na drugim okrążeniu Straż + kolejkę ludzi ze smętnymi minami. Widok bezcenny Dobrze im tak!
Zadziwia mnie jedna kwestia - widzę coraz więcej biegających ludzi. Zastanawiam się, czy to wysyp biegaczy, czy może wcześniej nie zwracałem na nich uwagi...
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
05.02.2011
Nie biegałem, chociaż sobota widnieje w moim planie treningowym. Powód? Piąta rocznica związku z moją lubą i pizza o średnicy 50 cm na stole. Kto by się nie skusił? Do tego doszedł padający deszcz, a do mnie nie doszła jeszcze kurtka, którą zamówiłem.
06.02.2011
Mżawka, ok 5 stopni C
30 min
5 km
Ach się dziś pogmatwało wszystko. Planowałem 9km...Tymczasem w nocy Wiktor obudził się z płaczem i prawie 40-stopniową gorączką. Przez cały dzień nie mogliśmy zbić mu temperatury i musieliśmy jechać z nim do szpitala. Wizyta w szpitalu trwała ponad 3h...Wizyta u lekarza, pobranie krwi i oczekiwanie na wyniki i znów wizyta u lekarza. Trzy godziny...Polska służba zdrowia to jakaś kiepska komedia. Na szczęście mój syn to pogodne dziecko i pomimo gorączki przez dwie godziny się bawił, więc jakoś zleciało. Okazało się, że Mały ma zapalenie dróg oddechowych i jakiegoś piekielnego wirusa, i trochę potrwa rekonwalescencja. Co najmniej tydzień w domu. Dla naszego małego diabełka to jak największa kara
Pół dnia w pracy i trzy godziny w szpitalu sprawiły, że totalnie nie miałem ochoty i siły na bieganie, ale zmotywowałem się do tego, żeby zrobić chociaż część planu na niedzielę. Zamiast 50 minut biegałem 30.
Mam małe wyrzuty sumienia, ale czuję się dziś wycieńczony. Naprawdę!
W ten weekend wydarzyło się coś jeszcze związanego z bieganiem, ale pochwalę się, jak będzie to oficjalnie potwierdzone. :]
Nie biegałem, chociaż sobota widnieje w moim planie treningowym. Powód? Piąta rocznica związku z moją lubą i pizza o średnicy 50 cm na stole. Kto by się nie skusił? Do tego doszedł padający deszcz, a do mnie nie doszła jeszcze kurtka, którą zamówiłem.
06.02.2011
Mżawka, ok 5 stopni C
30 min
5 km
Ach się dziś pogmatwało wszystko. Planowałem 9km...Tymczasem w nocy Wiktor obudził się z płaczem i prawie 40-stopniową gorączką. Przez cały dzień nie mogliśmy zbić mu temperatury i musieliśmy jechać z nim do szpitala. Wizyta w szpitalu trwała ponad 3h...Wizyta u lekarza, pobranie krwi i oczekiwanie na wyniki i znów wizyta u lekarza. Trzy godziny...Polska służba zdrowia to jakaś kiepska komedia. Na szczęście mój syn to pogodne dziecko i pomimo gorączki przez dwie godziny się bawił, więc jakoś zleciało. Okazało się, że Mały ma zapalenie dróg oddechowych i jakiegoś piekielnego wirusa, i trochę potrwa rekonwalescencja. Co najmniej tydzień w domu. Dla naszego małego diabełka to jak największa kara
Pół dnia w pracy i trzy godziny w szpitalu sprawiły, że totalnie nie miałem ochoty i siły na bieganie, ale zmotywowałem się do tego, żeby zrobić chociaż część planu na niedzielę. Zamiast 50 minut biegałem 30.
Mam małe wyrzuty sumienia, ale czuję się dziś wycieńczony. Naprawdę!
W ten weekend wydarzyło się coś jeszcze związanego z bieganiem, ale pochwalę się, jak będzie to oficjalnie potwierdzone. :]
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Okazuje się, że to o czym dziś napiszę jest pewne od 04.02. ale jakoś się zgapiłem i nie zauważyłem wyników Dziś wiadomość przekazał mi Stefan :]
<famfary>
Panowie i Panie, wygrałem konkurs, w którym nagrodą był Brooksy z nowej kolekcji + koszulka!!
</famfary>
Konkurs został zorganizowany przez Marka Jaroszewskiego, czyli stronę http://www.4run.pl . Zadanie było dosyć trudne - odgadnąć jaki model Brooksów znajduje się na konkursowym zdjęciu. Odpowiedzi było wiele, jednak zadanie okazało się trudniejsze niż wszyscy myśleli. Dwoiłem się i troiłem, a niczego w Google nie mogłem znaleźć. Później pojechałem w delegację i już miałem o tym wszystkim zapomnieć gdy w piątek podczas śniadania mnie olśniło: trzeba napisać do Brooks USA!! Co najgorsze, nie miałem dostępu do sieci, więc dwugodzinna podróż do domu minęła mi na wierceniu się w fotelu i emocjach. Wpadam do domu, odpalam Facebooka - prawidłowa odpowiedź jeszcze nie padła. Mail do Brooks USA, i nerwowe oczekiwanie. Sprawdzam skrzynkę po kwadransie i...jest!! Otwieram wiadomość a tu rozczarowanie...Autoodpowiedź, że ktoś napisze do mnie w ciągu 1-2 dni roboczych. Ehh...Na wszelki wypadek kazałem mojej narzeczonej sprawdzać co jakiś czas skrzynkę, ja musiałem iść do pracy.
Minęły trzy godziny i nagle telefon: Marcin, jest jakiś mail po angielsku. Ciśnienie skoczyło jak cholera, czytaj kobieto, czytaj !! I padają słowa - Brooks Gazelle.
Kończę rozmowę, odpalam na telefonie Facebooka, ręce się trzęsą, publikuje odpowiedź. Jest, jestem pierwszy!
I tak to było. Będę miał Brooksy!! Dla mnie to coś niewyobrażalnego, wciąż nie mogę uwierzyć. Dziś chyba jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
<famfary>
Panowie i Panie, wygrałem konkurs, w którym nagrodą był Brooksy z nowej kolekcji + koszulka!!
</famfary>
Konkurs został zorganizowany przez Marka Jaroszewskiego, czyli stronę http://www.4run.pl . Zadanie było dosyć trudne - odgadnąć jaki model Brooksów znajduje się na konkursowym zdjęciu. Odpowiedzi było wiele, jednak zadanie okazało się trudniejsze niż wszyscy myśleli. Dwoiłem się i troiłem, a niczego w Google nie mogłem znaleźć. Później pojechałem w delegację i już miałem o tym wszystkim zapomnieć gdy w piątek podczas śniadania mnie olśniło: trzeba napisać do Brooks USA!! Co najgorsze, nie miałem dostępu do sieci, więc dwugodzinna podróż do domu minęła mi na wierceniu się w fotelu i emocjach. Wpadam do domu, odpalam Facebooka - prawidłowa odpowiedź jeszcze nie padła. Mail do Brooks USA, i nerwowe oczekiwanie. Sprawdzam skrzynkę po kwadransie i...jest!! Otwieram wiadomość a tu rozczarowanie...Autoodpowiedź, że ktoś napisze do mnie w ciągu 1-2 dni roboczych. Ehh...Na wszelki wypadek kazałem mojej narzeczonej sprawdzać co jakiś czas skrzynkę, ja musiałem iść do pracy.
Minęły trzy godziny i nagle telefon: Marcin, jest jakiś mail po angielsku. Ciśnienie skoczyło jak cholera, czytaj kobieto, czytaj !! I padają słowa - Brooks Gazelle.
Kończę rozmowę, odpalam na telefonie Facebooka, ręce się trzęsą, publikuje odpowiedź. Jest, jestem pierwszy!
I tak to było. Będę miał Brooksy!! Dla mnie to coś niewyobrażalnego, wciąż nie mogę uwierzyć. Dziś chyba jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
08.02.2010
Temperatura 5 C, ale wiało tak, że czasem brakowało mi tchu.
30 min + 4P
Przeciągnąłem bieg do 33min54s - w tym czasie przebiegłem 6,1 km
Nie wiem co się ze mną dzieje - podczas biegu strasznie czuje łydki. Staram się dobrze rozgrzewać, ale chyba coś robię nie tak. Ból zaczął mijać dopiero ok czwartego kilometra. W domu zaserwowałem sobie rozciąganie i zimny prysznic na łydki - wyczytałem to u PATATAJCA. Jak nie piszczele, to teraz łydki...Taki chyba los początkującego. Jednak ból jest chwilowy, a sława wieczna, jak to ktoś kiedyś gdzieś napisał! Dziś zaplanowałem sobie trasę na niedzielne 60 minut - równe 10 km. Ciekawe czy dam radę.
W końcu zamówiłem sobie kurtkę, bo bieganie w bawełnianej bluzie powoli mnie dobija. Mam nadzieję, że do piątku dotrze. Super Sprzedający, więc ciała dać nie powinien.
Temperatura 5 C, ale wiało tak, że czasem brakowało mi tchu.
30 min + 4P
Przeciągnąłem bieg do 33min54s - w tym czasie przebiegłem 6,1 km
Nie wiem co się ze mną dzieje - podczas biegu strasznie czuje łydki. Staram się dobrze rozgrzewać, ale chyba coś robię nie tak. Ból zaczął mijać dopiero ok czwartego kilometra. W domu zaserwowałem sobie rozciąganie i zimny prysznic na łydki - wyczytałem to u PATATAJCA. Jak nie piszczele, to teraz łydki...Taki chyba los początkującego. Jednak ból jest chwilowy, a sława wieczna, jak to ktoś kiedyś gdzieś napisał! Dziś zaplanowałem sobie trasę na niedzielne 60 minut - równe 10 km. Ciekawe czy dam radę.
W końcu zamówiłem sobie kurtkę, bo bieganie w bawełnianej bluzie powoli mnie dobija. Mam nadzieję, że do piątku dotrze. Super Sprzedający, więc ciała dać nie powinien.
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
10.02.2010
Temperatura 5 C, PRZEOKROPNY wiatr.
30 min + 5P
Postanowiłem znów polecieć na odcinek 6,1km, tym razem nie zerkając na zegarek. Na "mecie" okazało się, że przebiegłem ten dystans w 31min31sek!
Zacznę od tego, że dotarła do mnie wiatrówka Kalenji. Dziwną mają rozmiarówkę, bo XL była za krótka na długość i w rękawach, XXL jest na styk, ale za szeroka. Totalny bezsens, no ale taka moja natura - wysoki, ale trochę chudy. Jednak lepsza taka, niż bawełniana bluza, komfort biegu jest nieporównywalny.
Nogi niosły mnie wyjątkowo, nic mnie nie bolało, oprócz zakwasów na łydkach z wtorku, i nagle ok 100 m ode mnie pojawił się wielki kocur. Chyba był jakiś chory, bo wyliniały jakiś, zgędziały strasznie. Ja do niego "szzzzzzzzzzzz" a ten się nastroszył i coś tam z siebie wydaje za dźwięki. Przed oczyma miałem wizję, że jest wściekły i mnie ugryzie no to zrobiłem tak, jak ktoś opisywał w temacie "Jak radzicie sobie z pieskami" - ręce w górę i hurrrrrra, na kota. A ten jak nagle wyrwał, ale co najlepsze - nie do krzaków, które miał obok, tylko chodnikiem w przeciwną stronę do mojego biegu. Ogon mu się nastroszył, i leciał chyba ze 100 m do najbliższego domku jednorodzinego. Komicznie to wyglądało, śmiesznie biegł z tym napompowanym ogonem
Tempo narzuciłem ciutkę szybciej niż zawsze, ale byłem ciekawy czy dam radę. Dałem. Piątą przebieżkę zamieniłem na 300 m finishu i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że wiatr wiał mi prosto w twarz, i ledwo oddychałem - powietrze łapałem jak ryba wyrzucona na brzeg. No ale co mnie nie zabije to wzmocni.
Zastanawiam się nad kupnem Garmina, tylko czy faktycznie jest mi potrzebny? Trzeba to przemyśleć.
Temperatura 5 C, PRZEOKROPNY wiatr.
30 min + 5P
Postanowiłem znów polecieć na odcinek 6,1km, tym razem nie zerkając na zegarek. Na "mecie" okazało się, że przebiegłem ten dystans w 31min31sek!
Zacznę od tego, że dotarła do mnie wiatrówka Kalenji. Dziwną mają rozmiarówkę, bo XL była za krótka na długość i w rękawach, XXL jest na styk, ale za szeroka. Totalny bezsens, no ale taka moja natura - wysoki, ale trochę chudy. Jednak lepsza taka, niż bawełniana bluza, komfort biegu jest nieporównywalny.
Nogi niosły mnie wyjątkowo, nic mnie nie bolało, oprócz zakwasów na łydkach z wtorku, i nagle ok 100 m ode mnie pojawił się wielki kocur. Chyba był jakiś chory, bo wyliniały jakiś, zgędziały strasznie. Ja do niego "szzzzzzzzzzzz" a ten się nastroszył i coś tam z siebie wydaje za dźwięki. Przed oczyma miałem wizję, że jest wściekły i mnie ugryzie no to zrobiłem tak, jak ktoś opisywał w temacie "Jak radzicie sobie z pieskami" - ręce w górę i hurrrrrra, na kota. A ten jak nagle wyrwał, ale co najlepsze - nie do krzaków, które miał obok, tylko chodnikiem w przeciwną stronę do mojego biegu. Ogon mu się nastroszył, i leciał chyba ze 100 m do najbliższego domku jednorodzinego. Komicznie to wyglądało, śmiesznie biegł z tym napompowanym ogonem
Tempo narzuciłem ciutkę szybciej niż zawsze, ale byłem ciekawy czy dam radę. Dałem. Piątą przebieżkę zamieniłem na 300 m finishu i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że wiatr wiał mi prosto w twarz, i ledwo oddychałem - powietrze łapałem jak ryba wyrzucona na brzeg. No ale co mnie nie zabije to wzmocni.
Zastanawiam się nad kupnem Garmina, tylko czy faktycznie jest mi potrzebny? Trzeba to przemyśleć.
Do biegania nakłonił mnie mój synek.
-
- Wyga
- Posty: 116
- Rejestracja: 20 sty 2011, 13:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
12.02.2010
Temperatura -5 C, bezwietrznie.
Programowo: 30 min
Dzisiaj pobiegłem easy 6,1 km - 34min38sek
Co tu dużo pisać - luźniutkie 6 km, bez zadyszki, bez problemów. Jutro programowo mam 60 min biegu, mam nadzieję, że pęknie 10 km.
Temperatura -5 C, bezwietrznie.
Programowo: 30 min
Dzisiaj pobiegłem easy 6,1 km - 34min38sek
Co tu dużo pisać - luźniutkie 6 km, bez zadyszki, bez problemów. Jutro programowo mam 60 min biegu, mam nadzieję, że pęknie 10 km.
Do biegania nakłonił mnie mój synek.