Długo męczyłem się z tym bieganiem...
5 lat temu.
Tata: Ostatnio w radiu słuchałem jak ktoś się wypowiadał o bieganiu. Mówił, że warto próbować w ten sposób, że na początku biegamy na przykład 3 minuty i potem robimy 3 minuty przerwy i powtórzyć to trzy razy. I w sumie rzeczywiście po jakimś czasie pewnie są dobre efekty.
Ja: W sumie.
4 lata temu.
„coś tam kiedyś gadaliśmy że bieganie... kurde może trzeba się poruszać trochę... a dobra trzeba. Halówki? O jeszcze się nie rozpadły idę biegać...”
Generalnie to nie biegajcie w halówkach po asfalcie. Nie biegajcie w halówkach po asfalcie. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem że odcisk na pięcie może zająć całą powierzchnię pięty. Wiecie, że może?
3 lata temu.
„dobra już naprawdę muszę pobiegać, zero kondycji, zero wszystkiego”
Google: bieganie.
„o są jakieś stronki, zobaczę co tam na nich napisali... buty trzeba mieć żeby biegać odpowiednie, o i jakieś plany są... 10 tygodniowy? 5 x 2 minuty biegu i takie przerwy długie? Luzik...”
Poszedłem do sklepu po buty. Jak łatwo się domyślić to był zwykły obuwniczy z markowymi butami, a na stronach nie czytałem czym się charakteryzują buty do biegania, po prostu mają być do biegania. Więc wszedłem do sklepu, „dzień dobry, poproszę buty do biegania”, „proszę bardzo”. I wtedy właśnie na szczęście dla mnie zdarzył się jakiś wyjątkowy zbieg okoliczności. Mierzyłem akurat buty do biegania... po hali (w sumie to były trochę lepsze halówki od tych co miałem parę lat temu), i już prawie je brałem, aż tu nagle wchodzi pan w dziwnym wdzianku (teraz sam takie noszę) i mówi „chcesz biegać? Nie w takich butach, te się nie nadają”. Zwątpiłem. „lepiej weź takie z siateczką... na przykład takie, tutaj jest wentylacja lepsza i podeszwa grubsza.” Podziękowałem za tamte buty (swoją drogą to pan sprzedawca nie był uradowany) wróciłem na stancję i znowu Google: buty do biegania. Są... drogie buty. Coś tańszego by się przydało... o może te New Balance? „hm hm, ho ho, i 199 zł tylko (tylko w porównaniu z innymi cenami) i są u mnie w mieście? Jea idę po buty.” Przymierzyłem nowe buty... W życiu nie miałem czegoś takiego na nogach, amortyzowały tak mocno, że czułem jakbym pływał w tych butach. „No wiadomo że biorę. Tylko czemu 44,5 aż, skoro mój rozmiar to 42/43? Nieważne i tak biorę, przecież siateczka jest”.
Są buty jest bieganie.
Pierwszy tydzień planu 10-cio tygodniowego.... „jeszcze 30 sekund tych pierwszych 2 minut. Koniec, o ludzie, to jakaś masakra jest czy coś. Dobra jeszcze za oczyszczalnię, potem z powrotem”.
Kilka/naście dni później.
„Ho ho ale biegam, już trzy minuty mogę i żaden problem (pomyślałem tak po pierwszej długości)”. Po ostatniej długości wracałem do domu tyłem. Tak rwały mnie łydki, że nie bardzo mogłem iść konwencjonalnie. Oprócz tego kolejna niespodzianka. Jako, że był to pierwszy raz kiedy tak wziąłem się za uprawianie jakiegokolwiek sportu, a dodatkowo zaczęła się budowa domu no i pomagać trzeba było, to organizm chyba nie bardzo wierzył w to co się dzieje i kazał mi przestać. W nocy łapały mnie takie skurcze, że pewnego razu cały dzień mnie pod łydką bolało. Na szczęście nie był to dzień treningowy.
No i tak biegałem sobie ten plan. Raz trochę łatwiej raz trochę ciężej. I dobiegałem do... 9 tygodnia. I koniec. Dacie wiarę? Nie pamiętam czemu się nie wziąłem za 30 minut biegu bez przerwy, ale prawdopodobnie zaczęły się studia. „dobra jakoś będzie, pobiegam przecież sobie za 2 tygodnie, jest ciepło w październiku jeszcze i dokończę ten plan”.
2 lata temu.
„K**wa skończyła się zima jest wiosna a ja co... siedzę. Idę biegać. I znowu to samo, plan 10 tyg. prawie od początku ale co tam”. Po drodze musiałem kupić nowe buty bo tamte jakoś tak się zdarły (tak znowu te za duże, przecież fajne były).
„Ale dziwnie jakoś... tak biegam sobie i jak wieje to mokra koszulka mi się przykleja do pleców, niefajnie. Chyba powinienem kupić jakiś ciuch do biegania”. Kupiłem koszulkę biegową z mega technologiami i byłem zadowolony. No dobra to biegam. I tym razem udało się :D przebiegłem 30 minut bez przerwy. Dacie wiarę? „Uff dobra teraz prysznic, zjem i siądę na chwilę przed telewizor. No jestem bardziej zmęczony niż zwykle, ale to normalne, w końcu nigdy aż tyle nie biegałem. Ciekawe co tam w telegazecie... ale dziwnie... jak odwracam głowę w lewo i patrzę pod kątem na ekran to widzę co jest wyświetlone, a jak patrzę normalnie to nie widzę. Hehe ale bajer, o widzę, cyk nie widzę. Chyba jednak bardziej się zmęczyłem”.
Znowu zaczęły się studia, ale dobrze jest biegam coś tam. „to teraz już na pewno będę biegał zimą”
Ostatnia zima.
Nie biegam.
No i wreszcie jest teraz.
„Koniec, 3 podejście znowu muszę kupić buty i już nie ma mowy o jakichś przerwach, zwłaszcza że po wszystkich świętach i ogólnie po zimie jest co robić”. Tym razem bardziej zastanowiłem się nad wyborem butów. „skoro mam tak szerokiego platfusa (no wiecie takie określenie na stopę, nie że jest pokrzywiona) szczególnie w przedniej części, to może kupię buty które będą... pasowały?” I są, rozmiar 4... czekajcie tylko sprawdzę... 42,5 stopa elegancko w nich sobie jest.
„I co, znowu trzeba zacząć prawie od początku biegać ten głupi plan... rzygam nim”. No ale co było innego do zrobienia pobiegłem. Tym razem się dziwiłem. Nie dość że zacząłem biegać 2 razy 5 minut i pomiędzy 2 minuty przerwy (taka moja modyfikacja) to po dwóch tygodniach pobiegłem 2 razy 11 minut, a po kolejnych dwóch przymierzałem się do 30 minut. Szok. Pytałem już Was czy dacie wiarę?
„Ale co to. Czyżby przydała się ta specjalna bielizna do biegania? Co to za obtarcia? O zniknęły... no to można dalej biegać”.
Dzisiaj jest dzisiaj i jest sesja i obrona licencjatu, więc póki co to muszę trochę zwolnić i biegam tak raz w tygodniu 30 minut, żeby podtrzymać poziom. Ale jeszcze dwa tygodnie i się kończy nauka. Plan na wakacje – przebiec 10 kilometrów.
Machnąłem taki tekst żeby zachęcić tych, którzy podobnie jak ja tracą od czasu do czasu motywację. Może się wydawać, że ktoś mi kazał biegać, ale robiłem to tylko i wyłącznie dla siebie, bo chciałem biegać, no i dalej chcę. Liczę na to że tym razem już nie zatnę się na początku zimy

Do biegania nie używam żadnych specjalistycznych sprzętów (pulsometry, itp.) po prostu lecę w takim tempie, żeby po biegu być konkretnie zmęczonym.
Bieganie jest fajne mówię wam.