Już na pierwszym treningu zostałem zaatakowany przez 2 psy (w odstępie dosłownie minuty). Oczywiście musiałem stanąć :/ Nie skończyło się na warczeniu czy obślinianiu. Musiałem dosłownie wierzgać nogami i kopać by uniknąć pogryzienia!! Mymieniłem kilka obejżywych uwag z właścicielami ('o Boże o Boże zrobi pan krzywdę Pimpkowi') po czym pobiegłem dalej. Wczoraj znowu wyskoczył pies - tym razem nie kundelek tyko prawdziwe bydle.
Sam mam w domu psa ale jestem zmuszony zadać pytanie: czy ktoś wie jakie byłyby skutki prawne traktowania każdego podbiegającego tuż do nogi, szczekającego i klapiącego zębami psa gazem? (Zmuszony byłem kupić sobie taki). W końcu pies powinien być na smyczy, w kagańcu. Dla mnie ryzyko pogryzienia jest zbyt duże by za każdym razem czekać co zrobi takie warczące bydle. (Inna sprawa to psy które tylko podbiegają i np. merdają ogonem. Tu byćmoże wystarczy potraktowanie właściciela stosowną wiązką słowną

Będę wdzięczny za odpowiedź. Ja nie zrezygnuję.