Mniej się tu ostatnio dzieje, to zaktualizuję swoje zapiski
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Po tygodniu regenracji po mauratonie (1 maja) zacząłem lekkiego BPS-a pod Nocny HM. Założyłem sobie, że sensowny trening mogę zrobić do 5 czerwca, a potem 10 dni luzowania. Pmiędzy 5 maja i 10 czerwca udało się, jeśli chodzi o akcenty: 1x11km oraz 2x13km TWL (1km 3:55 / 1km 4:25), chyba 2 biegi BC2 między 10-16km. CO niedziela long (między 22-26km), z tego godny odnotowania 1 przebiegnięty w formie BNP, gdzie 10km BC1, 5km BC2 i 5km w granicach 4:00-4:05. Do tego, celem poczucia trochę prekości i nieco siły, pobiegłem 2 treningi 6x200m z solidną dawką siłu i skipów + 6x1km. Wszystko oczywiście okraszone dawką BC1, bieganych spokojnie i na tętno. Ostatni TWL z powyższej rozpiski zrobiłem dokładnie 4 czerwca, bo na środę 5 czerwca wypadła mi nieplanowana wcześniej operacja stomatologiczna, która... skończyła się 7 szwami. Na moje nieśmiałe, że za 10 dni mam HM, mój stomatolog: "spokojnie, nic Ci nie będzie. W zasadzie od jutra możesz biegać, przyjdź w piątek na kontrolę, a 2 dni przed biegiem zdejmiemy szwy i będzie ok". No dobra... Wyszedłem "jutro", na 8km BC1, tętno w kosmosie, boli jak cholera - no nie widzę tego. Piątek kontrola - "wszystko ok, przyjdź 2 dni przed na zdjęcie szwów. A mogę coś mocniejszego? Bo to boli jednak? SPokojnie, ciągną Cię szwy, tam nie ma ciśnienia - możesz biegać." No dobra, polazłem na BC2 -> 10km, i w sumie poza bólem wszystko gra. We wtorek jeszcze zrobiłem 6x1km, w czwratek zdjęcie szwów, w piątek 5km rozruchu i sobota start!
Ja ktoś jest ciekawy - wszystko jest na garminie i stravie
Tutaj 2 dygresje:
1) W 2 tygodniu maja kupiłem sobie nowy zegarek: Garmin 935. Nie pisał bym o tym, gdyby nie 2 istotne z punktu widzenia sportowego rzeczy:
a) ma dokładniejszy GPS, przez co okazało się, że trasa po której biegam ciągłe i tempówki jest w rzeczywistości... 50-60 metrów krótsza niż myślałem. To daje kilkanaście sekund na tempie.
b) ma pomiar tętna z nadgarstka, który u mnie działa dobrze do tempa na 5km. Czyli dopóki bieg jest w miarę kontrolowany - pokazuje dobrze. Tam, gdzie już wchodzę bardziej w rytm sprinterski i zaczynam mocno pracować rękami - tam się gubi. ALe z praktycznego punktu widzenia: biegając BC1, BC2, tempa HM, tempa T10, T5, czy biegi TWL wskazania są wiarygodne!
2) W ostatnich tygodniach przed HM zrobił się straszny upał... jak ja nie cierpię upału. Ale trzeba sobie radzić więc:
a) specjalnie wychodziłem na treningi o 18-19 (a nie 21-22) oraz w weekend koło południa żeby przystosować się do warunków
b) w tygodniu startowym w zasadzie od czwartku już popijałem małymi łykami izotoniki i wodę.
SOBOTA - 15.06.2019
Dzień koszmarny. Wstałem rano, żar leje się z nieba - 34 stopnie w cieniu. No dramat. Do tego każda pogoda podaje co innego na wieczór: jedni 22 stopnie i pochmurno, inni 28, ktoś burze, inny deszcz. Każdy swoje - co ma by, to będzie. Ok 18-tej u mnie w domu nawałnica, koło 19-tej się skończyła - pojechałem na stadion (30 minut autem), a tam... sucho. Zaparkowałem ok 1,5km od linii startu (nie dało się bliżej) i czekałem, bo... o 20-tej tam zaczęło padać, ale o 21 przestało. Myślę sobie ok, truchtam na start, po drodze lekka rozgrzewka. Było gęsto, a start z płyty spowodował, że strefa najszybsza musiała przepychać się przez wszystkie wcześniejsze strefy żeby stanąć na starcie! No paranoja, kto to wymyślił? Dlatego już 25-30 minut przed startem przeciskałem się do strefy. Dopchałem się po ok 5-6 minutach i co tu robić przez kolejne 20... Rozglądam się i widzę, że otwarta jest barierka na płytę stadionu - rozgrzewa się elita. Ale obok elity też kilku amatorów, zatem poszedłem i ja
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Byli Artur Kozłowski i Szymon Kulka, kilku Afrykanów i kilku nieznanych mi biegaczy. Nie miałem oczywiście prawa tam być, natomiast barierka była tuż koło mnie, nikomu nie przeszkadzałem - stwierdziłem, że zamiast cisnąć się w tłumie to trochę wymachów + kilka rytmów nie zaszkodzi. Na koniec, na niecałe 10 minut przed startem, skierowałem się w stronę swojej strefy rzucając do Artura tylko z daleka "Powodzenia", które switował uśmiechem - nie chciałem chłopakom przeszkadzać, nie podchodziłem.
Na starcie: duszno i gorąco. Miałem ze sobą wodę - polałem czapkę i koszulkę. Zrobiło mi się lekko chłodniej. Sekundy lecą - a w oddali słychać grzmoty i widać błyski na niebie. Organizator mówi, że jak będzie gradobicie albo inne ekstrel\malne rzeczy, to zamyka bieg, co skwitowaliśmy w rozmowach między sobą: "to fajnie, a o my mamy zrobić na środku trasy w centrum miasta"? No nic :D
Na minutę do startu - odpalenie znicza olimpijskiego na wieży zegarowej! No ciarki mnie przeszły - mega uczucie stojąc tam, na stadionie. W zasadzie wtedy, 20 sekund przed startem, dotarło do mnie - że ja muszę przebiec to na maksa choćby nie wiem co. Wiem, brzmi głupio, patetycznie i w ogóle - ale kurczę tak było, takie momenty mają coś w sobie.
10 sekund do startu, odliczanie: oglądam szybko: stoję koło 10 rzedu, start całą szerokością toru, a za 100 metrów wąska brama i jeszcze węższe rondo... no będzie grubo! 5-4-3-2-1-START.
1km
W zasadzie wyścig "kto pierwszy do bramy". Po 5 metrach dostaję łokciem, sam oddaję, ktoś mnie popycha, ja kogoś - no cud i miód. Do tego bieg slalomem, bo w elicie byli też - oprócz najszybszych - zawodnicy zaproszeni przez organizatora, typu prezydent miast biegnący na 2h. No super pomysł postawić na starcie ludzi biegnących 3:00 i 6:00, a za nimi 3:30. Grejt! Jakoś udało się te pierwsze metry przetrwać i wybiec na różyckiego. Nadłożyłem ze 30-40 metrów slalomu, ale chyba było warto. Km w 4:05
2-3km
Ulica Różyckiego, most (podbieg i zbieg. W zasadzie bez historii. 4:05, 4:05. Tempo jak zaprogramowane, ale czuję że zaczynam się gotować. Do tego mam wrażenie, że flagi są lekko za blisko, tj. GPS pika mi ok 5-6 metrów za flagami. No nic, zobaczymy na 5km. Tętno 181 - za dużo. Mój max to ok 203-204, 10km biegam koło 184. Muszę lekko zwolonić.
4km
Podbieg na estakadę na placu społecznym. Lekko zwolniłem, 4:09. Zaczyna się mocniej błyslać i kropić. iech już spadnie ten deszcz!
5-6km.
Pułaskiego, bieg koło Dworca Głównego, Ślężna. Trochę pod wiatr, ale się tym nie przejmuję. Wiem, że trasa za kilka km zakręci i będzie z wiatrem. Jest ciężko, gorzej niż myślałem. Adrenalina startowa lekko puszcza i gęba zaczyna boleć. Trudno. Pozytyw jest taki, że ZACZYNA PADAĆ. Jupi! 4:03-4:04. W międzyczasie przebiegliśmy wyrównanie do 5km (na trasie wrocławskich biegów każdy 5km jest z atestu w punkcie - stąd niespodzianki). Spodziewałem się, że tam będzie duża korekta tempa - a tu niespodzianka, tylko 18 sekund, co oznacza że jest całkiem szybko. Co jakiś czas wyprzedzam biegaczy, mnie raczej nikt nie wyprzedza. W międzyczasie wodopój - 2 łyki wody, 2 kubek na głowę i jedziemy dalej. Tętno 179-180 - decyduję się tak biec.
7-8km.
Ślężna i Wiśniowa. Lekko zwolniłem 4:08-4:07, tętno lekko wyższe. Jest pod wiatr - co przyjmuję z pokorą. Odbiorę za 2-3km, będzie w plecy. Spokojnie. W międzyczasie, po zwolnieniu, wyprzedza mnie kilkanaście osób wyglądających już słabo. Co Ci ludzie robią? Dopiero 1/3 biegu - czy oni 10km chcą biec i paść? Nie moja sprawa. Podpinam się za nimi. W tym czasie regularnie pada.
9-10km
Powstańców Śląskich... Kostka, rondo, kostka - nie no super, mokra kostka i już regularnie leje. ALE ALE. Moje Saucony Fastwitch okazują się świetnie trzymać na mokrym! Nigdy nie biegłem w nich po mokrej kostce układanej na ulicy (a nie kostce ze ścieżek rowerowych) - świetny but! Zaczynam się powoli zastanawiać, na co mnie dzisiaj stać i który mogę być. Zakładam się w głowie sam ze sobą - chcę być w pierwszej 500! Muszę! Wiem, że lecę poniżej 1:30, ale do znacznika 10km nie wiem dokładnie na ile (nie do końca ufam GPS), szacuję że 1:30 pobiegnie z 600-700 osób. 4:04, 4:03 Znacznik! 41:20! Tym razem przesuniecie tylko kilka sekund! Jest dobrze, to czas na 1:27, jest dobrze. Tętno cały czas koło 180! Przy okazji wodopój: 2 łyki picia, kubek na plecy. Potem sprawdzę w domu w necie - okaże się, że w tym miejscu byłem już 270 open.
11-12-13km
Kilometry mijają. Podwale, Plac Jana Pawła, Ruska, Rynek, Ostrów Tumski. Cały czas pada, biegniemy jednym długim wężem, w którym powoli i mozolnie pnę się do góry. Co kilkadziesiąt-kilkaset metrów wyprzedam pojedyncze osoby, wiele z nich znam z widzenia: to mocniejsi ode mnie biegacze! Do tego praktycznie cały czas ludzie: klaszczą, krzyczą, dopingują! Dogonienie i wyprzedzanie dodaje mi sił, w zasadzie nie patrzę na kilometry, koncentruję się na kolejnych ludziach z przodu. 4:01, 4:05, 4:00. Tętno skacze 183-185, jest za mocno! Ty się tak nie podniecaj - jeszcze połowa biegu przed Tobą. Karcę się w głowie.
14-15km
Sienkiewicza, Ogórd Botaniczny, podbieg na Most Pokoju. W międzyczasie wodopój. No, zaczyna się robić ciężko, ale dalej pod kontrolą. Wodopój. 2 łyki piję, reszta na głowę. Zaczynam się zastanawiać, czy wylewanie picia na głowę ma sens w tym deszczu. Nie wiem, ale na wszelki wypadek wylewam. Trochę płacę za szaleństwa poprzednich km. 4:07, 4:02. Znacznik! 01:01:44. Dalej w czasie, ale podbieg już czułem (chwilowo tętno 188)! Potem sprawdzę w domu, że na odcinku 5km przesunąłem się o 30 miejsc i byłem 240.
16-17km
Biegniemy przy Urzędzie i dookoła Galerii Dominikańskiej. Już czuję ten HM. Jest cieżej, ciągle leje. To jest ten moment, żeby przypomnieć sobie styczniowe treningi robione o 21, w wietrze i błocie - nie po to się tam wtedy męczyłeś, żeby teraz puścić. Nie po to tydzień temu leciałeś BC2 ze szwami w gębie i w 30 stopniach żeby teraz puścić! Trzymasz. 4:04, 4:06, tętno koło 183-185 i tak już bęzie do końca biegu. To moje średnie tętno z 10km - zatem biegnę max tego, co jeszze mam w baku.
18km
Podbieg na most grunwaldzki i wodopój. Stąd już tylko 3km długiej prostej do mety. Wodopój! Kubek łyk piję, reszta na głowę. Nie zastanawiam sie nad sensem - w zasadzie to mi wszystko jedno. Jest cieżko, ale w tym momencie wiem, że tego już nie odpuszczę. Doganiam jakieś 2-3 osoby, z którymi później będę się tasował już do samej mety. 4:05
19-20km. Tutaj lekki i długi podbieg od placu grunwaldzkiego pod most. Prawie niewyczuwalny, ale jest - wiem, bo jeżdżę tam codziennie do pracy. Potem zbieg z mostu i dość ostry zakręt i ulica Różyckiego. Rany, czemu ona taka długa! Przysiągł bym, że 1,5 godziny temu była krótsza... Jeszcza zakręty? One tu były? 4:07, 4:06. Na znaczniku 1:22:20! Wiem już że to będzie mocno poniżej 1:27! nie puszczę tego, nie ma siły!
21km-meta.
Kończy się Różyckiego, wbiegamy przez bramę stadionu! Długa prosta, rondo. Słyszę z głośników, że dekorują OPEN. 3 Kulka, 2 Kozłowski(!), 1 jakiś Etiopczyk Dali radę (widziałem na starcie co najmnie 3 Afrykanów - więc chłopaki musieli co najmniej 2 skasować!). To pozwala nie myśleć o tym, że jest już cholernie ciężko. Rzucam co jeszcze zostało. Obiegam rondo i ile można to w kierunku mety. Równo ze mną biegnie jakiś biegacz - w zasadzie się nie ścigamy, ale po prostu mocno razem biegniemy. Błoto niemiłosierne, buty się ślizgają. 4:06 i ostatnie 250 metrów w tempie 3:45.
Przebiegam, stopuję stoper. Opieram się o bandę. Po jakichś 30 sekundach dochodzę do siebie, idę po medal izotonik. 1:26:35 netto! W tych warunkach! Ekstra wynik, przed biegiem brałbym w ciemno 1:27. Rozmawiam chwilę ze znajomymi, ale zaczyna być zimno. Okrywam się kocem termicznym i truchtam w deszczu 1,5km do auta. W wynikach PDF jestem 221 open i 81 w M30 - to pokazuje, że było ciężko, w takich biegach taki czas to raczej miejsce koło 4-5% stawki, a nie najelsze 2-2,5%. W domu patrzę na wykres tętna: średnie z ostatnich kilometrów 183, wszystko kręciło się w przedziałach 181-188. Średnie HR z biegu: 179. Dałem max, co miałem.
Było warto!
PS Jestem cholernie zadowolony z zegarka. Był to mój pierwszy start z nim i wszystko zagrało. Całkowity dystans pokazał 21,23 km - czyli dołożył tylko 140 metrów (gdzie ja sam jestem pewien że te 40 to rzeczywiście nadłożyłem na 1km - bo biegłem tam slalomem i dużo nadrabiałem na 2 rondach). Czyli sam zegarek od siebie tylko 100m na dystansie HM! I to w mieście przy zachmurzonym niebie! Do tego wskazania HR i wskazania kilometrów oraz tempa średniego / ostatniego okrążenia - wiarygodne. W zasadzie nie było w tym biegu momentu, gdzie bym wątpił we wskazania. Rewelacja.
Plany: teraz z 2 tygodnie luźniego biegania, a potem się zobaczy. Jestem zapisany na maraton 15 września
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)